para z noworodkiem Poporodowy problem łóżkowy Istock.com

Przeżyliście wspólny poród, a on teraz nie chce uprawiać seksu? Psycholog wyjaśnia, jak rozwiązać ten problem

Decydujecie się na wspólny poród. Ma być mistycznie, najpiękniej na świecie, wzruszająco i zbliżająco. Czasem jednak jest przerażająco, a w dodatku to dopiero początek problemów – bo od wspólnego porodu on zbliżeniom mówi: „nie”. Problem delikatny, dla wielu wstydliwy i trudny. Czym jest poporodowa męska trauma? Czy to jedyna możliwa przyczyna, dla której mężczyźni po wspólnym porodzie tracą zainteresowanie seksem? Jak pomóc sobie i partnerowi? Rozmawiamy o tym z Martą Mauer-Włodarczak z Poradni Psychologicznej i Centrum Rozwoju „Sensity” w Warszawie.

Kobiety coraz częściej chcą rodzić ze swoimi partnerami. Wspólne rodzenie jest modne, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że kto nie decyduje się na wspólny poród, ten nie wie, czym jest związek partnerski. Tymczasem, jak twierdzi seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz, u co dziesiątego mężczyzny, który uczestniczył we wspólnym porodzie, występuje później niechęć do zbliżeń. Najczęściej podejrzewamy wtedy uraz – „zobaczył, nabrał obrzydzenia, nie może zapomnieć”.

Karolina Wojtaś: Z czego wynika niechęć mężczyzn do zbliżeń po wspólnym porodzie?

Marta Mauer-Włodarczak: Jeśli faktycznie mamy do czynienia z czymś w rodzaju traumy poporodowej, z nieumiejętnością oddzielenia wrażeń po wspólnym porodzie od tego, jak jest teraz, i niemożnością zapomnienia o wszystkich nieprzyjemnych widokach z porodówki, przyczyną może być niedojrzałość danego mężczyzny. Zauważmy, że związki coraz bardziej przypominają bary szybkiej obsługi – ładny wygląd, szybka, bezproblemowa obsługa, żadnych zbędnych ceregieli. Coś nam nie pasuje do tego zgrabnego obrazka i mamy katastrofę. Stoi za tym mnóstwo przyczyn, niekoniecznie chodzi tylko o „słaby” charakter danego mężczyzny. W mediach wciąż przecież serwuje nam się nieistniejące w rzeczywistości obrazy – piękna kobieta bez wad, młoda matka wyglądająca jak z żurnala, w końcu filmy pornograficzne, po które często sięgają mężczyźni – wszystko to powoduje, że wykrzywiona w bólu twarz danej kobiety nie pasuje. I w intymnej chwili pojawia się problem, on nie może.

„Jeśli faktycznie mamy z tym do czynienia” – a kiedy nie mamy?

Przede wszystkim trzeba wyjaśnić pewną rzecz. To nie jest tak, że jeśli mężczyzna nie ma ochoty na seks po tym, jak uczestniczył we wspólnym porodzie, to z automatu oznacza to, że nabrał, powiedzmy wprost, obrzydzenia do ciała swojej partnerki. Takie podejrzenie wynika często z faktu, że o tym nie rozmawiamy. Spytanie wprost: „Już cię nie podniecam?” jest szalenie trudne. Jeśli już, to wolimy wygadać się przyjaciółce, choć i to napawa nas wstydem. Partnerzy ze sobą nie rozmawiają. Ona nie chce spytać, bo boi się odpowiedzi. Wstydzi się wyjaśnić sprawę. Albo uważa, że samo pytanie odziera ją z godności („Ja się tak namęczyłam, a teraz jeszcze muszę prosić o seks? Mam przyznać, że to moja wina?”). Więc dorabiamy sobie otoczkę. Przyczyny jego niechęci do seksu mogą być inne. Na przykład takie, że on się boi, że znowu „skaże” ją na poród i cierpienie. Czuje przed tym lęk, bo bezradność podczas porodu mogła go przerazić, wystraszył się, że ją straci, że coś stanie się dziecku. I to go hamuje. Jest jeszcze jeden powód, o którym rozmowa też bywa szalenie trudna, a który ma dużo wspólnego nie tyle z samym porodem, ile z okresem późniejszym. Przykład – ona wyżala się koleżance, że od porodu już go nie pociąga. Twierdzi, że to przez jego uczestnictwo. Ale przyczyną może być na przykład to, że przestała o siebie dbać. Pachnie ulanym mlekiem, nie ma czasu na chociażby ogolenie nóg czy zrobienie makijażu. To nie jest atrakcyjne i może spowodować niechęć do seksu. Rozmowy o tym są trudne, ponieważ w kobiecie natychmiast włącza się mechanizm obronny: „To podłe, przecież nie mam czasu, zajmuję się dzieckiem”. Dobrze, to prawda. Trzeba jednak oddzielić jedno od drugiego. Mężczyzna może być szalenie wdzięczny za to, że jego partnerka jest cudowną matką, może ją doceniać i szanować włożony wysiłek. Ale jednocześnie może jej nie pożądać z powodu zaniedbanego wyglądu – bo docenienie nie jest równoznaczne z pożądaniem. O tym trzeba rozmawiać, podzielić obowiązki, powiedzieć sobie szczerze, co nas boli.

Dobrym rozwiązaniem byłaby w tej sytuacji terapia? Ale, powiedzmy sobie szczerze, rodzi się dziecko, dochodzą wydatki, często sytuacja finansowa danej pary nie pozwala na opłacenie drogiej terapii małżeńskiej.

To nie do końca tak. Znam pary, które wyciągną pieniądze spod ziemi, żeby pójść na terapię i ratować związek. A są i takie, które mają wystarczająco środków, a i tak będą szukać powodów, by na terapię nie pójść. Poza tym ważna kwestia – czasem nawet nie próbujemy szukać bezpłatnej pomocy. Nie dowiadujemy się, czy jest taka możliwość, czyli: „Ech, terapia, pewnie z 60 zł za godzinę kłócenia się przy kimś”. Po pierwsze, to błędne myślenie o terapii, po drugie, w Warszawie w ciągu miesiąca można dostać się na bezpłatną terapię małżeńską. Nie wiem, jak jest w innym miastach, ale naprawdę często wystarczy tylko chcieć.

A co z „domowymi” sposobami pomocy, takimi „na własną rękę”? Czy fakt, że ona będzie się starała, może być w czymś pomocny? Założy koronkową halkę, będzie bardziej aktywna, zacznie wysyłać zachęcające SMS-y. Z jej strony jest duże staranie…

…które pomoże, jeśli problem leży właśnie w jej zachowaniu po porodzie. Jeśli jednak rzeczywiście mamy do czynienia z czymś głębszym, kłopoty tylko się nasilą. Mężczyzna, widząc starania swojej partnerki, może zacząć odczuwać jeszcze większe wyrzuty sumienia. Pamiętajmy, że mężczyźni mają naturę zdobywcy (i nie jest to uogólnienie ani uproszczenie). W takiej sytuacji mężczyzna chciałby krzyknąć: „Dziewczyno, nie poniżaj mnie ani siebie”. Jeśli on zdecyduje się na współżycie, to zrobi to z litości i poczucia winy. Ale skutek może być miażdżący dla związku.

Jakie mogą być konsekwencje dla pary, która jednak nie zdecyduje się na terapię? Nie będą robić nic oprócz przeczekania problemu. Czy mają jeszcze szansę na zdrową relację i fajny związek?

Jeśli mówimy o zdrowym i dojrzałym związku, to taki stan rzeczy powinien szybko minąć dzięki szczerej rozmowie, bliskości. Ale powiedzmy sobie szczerze – w dojrzałym związku taki problem albo nie wystąpi, albo będzie marginalny. W związku niedojrzałym musiałoby się pojawić coś, co sprawi, że partnerzy dojrzeją – np. wydarzenie losowe, choroba. Ale bardziej prawdopodobne jest to, że związek rozpadnie się w obliczu tej próby. Najczęstszą konsekwencją jest zdrada, życie obok siebie, w końcu rozpad związku. Trzeba tu podkreślić, że nie chodzi tylko o samo współżycie, ale przede wszystkim o zachwianie poczucie własnej wartości i poczucia bezpieczeństwa. Czy kobieta, która została odrzucona przez partnera dlatego, że urodziła dziecko, zdecyduje się na kolejną ciążę? Jaki komunikat z tego płynie dla mężczyzny – nie chcę mieć z Tobą więcej dzieci. Dla mnie to porażka męskości. Problem z decyzyjnością u mężczyzn, z odpowiedzialnością, silnie wiąże się z wyżej omawianym tematem. Satysfakcjonujące życie seksualne jest wynikiem jakości relacji. Jeśli jest ona zdrowa i dojrzała, praktycznie każdy problem da się rozwiązać. Jeśli taka nie jest – czas na pierwszy krok w stronę dojrzałości i zdecydowanie się na terapię. Dopiero potem możemy rozmawiać o seksie.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź