Przejdź do treści

– Do pasji w pracy trzeba podchodzić ostrożnie. Psycholog Sylwia Michalczyk o pracoholiźmie

Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Pracoholicy mają często tendencję do skupiania się na drobiazgach, o których nie będą pamiętać za dwa dni lub w najgorszym wypadku za dwie godziny. Skupiają się na błahostkach, rozmieniają się na drobne. Ich zachowanie przypomina trochę to, co robi kolekcjoner monet, który ogląda swoje zbiory, koncentrując się na drobnych znaleziskach. – Ten numizmatyk robi to jednak dla przyjemności, relaksu. A gdy w pracy zaczynamy skupiać się na detalach zamiast na dużych projektach i ważnych sprawach, coś ważnego może nawet nam umknąć. I mimo że jesteśmy zaangażowani w pracę i szczerze ją lubimy, to ktoś, kto patrzy na nią z większym dystansem i bardziej całościowo, może mieć lepsze wyniki od nas – mówi psycholog Sylwia Michalczyk.

Kiedy szczęście jest pracą

„Jestem szczęściarą, bo bardzo lubię swoją pracę”, „Pracowałabym, nawet gdybym nie dostawała za to pieniędzy”, „Moja praca całkowicie mnie pochłania” – często słyszymy takie zdania od osób, które chwalą się tym, jak świetnie odnajdują się wśród swoich zawodowych obowiązków. – Opowiadamy dzieciom, jak fajnie jest zajmować się w pracy tym, co nas interesuje. Od przedszkola próbujemy zarazić je jakąś pasją, wierząc, że to po kilkunastu latach ułatwi im dorosłe życie – mówi psycholog Sylwia Michalczyk. – I z pewnością jest w tym wiele racji. Jeśli robimy zawodowo to, co nas kręci i w duszy nam gra, życie robi się łatwiejsze. Ale uważajmy, bo do pasji trzeba podchodzić ostrożnie – radzi psycholog.

„Nie bądź Japończykiem”

Po pierwsze, gdy naszą pasją jest to, co robimy w pracy, możemy mieć tendencję do zwykłego przepracowywania się. – Mija osiem, dziesięć, w końcu mija kilkanaście godzin. A my wciąż pracujemy i mamy gotowe wytłumaczenia: „Ja to naprawdę lubię”, „Świetnie się z tym czuję”, „Teraz w sumie spędzam tu wolny czas, bo sprawia mi to przyjemność”. Są to objawy uzależnienia, nie możemy uwolnić się od pracy. Rodzina i znajomi tymczasem sugerują nam: „Nie pracuj tyle, nie bądź takim Japończykiem” – mówi Sylwia Michalczyk. – Nasz organizm potrzebuje wyraźnych granic: gdzie się zaczyna, a gdzie kończy praca. Gdzie jest ten czas, kiedy muszę być czujna, a gdzie mogę odpuścić – tłumaczy psycholog.

Argument numer dwa: gdy pracujemy dużo, a praca zaczyna nam się mieszać z hobby, nawet nasza największa wydajność i najlepsze osiągnięcia przestają robić na kimkolwiek wrażenie. Nawet na nas samych. – Warto wyczuć moment, gdy kolejny świetnie napisany e-mail, kolejna wzorowo zredagowana strona raportu czy funkcjonalna tabelka w Excelu nie dają nam satysfakcji, nie rozwijają nas i w zasadzie nic nam nie dają. Może poza krótką, miłą myślą, że zrobiliśmy coś dobrze. Znowu – mówi psycholog.

 

Jest zasada, która mówi, żeby inwestować czas i energię w to, co będzie miało znaczenie za jakiś czas, na przykład za rok od momentu, w którym jesteśmy teraz

Sylwia Michalczak / psycholog

Jak rozpoznać ten moment? – Jest zasada, która mówi, żeby inwestować czas i energię w to, co będzie miało znaczenie za jakiś czas, na przykład za rok od momentu, w którym jesteśmy teraz – tłumaczy. Pracoholicy mają często tendencję do skupiania się na drobiazgach, o których nie będą pamiętać za dwa dni lub w najgorszym wypadku za dwie godziny. Skupiają się na błahostkach, rozmieniają się na drobne. Ich zachowanie przypomina trochę to, co robi kolekcjoner monet, który ogląda swoje zbiory, koncentrując się na drobnych znaleziskach. – Ten numizmatyk robi to jednak dla przyjemności, relaksu. A gdy w pracy zaczynamy skupiać się na detalach zamiast na dużych projektach i ważnych sprawach, coś ważnego może nawet nam umknąć. I mimo że jesteśmy zaangażowani w pracę i szczerze ją lubimy, to ktoś, kto patrzy na nią z większym dystansem i bardziej całościowo, może mieć lepsze wyniki od nas – ostrzega Sylwia Michalczyk.

W pracy jak w kasynie

Z pracą może być jak z wizytą w salonie gier. Co radzi się najczęściej osobom, które zamierzają przekroczyć próg jaskini hazardu? Żeby przed otwarciem drzwi do takiego salonu ustaliły, ile pieniędzy mogą wydać. Górną, nieprzekraczalną granicę. – Podobnie może być z godzinami pracy. Pracuję osiem godzin dziennie. Za mało? OK. Niech będzie dziewięć do dziesięciu godzin, w końcu lubię swoją pracę. Ale już ani kwadransa dłużej. Potem znajduję czas na inne aktywności, żeby nie być w pracy non stop – radzi psycholog. – Czasami na moich klientów dobrze działa w takich sytuacjach proste zdanie: „Miej szacunek do samego siebie”. Czyli do swojego czasu, ciała, myśli, całego organizmu, który musi mieć chwilę przerwy i okazję do zwykłego wyłączenia się z trybu „praca” – dodaje. Jest jeszcze jeden argument: osoby, dla których praca jest pasją, zwykle najchętniej i najwięcej mówią właśnie o pracy. W konsekwencji trudno się z nimi rozmawia. Wystarczy zapytać: „Co u ciebie?”, żeby usłyszeć o wszystkim, co działo się ostatnio w ich firmie. Wszystko sprowadzają do pracy. Warto na to uważać. Przecież chcemy być dobrymi kompanami do rozmowy.

Zobacz także

Pracować jak najmniej

Psycholog i mówca motywacyjny Jacek Walkiewicz opisuje historię swojej koleżanki, która pracowała jako lektorka obcego, egzotycznego języka. I otwarcie przyznawała się, że nie lubi swojej pracy. Traktowała ją tylko jak narzędzie do zarobienia pieniędzy, które pozwolą jej żyć na dobrym, satysfakcjonującym ją poziomie. Postanowiła więc, że będzie pracować dokładnie 10 godzin tygodniowo. „Nie dlatego, że nie może więcej. Dlatego, że nie chce więcej, bo chce mieć czas na to, co lubi bardziej i z czego nie uczyniła źródła dochodu. Jak sama mówi: praca z pasją odebrałaby mi ten czas dla siebie, który bardzo sobie cenię. Dlatego nie żyję z pasji” – cytuje ją Jacek Walkiewicz. To skrajne podejście, ale może warto wziąć z niego to, że czasem warto oddzielić pasję od pracy. Żeby móc się skupić i na jednym, i na drugim.

Pasja niesie ze sobą wiele pozytywów. Założę się, że wolisz odwiedzić restaurację, w której właściciel do jej prowadzenia podchodzi z pasją, niż bar, w którym wszyscy przyjmujący zamówienia traktują gości w taki sam, beznamiętny i standardowy sposób. W tym pierwszym miejscu gospodarz dba o miły nastrój, jest gotowy opowiedzieć ci o składnikach każdej potrawy i pewnie ma przygotowane specjalne stoliki dla dziecka. Bo o tym pomyślał. Bo podchodzi do swojej pracy z pasją.

Co z tego wynika? Może taka rada: pracujmy z pasją. Ale w odpowiednim momencie wyłączmy lub wyciszmy tę pasję. Potraktujmy ją jak świetny moment startu, paliwo, żeby coś zacząć z energią i entuzjazmem. A potem, gdy wykonamy swoje obowiązki, znajdźmy czas i energię na coś innego. Choćby na inną pasję, już nie tę zawodową.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: