Przejdź do treści

Jak polubić swoją pracę?

istockphoto.com
istockphoto.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Monotonia, okropny szef, niesympatyczni współpracownicy – nasza praca nie zawsze jest źródłem przyjemności i satysfakcji. Można jednak chociaż spróbować nieco polubić to, co robimy, zwłaszcza, jeśli nie widać na horyzoncie żadnej alternatywy. Jak to zrobić? Z psycholożką i coachem Izabelą Kielczyk rozmawia o tym Marcin Kozłowski.

Marcin Kozłowski: Lubi pani swoją pracę?

Izabela Kielczyk: Lubię.

A za co?

Za kontakt z ludźmi, ciągle dzieje się coś nowego. Na rynek wchodzą nieustannie nowe rodzaje szkoleń. Pracuję z różnymi branżami – zarówno z firmami produkującymi śrubki, jak i z ubezpieczycielami czy prawnikami. Podoba mi się to, że mogę podróżować, zwiedziłam wiele miast.

Nowi ludzie, ciekawe wyzwania, służbowe podróże – ten opis pasuje do wielu zawodów, a jednak chyba niewiele osób przyznaje, że lubi to, co robi.

To prawda. Ludzie czasem nie doceniają tego, co mają. Pytają: „i z czego tu się cieszyć?”. Doceniają to dopiero wtedy, kiedy zostają zwolnieni. Bywa jednak tak, że to nie jest narzekanie dla narzekania, tylko rzeczywista uciążliwość.

Na co narzekamy najczęściej?

Częstym powodem jest zmiana szefa – wcześniej był ktoś bardzo fajny, a teraz jest nowa osoba, o zupełnie innym podejściu i wymaganiach. Pojawia się też wypalenie, nie odczuwamy satysfakcji, zwłaszcza jeśli przez kilkanaście lat wykonujemy te same obowiązki. Nawet jeśli koniec końców lubimy to, co robimy, to przeszkadza nam też atmosfera w miejscu pracy, która np. uległa w ostatnim czasie pogorszeniu. Narzekamy też na zarobki.

kobieta zmęczona pracą

Dlaczego jest tak, że robimy to, czego nie lubimy? To wydaje się nielogiczne.

Są osoby, które zostały prawnikami albo lekarzami, bo to rodzinna tradycja i wybór zawodu został dokonany w atmosferze przymusu. Ludzie są też niesieni z prądem życia – w myśl zasady „co zaproponują, to wezmę”. Kolega mówi: „chodź do nas, fajna praca, dobrze zarobisz”. I taki ktoś idzie. Jego zawód to przypadek, a nie kwestia świadomego wyboru. A potem się męczy.

Powiedzmy, że nie chcę lub nie mogę rzucić mojej obecnej pracy. Co mogę zrobić, żeby tak się w niej nie męczyć?

Zastanówmy się, co ta praca mi daje. A może dawać np. to, że dzięki niej mogę utrzymać rodzinę i zapewnić bliskim poczucie bezpieczeństwa. Traktujmy to po prostu jako „robotę do wykonania”. Przychodzę, robię, wychodzę, a poza pracą znajduję coś, co sprawia mi przyjemność i daje satysfakcję. Jakieś chociażby najprostsze hobby, które nada naszemu życiu sens.

To naprawdę działa?

Miałam klienta, który utrzymywał żonę i trójkę dzieci. Wiedział, że nie może rzucić pracy, której nie cierpiał. Wrócił do tego, co kiedyś bardzo lubił robić – do wyścigów samochodowych. Kilka razy w miesiącu jeździł na tor. Po pewnym czasie sam stwierdził, że w ogóle się zastanawia, czy odejście z pracy byłoby rzeczywiście tak dobrym pomysłem, jak wydawało mu się wcześniej. Miał w swoim życiu miejsce na coś, co pozwalało mu na odreagowanie stresu, poczucie spełnienia, którego nie dawała praca.

Zanim jednak pojadę na taki tor, muszę swoje w pracy odbębnić. Mogę jakoś uprzyjemnić sobie ten czas?

Polecam z pozoru drobne rzeczy, jak wyjście na lunch czy chociażby na zewnątrz, na świeże powietrze. Chwila rozmowy ze współpracownikiem, telefon do bliskiej osoby. Zamiast jechać do pracy autem lub komunikacją miejską, można się przejść lub wsiąść na rower. Chodzi przede wszystkim o złapanie innej perspektywy, zrobienie czegoś inaczej niż zazwyczaj. Przykładowo – mam do napisania raport, więc zamiast pisać go przy biurku, robię to na schodach. Wymyślam coś dla klienta – chodzę po firmie i nagrywam się na dyktafon. Włączam swoją ulubioną muzykę. Szukajmy czegoś, co doda nam energii i urozmaici nieco monotonię dnia.

Dla wielu osób najgorsze jest poczucie, że nie tylko nie lubią swojej pracy, ale też nie mogą nic z tym zrobić.

W większości przypadków mogą! Nie wolno stać w miejscu i wmawiać sobie, że „mam związane ręce”. Co prawda nie mogę zmienić okropnego szefa, ale mogę chociaż spróbować na początek zmienić dział, stanowisko. Do tego jednak konieczna jest chociaż minimalna inicjatywa z naszej strony. Miałam klientów, którzy nieustannie czekali na sygnał od działu kadr. Pytam ich dlaczego. „Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedzieli mi, że po jakimś czasie awansuję”. A rozmowa kwalifikacyjna była osiem lat temu.

Klienci często też mówią, że czekają, aż zostaną zwolnieni. Sami nie odejdą, bo boją się konsekwencji. Może się przecież okazać, że dostaną gorszą pracę. „Wtedy będę miał do siebie pretensje, a jeśli zostanę zwolniony, to będę mógł powiedzieć, że to przez głupiego szefa”. Łatwiej jest niektórym po prostu zrzucić na kogoś winę, niż samemu podjąć ryzyko.

Kiedy jest więc ten moment, w którym to ryzyko powinniśmy podjąć i po prostu rzucić pracę, której nienawidzimy, zamiast próbować ją zaakceptować?

Zanim podejmiemy jakąkolwiek decyzję, trzeba być świadomym, że w pracy nie wszystko się lubi, co nie znaczy, że nie jest fajna. Przykładowo, nie lubię układać materiałów szkoleniowych, bo bardzo mnie to nudzi i denerwuje, ale uwielbiam prowadzić same szkolenia. Jeśli jednak jest to ciągłe niezadowolenie utrzymujące się przez miesiące, już w niedzielę martwię się, że jutro trzeba rano wstać, nie pomógł dłuższy urlop i żadne inne sposoby, to ewidentnie czas na zmianę.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zwłaszcza jeśli tkwimy na danym stanowisku przez długie lata.

Są osoby, które na kompletną zmianę decydują się koło czterdziestki, a więc w momencie, gdy dla wielu osób jest to szczyt kariery. Uświadamiają sobie, że to, co robili dotychczas, nie sprawiało im radości i było obciążeniem. Często to dla nich osobista tragedia – zaczynać wszystko od początku. Radzę im, by najpierw się zorientowali, czy nowa profesja, na której chcą się skupić, rzeczywiście byłaby dla nich lepsza niż obecna.

Zamiast pójść na kurs za 20 tys. zł, na początek niech wybiorą dziesięć razy tańszy. Tłumaczę też, że chociaż nie lubili swojej poprzedniej pracy, nie był to czas stracony. Zdobyli doświadczenie, umiejętności, poznali mnóstwo ludzi. Pracowałeś jako prawnik? Wiesz, jak zakładać firmę. Byłeś informatykiem? Potrafisz projektować strony internetowe. Nawet jeśli nie był to najszczęśliwszy czas, może paradoksalnie bardzo się przydać w rozpoczęciu nowej życiowej ścieżki.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: