Przejdź do treści

Czy można zarazić się emocjami?

Czy można zarazić się emocjami?
Czy można zarazić się emocjami? Rawpixel.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Emocje przeskakują między ludźmi szybciej i sprawniej niż bakterie i wirusy. Zarażamy się nimi, łapiemy je od siebie jak infekcje. Czasem to dobrze, innym razem fatalnie…

Badania emocji

Mechanizm jest bardzo prosty. Elaine Hatfield, która pół życia poświęciła na badanie zjawiska, w wielkim skrócie opisała je tak: o ile nastrój innych oceniamy po tym, co mówią, o tyle na nasz własny większy wpływ niż ich słowa mają wysyłane przez nich sygnały niewerbalne. Za ich pośrednictwem, nieświadomie, zarażamy się nastrojami. Wszystko dlatego, że mamy neurony lustrzane. Kiedy widzimy, że ktoś podnosi rękę, w naszym mózgu też rozpalają się sieci neuronalne związane z podnoszeniem ręki. Ręki wprawdzie nie podnosimy, ale są rzeczy, które naśladujemy bardzo dokładnie.

Tak jest na przykład z ziewaniem, z którym wiąże się pewna ciekawostka. Otóż – to badania Ivana Norsicia i Elisabetty Palagi z włoskiej Padwy – zarażamy się nim tym częściej, im bliższy nam jest ziewający. Od obcych ziewanie przechodzi tylko trochę. Od przyjaciół bardziej. Od kochanych najbardziej. Wliczając w to… psy.

Ale ziewanie to nie wszystko, bo nasz mentalny „automat” działa też w przypadku większości emocji. Dlatego na uśmiech reagujemy uśmiechem, widok płaczu zwilża nam oczy, a ból innych wywołuje nieprzyjemne reakcje, które psują nam nastrój. Najlepsze w tym jest to, że taki „automatyczny” uśmiech wysyła też informację do mózgu. A ten zakłada, że skoro się uśmiechamy, to mamy powód, i działa trochę tak, jakbyśmy go mieli. Jak wiele trzeba, by zarazić się nastrojem? Właściwie nic nie trzeba.

Anna Kacprzak / Rolinger PR

Efekt fali

Tsai, Bowring, Marsella, Wood i Tambe przeprowadzili eksperyment, w którym poprzeczkę dla „zarażania emocjami” postawili bardzo nisko. Uczestnikom pokazywali jedynie… narysowane postacie. Niektórym „uśmiechnięte”. Innym „neutralne”.

To wystarczyło, żeby badanych zarazić emocjami na „znaczącym” poziomie. Ów znaczący poziom to mniej więcej dwa punkty w ośmiostopniowej skali, na której uczestnicy określali po badaniu, jak bardzo są szczęśliwi. Tyle zapewnił prosty obrazek.

Ludzie mogą zapewnić więcej. Pokazują to specjaliści od zarządzania. Jednym z takich „speców” jest prof. Sigal Barsade z Berkeley, która sprawdzała, jak zarażanie się emocjami przebiega w zespołach. Robiła to, organizując eksperymentalne gry. Uczestnicy otrzymywali rolę w grupach, do których ‒ o tym nie wiedzieli ‒ Barsade wprowadzała współpracownika przeszkolonego do odgrywania odpowiedniego nastroju: radosnego entuzjazmu, „pogodnego ciepła”, wrogiej irytacji lub depresyjnego lenistwa.

Następnie mierzono, jaki wpływ wywierało to na innych członków grupy. Po pierwsze, na ich nastrój. Tutaj okazało się, że wpływ jest bardzo duży i stado podąża za wyznaczonym trendem. A po drugie, wyszło i to, że jak już ludzie pozarażali się uśmiechem, to byli dużo bardziej skorzy do współpracy, a podwyżki dzielili bardzo równo i bez awantur. Co innego, kiedy trafił im się „konfederat” irytujący oraz wrogi. Barsade nazwała to „efektem fali”. Raz ruszona… płynie dalej i sama napędza. No, ale czy ktoś w ogóle może się dziwić, że tak jest?

Podobnie jest w internecie. Tylko w ostatnim czasie przeprowadzono dwa wielkie badania na użytkownikach Facebooka (o jednym było głośno, bo celowo manipulowano nastrojem odbiorców), które dowiodły, że ten ma wielką siłę wpływania na ludzkie emocje. Widok wpisów negatywnych generuje negatywne emocje. (Ciekawostką jest to, że liczba pozytywnych i negatywnych postów w miastach zmienia się wyraźnie w zależności od pogody). I vice versa – wiadomości pozytywne generują radość.

Kobieta śmieje się a w ręce trzyma drinka

Uśmiechaj się, człowieku!

Ludzie mają różną wrażliwość. Są tacy, po których emocje innych spływają jak – nie przymierzając – woda po kaczce. Inni to emocjonalne gąbki. Czują się tak, jak towarzystwo, w którym przebywają. I oni powinni szczególnie uważać na to, co chłoną.

Jak? Judith Orloff radzi: a) Jeśli ci źle, kiedy jesteś z innymi, to zastanów się, czy to emocja twoja, czy kogoś innego, b) Jeśli podejrzewasz, że kogoś innego, to się od niego… oddal albo c) wyobraź sobie jakąś barierę między wami. A tak w ogóle, to d) szukaj kontaktów pozytywnych, bo wniosek z tego wszystkiego może być tylko jeden:

Trzeba unikać ludzi, którzy ciągną nas w otchłań nastrojów depresyjnych nawet wtedy, kiedy nie mają do tego żadnego powodu, i szukać towarzystwa tych, którzy uśmiechem nas z tej otchłani wyciągają. No i, oczywiście, uśmiechaj się, człowieku! Gdy to robisz, robią to też inni. A wtedy i tobie jest weselej. Koło się zamyka i kończy się tak, że uśmiechnięci są wszyscy.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: