Przejdź do treści

Ewelina Tyszko-Bury: Ciało jest niesamowite, ono zawsze pamięta

Ewelina Tyszko-Bury: Ciało jest niesamowite, ono zawsze pamięta / archiwum prywatne
Ewelina Tyszko-Bury: Ciało jest niesamowite, ono zawsze pamięta / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Na początku, gdy chciała rozpowszechnić osteopatię ginekologiczną w Polsce, patrzyli na nią jak na wariatkę. „Osteopatia? Ginekologiczna? A co mają kości do ginekologii?” – słyszała wiele razy. Teraz zaczepiają ją nieznajomi, gdy po ciężkim tygodniu spaceruje nad Wisłą. Lata paralotnią, prowadzi skuter wodny i jeździ konno. Zaraża pozytywną energią. Jest kobietą, żoną, matką. Prywatnie – moją bratową.

Magdalena Bury: Temat osteopatii ginekologicznej w Polsce, głównie dzięki tobie, pojawił się dopiero niedawno. Tematem tym zajęłaś się jako jedna z pierwszych w Polsce, prawda?

D.O. Ewelina Tyszko-Bury: Osteopatią ginekologiczną zaczęłam interesować i zajmować się 11 lat temu. Kontaktowałam się wtedy z różnymi lekarzami. Mówiłam im, że dobrze byłoby razem współpracować, że wspólnie możemy wiele zdziałać. Wyjaśniałam, że możemy pracować z kobietami w ciąży, które nie są „śmierdzącym jajem”, którego nie można dotykać. Tłumaczyłam, że osteopatycznie można pomóc im w wielu dolegliwościach bólowych, można przygotować je do porodu czy wspomóc mamę w osteopatycznym obrocie malucha w brzuchu, by urodził się siłami natury… Patrzyli na mnie jak na wariatkę.

Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że nie wiedzieli, co oznacza osteopatia. A to nie jest „praca na kościach”, jak większość lekarzy uważa. To patrzenie w sposób holistyczny na ciało człowieka. To oznacza, że jeśli boli cię dno miednicy, to może przyczyna jest zupełnie gdzie indziej, np. w trzewiach jamy brzucha, okolicy szyi czy w klatce piersiowej.

A to wszystko podparte jest anatomią… Taką samą, jaką lekarze poznają na studiach. Na szczęście świat się zmienia. Obecnie jest już sporo lekarzy, którzy wiedzą, że warto współpracować, że nie zabieramy sobie wspólnie pracy, a wręcz przeciwnie – działamy w imię dobrego samopoczucia pacjenta. Jestem prelegentem na kongresach, zarówno tych fizjoterapeutycznych, jak i dla lekarzy ginekologów. Stworzyłam miejsce, gdzie pacjentki zadbane są zarówno od strony lekarskiej – ginekologicznej, jak i ze strony fizjoterapeutycznej i osteopatycznej. Mulitidyscyplinarny zespół to podstawa. Szanujemy siebie nawzajem i wspólnie podejmujemy decyzje o leczeniu pacjentki.

W 2016 roku pojechałam na kurs do Mediolanu. Dotyczył on dna miednicy. Był tam włoski ginekolog, który bardzo zapadł mi w pamięć. Omawialiśmy obniżenia ścian pochwy i możliwości leczenia. I on wtedy wstał i powiedział, że nie wyobraża sobie nie współpracować z osteopatą w gabinecie czy przychodni. Jego zadaniem jest operowanie, ale praca osteopatyczna po operacji ginekologicznej przyspiesza rekonwalescencję pacjentki, lepiej się ona goi i lepiej czuje. Pomyślałam wtedy: „Czy my kiedyś w Polsce się tego doczekamy, że wychodzą te słowa z ust lekarza?”

Przychodzimy do osteopaty… i co dalej?

Trafiają do mnie pacjentki, które są świadome tego, że wielu dolegliwościom można zaradzić albo słyszały: „Ta pani mi pomogła, idź i tobie pomoże!” (śmiech). Najwięcej pacjentek przychodzi do mnie z problemami ginekologicznymi. Co nie oznacza, że nie przyjmuje pacjentów z dolegliwościami bólowymi kręgosłupa, szyi czy barku… Ale moim ulubionym tematem pracy jest właśnie osteopatia ginekologiczna.

W jakich problemach możesz pomóc?

Osteopata ginekologiczny pracuje z bolesnymi miesiączkami, endometriozą (a raczej z problemem zrostów, jakie ona tworzy), z bólami w dnie miednicy, dolegliwościami bólowymi w trakcie ciąży, z coccygodynią, pochwicą, z dyspareunią…

Dyspareunią… czyli?

To bolesne współżycie. Istnieje kilka najczęstszych przyczyn jej występowania. I nie mówię tutaj o infekcjach grzybiczych czy bakteryjnych. Te należy wyleczyć u ginekologa. Ja tego nie robię, nie przepisuję farmakologii.

Wśród nas są kobiety, które zawsze odczuwają ból podczas współżycia?

Tak! Może to wynikać z podniesionego napięcia w mięśniach dna miednicy i braku umiejętności relaksacji. Ale również, jak np. przy problemie pochwicy, może wynikać z powodu traumy lub takiego wychowania, jakie otrzymałyśmy… Ono nam niestety nie pomaga. Tak samo jak i wiara, która nie pozwala nam poznawać swojego ciała, czerpać z niego przyjemności. Nie pozwala szanować go ani go czuć! Niestety, bardzo często nie czujemy własnego krocza.

Nasza edukacja seksualna wyklucza się z wiarą katolicką. Jestem z pokolenia 30-latków i jako nastolatka nie otrzymałam żadnej edukacji seksualnej. W domu seks nie był tematem naszych rozmów. W tej drodze wiele nauczyłam się sama dzięki ciekawości i dzięki dostępności książek i internetu. Wielu rzeczy dowiedziałam się na studiach, gdy miałam zajęcia z dr Alicją Długołęcką czy prof. Lwem Starowiczem. Na szczęście mam otwartą głowę i nie boję się rozmawiać o wibratorach, masturbacji czy różnego rodzaju seksie.

To co z tym orgazmem (śmiech)?

Przychodzi do mnie wiele pacjentek, które nie czują swojego ciała. I to jest ten problem… One nie wiedzą jak zbudowane jest ich ciało. Bo skąd mają wiedzieć, przecież nas o tym nie uczyli…. Nie mają orgazmów. I myślą, że to jest normalne. Jeśli więc pytam: „Czy ma Pani orgazmy? Były przed porodem? A jak jest teraz?”, pacjentki są zdziwione. Nie wierzą, że coś można z tym zrobić. A to jest ważne dla nas. Bo ten seks jest ważny… To przecież bliskość. Oddanie części siebie i zaufanie drugiej osobie.

Nie możemy myśleć „Nie dotykaj, bo Ci rączka uschnie”. A tak jesteśmy wychowywani – że orgazm i masturbacja są „Fuj, nie wolno!”. Dlaczego nie mamy dotykać swojego ciała? Dlaczego nie mamy dla niego wdzięczności? Ciało jest niesamowite, ono zawsze pamięta. Jeżeli nie uwolnimy emocji z ciała, one będą w nas na całe życie.

Boimy się tego, czego nie znamy? Wiele z nas to ma?

Jeżeli podejrzewam wzmożone napięcie u pacjentki, pytam ją: „Czy współżycie wygląda tak: początek jest trudny, potem jest lepiej? Czy cały czas jest trudno? A może na początku jest wszystko w porządku, a potem, przy głębszej penetracji jest trudniej?”. Początkowe trudności to najpewniej podniesione napięcie mięśniowe. Potem, gdy pacjentka się rozluźni i jest nawilżona, jest jej łatwiej współżyć.

 Co jest ważne?

My, kobiety, nie mamy świadomości, że możemy napiąć mięśnie dna miednicy. Trening tych mięśni jest niewidoczny. Nie wiemy, jak wyglądają. Właśnie dlatego tłumaczę, gdzie każda z nas ma dno miednicy, gdzie mamy spojenie łonowe, wargi sromowe czy środek ścięgnisty krocza, czyli miejsce między wejściem do pochwy, a odbytem.

Polki przynajmniej wiedzą, gdzie mają łechtaczkę?

Wiedzą, ale wydaje im się, że łechtaczka jest tylko „gdzieś tam na zewnątrz, taki mały guziczek”. A ona ma bardzo długie odnogi. Nie wiem czy mieliśmy to na biologii, ja chyba nie miałam… Nasza edukacja jest tragiczna. My nic nie wiemy. Zamiast nas edukować i mówić nam, jak się zabezpieczać, wprowadzają zakazy aborcji… Wracając do tematu. Kolejnym problemem, z jakim się spotykam w gabinecie jest wysiłkowe nietrzymanie moczu… I nie jest to problem głównie kobiet starszych.

O co chodzi?

Wysiłkowe nietrzymanie moczu to problem niekontrolowanego wycieku moczu podczas naszej zwiększonej aktywności i zwiększonego ciśnienia w jamie brzusznej (kaszel, skoki, bieganie). Dzieje się to przez dysfunkcje w dnie miednicy. Najczęstszym mitem jest przeświadczenie, że WNM pojawia się przy osłabionych mięśniach. Jednak bardzo często w gabinecie pojawiają się pacjentki z podniesionym napięciem w dnie miednicy, co osłabia mięśnie.

Dlaczego się tak dzieje?

Zawsze tłumaczę to pacjentkom na treningu bicepsa. Jeśli w treningu napinałabyś biceps i tak go utrzymywała, nie dając mu ani chwili wytchnienia, to za jakiś czas będzie on tak zmęczony, że nie będzie miał siły działać. Jeśli więc masz podniesione napięcie w dnie miednicy przez długi czas, np. spowodowane stresem, to twoje mięśnie stają się słabe, „niedożywione”, niewydolne. Takie podniesione permanentnie napięcie prowadzi też do innych problemów, jak częste parcie na mocz i wieczne infekcje.

Szczerze? Nie wiem jak to połączyć…

Spotkałam już wiele kobiet, które przed drogą do pracy nic nie piją. Dlaczego? One wiedzą, że po kawie będą musiały 5 razy wysiąść z tego auta czy metra. Często chodzą siusiu! W zasadzie wiecznie mają poczucie parcia na cewkę moczową. W takich sytuacjach pytam, jak wyglądało u nich odpieluchowywanie.

pęcherz

Jaki związek z odpieluchowywaniem w dzieciństwie ma problem wysiłkowego nietrzymania moczu?

Tu nie chodzi o to, żeby kogoś oskarżać. Nasze mamy chciały jak najlepiej. Były jednak tetrowe pieluchy i im szybciej zaczynałyśmy siusiać do nocnika, tym było im łatwiej. Jeśli dwulatek lub niespełna dwulatek mówi, że chce siusiu – wykorzystujmy to. Nie możemy jednak sadzać dziecka na nocnik, który gra i klaszcze i nakazać maluchowi, żeby zrobił to siusiu. Bo on wtedy to zrobi, ale będzie parł. I to są właśnie moje pacjentki. Całe życie prą i „dosikują”. Skutkiem są wieczne infekcje i czasem brak orgazmu. Bądźmy mądrzejsze dla naszych dzieci!

To jak mam sikać?

Siadasz i się rozluźniasz. Myśl głową – nie musisz „dosikiwać”. Nie przyj przy sikaniu! Fizjologia mikcji to relaksacja mięśni dna miednicy między innymi zwieracza cewki moczowej a automatyczna praca wypieracza pęcherza.

Czyli nie jest to tylko problem naszych babć?

Co trzecia młoda kobieta cierpi na wysiłkowe nietrzymanie moczu. Pierwsza grupa moich pacjentek mówi „mam totalnie luźno i nie wiem, jak aktywować moje słabe mięśnie”. Ich jest zdecydowanie mniej, chociaż my mamy przeświadczenie, że jest inaczej. Zdecydowanie więcej pacjentek przychodzi do mnie z nieumiejętnością relaksacji. To wpływa na bolesne współżycie, a wzmożone napięcie przez długi czas w konsekwencji – na wysiłkowe nietrzymanie moczu.

Czy borykasz się z problemem nietrzymania moczu?

Tak, chciałabym więcej o tym przeczytać
Nie, ten problem mnie nie dotyczy
Zobacz wyniki ankiety

Dlaczego?

Zawsze tłumaczę to tak: w miednicy mamy trzy warstwy mięśni, które tworzą trampolinę, taki koszyczek mięśniowy. Jeśli trzymamy je cały czas w napięciu, możemy porównać to do sytuacji, gdy trenujemy biceps i trzymamy go napiętego non stop. Mięsień w konsekwencji będzie słaby, niedotleniony i „niedożywiony”.

A czy to podniesione napięcie w mięśniach dna miednicy łączy się z brakiem orgazmu?

Pobudzanie przedniej ściany pochwy i łechtaczki powoduje orgazm. To też jest skurcz, pobudzenie naszego ciała. Gdy mięśnie są słabe, my też nie będziemy miały siły. I nic nie poczujemy. Właśnie dlatego uczę relaksacji, świadomości własnego ciała. Dopiero później wprowadzam trening mięśni dna miednicy. Współpracuję też z seksuologiem i psychologiem i jeśli jest taka konieczność łączymy wspólnie siły w pracy z pacjentką.

Nie wystarczą zwykłe kulki gejszy?

Zbyt często odpowiedzi na nasze pytania szukamy w internecie. Fakt, kulki gejszy są obecnie dostępne w każdym sex shopie. Nie znaczy to jednak, że wszystkie powinnyśmy z nich korzystać. Przykładowo – pacjentka kupuje te kulki, aplikuje je sobie do pochwy i czytają w internecie: „Włożyć i chodzić z nimi przez 30 minut”. Kulka ma swoją gramaturę, więc grawitacja jeszcze bardziej będzie ciągnęła ją do dołu. Co nieświadomie zrobi pacjentka?

Jeszcze bardziej się zaciśnie…

Tak, czyli na podniesionym napięciu mięśniowym jeszcze bardziej podnosi napięcie. Efekt będzie zupełnie odwrotny. Czy dla nas treningiem jest ciągłe napinanie bicepsa? Nie. Mięśnie należy aktywować i relaksować. Często zadaję pacjentkom ćwiczenie do domu. Zawsze im mówię: „Jeżeli nie jest to wbrew tobie, włóż palec lub dwa do pochwy i zaciśnij mięśnie dna miednicy, tzw. potocznie Kegla”. To, co powinna każda z nas poczuć, to objęcie palców i pociągnięcie do góry. A potem relaks. I chociaż wiele z nas czuje ucisk, z rozluźnieniem jest już gorzej. Pacjentki pytają mnie też często, czy mogą to ćwiczenie wypróbować na mężu (śmiech). Mogą, ale wtedy on poczuje, a my nadal nie…

A co z bolesnym współżyciem po porodzie?

Pacjentki, które są po porodzie pytam, czy karmią piersią. Jak się to ma do bolesnego współżycia? Kiedy karmimy, wydzielamy mniej estrogenu, co oznacza, że mamy cieńszą śluzówkę. Wtedy jesteśmy słabiej nawilżone. Tu często wystarczy żel z apteki i komfort wraca. Drugie pytanie dotyczy cięcia lub pęknięcia krocza podczas porodu siłami natury. Blizna, która powstaje na kroczu, jest tkanką twardszą, dlatego często to ona powoduje dolegliwości bólowe. One powodują wzrost napięcia, a to powoduje znów większy ból i tak w koło. Dlatego należy pracować z bolesną tkanką manualnie, a pacjentka musi nauczyć się świadomej relaksacji. Czasem zalecam wibracje, które bardzo ładnie rozluźniają ciało. Czyli wibrator!

Wibrator coś da?

Wibracja rozluźnia! Dzięki wibratorom możemy poznać siebie, dowiedzieć się, gdzie możemy się dotknąć, jak, w jaki sposób. Później lepiej jest komunikować partnerowi co lubimy, a czego nie lubimy. Bo ten seks to nie jest taki seks jaki widzimy w filmach porno. To komunikacja. Tego też nie potrafimy…

Co jeszcze złego zauważasz w Polkach?

To, że kobieta kobiecie – wilkiem. Nie mamy takiego „sisterhood”, nie jesteśmy nauczone wzajemnego wspierania, oceniamy się. Może to jest takie polskie? Jesteśmy też zbyt surowe dla siebie, nie czujemy i nie kochamy ciała…

 

 

Ewelina Tyszko-Bury – swoją zawodową drogę z rehabilitacją i osteopatią zaczęła w 2004 roku od studiów na warszawskim AWF-ie na wydziale fizjoterapii. W latach 2009-2015 studiowała osteopatię w Sutherlad College of Osteopathic Medicine i zakończyła naukę egzaminem zdanym z wyróżnieniem. Ukończyła wiele szkoleń z zakresu osteopatii w kraju i za granicą, równocześnie uczestnicząc w konferencjach oraz spotkaniach naukowych jako wykładowczyni i prelegentka. Od 2020 roku wykłada w szkole osteopatii FICO-MUM. Jest autorką publikacji w czasopismach medycznych, jak również współautorką (wraz z Kamilą Raczyńską-Chomyn) książki „ONA”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.