Kobieta z dzieckiem Eko mama, kontra zła/ fot. Istock.com

Czy tylko eko matka to dobra matka? Czy zawsze potrzeby dziecka są ważniejsze? „A ja nie mam żadnych praw, bo jestem już tylko matką?”

Spis treści:

W poszukiwaniu matki środka. Czyli jak nie stać się towarzyską zmorą w duchu ekologii i rodzicielstwa, bliskości i jednocześnie ocalić się przed cynizmem i gorzką ironią, wymierzoną we własne macierzyństwo.

Eko matki i złe matki

Świat matek jest podzielony na pół, po jeden stronie są eko matki, zwolenniczki wychowywania w bliskości, ekologii, w idei wspólnej wioski i kobiecego wsparcia, po drugiej stronie są złe matki, które macierzyństwo realizują w duchu przetrwania. Własnego przetrwania. Stronią od innych matek i unikają tematu macierzyństwa, najczęściej sama ciąża jest dla nich opresją, traumą i nadużyciem. To od nich najczęściej możemy usłyszeć  – „Jest ci źle? Jak urodzisz będzie jeszcze gorzej”.

Czasem na pierwszy rzut oka niewiele je od siebie różni, zarówno jedne jak i drugie chętnie korzystają z ubranek, zabawek i macierzyńskiego sprzętu z drugiej ręki. Eko matki robią to dla idei, „złe matki”, z oszczędności. Jedne uważają, że noszenie dzieci w chuście jest słuszne i zaspokaja potrzebę bliskości, drugie „chustonoszenie” traktują jako wygodne rozwiązanie w efekcie, którego mogą mieć dwie ręce wolne. To co odróżnia jedne od drugich to motywacja, eko matka to kobieta, która chętnie zrezygnuje z podania oksytocyny i znieczulenia w trakcie porodu, najchętniej urodzi w domu narodzin albo we własnym domu, powołując się na kontakt z naturą, intuicję i mądrość douli. Tak zwany „błękitny poród”, czyli ten bez wspomagaczy, to najlepszy start dla eko mam, zwieńczenie 9 miesięcy poświęcenia.

Kim są eko matki?

Presja błękitnego porodu czasem zamienia się w obsesję, sposób na podbudowanie swojej wartości, ugruntowanie swojej kobiecości i dojrzałości. Idąc tropem popularnego wśród eko mam hasztagu „błękitny poród”, możemy dojść jednak do wniosku, że ten wymarzony, naturalny akt bardzo często opisuje historie rozczarowania, zawiedzionych nadziei, bo natura nie okazała się wystarczająco wspaniałomyślna, a my kobiety nie jesteśmy idealnie podłączone do źródła matki ziemi. A przynajmniej niewystarczająco, aby uniknąć okołoporodowych komplikacji. Błękitne porody często kończą się cesarką albo podaniem oksytocyny, nacięciem krocza. Literatura nie pomaga w nadmuchiwaniu balonika oczekiwań przyszłej mamy, poród naturalny, karmienie piersią jest promowane jako zbawienie dla dziecka i dla matki, butelka, sztuczne mleko i smoczki, stają się w tej narracji wymysłem współczesności, który burzy więź między matką a dzieckiem. Gdyby nie współczesna medycyna wszystko byłoby ok. Rozpisuje się o tym wiele autorek. Kupując przez internet gryzak łatwo natknąć się na literacką cegłę na temat karmienia, z antropologiczno-psychologicznymi podstawami.

Eko mamy, zależnie od możliwości finansowych albo inwestują w drewniane eko zabawki, wielorazowe pieluchy albo pieluchy eko, albo wszystko, co mają, dostały od innych mam. Zasada jest jedna – nawet najbardziej kolorowe, głośne i plastikowe zabawki, stają się eko, jeśli zabawiały już przynajmniej dwoje niemowląt. Od eko mamy najczęściej możemy usłyszeć: „Nie musisz tego kupować, jedyne czego dziecko potrzebuje to bliskości.” Ale gadżety umożliwiające bliskość też można kupić i mają swoją cenę. Same chusty kosztują około 300 zł, a jak często zaznaczają doradczynie w chustonoszeniu, potrzebujesz przynajmniej kilku chust.

Kolejny temat dzielący środowisko mam to laktacja. Złe – nie lubią karmić, czują się nadużyte, podporządkowane naturze w stopniu trudnym do zniesienia. Mówią wtedy: „Wystarczy, że o nim pomyśle, a już mi leci mleko”. Eko mamy chcą karmić do 3 roku życia, aby wzmacniać więź, budować odporność i wypełnić swój obowiązek do ostatniej kropli matczynego mleka. Złe karmią publicznie zasłaniając się chustą, często z powodu własnego komfortu, eko mamy karmią publicznie, w akcie odwagi cywilnej, walki o prawa matek i niemowląt.  Eko matki czytają dużo książek, złe – fora internetowe, ograniczają się tylko do bieżących wątków. Eko – ostrzegają, że nie przytulisz ich dziecka, jeśli używałaś perfum, złe mówią, że oddałyby swoje dziecko każdemu, kto chciałby tylko zająć się nim przez godzinę.  Eko – skupiają się tylko na dziecku, złe – przesuwają granicę poświęcenia, próbują walczyć o siebie, swoją przestrzeń, dawną siebie sprzed porodu. Eko mama, szuka spełnienia, zależności, roli, która wypełni ich emocjonalne luki.

Zła matka, gdyby rozmawiała z eko matką, mogłyby zapytać: „Co z moimi potrzebami?”, eko mama odpowiedziałaby : „A co z potrzebami dziecka?”. Bo różnica między eko mamą, a złą mamą to przede wszystkim różnica w postrzeganiu potrzeb. Kto jest najważniejszy? Czy zawsze jest to niemowlę? Czy nie mam już żadnych praw, czy jestem już tylko matką? Idealna matka środka odpowiedziałaby: „Oboje jesteście ważni, czasem możesz odstawić niemowlę i zrobić coś dla siebie. Ale matek środka jest nie wiele, zazwyczaj robią co się da i ile się da w zastanych warunkach, ich macierzyństwo nie przekłada się na macierzyństwo innych kobiet, nie dają dobrych rad, czasem jedynie mają dobre patenty. Bywają eko i bywają złe, ale nic nie jest na stałe. Nie wychowują dzieci w niemowlęcych ideach, programach, filozofiach, jednego dnia bawią się z  zabawkami montessori, a drugiego puszczają bajkę z youtuba, bez szkód na własnym ego.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź