Przejdź do treści

„Karmazynowy przypływ i krwawa Mary”. Jak mówimy o okresie?

"Karmazynowy przypływ i krwawa Mary". Jak mówimy o okresie? Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Większość z nas dojrzewała w przekonaniu, że o tym po prostu się „nie gada”. Nic dziwnego, że nabranie pewności w mówieniu o okresie zajmuje nam parę dobrych lat. Doszło nawet do tego, że stworzyłyśmy sobie menstruacyjne podziemie, w którym szyfrem rozmawiamy o „tych dniach”. Powoli się to zmienia, ale ślady konspiracji nadal są widoczne. Wystarczy zajrzeć na okresowe grupy i fora.

Ten pierwszy raz

Agata pierwszej miesiączki dostała w wieku 11 lat. Była wtedy w domu.

– Mamo, okres mam! – krzyknęła.

– Mam w domu młodą kobietę! Brawo córuś! Podpaski leżą w czarnym pudełku. Weź sobie te na noc najlepiej – odpowiedziała rozentuzjazmowana mama.

Rozmów podobnych do tej, doświadczyła jedynie garstka dziewczyn. W badaniu prowadzonych przez grupę edukatorów seksualnych Ponton zaskakujący i niepokojący jest fakt, że matki często nie potrafią przekazać swoim córkom wiedzy na temat miesiączki w sposób przystępny i rozwijający u dziewcząt akceptację własnego ciała i fizjologii. Nastolatki często mają przykre wspomnienia związane z pierwszą miesiączką. Nie wiedzą, czego mogą się spodziewać, jak mają o niej rozmawiać, jak się do niej przygotować i jak zachowywać, kiedy już jej doświadczą.

Towarzyszy im strach, niepewność, ale przede wszystkim wstyd. Czują się brudne i upokorzone. Krępują się zmieniać w łazience podpaski, żeby ktoś z członków rodziny nie domyślił się, co robią. O okresie z rodzicami rozmawiają rzadko albo w ogóle. Matki przekazują swoim córkom informacje w tym zakresie wyłącznie z poczucia obowiązku, a sam temat jest dla nich wstydliwy.

„Mamo, mam okres”

Nastolatki rzadko rozmawiają również między sobą na ten temat. Wolą napisać na grupie czy forum niż zapytać koleżankę. Przekazywane informacje nierzadko obarczone są mitami, stereotypami i uprzedzeniami. W szkołach zajęcia o miesiączce prowadzone są wyłącznie z dziewczętami w aurze tajemniczości i przekonaniu, że to jedynie „temat kobiecy”. Nie dziwi więc fakt, że kiedy pojawia się krew, dziewczyny są sparaliżowane i posuwają się do skrajnych zachowań.

Kinga przez trzy dni chodziła z toną papieru toaletowego w majtkach, bo wstydziła się powiedzieć mamie o tym, że dostała pierwszej miesiączki. Wizja rozmowy z mamą była dla niej na tyle krępująca, że wolała się męczyć z papierem niż skorzystać z podpasek, które leżały w łazience.

„Strasznie bolał mnie brzuch. Nasiąknięty krwią papier ledwo oderwałam od majtek. Wyrzuciłam go do toalety. Podmyłam się. Założyłam nową bieliznę, kolejną tonę papieru i poszłam spać. W tych emocjach zostawiłam zaplamione spodnie na podłodze w łazience i mama je zauważyła. Przyszła do pokoju, spojrzała na mnie i zapytała: „To ty okresu dostałaś?, a ja na to: „No tak”. Tak wyglądała rozmowa, której się bałam bardziej niż tego, że przecieknę w szkole” – napisała na jednej z facebookowych grup.

Alicja również nie wiedziała, jak poinformować mamę o tym, że zaczęła miesiączkować. Postanowiła to pokazać. Okresu dostała w 6. klasie podstawówki. Po powrocie ze szkoły poszła do toalety i zauważyła krew cieknącą razem z moczem.

„Od razu wiedziałam, że to miesiączka. Wcześniej dużo czytałam o tym na forach internetowych. Dziewczyny pisały, jak to wygląda, co się wtedy czuje, jak wyglądały ich rozmowy z rodzicami. Nawet ułożyłam sobie w głowie gotową formułkę dla mamy, ale ostatecznie prosto z toalety poszłam do jej pokoju z opuszczonymi spodniami i majtkami, oczywiście zakrwawionymi do kostek. Powiedziałam tylko: „Mamo, patrz”. Wyjaśniła mi, gdzie leżą podpaski, a ubrania kazała mi namoczyć w zimnej wodzie”.

Wiktoria wysłała do swojej mamy SMS-a o treści: „Mam okres„. Zrobiła to dopiero podczas drugiej miesiączki. Pierwszą przemilczała. W ukryciu podbierała podpaski mamie. Wykorzystała również te, które otrzymała w szkole podczas zajęć z wychowania do życia w rodzinie. Ida żali się na grupie, że wszystkie koleżanki z jej klasy już miesiączkują, a ona jeszcze nie. Czuje się wykluczona. Stara się unikać rozmów na ten temat. Nie mówi o tym mamie, bo boi się jej reakcji. Nigdy nie widziała w koszu w łazience zużytych podpasek, bo jej mama zawsze wynosiła je pośpiesznie do śmietników miejskich.

Kobieta

Edukacja seksualna. A właściwie jej brak

Anja Rubik w rozmowie z Hello Zdrowie opowiedziała o tym, jak wyglądają lekcje wychowania do życia w rodzinie w polskich szkołach i z jakich problemów zwierzyła jej się młodzież.

– Nastolatki pisały, że w momencie, kiedy dostawały okres, nie wiedziały, co to jest. Zwijały się z bólu, bo coś było nie tak, a mamy nie chciały z nimi pójść do ginekologa. Same też nie mogły, bo nie miały 18 lat. A wiesz, dlaczego mamy nie poszły z nimi? Bo obawiały się, że ludzie będą gadać, że ich córki „dają”. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ogromny wpływ na nasze życie ma edukacja seksualna. To, że uprawiamy seks nie znaczy, że przeszliśmy edukację seksualną – mówiła. – Młodzież uczy się, że prezerwatywy są fatalne na prącie, że macica nie jest śmietnikiem na sprężynki i inne metody antykoncepcji, że okres to krwawe łzy macicy, która płacze, bo nie ma dziecka – dodała.

Modelka i aktywistka, widząc jak ogromny jest głód wiedzy wśród nastolatków, stworzyła podręcznik do edukacji seksualnej. Jej książka „SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie” jeszcze przed oficjalną premierą stała się bestsellerem.

Nic dziwnego, że w obliczu braku rzetelnej edukacji w szkołach i w domach dzieci oraz młodzież szukają w sieci miejsca do rozmów o miesiączce. Dziewczyny dzielą się swoimi przeżyciami i obawami. Pytają siebie o długość cyklu, rodzaje krwawienia, reakcje rodziny, koleżanek i kolegów. Opisują swoje doświadczenia menstruacyjne, jakich doświadczyły w szkołach, pracy czy na wakacjach. Piszą o wypadających podczas kichania tamponach, przetartych podpaskach, czerwonych plamach na ubraniach.

Pytań, na które poszukują odpowiedzi, są setki, jak nie tysiące: „Czy jak mam skrzepy krwi to znaczy, że mam wylew?”, „Co robi ginekolog, gdy się do niego pójdzie?”, „Czy okres może wywołać rozstępy?”, „Czy to normalne, że podczas okresu mam mdłości i czasem wymiotuję?”, „Czy trzeba wyjąć tampon, kiedy się sika?”, „Czy są sposoby na zmniejszenie krwawienia?”, „Czy antybiotyki przyspieszają okres?”, „Czy waga ma wpływ na to, kiedy dostanę pierwszej miesiączki?”.

„Czerwony mercedes zajechał pod dom”

Tabu miesiączkowe ma się w naszym kraju bardzo dobrze. W reklamach ciągle słyszymy przekaz „z tą podpaską nikt nie zauważy, że masz okres”, „ten tampon pozwoli ci uniknąć wstydu”. Będąc nastolatkami, dowiadujemy się, że o okresie można mówić albo cicho, albo wcale. Nic dziwnego, że później w szkole czy pracy większość z nas nie pyta głośno o to, czy któraś z koleżanek ma podpaskę. Szepczemy, ukrywamy, przemykamy do łazienki z zaciśniętym w pięści tamponem, jakbyśmy były co najmniej dilerkami dragów. Tworzy się menstruacyjny język konspiracji, bo nie mówimy o okresie wprost, tylko hasłami.

„Morze czerwone mi wylało”, „Czerwony mercedes zajechał pod dom”, „przyjechała ciocia z Ameryki”, „mam ciotę”, „krwawa Mary do mnie przyszła”, „przyjechała babcia z Rosji na czerwonym traktorze”, „mam wodospad”, „karmazynowy przypływ”, „czerwony alarm” – w ten sposób dziewczyny informują swoich partnerów i koleżanki o tym, że mają okres, jeśli nie chcą mówić wprost, wstydzą się albo chcą obrócić w żart całą sytuację.

Na jednej z facebookowych grup dziewczyny dzielą się swoimi reakcjami na widok okresu. Są różne w zależności od okoliczności, od tego czy się spóźniał czy nie. Wybrałyśmy te najbardziej cenzuralne (wiadomo!): „No i wylała Amazonka”, „Odpłyń”, „Zaje***cie”, „Zaraz mnie krew zaleje”, „Wow, ale masz zapłon”, „Za jakie grzechy dobry Boże?”, „Witam, rozgość się”, „Super, koniec PMS”, „Tydzień z bani”, „Fajnie, że wpadłeś, ale możesz już iść”, „Świetnie, znowu przytyję”, „Mamo, jednak nie zostaniesz babcią”, „Gdzie jest moja czekolada?”, „No nie! Tamponów nie ma”, „I tak jeszcze przez 30 lat swego życia”, „Zapowiada się ciekawy tydzień”, „Przynajmniej będzie ciepło w tyłek”.

O potrzebie normalizacji okresu regularnie pisze Kaja Szulczewska na instagramowym profilu „Ciałopozytyw”. „O okresie warto mówić bez żenady czy kpiny. Warto uczyć ludzi wokół, jaki to dla nas czas, czego potrzebujemy, czy to więcej snu, spokoju, czy seksu, czy jedzenia i że to jest normalne i uzależnione od indywidualnych uwarunkowań” – wyjaśnia.

„Posiadając jajniki i waginy, będąc w okresie między dojrzewaniem, a menopauzą, nie będąc w ciąży, zwykle doświadczamy co miesiąc tego stanu (poza przypadkami chorób, farmakoterapii itd). To normalna sprawa, nie ma czego się wstydzić. W krwi menstruacyjnej nie ma nic strasznego, krew jak krew, czasem trochę skrzepów, no zdarza się. Tak samo zdarza się przeciek krwi i poplamienie pościeli czy ubrań” – dodaje.

Dziewczyny, miesiączka jest elementem codzienności połowy światowej populacji. To coś zupełnie normalnego! Nie wstydźmy się jej. Jest oznaką zdrowia, bo przecież jej regularne pojawianie się pokazuje, że wszystko funkcjonuje jak należy. Nie krępujmy się otwarcie o niej rozmawiać. To pomoże w obalaniu mitów i poddusi w zarodku miesiączkowy seksizm.

Jesteście za okresopozytywnym ruchem? Jak znosicie swoje miesiączki? Jakie stereotypy najbardziej was dotykają?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: