Przejdź do treści

Minimalizm – mniej znaczy więcej. Skuś się!

Minimalizm - mniej znaczy więcej Maarten Deckers/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Każdy, kto kiedykolwiek pozbył się z domu zbędnych rzeczy, dobrze wie, jaka to ulga. Usunięcie nadmiaru stwarza przestrzeń, odblokowuje energię, wprowadza do życia lekkość i światło. Mniej znaczy więcej, bo rezygnując z rzeczy, odzyskujemy wolność, czas oraz siebie.

„Mniej rzeczy to więcej szczęścia”

Gdy oglądałam film o wybitnej artystce Marinie Abramović „Artystka obecna”, utkwił mi w pamięci fragment, w którym opowiada o czasach, gdy z wyjątkiem miłości, przyczepy i psa nie miała nic. „To był najszczęśliwszy czas w moim życiu.” – mówi wiele lat później, siedząc na designerskim fotelu w swoim luksusowym apartamencie w Nowym Jorku.

W tym samym roku, kiedy powstawał film o Marinie, młody Amerykanin Graham Hill, siedząc na tekturowym pudle w studio organizacji TED, z błyskiem w oku przekonywał, że mniej rzeczy, to więcej szczęścia. Graham mieszka w małym mieszkaniu na Manhattanie, które jest dla niego zarówno przestrzenią prywatną, jak i biurem. Nie trzyma tam zbędnych rzeczy – to, co posiada, mieści się w kartonie. Jednak na niewielkim metrażu ma wszystko, co mu potrzebne, łącznie ze sprytnie ukrytymi w ścianie łóżkami dla gości, ogromnym kinem domowym oraz schowkiem na sprzęt do kite’a, który jest jego pasją. Graham zdecydowanie wygląda na człowieka, któremu niczego do szczęścia nie brakuje.

Dwie minuty do szczęścia - czyli jak to na co patrzysz, może poprawić ci nastrój

Wyrzuć to, co zbędne

Ja nie zmieściłabym wszystkich swoich rzeczy do tekturowego pudła, prawdopodobnie nie wystarczyłby mi nawet spory kontener, ale konsekwentnie pozbywam się przedmiotów i wyrzucam z życia to, co zbędne. Bez rzeczy żyje mi się łatwiej, lżej. Nigdy nie zdarzyło mi się zatęsknić za tym, czego się pozbyłam, a odchudziłam już naprawdę wiele szaf i szafek. Wyniosłam z domu sterty niepotrzebnych czasopism, wrzuciłam do kontenerów PCK stosy dawno już nieużywanych ubrań, pozbyłam się setek „przydasiów”. Nie chcę przez to powiedzieć, że „odchudzanie” przestrzeni jest łatwe. Wcale nie. Powodowani sentymentem lub źle pojmowanym zmysłem praktycznym toniemy w stertach pokrytych kurzem fotografii albo przechowujemy na wszelki wypadek pojemniki po lodach i tysiące równie absurdalnych i niepotrzebnych rzeczy. Precz z tym! To, co warte zapamiętania, jest w sercu, a miejsce na zużyte pudełka to śmietnik. Pozbywając się, musimy być stanowcze, bo jak nie my je, to one nas… Rzeczy są jak ptaki filmu Hitchcocka – gdy jest ich za dużo, obezwładniają i przerażają.

8 zasad minimalizmu

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: