Przejdź do treści

„Nigdy nie usłyszałyśmy dobrego słowa od swoich mężczyzn”

Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Aśka i Sharne. Pierwsza była menedżerką w korporacji, druga zajmowała się szkoleniami. Sharne wciąż nie umie sklecić zdania po polsku, różni je inne wychowanie, ale połączyły empatia, energia, pasja życia i… prosecco. Oraz podobne doświadczenia z mężczyznami.  – Uwielbiam i cenię jej cholerną odwagę – mówi Aśka o Sharne. – Dla niej szklanka jest nawet nie tyle do połowy pełna, co aż się z niej wylewa – rewanżuje się Sharne. 

Zanim spotkamy się na żywo, w sześcioro oczu (nie licząc labradorki Duszki i kota Jerry’ego), Sharne przesyła mi e-mail. Wyjaśnia w nim, dlaczego prawie dziesięć lat temu wybrała na swoją drugą ojczyznę Polskę, co jest jej życiową misją, jak niepokoi ją rozwój sytuacji w Polsce i na świecie w kierunku odwrotu od praw kobiet.

Pisze też o Aśce: „Myślę, że nasza przyjaźń jest tak piękna i wyjątkowa, bo nawiązałyśmy transcendentną więź, znalazłyśmy wielowarstwowe, autentyczne połączenie, chociaż nie potrafię sklecić jednego zdania po polsku (na szczęście Aśki zna angielski, i to coraz lepiej!). Łączy nas więc język ‘fizyczny’, ale jeszcze bardziej empatia, energia i pasja czerpania z życia pełnymi garściami. A Prosecco tylko nam w tym pomaga!”.

Całą noc przesiedzieliśmy w lobby, piliśmy prosecco i gadaliśmy

 To miała być znajomość czysto zawodowa, krótka i konkretna, raptem parę spotkań – i to nie w cztery oczy, tylko w większej grupie. Sharne zajmowała się już wtedy szkoleniami i coachingiem, prowadziła szkolenia z przywództwa. Aśka była menedżerką, pracowała w korporacji, która takie zamówiła w firmie, z którą Sharne współpracuje.

– Trenerzy zawsze kojarzyli mi się ze sztywniakami, którzy z poważnymi minami stoją jak słup soli i monotonnym głosem robią czterogodzinny wykład, a ty niby ich słuchasz, ale tak naprawdę przysypiasz. Sharne była zupełnie inna – opowiada Aśka. Sharne była po prostu sobą, wulkanem energii. – Była tak nieszablonowa, tak wychodziła poza sztywne prowadzenia warsztatu, tak promieniowała zapałem… Niektórzy moim koledzy patrzyli na nią krzywo, szeptali: „co ona wyprawia?”, gdy wchodziła na krzesło i pokiwała do nas, żeby wlać w nas tę swoją energię. A ja? Ja się w niej z miejsca zakochałam!

Sharne i Aśka.
Zdjęcie: archiwum prywatne

Ledwie co się wtedy znały, poza standardowym „cześć, jak leci?” i samymi szkoleniami, tak prywatnie, w cztery oczy, nie zamieniły właściwie słowa, w ferworze szkolenia nie było ku temu ani czasu, ani przestrzeni. Aż do początku 2015 roku. Najpewniej stycznia, precyzuje Sharne, bo na przełomie lipca i sierpnia Aśka rzuciła pracę. – Pamiętasz? – zagaja. Aśka aż podrywa się z kanapy: – Oczywiście!

Pierwsze lody przełamała Aśka. W kuluarach podeszła, szepnęła: „wiesz, tak szczerze mówiąc, to niektórzy uczestnicy warsztatu mają duży kłopot z tym, że jesteś taka głośna, wyraźna i porywająca. Ale nie przestawaj, bo to jest super, oni jeszcze nie zdają sobie sprawy, jak ich budzisz!”. Sharne zrewanżowała się chwilę później, po szkoleniu podeszła do Aśki, zapytała, czy może coś jej powiedzieć o niej, dać tak zwany feedback. Aśka przytaknęła, odeszły na bok, usłyszała: „kim ty jesteś? Jaka jesteś naprawdę?”.

Bo na szkoleniu Sharne widziała dziewczynę, która trzęsie całą grupą, rozsadza ją energia, jest w swoim żywiole. A po szkoleniu, w relacji ze swoim przełożonym – jakby jej ktoś podciął skrzydła.

seniorki, przyjaciółki

– Wiedziałam, że nie jest we właściwym dla siebie miejscu, że nie rozwija swojego potencjału. Bo w grupie stawała się liderką, aż buchała z niej energia, a w gronie szefów widać było, że czuje się nieswojo, niekomfortowo. Była jak ptak zamknięty w klatce. Czy ją lubiłam? Ja jej nie znałam jako człowieka. Choć czułam jakiś rodzaj więzi między nami. Widziałam więc, jak się z tym wszystkim miota. I chciałam, żeby wiedziała, że ktoś to zauważył, bo wtedy mogłaby coś z tym zrobić– wyjaśnia Sharne.

Traf chciał, że szkolenie niespodziewanie się przedłużyło: samolot utknął na lotnisku, całą ekipą pojechali do hotelu. – Mieliśmy przenocować i rano wylecieć. Skończyło się tak, że o świcie pobiegłyśmy do swoich pokojów tylko na szybki prysznic. Całą noc przesiedzieliśmy w lobby, piliśmy prosecco i gadaliśmy – opowiada Aśka. Sharne śmieje się: – To był kamień węgielny naszej przyjaźni.

Z układu nauczyciel-uczeń do przyjaźni

Tylko że wtedy jeszcze o tym nie wiedziały. Przez miesiąc nie miały właściwie kontaktu. Aśka biła się z myślami. Źle się czuła w korporacji, w tamtym czasie to nie było jej miejsce, nie jej świat – to było pewne. Jednocześnie brakowało jej odwagi, by coś z tym zrobić. A z tyłu głowy wciąż pulsowały słowa Sharne: „kim ty naprawdę jesteś?”.

– Gdyby powiedział mi to ktoś inny, odpowiedziałabym grzecznie: „okej, dziękuję za informację”. Ale w środku najpierw byłabym wściekła, a później puściła to mimo uszu, nic bym z tym nie zrobiła. Z Sharne było inaczej, ja już wtedy czułam, że to jest moja bratnia dusza – opowiada Aśka.

To dlatego zadzwoniła do Sharne z prośbą, by została jej coachem. Zaczęły spotykać się w miarę regularnie, raz na 3-4 tygodnie po półtorej-dwie godziny. – Sharne była dla mnie inspiracją, trenerem idealnym, który jest nieszablonowy, nie używa wyświechtanych frazesów i schematów, które często są nadużywane przez coachów: „jak na ciebie patrzę, to widzę, jak ciebie słucham, to słyszę…”, powiedz, gdzie to czujesz? A gdzie mam czuć? W dupie! – śmieje się Aśka.

Po kilku miesiącach takich sesji odeszła z korporacji, zgłosiła się na staż do firmy, z którą współpracuje Sharne. Przy czym Sharne nie maczała w tym palców, „chcieli Aśkę, bo ma duże doświadczenie w biznesie, a im takiej osoby brakowało, a jak zobaczyli, jak pracuje jako trener, to stwierdzili, że ma to, czego nie da się nauczyć: energię i łatwość nawiązywania kontaktu z ludźmi”.

Układ nauczyciel-uczeń odszedł do lamusa, teraz były już kumpelami z jednej branży. Ani się obejrzały, jak stały się przyjaciółkami.

Nigdy nie usłyszały dobrego słowa od swoich byłych mężczyzn

 To, że pracują w jednej branży, wcale im nie przeszkadza, bo nie widzą w sobie konkurencji. W ogóle mało jej widzą w życiu. Jak wyjaśnia Sharne: – To jest twoje życie, ty za nie bierzesz odpowiedzialność. Tylko od ciebie zależy, co zrobisz z narzędziami, które dostajesz. Jakiekolwiek porównywanie się, konkurowanie, jest bez sensu.

Zauważyłyśmy, że wiele kobiet na kierowniczych stanowiskach ma zrujnowane życie osobiste, ponad 90 proc. jest po rozwodzie albo rozstaniu z długoletnim partnerem

Aśka

Można by powiedzieć: wręcz przeciwnie, właśnie przymierzają się do wspólnego projektu warsztatów dla kobiet na kierowniczych stanowiskach. – Zauważyłyśmy, że wiele z nich ma zrujnowane życie osobiste, ponad 90 proc. jest po rozwodzie albo rozstaniu z długoletnim partnerem – wyjaśnia Aśka. – To duży problem, zwłaszcza w Polsce. Bo tu kobieta może osiągać niesamowity sukces w życiu zawodowym, ale póki nie wyjdzie za mąż i nie urodzi dzieci, w oczach społeczeństwa nie może być naprawdę spełniona – dodaje Sharne. Aśka: – Myślę, że możemy innym kobietom pomóc w tej sytuacji.

Zwłaszcza że to też ich własna historia. Bo poza energią, co zostało już powiedziane i co widać na każdym kroku, połączyły je damsko-męskie doświadczenia. Na przykład to, że obie nigdy nie usłyszały dobrego słowa od swoich (byłych już) mężczyzn – Sharne od męża, z którym spędziła pół życia, Aśka od długoletniego partnera.

Sharne wyjaśnia, że były już mąż owszem, wspierał ją wielokrotnie, choćby wtedy, gdy zakładała własny biznes. – Ciekawe jest natomiast to, że o tym, że jest ze mnie dumny, dowiadywałam się od innych ludzi – mówi Sharne. Aśka aż podrywa się z kanapy, żeby dopowiedzieć: – Też nigdy nie usłyszałam słowa docenienia. Tylko od naszych przyjaciół dowiadywałam się, że mnie za coś pochwalił, skomplementował, że był dumny. Ja nie wiem, co z tymi facetami jest. Korony by im z głów pospadały, gdyby nam coś miłego powiedzieli prosto w oczy?

„Dobra, rusz dupę!”

W przypadku ich przyjaźni przemilczenia się nie zdarzają, tematy tabu – tym bardziej. Zdarza się natomiast każdej z nich gorszy dzień (albo i tydzień).  Jeden z nich wspomina Sharne, mówi do Aśki: – Miałaś poważny problem w zeszłym roku, pamiętasz? Zapytałam, czy wszystko okej, ty odpowiedziałaś: nie chcę o tym rozmawiać.

Do mnie natomiast: – Ja doskonale wiedziałam, że nie mogę naciskać, wyciągać tego z niej na siłę. Że ona nie kokietuje. Jak mówi nie, to znaczy nie.

Sharne i Aśka.
Zdjęcie: archwium prywatne

Aśka z kolei: – Ale kilka tygodni temu, jak miałam poważny kłopot, Sharne wróciła właśnie z tygodniowego wyjazdu służbowego. Późnym wieczorem, jeszcze z lotniska, zadzwoniła do mnie: „hej, co słychać?”. Ja po prostu zaczęłam płakać, ona rzuciła: „okej, nie martw się”, a po godzinie dostałam SMS: „otwieraj bramę”. – Pojechała tylko zostawić walizki, przesiąść się do swojego ukochanego auta i w ciągu godziny była już u mnie, po drugiej stronie Warszawy. Przegadałyśmy całą noc, wypiłyśmy butelkę Prosecco. Nie musiałyśmy nawet szczególnie rozmawiać o tym problemie. Wystarczyło, że przy mnie była.

 

Ja po prostu zaczęłam płakać, ona rzuciła: "okej, nie martw się", a po godzinie dostałam SMS: "otwieraj bramę"

Aśka

I odwrotna sytuacja, kiedy to Sharne była w gorszej kondycji. – Z tydzień przeleżałam w łóżku, myślałam, że się całkiem rozpadnę. A tu nagle pukanie do drzwi, w nich Aśka woła: „dobra, rusz dupę!”. Przyszła w idealnym momencie, ani za wcześnie, ani za późno. Intuicyjnie po prostu widziała, kiedy już jest właściwy czas. Kiedy tak mi coś tłumaczyła, nagle zobaczyłam, jak na ułamek chwili przeistacza się w indiańską szamankę, taka energia z niej emanowała. Żałuję, że tego nie nagrałam! – opowiada Sharne. – Co dalej? Jak tylko wyszła, pobiegłam pod prysznic, zaczęłam się ogarniać, poleciałam kupić prezenty pod choinkę.

Połączenie dusz działa też w drugą stronę. Aśka wyjaśnia: – Mój angielski nie jest perfekcyjny, nie zawsze w zdenerwowaniu jestem w stanie wyrazić dokładnie to, co myślę i czuję. I wtedy Sharne mówi to za mnie, ja mogę tylko potwierdzić: dokładnie o mi to chodzi, „Siostro”. Ona ma po prostu w sobie umiejętność widzenia tego, co dla innych jest niewidoczne. Jakby miała rentgen w oczach.

„Dla niej szklanka jest nawet nie tyle do połowy pełna, co aż się z niej wylewa”

Mimo mocnych temperamentów Sharne i Aśka nigdy się nie pokłóciły. Jeśli już, to parę razy były świadkami złości tej drugiej. – Miałam raz z Sharne kłótnię zastępczą, zamiast wyrzucić to w twarz winnemu, wykrzyczałam to do niej. Ale gdy zdałam sobie sprawę, że obrywa jej się rykoszetem za kogoś innego, miałam wyrzuty sumienia – mówi Aśka. Sharne wtrąca: – Ale ja byłam taka szczęśliwa widząc, jak wyrzuca z siebie to wszystko, co w niej siedziało, tę całą złość!

Pokłócić między sobą miałyby o co. Aśka: – Często dyskutujemy mocno, miewamy różne opinie na dany temat. Ale rozmawiamy o tym i przerabiamy to między sobą. Bardzo podoba mi się natomiast to, że Sharne mówi wprost, jeśli się z czymś nie zgadza, wali prawdę prosto w oczy. Ja zostałam inaczej wychowana, jeszcze nie umiem sobie na to pozwolić, staram się być bardzo dyplomatyczna.  Ale powoli uczę się tego od Sharne.

 

Aśka lubi i szanuje Sharne nie tylko za filozofię „prosto z mostu”. – Uwielbiam i cenię jej cholerną odwagę. Do życia, do tego, żeby zmieniać siebie i pomagać w tym innym ludziom, inspirować ich do robienia rzeczy niemożliwych, wydobywać z nich ich potencjał – mówi Aśka, przechodząc następnie do wyjaśnienia, dlaczego Sharne w gronie swoich znajomych ma ksywkę „Tęczowy Ambulans”. – Potrafi jednego dnia po pracy obskoczyć trzy koleżanki, które mają toksyczne relacje damsko-męskie lub kłopoty w pracy, odebrać im dzieciaki ze szkoły, zabrać je do kina, w międzyczasie wesprzeć przez telefon kolejną, a w nocy podjechać do jeszcze innej, żeby przewieźć jej swoim sportowym autem meble. I zawsze jest uśmiechnięta, nie widać po niej cienia zmęczenia.

 

Niesamowite jest to, jak wychowuje swojego syna, jaki rodzaj więzi z nim nawiązała, jaki znalazła balans między byciem troskliwą i czułą matką, a traktowaniem dziecka jak partnera i utrzymywaniem dyscypliny wtedy, kiedy jest taka potrzeba

Sharne

Jeśli Sharne z kolei miałaby streścić w dwóch słowach, za co najbardziej ceni Aśkę, odpowie: „jej serce”. – Aśka to jedna z najbardziej szczodrych i otwartych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam. Nie ma w niej cienia interesowności, to niesamowicie mi imponuje. Podziwiam jej odwagę i pewność siebie. Niesamowite jest to, jak wychowuje swojego syna, jaki rodzaj więzi z nim nawiązała, jaki znalazła balans między byciem troskliwą i czułą matką, a traktowaniem dziecka jak partnera i utrzymywaniem dyscypliny wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Dzięki niej jest wyjątkowym chłopcem i, jestem pewna, że będzie wyjątkowym mężczyzną – wymienia Sharne.

To jeszcze nie koniec. – Uwielbiam też jej kreatywność i to, że w każdej sytuacji znajdzie pozytywy. Dla niej szklanka jest nawet nie tyle do połowy pełna, co aż się z niej wylewa.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: