Przejdź do treści

Skrzypienie styropianu, pisk kredy. Dlaczego nie cierpimy pewnych dźwięków?

Skrzypienie styropianu, pisk kredy. Dlaczego nie cierpimy pewnych dźwięków? /fot. iStock
Skrzypienie styropianu, pisk kredy. Dlaczego nie cierpimy pewnych dźwięków? /fot. iStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Skrzypienie styropianu, pisk kredy przyciskanej do tablicy czy odgłosy widelca drapiącego talerz wywołują u nas gęsią skórkę. Naukowcy są coraz bliżsi odkrycia powodów takiej reakcji.

O tym, że niektóre odgłosy są trudne do zniesienia dla ludzkiego ucha, wiemy z własnego doświadczenia. Co ciekawe, nie wszystkich drażni to samo – są tacy, którzy nie mieliby problemu z pokrojeniem styropianu na milimetrowe kawałeczki oraz tacy, którzy zamiast tego woleliby sami dać się pokroić. To kwestia indywidualna, podobnie jak wrażliwość na zapachy i smaki. Jednak w mniejszym lub większym stopniu wszyscy jesteśmy wyczuleni na wysokie tony, a więc na odgłosy przypominające piski. Naukowcom próbującym dociec, dlaczego tak jest, udało się ustalić kilka faktów na ten temat.

Podobieństwo do ludzkiego głosu

W 2011 r. Christoph Reuter z Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Wiedeńskiego i Michael Oehler z niemieckiego Macromedia Hochschule fur Medien und Kommunikation doszli do wniosku, że być może wzdrygamy się, słysząc drapanie kredy po tablicy, bo zostaliśmy w ten sposób zaprogramowani przez naturę. Miałoby nam to ułatwić… przeżycie. Skąd takie przypuszczenie?

W przeprowadzonym przez Reutera i Oehlera eksperymencie wzięło udział 104 ochotników, którzy słuchali odgłosów powszechnie uznawanych za trudne do zniesienia. Mierzono przy tym ich fizyczne reakcje na bodźce słuchowe: sprawdzano tętno, ciśnienie krwi i przewodnictwo skóry (zmiany w skórze pojawiają się na skutek emocji). Najgorsze okazały się dźwięki o częstotliwościach znajdujących się w przedziale 2-4 tys. herców. To zakres typowy dla ludzkiego głosu.

Co istotne, nie wszyscy badani byli świadomi, jakie jest prawdziwe źródło przykrego odgłosu. Połowie z nich naukowcy otwarcie prezentowali np. dźwięk “krojenia” butelki nożem, natomiast pozostałym mówiono, że jest to fragment współczesnej kompozycji muzycznej. Obserwowane u obu grup reakcje zaskoczyły autorów eksperymentu. Uczestnicy przekonani, że słyszą część utworu muzycznego, ocenili  odgłosy jako mniej nieprzyjemne niż ci, którzy wiedzieli, co tak naprawdę słyszą, ale reakcja fizyczna była u wszystkich taka sama.

Ostatecznie badacze przedstawili wniosek, że za reakcje na pewne dźwięki odpowiada budowa naszego ucha. Według nich wzmacnia ono częstotliwości charakterystyczne dla ludzkiego głosu (czasem powodując wręcz ból). Oehler zastanawia się w związku z tym, czy przypadkiem ucho nie ewoluuje tak, by wyróżniać częstotliwości ważne dla komunikacji i przetrwania. Ale, jak sam przyznał, póki co, są to wyłącznie spekulacje.

Nieprzyjemne dźwięki – co zdradził mózg?

Inne, późniejsze badanie nad dźwiękami, przeprowadzone na Newcastle University, pokazało z kolei, co dzieje się w mózgu, gdy mamy kontakt z nieprzyjemnymi odgłosami. Testowani ochotnicy wysłuchali 73 różnych dźwięków – zarówno tych, których zwykle nie lubimy, jak i tych, które na ogół sprawiają nam przyjemność. Na podstawie reakcji badanych osób stworzono listę najbardziej drażniących odgłosów (została ona opublikowana na łamach “Journal of Neuroscience”). W pierwszej piątce znalazły się kolejno: odgłos noża zgrzytającego po butelce (pierwsze miejsce), widelca drapiącego szkło, dźwięk kredy na tablicy, linijki na butelce i paznokci na tablicy.

Tak samo jak w badaniu Reutera i Oehlera, ochotnicy najgorzej reagowali na dźwięki o częstotliwości od 2 do 5 tys. herców. Autor eksperymentu, dr Sukhbinder Kumar, odkrył jednak coś więcej. Obserwując za pomocą rezonansu magnetycznego pracę mózgu badanych osób stwierdził, że gdy ludzie słyszą wyjątkowo irytujący dźwięk, w mózgu zachodzi interakcja między korą słuchową, która odpowiada za analizę bodźców słuchowych, a ciałem migdałowatym, odpowiedzialnym za emocje. Wygląda to tak, jakby ciało migdałowate chciało wymusić na korze słuchowej większą wrażliwość na konkretny dźwięk. A im bardziej nieprzyjemny odgłos, tym intensywniejsza aktywność między dwoma wymienionymi obszarami mózgu. Pojawia się oczywiście pytanie o powód.

„Wydaje się, że to bardzo prymitywna reakcja. Możliwe, że w ten sposób ciało migdałowate daje korze słuchowej sygnał o niebezpieczeństwie” – stwierdził dr Kumar.

I podkreślił, że częstotliwość 2-5 tys. herców jest charakterystyczna dla ludzkiego krzyku, co wzmacnia hipotezę postawioną przez Reutera i Oehlera.

Gdyby naukowcom udało się w końcu stwierdzić, dlaczego niektóre dźwięki są dla nas nie do zniesienia, świat wokół nas miałby szansę zmienić się na plus. Dr Tim Griffiths z Newcastle University tak komentował odkrycia swoich kolegów:

– Mogą się one okazać pomocne w leczeniu niektórych zaburzeń, takich jak szumy uszne czy migreny, gdzie występuje zwiększona wrażliwość na nieprzyjemne dźwięki.

Skorzystałyby na tym również zdrowe osoby. Oehler i Reuter mają nadzieję, że planowane przez nich dalsze badania doprowadzą w przyszłości do wyeliminowania przykrych odgłosów m.in. z zakładów przemysłowych czy fabryk. Łatwiej będzie też projektować sprzęty domowego użytku tak, by nie doprowadzały nas do białej gorączki. Oczywiście nadal co jakiś czas musielibyśmy się mierzyć z dźwiękami, które przyprawiają nas o dreszcze, ale byłoby ich zdecydowanie mniej. Pozostaje więc czekać.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: