Przejdź do treści

„Nie mów: jak będziesz czegoś potrzebować, to zadzwoń. Powiedz: będę do ciebie dzwonić”. Psycholog o wsparciu w żałobie

Anna Bajkowska Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Zdarzało mi się pracować z pacjentami, którzy po uronieniu 3 łez na konsultacji, mówili mi, że przepraszają za to, że tak intensywnie płaczą. A bywało, że musiałam umówić kolejne spotkanie konsultacyjne, żeby zebrać potrzebne informacje, bo osoba płakała przez prawie 50 minut – mówi Anna Bajkowska, psycholog i psychoterapeutka. W rozmowie z Hello Zdrowie mówi o tym, jak przeżywać żałobę.

Nina Harbuz: Jaki jest największy mit na temat żałoby, który może utrudniać jej przeżywanie?

Anna Bajkowska – psycholog i psychoterapeutka w Fundacji Nagle Sami: Takich mitów jest kilka, a jeden z nich mówi, że żałoba trwa rok. To się przekłada na oczekiwania, jakie mają wobec siebie osoby w żałobie. Mają nadzieję, że kiedy minie 12 miesięcy od śmierci bliskiej osoby, to wszystko nagle będzie prostsze. A często okazuje się, że wcale tak nie jest. I te kilka dni, czy tygodni, po pierwszej rocznicy, jest szczególnie trudnym czasem, bo wracają wspomnienia sprzed roku. Ponadto, ten mit ma więcej konsekwencji. Po około roku bliscy zaczynają wycofywać swoje wsparcie. Oczekują, że osoba w żałobie stanie na nogi, zacznie sobie radzić. Dodatkowo trudne są sprzeczne komunikaty płynące z otoczenia osoby w żałobie. Z jednej strony mówią, że skoro minął rok, to nie ma powodu, żeby ciągle płakać, a z drugiej, dziwią się, że po trzech latach ktoś wyjeżdża na wakacje albo idzie na randkę. Więc wątpliwości na temat tego, ile powinna trwać żałoba są bardzo częste wśród moich klientów.

To ile powinna trwać?

Tak naprawdę nie ma ściśle wyznaczonych ram trwania żałoby.

Ten rok to społeczne widzenie procesu, od momentu śmierci, do pierwszej rocznicy. W badaniach psychologicznych mówi się, że niepowikłana żałoba może trwać nawet do 4 lat.

Niedawno miałam okazję spotkać się z osobą, która straciła kogoś bliskiego 25 lat temu, w bardzo tragicznych okolicznościach. I przez te 25 lat nie miała przestrzeni, żeby przepracować to doświadczenie, opłakać stratę. Dopiero teraz zgłosiła się po wsparcie.

Jak to możliwe, że przez 25 lat nie domknęła się żałoba?

Nie zawsze jest na to przestrzeń. Zdarzają się sytuacje, kiedy np. w wypadku ginie jeden z członków rodziny, a pozostali są ciężko ranni. Wówczas, osoba, która żyje nie ma przestrzeni na przeżywanie żałoby, bo jest zmobilizowana do walki o życie bliskich. W takich sytuacjach żałoba pojawia się z odroczeniem, kiedy sytuacja staje się bezpieczna i pojawia się miejsce na to, żeby zamiast walczyć, czuć emocje. Bywa też tak, że jeden z członków rodziny jest „delegatem” do nieprzeżywania. To ktoś, kto ma być silny, dawać sobie radę, ogarnąć pozostałych bliskich i zdarza się, że są to osoby, które po wielu latach, gdy pojawiają się kolejne straty w ich życiu, zaczynają przeżywać emocje, dla których wcześniej nie było przestrzeni.

Anna Bajkowska.
Zdj: archiwum prywatne

A czy jest czas, po którym można mówić, że żałoba trwa za długo?

Samo kryterium czasu nie jest wystarczające, żeby mówić, że żałoba jest w jakiś sposób powikłana. Warto przede wszystkim zwrócić uwagę na emocje, jakich doświadcza osoba w żałobie oraz ich intensywność. Warto jednak odnieść tę ocenę do wiedzy, na temat jak ten człowiek funkcjonował i radził sobie z kryzysowymi sytuacjami wcześniej.

Zdarzało mi się pracować z pacjentami, którzy po uronieniu trzech łez na konsultacji, mówili mi, że przepraszają za to, że tak intensywnie płaczą. A bywało, że musiałam umówić kolejne spotkanie konsultacyjne, żeby zebrać potrzebne informacje, bo osoba płakała przez prawie 50 minut.

Są oczywiście sygnały, które powinny wzmóc czujność otoczenia. Jeżeli osoba w żałobie nie śpi przez dłuższy czas, jeśli nie je i chudnie w zauważalny sposób, jeżeli ma trudności z wywiązywaniem się z codziennych obowiązków i trwa to tygodniami, jeśli nie jest w  stanie chodzić do pracy, opiekować się dziećmi, czy wywiązywać z innych ról. Wówczas może pojawić się nam czerwona lampka ostrzegawcza, że dzieje się coś niedobrego, np. na proces żałoby nakłada się stan depresyjny, który od żałoby trudno jest odróżnić, bo objawy są dość podobne. Dlatego, tak ważna jest czujna reakcja najbliższych, którzy, jeżeli poczują niepokój, mogą zasugerować wizytę u lekarza psychiatry, albo spotkanie z psychoterapeutą.

W powszechnej świadomości funkcjonuje przekonanie, ze żałoba dzieli się na etapy. To może utrudniać przeżywanie żałoby komuś, kto się w nie wpisuje.

Klienci są teraz coraz bardziej świadomi i nieraz są zaniepokojeni, że jakiegoś etapu nie przeżyli lub nie doświadczyli jakiejś emocji.

W Fundacji Nagle Sami odeszliśmy od koncepcji etapów i zastąpiliśmy ją metaforą schodów, po których można się wspinać na różne sposoby. To pokazuje, że proces wędrówki przez żałobę jest indywidualny.  Po stopniach można biec, iść bardzo powoli, noga za nogą, czasami można się potknąć i spaść. Każdy schodek odpowiada różnym emocjom, które mogą nam towarzyszyć w procesie żałoby. Pojawić się może więc smutek, złość, poczucie bezradności.

 

A ulga?

Zdecydowanie tak, choć pacjentom trudno się do niej przyznać. Ulgi mogą doświadczać bliscy osoby, która długo chorowała i której ta choroba odebrała sprawność, możliwość decydowania o sobie, życie bez bólu. Ulgę przynosi myśl, że ta ukochana osoba już nie cierpi, nic ją już nie boli. Ale uczucia ulgi można doświadczać także dlatego, że nasze życie, które było podporządkowane chorobie, skończyło się i teraz będzie można zająć się sobą.

To może budzić poczucie winy.

Tak i zdarza mi się słyszeć pytania: jak to jest, że tak bardzo kochając jego czy ją, mogę czuć ulgę? A to jest naturalne. Doświadczamy wielości uczuć i to, że pojawia się w nas ulga, nie znaczy, że mniej kochamy. Na grupach wsparcia jest to bardzo widoczne, że o ile o smutku mówimy z łatwości i jest na to przyzwolenie, to o uldze mówi się najtrudniej.

A na złość jest miejsce i przyzwolenie?

Najmniej na tę osobę, która odeszła. Otoczeniu często trudno jest zrozumieć, że można złościć się na zmarłego. Próbują tłumaczyć, mówiąc. np. jak możesz, przecież nie chciał zachorować. Albo, ten wypadek nie był jej winą. A ta złość jest często spowodowana tym, że mieliśmy z osobą, która już nie żyje, wspólne plany, wyobrażenia na temat przyszłości, życia. I nagle, z jakichś powodów, te plany się nie zrealizują. Złość jest naturalnym doświadczeniem dla osób w żałobie. Pojawia się też często w  sytuacji, gdy bliska osoba odebrała sobie życie. Z jednej strony możemy mieć poczucie winy, że być może czegoś nie zauważyliśmy, nie zapobiegliśmy w jakiś sposób temu co się stało, ale z drugiej możemy odczuwać złość, że bliska nam osoba zdecydowała się odejść bezpowrotnie i więcej jej w naszym życiu nie będzie.

 

Ile osób, tyle różnych potrzeb, ale może są jakieś uniwersalne wskazówki, jak najlepiej można wesprzeć osobę w żałobie?

Warto jest przede wszystkim być i, co bardzo ważne, podtrzymywać kontakt. To, czego doświadczają osoby w  żałobie to, że to wsparcie jest, ale na samym początku. Przed pogrzebem i na krótko po nim. Wtedy telefony dzwonią, bliscy oferują swoją pomoc, a z upływem kolejnych tygodni, tego zainteresowania jest coraz mniej. Czasami bliscy mówią: jak będziesz czegoś potrzebować, to zadzwoń. Lepiej to odwrócić i mówić: będę do ciebie dzwonić. I rzeczywiście, raz na jakiś czas, zrobić to. Powiedzieć: chciałam cię usłyszeć, zapytać jak się dzisiaj czujesz, sprawdzić, czy mogę coś dla ciebie zrobić. Bo gdy ktoś jest pogrążony w żałobie, to sięgnięcie po wsparcie może być wysiłkiem ponad miarę. Być może dla kogoś pomocne będzie to, że odbierzemy dzieci ze szkoły albo zawieziemy je na zajęcia pozalekcyjne. Czasem dobrze jest ugotować komuś domowy obiad i zatroszczyć się, żeby ta osoba coś zjadła. Ale też wiele osób potrzebuje przestrzeni, żeby móc mówić o tej ukochanej osobie, bez cenzury dzielić się swoimi najtrudniejszymi emocjami, z którymi ciężko jest zostać samemu, czyli z tęsknotą, lękiem, czy właśnie, poczuciem winy. Warto jednak pamiętać, że żałoba zawsze jest indywidualnym, niepowtarzalnym procesem, więc lepiej za każdy razem pytać, co przyniosłoby tej konkretnej osobie, ukojenie.

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: