Przejdź do treści

„Jestem po to, by razem z przyszłą mamą doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Wymaga to zaufania ze strony kobiety. Powinna wierzyć, że mi także zależy na tym, by ujrzeć całego i zdrowego noworodka” – mówi Izabela Rychlik, położna z sześcioletnim stażem

Jestem po to, by razem z przyszłą mamą doprowadzić do szczęśliwego zakończenia - mówi położna Izabela Rychlik
Izabela Rychlik, położna. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Rolę położnej przy porodzie można porównać do pracy sapera. Kobieta oczekująca narodzin potomka jest niczym tykającą bomba, a zadaniem położnej jest sprawne i najbezpieczniejsze przeprowadzenie przyjścia nowego człowieka z łona matki na świat zewnętrzny. Praca położnej, często niedoceniania i bagatelizowana, jest swoistą misją. Nie tylko ma ona wpływ na dziecko, ale również na samą rodzącą. To, w jaki sposób kobieta zapamięta swój poród – czy zapisze go do doświadczeń traumatycznych lub pozytywnych, zależy od podejścia położnej i późniejszej opieki poporodowej. Izabela Rychlik z sześcioletnim stażem jako położna pracuje w jednym z warszawskich szpitali. W rozmowie z Hello Zdrowie zdradziła kulisy swojego zawodu, a będąc sama w dziewiątym miesiącu ciąży wyjaśniła, jak urodzić i nie zwariować na porodówce. Obecnie Izabela jest na urlopie macierzyńskim.

Monika Słowik: Wybór zawodu położnej to przypadek, czy w twoim przypadku raczej realizowanie marzeń?

Izabela Rychlik: Ten wybór był taki spontaniczny, czasami myślę, że pokierowany ciekawością-  jak to jest na takim kierunku studiów, co się tam właściwie robi poza przyjmowaniem czy asystowaniem przy porodach. Już w szkole średniej interesowała mnie medycyna, jednak nie byłam szczególnie zafascynowana jakimś konkretnym kierunkiem medycznym. W dzieciństwie opiekowałam się chorym dziadkiem, z wielkim przejęciem i skrupulatnością zmieniałam mu opatrunki, pod okiem rodziców podawałam leki i wtedy myślałam, że chciałbym pomagać w ten sposób ludziom. Pojawiało się pragnienie o zostaniu lekarzem, jednak w ostatniej chwili, zupełnie przypadkiem trafiłam na  położnictwo i ostatecznie na takie studia złożyłam dokumenty.

Zaskoczyłaś najbliższych aplikacją na położnictwo?

Myślę, że trochę tak. Nikt mnie nie odwodził od tej decyzji, wręcz przeciwnie, wspierali i sami chyba byli ciekawi czym tak naprawdę będę się zajmować kiedy skończę ten kierunek medyczny. Położnictwo brzmiało jakoś tak bardzo wdzięcznie.

Jak wygląda przygotowanie studentki do zawodu położnej? Podczas studiów uczestniczyłaś w porodach?

Przygotowanie do pracy w zawodzie położnej można zamknąć w trzech pierwszych latach studiów. Wówczas uzyskuje się tytuł licencjata- pisze się pracę licencjacką i zdaje się egzamin zawodowy w szpitalu na przydzielonym przez komisję oddziale. W ten sposób nabywa się prawo wykonywania zawodu położnej i możliwość podjęcia pracy w zawodzie. W toku studiów odbywa się szereg praktyk na różnych oddziałach, część z nich przydziela uczelnia (pierwsze rozpoczynają się w drugim semestrze na pierwszym roku studiów) a pozostała część to tzw. „praktyki wakacyjne”, które odbywa się w wybranym przez siebie szpitalu. To dla wielu osób czas próby, po którym zapadają decyzję, czy ten kierunek jest dla mnie. Ta selekcja bywa naprawdę ostra i wielokrotnie się zdarza, że bardzo wiele osób rezygnuje z kierunku położnictwo. Już na pierwszym roku wchodzimy na salę porodową i uczestniczymy w porodzie oraz poznajemy i zdobywamy inne umiejętności, takie które są nam niezbędne w pracy położnej.

Na forach wiele kobiet ocenia środowisko położnych jako pełną znieczulicy bandę nie wyrozumiałych bab, jak myślisz, z czego może to wynikać?

Średnia wieku położnych na bardzo wielu oddziałach oscyluje w granicy przedemerytalnej. Te kobiety niestety zniekształcają obraz położnej, o czym później można przeczytać w internecie. Wiele z tych doświadczonych położnych zatrzymało się mentalnie w czasach, kiedy były inne standardy, inne zasady. Nie ma w nich chęci zmiany, pójścia z duchem czasu, który to dyktuje nową jakość nie tylko rodzenia, ale samej opieki położniczej. Społeczeństwo się zmieniło, oczekiwania kobiet również. To już historia, że rodziło się tylko leżąc na łóżku, a podczas porodu nie było możliwości korzystania z medycznych środków łagodzenia bólu, rutynowo nacinało się krocze i osoba bliska nie miała wstępu na porodówkę. Słowa położnej, że poród musi boleć są prawdziwe, ale nie powinna za nim stać pogarda, w stosunku do rodzącej, która nie umie sobie poradzić z tym bólem. Z przykrością muszę stwierdzić, że wiele opinii na forach jest prawdziwych, bo sama mam doświadczenia, że właśnie te leciwe położne nie należą do najmilszych, a lekceważący stosunek do rodzącej sprawia im jakąś swoistą satysfakcję. Nie chcę tu faworyzować młodych położnych, jednak wiek ma znaczenie biorąc pod uwagę zdolności przystosowawcze do tego, co obecnie jest zalecane w opiece położniczej, oraz z jaką wiedzą na temat samego porodu są dzisiejsze pacjentki.

Izabela Rychlik. Zdj: archiwum prywatne

 Jakim doświadczeniem z twojej perspektywy jest poród dla kobiety? Rzeczywiście najpiękniejszy moment w życiu?

W mojej ocenie to, czy poród będzie najpiękniejszym momentem w życiu kobiety zależy od niej samej. Jeżeli ,,czuje” ona poród, jest do niego pozytywnie nastawiona, podchodzi stricte zadaniowo, to może doświadczyć tego piękna narodzin. Poród jest bolesny, towarzyszy mu krew, pot, mocz, kał, jest szalenie obciążający fizycznie, wyczerpujący, nadwyrężający organizm kobiety po równie trudnym okresie ciąży. To rozciągnięte w czasie doświadczenie, które jest do zniesienia jeśli zajdą okoliczności sprzyjające, typu: współpraca z położną, właściwy oddech, elastyczność w dostosowaniu się do danej fazy porodu i do zaistniałej sytuacji, potraktowanie skurczy jako naszych sprzymierzeńców, a nie wrogów, wsłuchanie się w swój organizm – on najlepiej wie i pokazuje jak się zachować, co robić. Kobiety dzielą się na te, które pamiętają swój poród i mogą o nim mówić lub takie, dla których jest to temat omijany szerokim łukiem. Ciężarne są obecnie oczytane, szukają wielu informacji, zasięgają rad nie zawsze w wiarygodnym źródle, co składa się na niekoniecznie realne wyobrażenie porodu. I właśnie te wizje stanowią czasem największą trudność. Pojawia się rozczarowanie, bo nie jest tak jak mi opowiadały koleżanki – boli bardziej, trwa dłużej, wymagają ode mnie czegoś, co mnie przerasta. Nie bez powodu mówi się, że poród zaczyna się w głowie. Nastawienie do porodu ma ogromny wpływ na jego przebieg, oczywiście kiedy nie ma medycznych komplikacji.

Może zatem lepszym określeniem porodu byłby zwrot wyjątkowy moment, zamiast piękny?

Może masz rację. Piękno kojarzone jest z czymś estetycznie doskonałym, a te widoki takie absolutnie nie są. Wyjątkowy lepiej oddaje charakter tego, co dzieje się z kobietą na sali porodowej. Wyjątkowe jest nie tylko to, że kobieta staje się narzędziem w tym całym procesie, ale również wyjątkowy jest owoc tych zmagań – nowy człowiek. Kobieta jest niezbędna, by ta cudowna istota pojawiła się na świecie, zatem można mówić, że te zdolności czynią nas wyjątkowymi. Jej siły sprawiają, że poród ma szanse zaistnieć i może przebiegać tak jak zaplanowała go natura. Strach nie jest niczym złym, bo on potrafi zmobilizować i dać przysłowiowego „kopniaka” do działania, a nie rozczulania się nad sobą. Boję się, ale działam, nie pozwalam owładnąć się i zatrzymać w miejscu, tylko czasami potrzeba osoby, która będzie o tym przypominać i motywować.

Stąd moda na porody rodzinne. Ale czy zawsze mogą być one intymnym doświadczeniem dla przyszłych rodziców?

Zdarza się, że poród jest pozbawiony intymności, ale występuje to najczęściej w sytuacjach, kiedy pojawiają się komplikacje medyczne. Wydaje mi się, że coraz więcej placówek medycznych stara się zapewnić rodzącej warunki intymne w czasie porodu. W przeważającej ilości porodówki to pojedyncze sale z łazienką, w porodzie uczestniczą położna, lekarz jeśli zajdzie taka potrzeba, no i studenci medycyny, ale ci obecni są po wyrażeniu na to zgody przez pacjentkę. Coraz więcej ciężarnych umawia się z położną na świadczenie indywidualnej opieki położniczej, co minimalizuje strach przed porodem i daje większe poczucie bezpieczeństwa.

MS:A których kobiet jest więcej na sali porodowej – walecznych czy tych, które się poddają?

Z moich obserwacji jednak tych, które się poddają. Nawet jeżeli na starcie są bojowo nastawione do tego, co ma się zadziać, widać energię i taką charyzmę, to w zetknięciu z bólem tracą one tę werwę i siłę do walki. Radzenie sobie z bólem decyduje jak ten poród będzie przebiegał. Gdy dodamy do tego jeszcze współpracę z położną i medycznie prawidłowy przebieg porodu to rzadko kiedy musimy rozwiązywać poród drogą cesarskiego cięcia.

Wiele z tych doświadczonych położnych zatrzymało się mentalnie w czasach, kiedy były inne standardy, inne zasady. Nie ma w nich chęci zmiany, pójścia z duchem czasu, który to dyktuje nową jakość nie tylko rodzenia, ale samej opieki położniczej. Społeczeństwo się zmieniło, oczekiwania kobiet również.

Izabela Rychlik

Operacyjna metoda rozwiązania ciąży to wypadkowa braku współpracy z położną i własnego zrezygnowania?

Nie można tego jednoznacznie stwierdzić. Decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia w czasie trwania porodu  podejmuje się z uwagi na sytuacje medyczne np. spadek tętna płodu, brak postępu porodu w pierwszym, czy drugim okresie porodu. Może być tak, że mimo prawidłowej współpracy rodzącej z położną, maksymalnego zaangażowania kobiety ten poród po prostu nie idzie ku urodzeniu dziecka siłami natury. Jednak sama gotowość do podjęcia próby daje kobiecie możliwość sprawdzenia samej siebie w sytuacji ekstremalnej, którą poród niewątpliwie jest. Cesarskie cięcie to też konsekwencja tego oczytania, o którym wspomniałam wcześniej. Kobiety nakręcają się wzajemnie, jaki to poród jest straszny, oceniają położne, lekarzy jako obojętnych podczas rodzenia, zamieszczają historie pełne rozgoryczenia, złości. Czytająca to ciężarna zaczyna wierzyć w to wszystko, nie daje sobie szansy na podjęcie próby porodu, tylko wybiera ,,pozorną” drogę na skróty, zapominając, że cięcie jest operacją, ingerencją w ciało, nierzadko niosącą powikłania. Inaczej sprawa wygląda, kiedy cesarskie cięcie jest zaplanowane, robione ,,na zimno” a przesłanki medyczne do tego typu operacji budzą wątpliwości. Stykam się coraz częściej z tym, że kobiety zgłaszają się do porodu z zaświadczeniami od psychiatrów, na których wpisana jest tokofobia – lęk przed porodem i zalecaną formą rozwiązania ciąży jest cięcie cesarskie. Nikt nie dyskutuje z takim zaświadczeniem i tym, co za sobą niesie, jednak budzi to coraz większy niepokój w środowisku położniczym. Może to być sygnałem, że wiele kobiet już na starcie  nie chce rodzić naturalnie i zrobi wszystko, aby nie musieć tego robić. Jest to jej wybór, mniej lub bardziej świadoma decyzja, ale czy do końca słuszna z punktu widzenia medycyny?

Prawidłowa współpraca z położną to zwrot, który pojawia się w niemalże każdej twojej wypowiedzi. Mogłabyś go rozszyfrować, nazwać konkretami?

Pod hasłem współpraca kryje się tak naprawdę relacja pomiędzy rodzącą a położną. Na sali porodowej jestem po to, by razem z przyszłą mamą doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Wymaga to zaufania ze strony kobiety. Każda przyszła mama ma prawo się bać. W przypadku pierwszego porodu jest to ogromna niewiadoma. Kiedy jednak wszystko się im wytłumaczy, przeprowadzi krok po kroku z pełną informacją co się dzieje i co będzie działo się za chwilę, znacznie łatwiej opanować niepokój, nerwowość. Powinna uwierzyć, że z moimi wskazówkami poród będzie postępował, że moja wiedza różni się od tej z internetu i mnie także zależy na tym, by ujrzeć całego i zdrowego noworodka. Moim zadaniem jest pokierowanie pacjentką w porodzie, proponowanie sposobów, rozwiązań np. „spróbuj wstać, na skurczu przykucnij, pokołysz biodrami na piłce, przyjmij pozycję wertykalną, weź prysznic rozluźniający twoje ciało”. Może to być trudne, wyczerpujące, ale kiedy na każdą propozycję pacjentka jest na nie, neguje celowość tych zabiegów to nie dojdziemy do porozumienia. Czasami kobiety uznają moją pracę za jakiś terror, bo one cierpią z bólu, a ja każe im jakieś akrobacje robić, a to jest nic innego jak niefarmakologiczne metody łagodzenia bólu. Wtedy naprawdę ciężko mówić o współpracy, gdy jesteś odbierana negatywnie. Robię wszystko, żeby przekonać rodzącą, że jej aktywność, bycie w ruchu naprawdę przyspieszy całą akcję. Tak to już ułożyła natura, że pomocne są dane ćwiczenia, pozycje. Jeżeli ciężarna chce spędzić cały poród leżąc na plecach w łóżku to będzie trwało to dłużej i bardziej bolało, ale też nie mogę jej tego zabronić. Dla dobra całego porodu często też wykorzystujemy pomoc osoby towarzyszącej. Mąż, partner zna tę kobietę lepiej niż ja, wie o jej upodobaniach, ma sposoby nakłonienia partnerki do działania. Obecność ich, poza kilkoma przypadkami, kiedy mąż jest nerwowy, albo krytyczny wobec działań położnej – znacząco pomaga nie tylko kobiecie, ale także nam, bo mamy sojusznika na drodze do wsparcia rodzącej. Poród bez zaufania, porozumienia jest trudny, obciążający zarówno dla rodzącej jak i położnej.

 Twoja praca to nie tylko szczęśliwie zakończone porody. Masz w swojej karierze zgon dziecka bądź matki?

W ciągu sześciu lat swojej pracy nie uczestniczyłam w porodzie zakończonym śmiercią matki lub dziecka, ale opiekowałam się okołoporodowo rodzicami, którym zmarło jedno z bliźniąt. Kobieta zgłosiła się do szpitala z uwagi na słabe ruchy jednego z dzieci. Po badaniu usg okazało się, że jedno z bliźniąt zmarło. Moja opieka polegała na tym, żeby przygotować pacjentkę do cięcia cesarskiego, oczekiwać z rodzicami na ukończenie tej ciąży. Pacjentka miała cały czas monitorowane tętno płodu. Było to zadanie szalenie trudne, bo zarówno kobieta jak i mężczyzna dotkliwie to przeżyli. Widziałam łzy, których podłoże było dwojakie – radość z żyjącego potomka i ból po stracie. Kiedy wchodziłam do sali rodzice sami opowiadali mi, jakie emocje towarzyszyły im przez ten cały okres oczekiwania na bliźnięta. Wyprawka przygotowana podwójnie, zmiany w domu jakie pociąga za sobą przyjście na świat dwójki dzieci, reakcja rodziny, planowanie opieki. Rodzice zadawali mi pytania co teraz będzie z ich zmarłym dzieckiem, jakie procedury będą miały miejsce. To doświadczenie zapadło mi w pamięć i dało lekcję pokory, taktu, sztuki cichego, ale bardzo potrzebnego wsparcia.

Będąc położną łatwiej rodziłaś własne dziecko?

Na pewno wiedza, jaką posiadam daje mi uczucie w jakimś sensie kontroli, spokoju, ale poród to jedna wielka niewiadoma, więc nigdy nic nie jest pewne. Tyle teoria, bo w praktyce jestem taką samą kobietą, jak każda inna. Przeżywałam te same emocje, czułam strach o dziecko, który niestety bywał momentami większy, bo wiedziałam właśnie, jakie konsekwencje mogą mieć dane zdarzenia na sali porodowej: spadek tętna, odpływanie zielonych wód płodowych, brak postępu porodu itd. Znałam te czarne scenariusze. Jestem w grupie tych mam, których porody są raczej długie, więc wiem doskonale jak ważna jest determinacja, walka z bólem, współpraca z położną, która chce mi to zadanie ułatwić. Rodząc byłam i niebawem znowu będę zwyczajną kobietą, której potrzeba wsparcia, zrozumienia, motywacji.

Czego jeszcze oczekują rodzące od położnej?

Bardzo wielu rzeczy, począwszy od stałej obecności tylko z nią, tylko przy niej, po czynności bardzo prozaiczne jak podanie telefonu czy związanie włosów. Trudno jest fizycznie spełnić wszystkie oczekiwania rodzących, bo zazwyczaj nie jest ona jedyną kobietą rodzącą w tym czasie dziecko. Zdarza się, że mamy do nadzorowania dwie, czasem trzy pacjentki i każdej chcemy poświęcić tyle samo uwagi, ale nie zawsze możemy.

Czego od położnej na pewno nie można wymagać, co was położne najbardziej irytuje w zachowaniu pacjentki?

Oczekiwania pacjentek bywają niekiedy niestosowne. Położna wzywana jest, żeby np. zgasiła wieczorem światło w sali, przełączyła kanał w telewizji, podawała za każdym karmieniem dziecko do piersi, podniosła z podłogi upuszczony przedmiot. Co gorsze, wzywają nas używając dzwonka życia, który jest alarmem, a nie hotelowym nawoływaczem obsługi. Często prowadzi to do sytuacji trudnych, bo nie zawsze dyplomatyczne wyjaśnienie, że nie taka jest nasza rola spotyka się ze zrozumieniem. Bywa, że matka atakuje nas wygłaszając oskarżenia o złej opiece, braku zainteresowania, czy wręcz niechęci. Tymczasem zadaniem położnej nie jest wyręczanie pacjentki, a skuteczna nauka samodzielności w tej nowej dla niej sytuacji. Opuszczając oddział szpitalny winna być wyposażona w umiejętność opieki nad dzieckiem, przystawiania do piersi, samoopieki, czy ważnej w okresie połogu samopielęgnacji.  Im szybciej stanie na nogi-dosłownie i w przenośni- tym lepiej poradzi sobie we własnym domu.

Co twoim zdaniem najbardziej dolega polskiemu położnictwu? Z czym w tej dziedzinie jest wciąż problem?

W mojej ocenie problemem jest wspomniany wcześniej stosunek położnych z wieloletnim stażem do obecnie panujących standardów i zaleceń. To powoduje dość krytyczną ocenę pracy położnych przez pacjentki np. oddziałów położniczych. Spotkałam się nie jednokrotnie z opiniami pacjentek, które chwaliły opiekę świadczoną przez młodsze położne, bo te starsze były nastawione bardzo krytycznie do obaw, niepokoju czy strachu kobiety po porodzie. Ważną kwestią jest też chęć dzielenia się wiedzą przez doświadczone położne. Zdarza się, że rozpoczynając pracę po studiach trzeba wręcz prosić się, aby położne podzieliły się swoją wiedzą praktyczną. Większość z położnych skrzętnie chroni swoją wiedzę, jakby czuły zagrożenie ze strony młodszego pokolenia.

Decyzja o cesarskim cięcie to często konsekwencja czytania nierzetelnych informacji w internecie. Kobiety nakręcają się wzajemnie, jaki to poród jest straszny, oceniają położne, lekarzy jako obojętnych podczas rodzenia, zamieszczają historie pełne rozgoryczenia, złości. Czytająca to ciężarna zaczyna wierzyć w to wszystko, nie daje sobie szansy na podjęcie próby porodu, tylko wybiera pozorną drogę na skróty, zapominając, że cięcie jest operacją, ingerencją w ciało, nierzadko niosącą powikłania

Izabela Rychlik

Spotkałaś w swojej pracy położne, które w twojej ocenie są wypalone zawodowo? Jak się to u nich objawia?

Położna, która jest permanentnie zmęczona i czuje niechęć do swojej pracy to dla mnie położna wypalona zawodowo. Stale narzekająca, wykonująca swoje obowiązki niedbale, zniechęcona i co gorsze, nie kryjąca się z tą niechęcią przy pacjentkach. Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć rozmowy pacjentek na temat danej położnej, która zachowała się naprawdę oburzająco w stosunku do kobiet na oddziale. Ciągłe wygłaszanie komentarzy, że ta pacjentka jest przewrażliwiona, wiecznie czegoś chce, albo zadaje za dużo pytań uważam, że nie przystojną personelowi medycznemu, którego zadaniem jest niesienie pomocy wieloaspektowej.

Ile zarabia położna z twoim stażem w szpitalu?

Moje początki w zawodzie przypadają na rok 2013, kiedy to wynagrodzenie netto płacy zasadniczej wynosiło około 1900-2100 zł. Na wynagrodzenie położnej składa się podstawowe wynagrodzenie, a do tego dodatek za dyżury nocne, świąteczne, nadgodziny. Z chwilą wejścia w życie tzw. ,,zembalówki”, czyli podwyżek wprowadzonych przez ministra Mariana Zembale w 2016 roku wynagrodzenia zasadnicze wzrosły średnio o 800-1000 zł. Aktualnie położna pracująca w szpitalu otrzymuje płacę zasadniczą w wysokości około 3000 złotych netto.

Czy to, jak sobie wyobrażałaś pracę położnej znalazło potwierdzenie w rzeczywistości?

Moje wyobrażenia na temat tej pracy nie były mocno odrealnione. Wiadomo nie zawsze teoria znajduje odzwierciedlenie w praktyce. Liczyłam się z tym, że porody będą tylko częścią mojej pracy. Poza nimi położne pracują przecież na oddziałach patologii ciąży, położniczych, noworodkowych, ginekologii i jeszcze pozostaje praca w przychodni. Sala porodowa jest specyficznym miejscem, bo tak naprawdę to epizod w opiece nad kobietą. Zadania na pozostałych oddziałach są równie ważne i niosą satysfakcję. Kiedy udaje się podtrzymać zagrożoną ciążą, albo daje się kobiecie nadzieję, że po zabiegu czy operacji ginekologicznej będzie mogła zajść w ciążę, albo pomaga się mamie rozwiązywać problemy związane z karmieniem piersią są momentami pełnymi radości dla położnej. To, z czym ja osobiście miałam problem po podjęciu pracy, to dyżury nocne. Noc jest łatwiejsza pod takim względem, że jest ciszej, nie ma dużej liczby osób pracujących w szpitalu, brak odwiedzających, nie dzwonią ciągle telefony. Jednak naturalną potrzebą organizmu o tej porze jest sen, na który nie można sobie pozwolić, przychodzi zmęczenie, znużenie. Te spokojniejsze, nocne dyżury są okazją, aby uzupełnić braki leków w szafkach, uzupełnić zapasy materiałów i środków medycznych np. strzykawek, igieł, gazików itp.

Położna w ciąży może pracować?

Może pracować, ale nie zobaczymy położnej z brzuszkiem na sali porodowej. Ciężarne położne pracują poza salą porodową w systemie ósemkowym, albo dwunastogodzinnym co drugi dzień.  Ze względów bezpieczeństwa pracodawca ma obowiązek zwolnić położną ze świadczenia pracy na sali porodowej, oraz innych zadań, których wykonanie mogłoby negatywnie wpłynąć na kobietę w ciąży. Przyjęcie porodu to wysiłek fizyczny. Często pomaga się pacjentce wstać, wykonuje się różne ćwiczenia, zdarza się, że wiele godzin stoi się lub przemieszcza się po kilku salach. Poza tym nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć podczas porodu-pacjentka może niefortunnie upaść, trzeba ją podtrzymać, żeby mogła przyjąć dogodną dla siebie pozycję i wtedy ciężarna położna nie byłaby w stanie udzielić odpowiednie pomocy, czyli nie wywiązałaby się ze swojego obowiązku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: