Przejdź do treści

5 powodów, dla których czytamy o seksie

Para czyta książkę w łóżku
O seksie czyta się łatwiej, niż rozmawia/ fot. Toa Heftiba/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Że czytamy, to fakt. I wy też czytacie. Dlaczego? Jest pewnie tyle samo powodów, z ilu o nim nie mówimy… Bo czyta się łatwiej, niż rozmawia. Oto 5 powodów, dla których robimy to najczęściej.

Czytanie o seksie zamiast rozmowy

Po pierwsze, zaspokajamy wtedy zwykłą ciekawość, bo nie rozmawiamy o seksie zbyt wiele. W polskim ars amandi nie ma miejsca na takie słowa jak: „penis”, „lubrykacja”, „fellatio”, „łechtaczka” czy „penetracja” (chociaż to bardzo naukowo i poprawnie), a tym bardziej na swojskie „bzykanko” albo pełne ognia „rżnięcie”. W komunikowaniu swoich potrzeb i naprowadzaniu partnera na właściwe tory nadużywamy określeń „tam”, „tak” i „to”. Problem ma tendencję wzrostową wynikającą z tego, że nawet jeśli mamy gotowość do mówienia o seksie wprost, to język polski okazuje się bardzo ubogi w tym zakresie. Szukamy więc w tekstach jakichś wzorców – tych werbalnych i tych praktycznych.

Czytamy w tajemnicy

Po drugie, czytamy, bo nie mamy pewności, z kim i o czym możemy rozmawiać. Balansujemy na granicy tego, co jest otwartością, i na granicy wstydu. Bo przecież powinnyśmy rozmawiać, ale z drugiej strony w seks zazwyczaj jest wliczony drugi człowiek, a nie powinnyśmy przecież sprzedawać jego intymności. Rozróżnienie tego, co jest wspólne, a co własne, bywa trudne. Sprawę komplikuje wewnętrzny cenzor wyniesiony z rodzinnego domu, który nie pozwala nam doświadczać seksu ze swobodą i mówić o nim (komunikować się!) nawet w najbliższych relacjach. Ten cenzor sprawia, że boimy się oceny, iż będziemy posądzone o coś, czego byśmy nie chciały albo czego nam „nie wolno”. Czytamy więc o seksie ukradkiem…

porno

W poszukiwaniu „prawdy”

Po trzecie, jesteśmy ciekawe, bo chcemy odkryć jakieś tajemnice, które przeczuwamy w swoim intymnym życiu, ale nie jesteśmy pewne, że to jest „właśnie tak”. Liczymy na to, że poznamy Prawdę o Seksie (czymkolwiek miałaby być). Na co dzień oglądamy wyimaginowane wersje seksu rodem z komedii romantycznych albo porno i czujemy, że jesteśmy oszukiwane. Szukamy więc w tekstach jakichś prawd, uniwersalnych zasad, drogowskazów. Słowo pisane budzi większe zaufanie i… pozostawia więcej przestrzeni do wolnej interpretacji.

Z ciekawości

Po czwarte, jesteśmy oczywiście ciekawe, jak „to robią” inni! Trudno się uwolnić wtedy od porównywania i pogrążania się w swoich kompleksach lub wręcz przeciwnie – budowania przekonania, że nie jest z nami jeszcze tak źle… Teksty o seksie mogą więc spełniać funkcję „pogrążacza” lub „pocieszyciela” (na pocieszenie mogę napisać, że same decydujemy, którą opcję wybieramy).

Zamiast seksu

Po piąte, czytanie może być surogatem seksu. Mamy wtedy do czynienia z wersją, kiedy wolimy poczytać o seksie, niż go czynić – taki rodzaj milczącego erotycznego gawędziarstwa.

Z drugiej strony zaspokajanie ciekawości bywa ekscytujące, zwłaszcza jeśli ma smak nowości i tajemnicy. Czytanie o seksie może pobudzać wyobraźnię. Bywa początkiem fantazji o seksie albo wisienką na torcie. Może uczyć i zachęcać do rozmowy, i do poszukiwań natury praktycznej.

Osobiście jestem za czytaniem (tym bardziej że piszę o seksie to, co ma być czytane przez innych). Akcja zdjęciowa popularna na Facebooku „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka” bardzo do mnie przemawia. Zawsze można wtedy zapytać: „Co czytasz?”. Jeśli o seksie, to świetnie! W zależności od jakości tekstu to dobry powód do tego, żeby podkreślić znaczące fragmenty albo się pośmiać, wymienić refleksjami lub poczytać na głos niekoniecznie na dobranoc. I przyznam się, że sama nadal czytam o seksie ze wszystkich wymienionych powodów. Najczęściej w pociągu (bywa, że zakrywam okładkę) albo w łóżku…

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: