Przejdź do treści

„Haftowanie ma moc uspokajającą” – mówi Magda Stroka-Felicka. Jej  „Dzieła Iglaste” to fascynujące historie malowane nitką

Magda Stroka-Felicka, "Dzieła Iglaste"
"Haftowanie ma moc uspokajającą" - mówi Magda Stroka-Felicka. Jej  "Dzieła Iglaste" to fascynujące historie malowane nitką
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Haftowanie pozwala wejść w przyjemny trans, daje ukojenie zszarganym nerwom. Pozwala na błędy – mówi Magda Stroka-Felicka. Swoimi „Dziełami Iglastymi” udowadnia, że tamborek to z jednej strony możliwość tworzenia alternatywnej rzeczywistości, a z drugiej – bardzo realne poczucie sprawczości.

 

Marta Chowaniec: Jak zaczyna się twoja historia z tamborkiem?

Magda Stroka- Felicka: Od Internetu. Pewnego dnia mignęły mi piękne hafty na tamborkach, w formie dzieł samych w sobie. W głowie zakiełkowała myśl: chcę się tego nauczyć! Obejrzałam wszystkie możliwe tutoriale o konkretnych ściegach, zrobiłam research w poszukiwaniu materiałów. Okazało się, że nie potrzeba wiele. Na początek wystarczył jeden tamborek, mulina w czterech kolorach, ścierka kuchenna oraz igła, którą miałam w domu. Usiadłam na chwilkę, spróbowałam i przepadłam.

Z zawodu jestem fotoedytorką. Zajmuję się dobieraniem zdjęć do artykułów prasowych i książek, bardzo lubię swoją pracę. Haftowanie nie jest więc ucieczką od nudy, raczej sposobem na wyrażenie moich artystycznych zainteresowań. Mam dwójkę dzieci, moja codzienność składa się więc z powtarzalnych rytuałów. Po zrobieniu wszystkiego, co trzeba, można usiąść i zrobić coś dla siebie, zająć się na chwilę sobą, a nie innymi. To z jednej strony tworzenie alternatywnej rzeczywistości, a z drugiej bardzo realnego poczucia sprawczości w systemie: chcę, zrobiłam, umiem, chcę się nauczyć jeszcze więcej.

Co daje zajęcie się sobą?

Poczucie zadbania o swoje potrzeby. Okazuje się, że do tego nie potrzeba wyczynowych hobby, wystarczy mała rzecz, w której wyrażam swoje uczucia i emocje, daję upust swoim niepokojom. W kontekście dbania o siebie i swoją kondycję psychiczną to bardzo ważne. Dla mnie istotne jest, aby mieć przestrzeń tylko dla siebie. Dla jednych będzie to fitness, dla innych spacery po lesie, a dla mnie jest to haft. To rzecz, w której się doskonalimy tylko dla siebie i chcemy być w tym coraz lepsi dla własnej satysfakcji, a nie po to, by zadowolić innych. Dzieło zamknięte, dokonane, zrobione przez nas własnymi rękami daje uczucie spełnienia oraz motywację do tworzenia kolejnych rzeczy. Oczywiście wyrabia sprawność dłoni, ale też spostrzegawczość, poczucie estetyki. Haftowanie ma dosłownie moc uspokajającą, pozwala wejść w przyjemny trans, daje ukojenie dla zszarganych nerwów. I kolejna kwestia: daje przyzwolenie na błędy. Haft nie jest bowiem idealny, równy, symetryczny i zawsze zgodny z pierwotnym zamysłem – zawsze można go poprawić, udoskonalić i zmienić. A o błędach, które zdarzyły się po drodze, wiem tylko ja.

Katarzyna Kochańska/archiwum prywatne

O nie, o błędach my, kobiety, wiemy wszystko! Ale kiedy się patrzy na twoje hafty, odbiera się je jak małe dzieła rękodzielnicze.

Rzeczywiście, błędy potrafimy rozpamiętywać i rozdmuchiwać, często niepotrzebnie. Myślę, że każda twórczość artystyczna pomaga sobie z tym poradzić – w każdej dziedzinie sztuki godzimy się na niedoskonałość i uczymy się, jak ją akceptować. Ważne, aby dążyć do bycia coraz lepszym – a to wymaga czasu, pracy i ogromnej tolerancji na błędy. Hafty zajmują oczywiście i czas, i dużo energii. Ostatnio wyszywałam obrazek, który ciągle poprawiałam, po którym miałam zakwasy w dłoni, ale za to zadowolenie z siebie i satysfakcję ogromną. Dziewczyna trzyma kolorowy parasol w dłoni, wokół którego rozpościera się ciemny szarobury deszcz, a pod nim zmienia się w kolorowe ręku. Ten parasol dla każdego znaczy coś innego – coś, czym jest w stanie odpędzić od siebie poczucie smutku. Ostatnimi czasy tego smutku, niepewności i obaw jest wokół nas bardzo dużo niestety.

Zdecydowanie wybieram haftowanie obrazków z przesłaniem, pomysłem i narracją, znacznie rzadziej zajmuję się wyszywaniem kwiatów czy krajobrazów. Ostatnio – przyznaję – wyszyłam magnolie, ale jestem słabym ogrodnikiem, więc może sobie w ten sposób to rekompensuję (śmiech). Na początku zawsze jest pomysł, a kiedy ten jest czytelny dla odbiorcy, to wiem, że się udało. Nie mam swoich ulubionych kolorów, wolę zdecydowanie wolę te intensywniejsze. Kiedy zaczynam nowy wzór, myślę: teraz wybiorę stonowane kolory, a w trakcie pracy i tak idę w kolor. Ta dziewczyna, o której wspomniałam, miała najpierw czarno-białą parasolkę, a skończyło się na tęczowej. Jeśli  zapytasz o mój znak rozpoznawczy, to jest nim kolor. Kiedy wychodzę przed dom, wszystko widzę jako hafty.

Ile razy się pokłułaś?

Wiele razy, i to we wszystkie części ciała (śmiech). Cudowne jest to, że wyszywać można wszędzie, zawsze, na kocyku na trawie, nad jeziorem, w pociągu. Wyszywanie to świetny sposób na relaks, nawet dla osoby, która myśli, że nie ma zacięcia artystycznego. Chociaż cudownie działa na zdrowie psychiczne, trzeba pamiętać o podstawowym BHP: dobre oświetlenie, odpowiednia pozycja, żeby nie zmęczyć wzroku i kręgosłupa. Włączam audiobooka, spokojną muzykę, żeby odseparować się od głosów codzienności, nie pracuję w ciszy. Potrafię zresztą wyszywać w każdych warunkach, bo ta czynność wciąga jak serial i odcina od świata wokół.

Błędy potrafimy rozpamiętywać i rozdmuchiwać, często niepotrzebnie. Myślę, że każda twórczość artystyczna pomaga sobie z tym poradzić – w każdej dziedzinie sztuki godzimy się na niedoskonałość i uczymy się.

Wygrywa z Netflixem?

Czasem haft wygrywa z Netflixem, to prawda ( śmiech).

Skąd nazwa „Dzieła iglaste”?

Szukałam gry słów, nazwy na Instagram, gdzie pokazuje swoje prace. Dzieła iglaste wychodzą spod igły. Pień drzewa jest w kształcie igły, a gałęzie są zielone – takie jest moje logo. Nie znam się na marketingu zupełnie (śmiech), ale na każdym tamborku z tyłu jest takie logo wyszyte.

Co jeszcze wyszywasz?

Prezenty. Zaczęło się od pamiątki dla państwa młodych. Szukałam pomysłu, jak podejść do takiego wyzwania, zapytałam więc koleżankę, która haftowany prezent u mnie zamówiła, co te osoby lubią, co je interesuje. Przesłała mi kilka zdjęć i na tej postawie stworzyłam obrazek pary siedzącej nad morzem. Wiem, że prezent się spodobał. Potem, oprócz kolejnych ślubnych, wyszywałam też tamborki z okazji narodzin dziecka, rocznicy ślubu. Może to być imię, data, haftowana interpretacja przedmiotów czy miejsc związanych z daną osobą. Pomysłów jest mnóstwo. Jeden z haftów, przedstawiający domek letniskowy, zrobiłam dla mamy na podstawie wizualizacji i zdjęć z placu budowy. Pomysł na inny, z domkami na nocnej uliczce, wpadł mi do głowy podczas czytania synkowi książki dla dzieci. A ten z dwojgiem siedzących na ławeczce chłopców przedstawia moich synków, którzy na co dzień kłócą się nieustannie – przynajmniej na obrazku ich pogodziłam. Nie ma dwóch takich samych haftów, są unikalne. Można je dopasować do odbiorcy i indywidualnie podejść do tematu.

migrena

Bardzo subtelny jest także tamborek z ważką, które zdjęcie można zobaczyć na twoim Instagramie.

To prezent dla mojej babci ciotecznej, z okazji 90. urodzin. W mojej rodzinie „Dzieła Iglaste” są bardzo pozytywnie odbierane. W kilku domach są już zawieszone. Bardzo mnie to cieszy, daje ogromne wsparcie. Mam ochotę obdarować haftami wszystkich moich bliskich, babcię, mamę – do nich też najczęściej zwracam się po porady, bo haft to jednak wciąż bardzo kobiecy sport, chociaż znam też kilku pięknie wyszywających panów.

 "Dzieła Iglaste" - Magda Stroka-Felicka

„Dzieła Iglaste” – Magda Stroka-Felicka

Mój tata jest artystą malarzem, moje wczesne wspomnienia z dzieciństwa są związane z przesiadywaniem w jego pracowni i obserwacją jego pracy. Te wspomnienia głęboko we mnie zostały. Mój synek zresztą powiedział ostatnio, że on sobie koło mnie posiedzi i poogląda te moje malowanki nitką. To określenie bardzo mi się spodobało, bo rzeczywiście wyszywanie kojarzy mi się z malowaniem. Przesuwanie igły jak pędzla, dobieranie kolorów i ich przenikanie się, kompozycja – to jak malowanie obrazu. Ostatnio zajęłam się wyszywaniem widoku gór. Policzyłam – przygotowałam do tego 14 odcieni zielonej muliny, które łączę, mieszam, przeplatam ze sobą. I powoli się te góry wyłaniają – jak żywe.

Cepelia, ludowy, użytkowy – takie nieokreślenia zdarza się czasem usłyszeć w kontekście haftu.

Lubię takie klimaty. Staram się walczyć ze stereotypem, że to zajęcie wyłącznie naszych babć, które wyszywają obrusy i serwety. Moim zdaniem jest to wielka i piękna tradycja, o której warto pamiętać i ją kontynuować. Czasem rzeczywiście spotykam się z pobłażliwym traktowaniem haftu jako archaizmu. Staram się podejść do niego inaczej, jako do formy sztuki nowoczesnej, artystycznego wyrażania siebie. Dzisiejszy haft, ten autorski, ma tyle odmian, stylów i zastosowań… Jest wielu zagranicznych i polskich artystów, których podziwiam, każdy z nich haftuje w innym, charakterystycznym dla siebie stylu. Chciałabym promować haft, który jednocześnie czerpie z tradycji i pozwala wyrazić się w bardzo nowoczesny sposób. I jest dla każdego!


Magda Stroka – Felicka – warszawianka, rocznik 1984, studiowała bibliotekoznawstwo i historię sztuki, od lat pracuje w mediach. Przyjemność z ręcznego wyszywania tamborków haftem płaskim odkryła rok temu. Jej prace już zawędrowały na koniec świata, aż do Nowej Zelandii. Precyzyjną nitką rejestruje wydarzenia rodzinne, sytuacje prywatne, ulotne chwile. Jej „Dzieła Iglaste” można znaleźć na Instagramie  i Facebooku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: