Przejdź do treści

Sukces wpędza cię w zakłopotanie? Nie umiesz się nim chwalić? Skorzystaj z rad psychologa

Sukces wpędza cię w zakłopotanie? Nie umiesz się nim chwalić? Skorzystaj z rad psychologa Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Czujesz się czasami niekomfortowo, gdy masz opowiedzieć o swoich osiągnięciach? Zdarza się, że sukces wpędza cię w zakłopotanie? Sprawdzamy, jak zmierzyć się z „syndromem prymusa”.

Oto przykład: specjalistka z działu handlowego uzyskała świetne wyniki sprzedażowe. Jako jedyna w swoim zespole zrealizowała cele, i to z nawiązką. Na zebraniu porusza się jednak nerwowo, a po jej skroni powoli spływa strużka potu. Ona sama ma cichą nadzieję, że informacja o efektach jej pracy zajmie tylko krótką chwilę. I że nie będzie musiała jej głośno komentować. A przecież mogłoby się wydawać, że taka pracowniczka będzie dumna i pewna siebie spojrzy w oczy wszystkim koleżankom i oczywiście szefowi.

 – Gdy czujemy, że za bardzo odchylamy się od normy, w naszych głowach zapala się lampka kontrolna. Dotyczy to odchyleń w każdą stronę. Zarówno sytuacji, gdy czegoś nie umiemy zrobić, a wszyscy dookoła to potrafią, jak i odwrotnej: gdy my mamy coś, czego nie ma nikt inny – mówi psycholog Tomasz Wojtoń.

Zgodnie z tym mechanizmem ludzie robią doktoraty, ale nie chwalą się nimi w pracy. Bo nikt w ich zespole, łącznie z szefami, doktoratu nie ma.

– Znam mężczyznę, któremu przyznano prestiżową branżową nagrodę za jeden z jego projektów. Ten człowiek bardzo martwił się o to, jak na informację o wyróżnieniu zareagują jego koledzy z pracy, czy nie odsuną się od niego, czy dadzą mu odczuć, że próbuje się wywyższać – wspomina psycholog. – Bał się też tego, że odbierając nagrodę, będzie musiał zabrać głos. Nie chodziło o strach przed publicznym wystąpieniem, tylko o lęk o to, że przez innych będzie postrzegany jako samochwała – dodaje. Jak zmienić takie podejście?

Weź odpowiedzialność za sukces

Rada jest prosta. Warto głośno powiedzieć – zarówno innym, jak i samemu sobie – że zrobiło się coś fajnego. Że wykonało się dobrą robotę. Obroniłam doktorat. Zdałam certyfikat. Poprowadziłam szkolenie, z którego słuchacze wyszli zadowoleni. Przygotowałam ciekawą prezentację. Zrobiłam, wykonałam, zapracowałam na to. Nie „udało mi się”. Nie „tak się jakoś ułożyło”. Odnotujmy fakt, że włożyliśmy czas, energię, serce i rozum w efekt, który jest. Po prostu. Bez wywyższania się. Zrobiliśmy to.

– Podejdźmy do tego maksymalnie beznamiętnie. Po prostu zdajmy sprawę z faktu: jest certyfikat, nagroda, zadowolony uczestnik szkolenia, sprawnie napisany raport, dobry wynik sprzedażowy. Suche fakty. Przedstawiające nas w dobrym świetle, to prawda. Ale cały czas fakty. Nie chwalimy się, tylko relacjonujemy swoją pracę. Dokładnie tak samo jak mówilibyśmy o spotkaniu z trudnym klientem czy wątpliwościach, jak coś zrobić – radzi psycholog.

Nie bój się prymuski

Psychologowie mówią o tak zwanym syndromie prymusa. Objawia się on tym, że uważamy, aby tego, co robimy, na wszelki wypadek nie wykonać zbyt dobrze. Zbyt dokładnie. Zbyt terminowo. Żeby nie przekroczyć granicy perfekcjonizmu. Bo ktoś może uznać, że jest w tym coś podejrzanego.

– W szkole generalnie nie lubi się aktywnych prymusów z pierwszych ławek, którzy zawsze dostawali piątki i byli pupilkami nauczycieli. Chociaż to przecież od nich zwykle na przerwach spisywało się prace domowe albo ściągało na klasówce – zauważa psycholog. – Negatywną atmosferę wokół prymusów wzmacniają hasła typu: „Nadgorliwość jest gorsza od kłamstwa”. Warto przypomnieć sobie, że jakość i sukces wymagają dokładności, terminowości, skrupulatności i niestandardowości. Robienia czegoś więcej lub inaczej niż inni. Nie ma nic złego w tym, że próbujemy być coraz lepsi, a tym bardziej nie ma nic złego w tym, że nam się to udaje – dodaje psycholog.

Kolejny przykład? Myślisz intensywnie nad rozwiązaniem problemu i pomysł przychodzi ci do głowy późnym wieczorem. Żeby nie tracić czasu, wysyłasz od razu e-mail do szefa. Następnego dnia przełożony wzywa cię do swojego gabinetu. Co dzieje się dalej? Zero pochwał. Żadnego ciepłego słowa. Słyszysz tylko pretensje o to, że zakłóciłaś spokojny wieczór swojemu szefowi. I że masz więcej odpoczywać.

– Efekt jest taki, że następnym razem nie wysyłasz znów swoich propozycji, nawet jeśli przyjdą ci do głowy o wcześniejszej godzinie. A na zebraniu niby przypadkowo sprawiasz wrażenie, że o czymś zapomniałaś lub zaniedbałaś drobny termin, żeby nie sprawiać wrażenia zbyt dokładnej. Mimo że wszystkie terminy i zobowiązania masz pod kontrolą – mówi psycholog.

Do dzisiaj pokutuje to, że główną rolą kobiety jest dbanie o dom

Rób swoje

– Choć brzmi to banalnie, właśnie to może być przepis na sukces: rób swoje – radzi Tomasz Wojtoń. – Gdy zaczniemy zbyt intensywnie myśleć o tym, co pomyślą inni o naszych sukcesach lub porażkach, wpadniemy w ślepą uliczkę. Energię przeznaczymy na wyobrażanie sobie, jak wygląda nasza aktywność, a nie na to, żeby zrobić swoje – mówi psycholog i dodaje, że mamy też tendencję do obawiania się, że gdy zrobimy coś dobrze, a nawet bardzo dobrze, to inni pomyślą sobie, że czujemy się od nich lepsi.

– Nie ma nic złego w tym, że lepiej od innych robię tabele przestawne w Excelu, piszę rekomendacje w raportach lub gotuję świetną zupę pomidorową, na którą chętnie przychodzą do mnie znajomi. Warto zdawać sobie sprawę ze swoich atutów. Problem zacznie się wtedy, gdy będę pewny, że jestem mistrzem świata we wszystkich kategoriach. To może zacząć być niebezpieczne – ostrzega psycholog.

Jaki jest wniosek? Staraj się robić to, co możesz, jak najlepiej. I pamiętaj, że większym zmartwieniem jest robienie czegoś kiepsko (i brak umiejętności zmiany tego) niż robienie czegoś wyróżniająco dobrze. A gdy ktoś zarzuci ci, że przesadzasz, że jesteś nadgorliwa, że musisz przystopować, pomyśl: „Ja robię to dla siebie, nie dla kogokolwiek innego”. I zaproponuj: „Może zrobimy coś razem, tak jak najlepiej potrafimy? To naprawdę jest fajne!”.

Zobacz także

Najnowsze w naszym serwisie

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: