Przejdź do treści

Naturalna alternatywa. Sprawdź, może nie potrzebujesz tylu kosmetyków z drogerii?

Naturalna alternatywa
Naturalna alternatywa Ava Sol/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W urodę trzeba inwestować. Ale nie zawsze musi to oznaczać debet na koncie i tonę nowych specyfików w łazience. Okazuje się, że świetne kosmetyki masz pod ręką, choć wcale nie byłaś na zakupach

W drogerii zwykle z przyzwyczajenia wrzucasz do koszyka to, co właśnie ci się skończyło. Peeling, krem, olejek do kąpieli… Jeśli jakiś produkt się sprawdził, odruchowo wybierasz ten sam. Jeśli nie, dajesz się skusić na jakąś gorącą nowość. Może zadziała… Jeśli kilka razy zdarzyło ci się spudłować, daj się namówić na mały eksperyment. Pobaw się w królika doświadczalnego i przetestuj na sobie domowe i całkiem naturalne metody pielęgnacji. Nie chodzi o to, by ostentacyjnie zignorować najnowsze osiągnięcia kosmetologii i konsekwentnie poszukiwać ich zamienników w babcinej spiżarni. Nie oszukujmy się – cudów nie ma. Ale to wcale nie taki zły pomysł, by twoje ciało odpoczęło na chwilę od chemii. Bo może wcale nie potrzebujesz aż tylu kosmetyków?

Nie marszcz się!

Ze sklepowej półki: Krem przeciwzmarszczkowy to najczęściej i najchętniej kupowany przez kobiety kosmetyk. Nic dziwnego, że producenci i naukowcy prześcigają się w coraz to nowych pomysłach na przedłużenie młodości skóry. Rewolucją w tej dziedzinie okrzyknięto niedawno roślinne komórki macierzyste – hit pielęgnacyjny ostatnich lat. To trochę tak, jakbyśmy podkradali roślinom młodość. Jak to działa? Komórki macierzyste stanowią ok. 2-7 proc. wszystkich żywych komórek skóry człowieka. Z wiekiem ich żywotność znacznie się zmniejsza, dlatego skóra odnawia i regeneruje się wolniej – jest cieńsza, traci elastyczność, szybciej się starzeje. Najlepiej byłoby w tej sytuacji zapewnić jej dostawę nowych komórek, by zahamować proces starzenia. Ale, przynajmniej na razie, w produktach kosmetycznych nie można stosować substancji pochodzących z organizmu ludzkiego. Naukowcy wpadli więc na pomysł, by „pożyczyć” komórki od roślin. Jak się okazało, trop był słuszny – komórki roślinne zawierają bowiem substancje o właściwościach podobnych do tych, które biorą udział w procesach metabolicznych zachodzących w komórkach macierzystych skóry człowieka. Zamknięto je więc w liposomach, czyli nośnikach, dzięki którym mogą wnikać do głębszych warstw skóry i tam mozolnie naprawiać szkody wyrządzone przez szkodliwe czynniki zewnętrzne i czas. Wszystko to brzmi przekonywająco, zwłaszcza na etykietce kremu. Jak jest naprawdę? Naprawdę czas jest nieubłagany i jedyne, co możemy zrobić, to pomagać skórze walczyć z jego upływem. A próbować można na różne sposoby, bo samo stosowanie nawet najlepszego kremu to nie wszystko.

Katarzyna Kochańska/archiwum prywatne

100 proc. natury: Zanim zafundujemy skórze kolejny przełomowy specyfik w oczekiwaniu na cud, warto poświęcić odrobinę czasu i powalczyć ze zmarszczkami naturalnie. To prostsze niż mogłoby się wydawać. Sekretem jest masaż. Zmarszczki mimiczne powstają przede wszystkim dlatego, że to właśnie mięśnie twarzy uczestniczą w wyrażaniu emocji, a więc stale są napięte. Delikatny masaż zapewni im właściwą stymulację, a dzięki temu skóra zrobi się gładsza i bardziej jędrna. Można oczywiście skorzystać z bardzo przyjemnego masażu anti-aging w salonie kosmetycznym, ale gwarancją sukcesu jest tak naprawdę regularność. Dlatego wystarczy wyrobić sobie nawyk delikatnego uciskania miejsc z najbardziej widocznymi zmarszczkami – czoła, okolic oczu, policzków, okolic ust, podbródka. Najlepiej robić to podczas nakładania kremu. Możesz wykorzystywać różne techniki: głaskanie, rozcieranie, oklepywanie końcówkami palców. Nie ma sensu na siłę rozciągać skóry, bo masaż ma być twoją chwilą przyjemności. Szybko przekonasz się, że nawet 40 sekund takiej gimnastyki dla skóry raz czy dwa razy dziennie przyniesie efekt znacznie szybciej, niż się spodziewałaś.

Bonus: W ten sposób już dziś możesz zadbać o siebie jak prawdziwa gwiazda, nie wydając ani złotówki. Nicole Kidman, która przejdzie do historii już nie tylko jako świetna aktorka, ale także ikona pogoni za wieczną młodością, przyznała po wielu latach ukrywania tego faktu, że stosowała botoks. Ale w tym samym wywiadzie stwierdziła również, że po przetestowaniu wszelkich dostępnych metod odmładzania skóry dochodzi do wniosku, że nic nie poprawia kondycji skóry równie skutecznie co odpowiednia dieta i regularny masaż. Coś w tym musi być!

Włos pod lupą

Ze sklepowej półki: Choć liczba dostępnych w drogerii odżywek do zniszczonych włosów może przyprawić o zawrót głowy, jeden składnik powraca na ich etykietkach jak bumerang – keratyna. To białko, z którego zbudowane są włosy. Keratyna jest produkowana w naskórku i zbudowana m.in. ze związków siarki i azotu. To ona chroni włosy przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Niestety, pod wpływem słońca, wiatru, twardej wody i zabiegów fryzjerskich jej ilość stale się zmniejsza. Włosy stają się suche i łamliwe. Odżywki zawierające keratynę uzupełniają jej ubytki, przez co włosy stają się mocniejsze i nabierają blasku.

Kobieta susząca włosy

100 proc. natury: Lubisz kogel-mogel? Twoje włosy też go polubią, tylko w nieco udoskonalonej wersji. Wymieszaj jedno lub dwa żółtka z dużą łyżką oliwy z oliwek, i, jeśli masz je pod ręką, z dojrzałym awokado. Gotową miksturę nałóż na włosy i zawiń głowę ciepłym ręcznikiem. Gotowe? Właśnie zafundowałaś swoim włosom uderzeniową kurację regenerującą. Dlaczego? W żółtku jaja jest wszystko, czego potrzebują twoje włosy: wygładzająca lecytyna, żelazo, witaminy A, D, E i K, fosfolipidy, żelazo, fosfor i siarka – ta sama, która znajduje się w keratynie. Z kolei oliwa i awokado sprawią, że włosy będą miękkie i błyszczące, a przy tym łatwe do rozczesania.

Bonus: Rezultaty widać już po chwili, a poza tym przygotowania sprowadzają się do wizyty w kuchni. Bo przecież jajko prawie zawsze masz w lodówce, prawda?

Cellulit? Nie znam!

Ze sklepowej półki: Metody walki z pomarańczową skórką to dobry temat na rozprawę doktorską. Algi, imbir, a może kolagen? – kosmetolodzy prześcigają się w pomysłach na ostateczną rozprawę z fakturą kalafiora na twoich udach. Ale od lat dwa słowa nie znikają z etykietek kremów antycellulitowych: kofeina i masaż. Faktycznie kofeina zapobiega nadmiernemu odkładaniu się tłuszczu i przyspiesza jego spalanie. Oprócz tego powoduje odwodnienie komórek, dlatego skóra jest bardziej napięta i wygładzona. Kofeina ma też właściwości drenujące – przyspiesza mikrokrążenie. Producenci zalecają, by kosmetyki antycellulitowe zawierające kofeinę nie tylko nanosić na skórę, ale też wykonywać przy tym masaż. Masując ciało, pobudzamy bowiem krążenie krwi i limfy oraz sprawiamy, że komórki tłuszczowe rozkładają się bardziej równomiernie.

100 proc. natury: Zaparzyłaś sobie poranną kawę? Przygotuj jeszcze jedną filiżankę. I nie żałuj łyżeczek – nagły skok ciśnienia ci nie grozi, bo tym razem nie będziesz jej pić. Wykorzystasz ją do pilingu, dziś już legendarnego. Sporą garść zmielonej kawy zaparz w niewielkiej ilości wrzątku. Dodaj łyżkę oliwy z oliwek i łyżkę cynamonu. By wzmocnić efekt, możesz dorzucić też drobno zmieloną sól morską. Tak przygotowaną mieszanką wymasuj ciało – szczególnie uda, brzuch i pośladki. Gotowe. Jak działa kofeina w połączeniu z masażem, już wiesz. Cynamon dodatkowo rozgrzewa, ujędrnia i działa ściągająco. Kawowy piling może spokojnie stawać w szranki z nawet najbardziej nowoczesnym kosmetykiem antycellulitowym. Pamiętaj tylko, by powtarzać ten rytuał regularnie. Inaczej z efektu nici.

Bonus: Zniewalający zapach, nieporównywalny z żadnym gotowym preparatem. Aromat cynamonowej kawy będzie ci towarzyszył nie tylko pod prysznicem – utrzyma się na skórze jeszcze długo. Prawdziwa gratka dla kawoszy!

Na ust korale

Ze sklepowej półki: Skóra na wargach jest aż siedmiokrotnie cieńsza niż na twarzy, a do tego płytko unaczyniona. To dlatego usta łatwo się wysuszają i pierzchną. Jeśli masz ten problem, pomadka czy zwykły błyszczyk go nie rozwiążą. Większość gotowych balsamów pielęgnacyjnych do ust zawiera kilka składników, ale najczęściej można w nich znaleźć masło shea. To afrykański patent na zadbaną skórę. Z suszonych i kruszonych orzechów masłosza uzyskiwana jest pasta, którą później trzeba jeszcze długo ręcznie ugniatać, by powstało masło, które znajdujesz w kosmetykach. Faktycznie, masło shea jest jednym z lepszych natłuszczaczy i nawilżaczy. To dzięki obecnym w nim kwasom tłuszczowym, które są niemal identyczne z tymi znajdującymi się w warstwie rogowej naskórka. Po posmarowaniu ust balsamem z masłem shea jego cienka warstwa pozostaje na nich przez wiele godzin. Poza tym masło przyspiesza gojenie się ran i leczy pęknięcia skóry – czyli działa na to, co ustom przytrafia się najczęściej.

Makijaż - porady / Pexels.com

100 proc. natury: Posmaruj usta miodem! To najprostszy i najskuteczniejszy sposób, by je wygładzić i zregenerować. Miód jest jednym z cenniejszych naturalnych kosmetyków. Zawiera tyle dobroczynnych substancji, że chyba łatwiej byłoby wymienić te, których w nim nie ma. Działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie, niszczy wirusy. Potrafi bardzo szybko przenikać przez skórę, poprawia jej ukrwienie i zdolność zatrzymywania wody, działa jak opatrunek kojący na podrażnioną skórę. Wystarczy cienką warstwą miodu posmarować usta, pozostawić tę miodową maseczkę na 15 minut, a po zabiegu po prostu ją… zlizać.

Bonus: Często oblizujesz usta? Według statystyk kobieta w ciągu całego życia zjada przeciętnie siedem kilogramów pomadek i balsamów do ust. Przyznasz, że siedem kilogramów miodu brzmi bardziej zachęcająco…

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: