Przejdź do treści

Jak żyjąc w dużym mieście poradzić sobie z nadmiarem bodźców? Tłumaczy psycholog Rafał Siuchliński

przejście dla pieszych
zdjęcie: unsplash.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Rozmawiamy przez telefon, w tym samym czasie odpisujemy na e-mail, słuchamy muzyki, a przy okazji kątem oka zerkamy na żółty pasek w telewizji informacyjnej. Jak radzić sobie z taką liczbą docierających do nas bodźców? Rozmawiamy z psychologiem Rafałem Siuchlińskim. 

Ten problem opisywał już na przełomie XIX i XX wieku niemiecki socjolog George Simmel, który w pracy „Mentalność mieszkańców wielkich miast” wprowadził termin zblazowanie. Mówiąc najogólniej, kryje się za nim obojętność na bogactwo tego, co nas otacza. Informacji, komunikatów, propozycji dostajemy tak wiele, że w pewnym momencie przestają one robić na nas wrażenie.

Tworząc na podstawie tych obserwacji swoją teorię, Simmel zestawiał ze sobą miasto i wieś, uważając, że to pierwsze charakteryzuje się zdecydowanie większą dawką różnych bodźców. Dziś pewnie wygląda to trochę inaczej. Ale cały czas wyjazd na wieś kojarzy nam się ze spokojem i odpoczynkiem: od hałasu i komunikatów, które musimy odbierać z różnych stron. Chyba że w lesie albo na działce mamy wi-fi.

mówi psycholog Rafał Siuchliński

Łatwo można to zaobserwować na przykładzie spaceru, na który wybieramy się w dwóch miejscach – w miejskim parku i w lesie, gdzieś na wsi. O ile w drugim przypadku każda spotkana w leśnej głuszy osoba, na przykład inny spacerowicz, stanowi wydarzenie, to gdy spacerujemy w mieście, jesteśmy tak przyzwyczajeni do obecności innych, że ich pojawianie się w naszym otoczeniu nie robi na nas wrażenia.

Wibracje fantomowe

Powstaje pytanie: czy zawsze stajemy się obojętni na bodźce, na przykład te elektroniczne? Może czasem bywa atak, że stajemy się bardziej czujni? Czy zdarzyło się wam, że w czasie weekendu, gdy służbowy telefon komórkowy powinien milczeć, byliście pewni, że w tle pojawił się sygnał oznaczający, iż dostaliście SMS-a? Czy trzymając komórkę w kieszeni, byliście pewni, że telefon wibruje i ktoś do was dzwoni, a gdy wyjmowaliście go z kieszeni, okazywało się, że… tylko wam się wydawało? Zbiór takich sytuacji został już nazwany zespołem fantomowych wibracji (HPVS – Human Phantom Vibration Syndrome).

– To nie jest tak, że w skład HPVS wchodzą tylko wyimaginowane wibracje telefonu – mówi Rafał Siuchliński. – Często odczuwamy ogromną potrzebę sprawdzenia poczty e-mailowej, wydaje nam się, że gdy nie prześledzimy aktualnych wpisów na portalu społecznościowym, to ominie nas coś ważnego, stajemy się niecierpliwi, uważamy, że musimy przyspieszyć, aby nadążyć, aby nie wypaść z peletonu – tłumaczy psycholog.

kobieta w pracy wieczorem

Obserwujemy naszych znajomych, współpracowników, szefów, którzy stale czuwają przy skrzynce e-mailowej czy telefonie, i chcemy zachowywać się podobnie, żeby być skutecznym – dodaje ekspert. – To tak zwana teoria lustrzanych neuronów. Patrząc na to, jak telefony i smartfony mocno wkroczyły w nasze życie, jak często używamy ich w pracy, w komunikacji publicznej czy na ulicy, łatwo jest wytłumaczyć naszą chęć naśladownictwa – dodaje psycholog.

Mocni w defensywie

Wśród teorii poświęconych syndromowi fantomowych wibracji można znaleźć też hipotezę, że nasze wyczulenie na sygnały i dźwięki dzwonków w telefonie wiąże się z tym, że żyjemy w hałasie. – Nadmiar dźwiękowych bodźców sprawia, że zaczynamy, nawet podświadomie, obawiać się, że nie usłyszymy i nie zakodujemy ważnego telefonu lub innej istotnej informacji. Stajemy się więc szczególnie wyczuleni na wibrujący telefon czy przychodzący komunikat, nawet wtedy, gdy zwyczajnie go nie dostajemy – tłumaczy Siuchliński.

Jak zatem nie dać się wszystkim tym bodźcom? Kluczem do sukcesu może stać się delikatny dystans do bodźców, które do nas napływają.

Pacjentom często polecam popularną w Ameryce strategię polegającą na zadaniu sobie pytania, czy to, co robię w tej chwili, będzie miało jakiekolwiek znaczenie za rok o tej porze. W ten sposób nabieramy perspektywy i dystansu do bieżących zdarzeń. Wyobraźmy sobie sytuację, w której nie odbieramy telefonu i w ten sposób przechodzi nam koło nosa udział w ciekawym projekcie w pracy. Prawdopodobnie za rok o tej porze ta stracona okazja będzie nam zupełnie obojętna. Mało tego, może za rok będziemy ją widzieć w szerszej perspektywie i dostrzeżemy, że dzięki tamtej niewykorzystanej okazji pojawiło się kilka nowych albo stało się coś innego, dla nas korzystnego. Oczywiście, w ten sposób problemy nie rozwiązują się same, ale my nabieramy do nich dystansu i możemy przekierować swoją energię na coś innego, istotnego, aktualnie ważnego dla nas. Skuteczne może też być zadanie sobie pytania, czy na pewno musimy – używając terminologii sportowej – odbierać wszystkie piłki, które są do nas adresowane. Może lepiej jest wybrać tylko niektóre, a innymi nawet nie zaprzątać sobie głowy?

sugeruje psycholog Rafał Siuchliński

Na razie nie ma widoków na to, aby bodźców, które do nas docierają, było mniej. Może zatem traktowanie ich jak gości: proszonych lub nieproszonych, mile lub niemile widzianych, jest dobrą strategią, dzięki której można zachować odpowiednie życiowe proporcje i wewnętrzny spokój? Warto przynajmniej próbować.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: