Przejdź do treści

Nie wchodź za bardzo w rolę

Nie wchodź za bardzo w rolę
Ilustracja: shutterstock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Jestem przecież matką”, „Jestem kierownikiem”, „Jestem reprezentantem tej firmy”. Bardzo często takimi zdaniami tłumaczymy swoje zachowanie. Może jednak nie warto za bardzo się skupiać na swojej roli?

Generalnie jako ludzie mamy tendencję do tego, żeby nasza jedna życiowa rola determinowała niemal w całości nasze zachowanie. – Rozmawiałem z wieloma menedżerami i dyrektorami firm, którzy nie potrafią poradzić sobie z tym, że członkowie ich rodziny traktują ich inaczej niż współpracownicy – mówi Robert Zaborowski, psycholog. Inaczej, czyli jak? – Chodziło im o to, że dzieci czy współmałżonkowie przerywają im w pół zdania, lekceważą ich, krytykują czy nawet okazują im mniej szacunku niż podwładni w pracy – dodaje. Menedżerowie mają z tym kłopot, bo zbyt mocno utożsamiają się z jedną ze swoich ról. W tym przypadku jest to rola zawodowa. Zdarzają się też sytuacje odwrotne.

– Znam kobietę, która w pewnym momencie życia mimo bardzo dobrego wykształcenia zrezygnowała z pracy zawodowej. Zaczęła prowadzić dom i opiekować się dziećmi, rewelacyjnie sprawdzając się w roli mamy – mówi Robert Zaborowski. – Niestety, rola o nazwie „matka” przesłoniła jej świat. Od tamtej pory, gdy ta kobieta miała ochotę wybrać się na maraton zumby, tłumaczyła sobie, że przecież ma dzieci i popołudnia powinna spędzać w domu. Podobnie było, gdy pojawiała się propozycja spotkaniami z koleżankami czy wyjścia do teatru. Wszystkie te aktywności kiedyś bardzo lubiła – opisuje psycholog. Skupienie się na jednej z ról sprawiło, że przestała zadawać sobie pytania typu: „Co daje mi przyjemność?”, „Co sprawi, że zrobię krok do przodu i uda mi się rozwinąć?”, „Co jest moim marzeniem?”. Zaczęła patrzeć na swoje życie przez pryzmat kolejnych zadań, jakie ma do wykonania. Wszystkie te zadania wywodziły się z jednej roli – roli mamy.

– Do tego dochodzi fakt, że gdy za bardzo skupiamy się na naszych rolach rodzinno-domowych, takich jak „odpowiedzialny ojciec”, „oddana żona” czy „dobra córka”, frustrację może w nas budzić to, że rodzina traktuje nas inaczej niż znajomi czy koledzy z pracy. Inaczej niż nasi podwładni czy szef. Rodzina zna nasze najsłabsze i najmocniejsze strony. Od dzieci rodzice często się dowiadują, że są w czymś słabi – komentuje psycholog. – Powody są proste: w rodzinie słabiej się kontrolujemy, bo dużo mniej mamy do stracenia – dodaje.

Logika stosowności czy logika konsekwencji?

W psychologii często używany jest podział na logikę stosowności i logikę konsekwencji. Ta pierwsza pojawia się, gdy decyzje podejmujemy na podstawie tego, co wypada nam zrobić. Czego oczekują od nas inni. Co pasuje do roli, w jakiej w tym momencie jesteśmy. Przykład? Wymagający szef, który nie wychodzi na parkiet w czasie imprezy integracyjnej, bo boi się, że straci w ten sposób szacunek swoich podwładnych. Z drugiej strony jest logika konsekwencji, w której chociaż na chwilę odrywamy się od swojej roli i podejmując decyzję, bierzemy pod uwagę, jakie efekty ta decyzja przyniesie nam w dalszej perspektywie. Czy nauczymy się czegoś nowego, przydatnego w innych rolach niż ta, którą obecnie odgrywamy? Czy wynikną z niej jakiekolwiek korzyści? Do czego jeszcze nas zaprowadzi taka decyzja? Ten drugi sposób zachęca do wykonywania kolejnych kroków z większym namysłem i spokojem. I jednocześnie z mniejszą impulsywnością. Jest coś jeszcze: gdy nie identyfikujemy się zbyt mocno ze swoją rolą, łatwiej nam przyznać się do własnych słabości i…

…przyznać się do błędów!

– Z większością ról społecznych wiąże się silny ładunek emocjonalny – mówi Robert Zaborowski. – Ktoś, kto nazwany zostanie odpowiedzialnym ojcem, ma pokusę, żeby być wzorem dla swoich dzieci. Ktoś inny, kto dostał nagrodę w pracy za świetne wykonywanie obowiązków, zaczyna panicznie bać się porażki i sytuacji, w której popełni błąd – przekonuje psycholog. Właśnie wtedy nabranie dystansu do swojej roli może się przydać. – Chodzi o potoczne „odpuszczenie sobie” – podpowiada Zaborowski. Chodzi o to, żeby umieć przyznać się do błędu, gorszego nastroju czy zwyczajnie dać innym wygrać w dyskusji. I uświadomić sobie, że czyjaś wygrana w tej dyskusji nie musi oznaczać naszej przegranej.

– Rozmawiałem z mężczyzną, który często od swojej partnerki słyszał, że nie spędzają razem ze sobą czasu. Że za rzadko wychodzą do kina, na spacer czy do restauracji. Doradziłem mu, żeby przestał szukać kontrargumentów w rodzaju „Przecież dwa tygodnie temu byliśmy na randce” i skończył z trzymaniem się za wszelką cenę roli zaangażowanego partnera – mówi psycholog. – Zachęciłem go, żeby zamiast tego zapewniał swoją dziewczynę co do uczuć, jakie wobec niej żywi, i któregoś razu zwyczajnie obiecał, że zwróci na wspólne wyjścia większą uwagę. Uniknął dzięki temu tłumaczenia się i formułowania olbrzymich obietnic, które musi spełnić. Pomyślał o konsekwencjach, a nie o impulsywnym sprzeczaniu się i bronieniu swojego zdania – dodaje Zaborowski.

O człowieku wielu ról mówi się homo sociologicus. Żyjemy w świecie, w którym każdego dnia odgrywamy dziesiątki ról: zawodowych, rodzinnych, towarzyskich. Wszystkie one wiążą się ze zobowiązaniami wobec innych. Może czasem warto odpuścić i nie rozmyślać zbyt mocno o tym, czy to, co robimy, pasuje do wizerunku dobrego pracownika lub troskliwego małżonka? I zrobić to, co może przynieść coś fajnego: i nam, i osobom dookoła nas.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: