Przejdź do treści

Krytyk w tobie. Pozornie chce dla ciebie jak najlepiej, ale wcale nie jest twoim sprzymierzeńcem

Krytyk w tobie Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Znajdujesz wymarzoną ofertę pracy, postanawiasz wypróbować nowy przepis kulinarny, miły, przystojny chłopak zaprasza cię na randkę. Co czujesz w takich sytuacjach? Moment euforii, a po chwili zaczynają ogarniać cię wątpliwości i słyszysz dobrze znany głos. Krytyczny.

Wewnętrzny krytyk jest bezlitosny

„I ty chcesz aplikować na takie stanowisko? Nie nadajesz się przecież, możesz sobie darować wysyłanie CV, na pewno będzie wielu lepszych kandydatów. Zrezygnuj, bo się ośmieszysz, to zbyt skomplikowany przepis, nie jesteś zbyt dobrą kucharką. Ten przystojniak i ty? Szkoda zachodu, jesteś brzydka, gruba, a do tego głupia, o czym będziesz z nim rozmawiać, lepiej zostań w domu, przynajmniej się nie skompromitujesz”.

Wewnętrzny krytyk jest bezlitosny, celnie strzela w najczulsze punkty i zawsze towarzyszy ci, kiedy podejmujesz decyzje. Niestety, zazwyczaj sabotuje większość twoich działań, pogrąża w wątpliwościach, obniża poczucie twojej wartości. Paraliżuje decyzje o zmianach, jednocześnie sprawiając, że zaczynasz bezwarunkowo wierzyć w jego oceny.

Skąd wziął się ten krytyk?

Wewnętrzny krytyk zaczyna się kształtować we wczesnym dzieciństwie i rozwija się wraz z osobowością. Przypomina freudowskie superego – czyli zbiór norm, zakazów i nakazów, które jednostka napotyka w procesie socjalizacji. Rodzice jako pierwsi modelują zachowania dziecka, stosując wobec niego system pochwał i kar. To, co uznają za pożądane, staje się częścią ja idealnego nagradzającego wzorowe postępowanie. Na drugim biegunie tworzy się natomiast poczucie winy oddziałujące całą gamą wyrzutów sumienia – natychmiast gdy te normy zostaną przekroczone. W ten sposób kontrola sprawowana przez rodziców uwewnętrznia się i zaczyna działać na zasadzie samokontroli. Z czasem krytyk zyskuje coraz więcej wcieleń. Nauczyciele, rówieśnicy, przyjaciele i znajomi, współpracownicy, szefowie, a także zupełnie przypadkowe osoby użyczają mu swoich głosów.

Pozorny dobry wujek

Krytyk pozornie chce dla nas jak najlepiej. Ostrzega, przewiduje, chroni przed porażką i negatywnymi reakcjami innych. A jeśli mimo jego przestróg podejmiemy działanie i rzeczywiście spotka nas niepowodzenie, z satysfakcją powie: „A nie mówiłem?”. Jego celem jest utrzymanie bezpiecznego status quo. Będzie konsekwentnie bojkotował każdą zmianę, eliminując ryzyko i podsycając uczucie lęku przed tym, co nowe i nieznane. Potrafi się całkiem nieźle kamuflować. Zdarza się, że zamiast otwartej krytyki stosuje metodę „dobrych” rad w stylu: „Nowa praca to stres, nie znajdziesz czasu na to, by zająć się projektem, w tym przepisie są składniki, których nie znasz, ich użycie jest ryzykowne, fajna randka wymaga sporych nakładów finansowych, przecież nie masz pieniędzy, poza tym pogoda okropna, lepiej to odłożyć”.

Borderline

Zapomnij o pochwałach z ust krytyka. Nigdy go nie zadowolisz. Patrzy na ciebie przez pryzmat ideału i zawsze znajdzie niedociągnięcie, na którym zbuduje swoją negatywną ocenę. Polifonia krytyka wykracza poza zbiór głosów realnych osób. W jego wartościowaniu odbijają się także aktualnie obowiązujące kanony dotyczące wyglądu, stanu posiadania, statusu społecznego oraz stylu życia. Nierzadko chęć doścignięcia wzorców kreowanych przez reklamę, mody i presję otoczenia sprawia, że stawiamy sobie cele niemożliwe do osiągnięcia. Taki stan wywołuje w nas frustracje, a krytykowi dodaje siły. Nawet w sytuacji kiedy odnosisz sukces, krytyk nie odpuszcza. Stara się umniejszyć twoje zasługi, upatrując źródła triumfu w chwilowym szczęściu, przypadku lub miernej konkurencji.

Pokonać destruktora

Prawda jest taka, że wewnętrzny krytyk wcale nie należy do naszych sprzymierzeńców. Z pozycji belfra ustanawia siebie w roli niepodważalnego autorytetu, traktując nas jak krnąbrnych, niewydarzonych uczniów. Nie dopuszcza samodzielnego myślenia i działania. Skutecznie hamuje kreatywność i możliwość rozwoju. A w dodatku cały czas mówi w naszych myślach: „Nie zasługujesz na to, na pewno są lepsi od ciebie, nie dasz rady, twoje przekonania i działania nie mają większego sensu, nie masz na nic wpływu, nie jesteś wystarczająco dobry, tylko robienie czegoś na 100 procent ma sens”. Despotyczność krytyka ułatwia mu przejęcie pełnej kontroli nad naszym życiem. W końcu przestajemy uświadamiać sobie jego istnienie, zamieniając pojawiające się w jego ocenach „ty” na „ja”. Od tego momentu całą krytykę pod swoim adresem traktujemy jako własną. Wpędzamy się w coraz większe kompleksy i odsłaniamy na krytykę otoczenia, co wpływa na nasze negatywne nastawienie do siebie i świata.

Czy krytyka w sobie w ogóle można pokonać? Połową sukcesu jest uświadomienie sobie jego obecności oraz częstotliwości jego aktywności. Warto spróbować rozpoznać głosy, którymi mówi, i podważyć jego przekonania. Potraktować go z przymrużeniem oka, trochę przedrzeźnić. Nie wychodząc z roli, w której nas „upupił”, po gombrowiczowsku wyzwać go na pojedynek na miny. Ośmieszyć go, nadając mu komiczny wygląd lub głos. Stąd już prosta droga do partnerskiej dyskusji i negocjacji. Nie uciekaj. Zmierz się ze swoim lękiem tu i teraz. Sprawdzaj, ile racji jest w jego słowach, podając kontrargumenty i przykłady, które kwestionują jego oceny. Zapewne okaże się, że wiele z jego przekonań łatwo podważyć, a część jest po prostu nieprawdziwa.

Szczerze przyznaj się przed sobą, jakie czerpiesz korzyści z obecności krytyka, zrób rachunek zysków i strat. Zastanów się, co pozytywnego możesz wyłuskać z komunikatu krytyka. Zamiast krzywdzącej oceny siebie i swojego działania postaraj się zauważyć obiektywną informację o sytuacji. Nie traktuj komentarzy wewnętrznego krytyka jako niepodważalnych prawd, których w żaden sposób nie można zmienić. Spróbuj natomiast znaleźć w nich źródło motywacji i motor do działania.

A przede wszystkim – uzbrój się w cierpliwość. Na efektywne radzenie sobie z krytykiem potrzeba czasu. W końcu rządził niepodzielnie bardzo długo i – jak każdy dyktator – nie odda władzy bez walki. Ale powalczyć warto!

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: