Przejdź do treści

Paulina Kitlas: garsonki obok garniturów

Paulina Kitlas. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Choć sytuacja kobiet na rynku pracy poprawia się z roku na rok, to wciąż jest ona daleka od ideału. Z prawnego punktu widzenia nikt nie powinien być w pracy dyskryminowany ze względu na płeć. Tyle prawa, rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Stereotypy są zakorzenione tak głęboko, że przekładają się na naszą (kobiet) pozycję w miejscu pracy.

Wciąż zarabiamy mniej niż mężczyźni i jest nas zdecydowanie mniej na stanowiskach wysokiego szczebla. W Sejmie IX kadencji zasiada 131 posłanek, ale nadal to tylko 28 proc. wszystkich posłów. Kobiety podpadają pod specyficzny paragraf 22. Zakłada się, że na ogół jesteśmy zbyt słabe i emocjonalne by piastować ważne stanowiska, a jeśli jesteśmy silne i bezwzględne dodawana jest nam etykieta „babochłopa” czy po prostu „korposuki”, co też nie jest cenione w miejscu pracy. Czyli i tak źle i tak niedobrze. Czy z tego zaklętego kręgu jest jakieś wyjście? Jak sprawić by kobietom dobrze się pracowało i zniwelować nierówności?

pms

To, że jesteśmy równi nie zakłada tego, że jesteśmy tacy sami. I być może w tym właśnie cały szkopuł. Bo nie chodzi o to by dowartościować kobiety, udowodnić, że możemy ubrać męskie garnitury i zachowywać się tak samo jak mężczyźni. Chodzi o to by dowartościować to co kobiece, poszerzyć i zmienić definicję tego, co jest ważne by odnieść sukces. Wizerunek profesjonalnego pracownika często zawiera cechy postrzegane jako męskie – odważne wypowiadanie własnego zdania, chęć do podejmowania ryzyka, decyzyjność, chęć do rywalizacji, tak zwana silna ręka. Bycie empatycznym, troskliwym, miłym, dążącym do konsensu nie są często wymieniane jako cechy dobrego lidera. Z resztą nawet jeżeli kobieta jest ryzykantką, zdecydowaną, odważną liderką to często nie jest tak postrzegana. Stereotyp jest naturalnie pierwszą widzialną warstwą. Podejmując decyzje o zatrudnieniu czy awansie warto zapytać siebie samego/samą, czy nie nakładam na drugą osobę pewnej kliszy.

Jestem zdania, że feminizm (rozumiany jako równość płci) opłaca się wszystkim. Czy nie pracowałoby nam się lepiej w miejscach, gdzie szef/szefowa wymaga, ale jednocześnie rozumie i troszczy się o nas? Czy nie lepiej dla pracodawców i pracodawczyń, promować postawę, w której płacimy nie tylko za kompetencje, ale i za pracę emocjonalną, którą codziennie wkładamy by w pracy było po prostu fajnie? Mówi się, że kobiety bardziej cenią życie rodzinne niż pracę, ale przecież mężczyźni też chcą być dobrymi partnerami, ojcami. Miejsca pracy, które rozumieją, że jako rodzic spotykasz się z różnymi sytuacjami, są korzystne dla wszystkich płci.

Coraz głośniej mówi się o tym, że kobiety chcą zmienić zastane zasady gry. Bo trudno się oprzeć wrażeniu, że systemy pracy są stworzone z myślą o mężczyznach. Mówi się o tym, że „męska energia” jest jak słońce – rano wstaje i wieczorem zachodzi, codziennie ulegając jedynie drobnej ewolucji. Kobieca z kolei jest bardziej jak księżyc, ma pewien cykl, ma nów, ma pełnię, jest zmienna w trakcie miesiąca. I choć nie zawsze musi się to pokrywać, (są kobiety, których energia jest stabilna, a są mężczyźni, których natura jest zmienna), to nie da się ukryć, że założenie, że codziennie jestem tak samo efektywna/efektywny w pracy, jest zwyczajną nieprawdą. Z własnego doświadczenia wiem, że w pierwszej części cyklu jestem bardziej kreatywna, mam więcej energii, entuzjastycznie podchodzę do obowiązków i jestem duszą towarzystwa. W drugiej natomiast mam potrzebę wycofania się, wolę być skupiona na jednej rzeczy, poszukuję tak zwanego „świętego spokoju”. Mając tego świadomość lepiej planuję moje życie zawodowe – pracę na pomysłami zostawiam sobie na energetyczną część miesiąca, skrupulatne prace administracyjne, w miarę możliwości, przesuwam na drugą część cyklu. Pracuję w zespole ludzi otwartych na kobiece doświadczenie. Nikt się nie dziwi, gdy ktoś powie, słuchaj niedługo dostanę okresu i dziś wolałabym popracować w słuchawkach. Fajnie, że jest praca gdzie można usiąść z chłopakami do jednego stołu i opowiedzieć o tym jak się czujemy, o tym jak działa kobiece ciało. Do tego nie trzeba procedur, nie trzeba zebrań, wystarczy otwartość drugiej osoby, przełamanie wstydu  i empatia.

Otwartość na doświadczenie kobiece to jedno, organizacja pracy w taki sposób by wykorzystywać jak najlepiej potencjał dziewczyn to drugie. W organizacjach o elastycznych godzinach pracy i otwartym podejściu do kwestii tak zwanej “pracy z domu” łatwiej o dopasowanie do przypadków ciała. W gruncie rzeczy, to rozwiązanie często służy wszystkim pracownikom, więc wszyscy wygrywają. To kolejny przykład na to jak tworząc miejsce bardziej otwarte na kobiety, tworzy się mikroświat otwarty na więcej osobowości. W sumie to kimkolwiek jesteś, jesteś trochę dziwna/y, niezależnie od płci. I to właśnie sprawia, że jesteś sobą, a to właśnie sprawa, że jesteś superpracownicą/superpracownikiem. Zadaniem pracodawcy/pracodawczyni jest wykorzystanie potencjału osób, które dla niego pracują, ale by to zrobić musimy zrozumieć, że nasz potencjał sięga dużo, dużo dalej niż twarde kompetencje i silna ręka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: