Przejdź do treści

„Chciałbym, żebyśmy nauczyli się udzielać sobie wsparcia. Byśmy byli nastawieni na słuchanie, a nie tylko słyszenie” – mówi Daniel Dziewit, autor książki o osobach dotkniętych samobójstwem

Daniel Dziewit
Daniel Dziewit. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Podczas pisania książki spotkałem się z kobietą, której ojciec powiesił się 50 lat temu, gdy była 6-latką. Długo rozmawialiśmy- opowiadała o towarzyszących jej wyrzutach sumienia. Przyznała, że rozmowa ze mną jest dla niej terapeutyczna, bo po raz pierwszy może otwarcie powiedzieć o swoich uczuciach. Wcześniej walczyła w samotności. Podziękowała mi i wypowiedziała zdanie, którego nigdy nie zapomnę: „Wreszcie rozumiem, że to była jego decyzja, a nie moja wina” – opowiada Daniel Dziewit, autor książki „Kiedy odchodzą”. Pisarz oddaje głos osobom, których najbliżsi popełnili samobójstwo i które niejednokrotnie musiały uporać się z  dewastującym poczuciem winy w zupełnej samotności.

Marianna Fijewska: Według danych WHO co 40 sekund ktoś odbiera sobie życie. W Polsce samobójstwa popełnia 15 osób dziennie. To przerażające wyniki.

Daniel Dziewit: Sama widzisz, że problem jest powszechny, a skoro tak, dlaczego w Polsce nie potrafimy o nim rozmawiać? Dlaczego reagujemy milczeniem lub cichymi spekulacjami?

No właśnie, dlaczego?

Pewnie dlatego, że nie mamy narzędzi, które pozwoliłyby nam ten temat podjąć. Boimy się, że głośne rozmowy o samobójstwie zachęcą innych do odbierania sobie życia. Chciałem, by moja książka coś zmieniła. By człowiek po przeczytaniu jej wiedział, czym jest śmierć samobójcza i jak towarzyszyć osobom, które ta tragedia najbardziej dotknęła. Zaraz po wydaniu „Kiedy odchodzą” rozpocząłem współpracę z Fundacją Zrównoważonego Rozwoju. Dopracowujemy program, którego hasło brzmi: „Zostań”. Ma to być cykl konferencji w całym kraju dla pedagogów, dyrektorów i dla osób, które pracują z młodzieżą. Szukamy sponsora, który zafunduje 57 tysięcy egzemplarzy książki, które trafią do szkół.

Sulimir Szumielewicz, koordynator Kryzysowego Telefonu Zaufania

Czemu akurat 57 tysięcy?

Bo tyle jest szkół w Polce. Celem tego programu jest to, byśmy, zamiast milczeć, nauczyli się mówić: „Wydarzyło się straszne nieszczęście, a teraz chodźcie, pogadajmy, powiedzmy sobie, czego się boimy, co nas niepokoi, co (i czy słusznie) zarzucamy sobie w obliczu tej tragedii”.

Twoi rozmówcy- bliscy osób, które odebrały sobie życie- też zwracają uwagę na to, że w Polsce temat samobójstw jest tematem tabu, a nawet gorzej. Wielu z nich skarży się na stygmatyzację i totalne osamotnienie.

Myślę, że w każdym z nas siedzi wewnętrzny prokurator i sędzia, który szuka przyczyn niezrozumiałych zdarzeń i wydaje osądy. Ze statystyk wynika, że najczęściej osobami dotkniętymi samobójstwem, czyli tymi, których najbliżsi się zabijają, są kobiety. To one zostają wśród żywych- z dziećmi, z wnukami i z wielkim poczuciem winy. Same niosą ten ciężar, a wewnętrzny prokurator, zamiast pomóc, osądza, mówiąc np.: „Pewnie go zdradzała” albo „coś tam musiało być na rzeczy”.  Później okazuje się, że nie zdradzała, ani nic „na rzeczy” nie było. Ten wewnętrzny sędzia nierzadko zbyt pochopnie wydaje bolesne wyroki na wyrost, a to z kolei prowadzi do kolejnej traumy i poczucia milczącego zaszczucia u osób dotkniętym śmiercią bliskiego.

Ze statystyk wynika, że najczęściej osobami dotkniętymi samobójstwem, czyli tymi, których najbliżsi się zabijają, są kobiety. To one zostają wśród żywych- z dziećmi, z wnukami i z wielkim poczuciem winy.

Daniel Dziewit

Jaka historia, którą usłyszałeś podczas pisania książki, była dla ciebie najbardziej poruszająca?

Wyobraź sobie taką sytuację: późny wieczór, zimny grudzień. Dziewczyna rozmawia ze swoim 26-letnim chłopakiem w mieszkaniu, za ścianą siedzą rodzice. W pewnym momencie odwraca się, żeby przyciszyć radio, a następne, co widzi to jego ciało bezwładnie wypadające z okna. Zbiega 10 pięter w dół, przytula się do jego zwłok, jest cała umazana we krwi. Po chwili biegnie do mieszkającej obok rodziny, alarmuje ich o tym, co się wydarzyło. Rano przed blokiem zbiera się coraz większa grupa osób. Starsze panie z różańcami otaczają czerwoną plamę. Między zdrowaśkami wołają z podniesionymi w górę głowami w kierunku okna : „To ty go zabiłaś!!!”.  Podczas pogrzebu ojciec chłopaka, krzyczy: „Ty powinnaś być w trumnie, a nie on”. A gdy ze śniegu znikają już ostatnie ślady krwi, sąsiad wylewa pod drzwiami mieszkania i schodach czerwoną farbę.

Żeby ją ukarać?

I żeby nie zapomniała, co się wydarzyło, choć i tak pamiętała o tym doskonale przez następne kilkadziesiąt lat, co miało ogromny wpływ na jej życie. Piętno tragedii i wyrzuty sumienia sprawiły, że zaangażowała się w bardzo toksyczny związek– gdy jej kolejnemu partnerowi coś nie pasowało, groził, że zrobi dokładnie to samo, co nieżyjący chłopak. Później urodziła córkę, która była heroinistką. Ta kobieta przeszła piekło na ziemi. To piekło skończyło się w momencie, w którym zdecydowała, że pogodzi się z tragedią sprzed lat i bardzo jasno postawiła swoje granice. Rozstała się z partnerem, a dziecku powiedziała: „Chcesz ćpać, trudno, ja ci już nie pomogę, ale wyjedź stąd, bo nie chcę patrzeć, jak umierasz”. W efekcie córka przestała brać narkotyki, a kobieta wreszcie zaznała spokoju. Po latach odwiedził ją także ojciec nieżyjącego chłopaka- przeprosił za wszystko, co mówił i podarował pierścionek zaręczynowy, który 26-latek miał jej wręczyć, zanim zdecydował się popełnić samobójstwo.

Myślę, że to, co przez lata nie dawało żyć bohaterce tej historii, to potworne wyrzuty sumienia. Czy poczucie winy jest wspólnym mianownikiem dla bliskich samobójców?

Tak. Spotkałem się tylko z jedną osobą, która bardzo szybko pozbyła się poczucia winy. To była kobieta, której mąż się powiesił, a niedługo po tym wyszło na jaw, że molestował seksualnie ich córkę. Kobieta spaliła jego zdjęcia i przestała chodzić na cmentarz. Cała reszta przez długi czas wyrzucała sobie, że to ich wina. Lista argumentów jest długa i u każdego inna: „bo nie odebrałam telefonu”, „bo powiedziałem o jedno słowo za dużo”, „bo nie odwiedziłam”, „bo nie słuchałem”, „bo nie przyszłam na czas”.

Kiedy odchodzą

Okładka książki „Kiedy odchodzą…” Mat. pras.

W jaki sposób twoi rozmówcy uporali się z przeszłością?

Są różne sposoby radzenia sobie z żałobą. Od wąchania perfum, po psychoterapie i modlitwę. Uważam jednak, że każda samobójcza śmierć to ciężar, którego nie można nosić samemu i który trzeba z kimś podzielić. Wiele osób mówiło o braku możliwości terapii grupowych. A przecież dzięki takim spotkaniom nie tylko ma się poczucie wspólnoty, ale można też przejrzeć się w biografii innych ludzi, spojrzeć na siebie cudzymi oczami, skorzystać z cudzego doświadczenia i cudzej mądrości.  Jednak nie wszyscy moi rozmówcy uporali się z żałobą, nawet jeśli tragedia wydarzyła się wiele lat wcześniej. Podczas pisania książki spotkałem się z kobietą, której ojciec powiesił się 50 lat temu, gdy była 6-latką. Długo rozmawialiśmy- opowiadała o towarzyszących jej przez całe życie wyrzutach sumienia. Przyznała, że rozmowa ze mną jest dla niej terapeutyczna, bo po raz pierwszy może otwarcie powiedzieć o swoich uczuciach. Wcześniej walczyła w samotności. Podziękowała mi i wypowiedziała zdanie, którego nigdy nie zapomnę: „Wreszcie rozumiem, że to była jego decyzja, a nie moja wina”.

Smutna nastolatka / istock

Praca nad książką musiała być dla ciebie niezwykle obciążająca. Co było najtrudniejsze?

Chyba rozmowa z mężczyzną, którego żona odebrała sobie życie dwa miesiące wcześniej a ciało znalazł z 7-letnim synem w salonie. Poczucie winy dosłownie spalało go od środka, ale mimo to chciał rozmawiać. Często przerywaliśmy, bo płakał. Wtedy czekaliśmy aż się uspokoi i dopiero wracaliśmy do tematu żony. Dużo spacerowaliśmy. Właściwie to ciągle chodziliśmy po parkach, czasem przystawaliśmy na ławkach. By poukładać wszystkie zebrane historie w sensowną całość, musiałem wykazać się dużą cierpliwością. W narracji moich rozmówców przeważał chaos, wydarzenia nie były opowiedziane w żadnym logicznym porządku. Wszystkimi kierowały bardzo silne emocje.

 

Tragedia, strata, krew i łzy świetnie wyglądają na Netflixie, a gorzej naprawdę

Daniel Dziewit

Jak oceniasz odbiór swojej książki?

Jedna z dziennikarek medycznych zaproponowała mi wywiad. Zgodziłem się, umówiliśmy się na rozmowę, a ja przesłałem jest PDF z książką. W tym momencie przestała się odzywać i odbierać telefon. Dostałem też propozycję od polsko-amerykańskiej stacji radiowej. Prowadzący początkowo mówił mi, jak to dobrze, że podjąłem tak ważny temat. Były ochy i achy- ale jemu też wysłałem PDF. Wtedy zaczął przekładać wywiad, raz, drugi, trzeci i kontakt się urwał. Gdybym sam zabiegał o rozmowę to rozumiem, że temat może być nieciekawy. W tych przypadkach jednak to dziennikarze chcieli rozmawiać, a później zapadli się pod ziemię.

To dlatego, że konfrontacja z tematem samobójstw jest za trudna?

Wydaje mi się, że tak. Tragedia, strata, krew i łzy świetnie wyglądają na Netflixie, a gorzej naprawdę. Jednak osoby, które przeczytały, są poruszone. Mówiły, że to bardzo trudna książka, choć nie wiem do końca, co to znaczy…

Smutna kobieta / istockphoto

Że jest prawdziwa.

No właśnie. Tragedie w książce wydarzyły się naprawdę i bliscy tych, którzy zginęli, naprawdę szukają pomocy i ratunku. Nie chcą być trędowaci, a tak ich tratuje  społeczeństwo. Spotkałem się z wieloma opiniami, że ta lektura powinna być obowiązkowa dla każdego.

A powinna?

Nie. Sądzę, że nie powinna być dla osób, które już przerobiły żałobę po samobójczej śmierci bliskiego i przepracowały tę stratę. A zdecydowanie powinna być dla psychologów, pedagogów i wszystkich, których codzienna praca wiąże się z pomaganiem innym. Cała reszta to kwestia wyboru. Jeśli ktoś lubi mierzyć się z niewygodną prawdą o świecie i zaglądać w głąb siebie- polecam.

Autor jednej z recenzji twojej książki przyznał, że na początku miał obawę, że będzie to swoisty poradnik dla samobójców, ale jego zdaniem udało ci się tego uniknąć. Jak?

W dzisiejszych czasach, gdy w Internecie można znaleźć dosłownie wszystko, ukrywanie, że pasek lub sznurek może służyć do powieszenia, byłoby wielką hipokryzją. Opowieści zawarte w książce były konsultowane z psychologami, w trzech przypadkach zwrócili mi uwagę na to, żebym ukrył sposoby samobójstwa, bo mogłyby być „instruktażowe”. Myślę, że ta książka jest raczej antyporadnikiem. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się, jak wyglądają oczy po przedawkowaniu narkotyków, a zdradzę, że wyglądają jak rybie łuski, dowie się z tego z mojej książki. Jeśli chce się dowiedzieć, jakimi uszkodzeniami mózgu i paraliżem może zakończyć się nieudana próba samobójcza, także dowie się tego z mojej książki.

Ty też jesteś bliskim kogoś, kto popełnił samobójstwo?

W grudniu ubiegłego roku mój kolega ze studiów, z którym siedziałem w jednej ławce, targnął się na własne życie.  To był dla mnie szok. Jednego dnia opowiadamy sobie o swoich planach zawodowych- on miał być terapeutą uzależnień- a drugiego dnia stoję nad szpitalnym łóżkiem i rozmawiam z jego matką, która jest na psychotropach i opowiada mi o tym, że wciąż nie dociera do niej to, co się stało. Chłopak do końca życia będzie sparaliżowany, po tracheotomii… Nikt nie zauważył, co dzieje się w jego głowie. Przecież miał firmę, rodzinę, przyjaciół, a mimo to ziarno myśli samobójczej cały czas w nim wzrastało, aż w końcu zdecydował się na ostateczny krok.

 

Chciałbym nadać tym wszystkim opisanym samobójczym śmierciom jakiś sens. Chciałbym, by były przestrogą, by przestraszyły. Chciałbym też, żebyśmy nauczyli się udzielać sobie wsparcia. Byśmy byli nastawieni na słuchanie, a nie tylko słyszenie

Daniel Dziewit

Podjąłeś bardzo trudny temat. Zdecydowałeś się wysłuchać ludzi, którzy w wielu przypadkach nigdy nie byli wysłuchani. Wziąć na siebie część ich ciężaru. Rozumiem, jakie jest założenie książki, ale co było twoją wewnętrzną motywacją?

W trakcie pisania książki odezwała się do mnie kobieta, której mąż- ojciec trzech dziewczynek- po 15-letniej walce z depresją wbił sobie nóż w serce. Pomyślałem: jak to możliwe, że od 15 lat było wiadomo, że facet walczy z ciężkimi stanami depresyjnymi, a wokół niego nie znalazła się ani jedna osoba, która zaprowadziłaby go do szpitala psychiatrycznego? Ja chciałbym nadać tym wszystkim opisanym samobójczym śmierciom jakiś sens. Chciałbym, by były przestrogą, by przestraszyły. Chciałbym też, żebyśmy nauczyli się udzielać sobie wsparcia. Byśmy byli nastawieni na słuchanie, a nie tylko słyszenie i żebyśmy potrafili w obliczu tragedii wznieść się poza granice szablonowego myślenia i udzielić pomocy tym, którzy pozostali. To oni dla mnie są bohaterami, a nie wyłącznie ci, którzy odeszli.

Pomoc dla osób, które chcą popełnić samobójstwo

Znasz kogoś, kto myśli o samobójstwie? A może ty sama zastanawiasz się, czy tego wszystkiego nie skończyć? Pamiętaj, że to nie jest rozwiązanie. Zawsze możesz liczyć na pomoc innych osób.

Nie bój się wybrać się do specjalisty. Do wyboru masz psychologa, psychoterapeutę, centrum wsparcia, telefony zaufania oraz ośrodki kryzysowe.

  • 116 123 – Telefon Zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, czynny od poniedziałku do piątku w godz. 14:00 – 22:00.
  • 116 111 – Telefon Zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, czynny w godz. 12:00 – 02:00.
  • 800 702 222 – Centrum Wsparcia Fundacji Itaka, jest całodobowe. Możesz także napisać tutaj: porady@liniawsparcia.pl.
  • 800 080 222 – Telefon Zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Itaka, jest całodobowy.
  • 22 484 88 01 – Antydepresyjny Telefon Zaufania Fundacji Itaka, czynny w poniedziałek i czwartek w godzinach 17:00 – 19:00.
  • 22 594 91 00 – Antydepresyjny Telefon Forum Przeciw Depresji, czynny w środę i czwartek w godzinach 17:00 – 19:00

Istnieje niebezpieczeństwo, że bliska ci osoba wyszła z domu i może  popełnić samobójstwo? Dzwoń na 112. Może się okazać, że dzięki temu uratujesz czyjeś życie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: