Katarzyna Miller Katarzyna Miller/ Zdjęcie: materiały prasowe

Katarzyna Miller: brak edukacji seksualnej skazuje dzieci na wulgaryzm i pornografię

Ciągle mamy ciemnogród. Ciągle biedne dzieci pytają, czy od pocałunku zachodzi się w ciążę – mówi Katarzyna Miller. Psycholożka i psychoterapeutka podpowiada, jak przełamywać barierę wstydu, jak rozmawiać z dziećmi o seksie i jakie skutki rodzi brak takiej rozmowy. Ponadto wspomina swoją pierwszą wizytę u ginekologa i informacyjny zgrzyt, jakiego doświadczyła na linii córka-lekarz-matka.

Marta Dragan: Jak wygląda edukacja seksualna w Polsce?

Katarzyna Miller: Temat w Polsce zapuszczony w sposób skandaliczny. Jest coraz gorzej, bo prawicowy powrót do tradycji niestety stawia na myślenie o seksie jako o grzechu i o akcie niezbędnym jedynie do prokreacji. Jednocześnie cała zmiana obyczajowości na świecie rzutuje również na sytuację w Polsce. Proszę zwrócić uwagę, że nie ma starych panien ani starych kawalerów, single całkiem dobrze sobie radzą, pary żyją bez ślubów, mają dzieci, szanują swoje wybory bez „papierka” czy bez kościoła. Dziewczyny wybierają często facetów na co innego niż na ślub. Bo że mężczyźni to robili, to było zawsze oczywiste. Kobiety same bywają w knajpach, wyjeżdżają na urlopy zagranicę. Jest trochę lepiej, jeśli chodzi o tolerowanie homoseksualności czy transseksualizmu. Poza tym na coraz szerszą skalę ujawniane są akty molestowania dzieci przez księży.

To wszystko są wielkie zmiany, a mimo to ciągle mamy ciemnogród. Ciągle biedne dzieci pytają, czy od pocałunku zachodzi się w ciążę. Ciągle krąży mit, że podczas pierwszego razu nie zachodzi się w ciążę. A później mówi się o nastoletnich matkach, którym rodzice powiedzieli: „won z domu z tym brzuchem”.

Kobiety ciągle wstydzą się masturbacji, bo się im wmówiło, że jak ty się sama masturbujesz, to znaczy, że nikt cię nie chciał. A masturbacja to taki sam seks jak każdy inny. Ciało, które przeżywa orgazm nie wie, czy przeżywa z panem, z panią czy z sobą. Byle nie z dzieckiem.

I wtedy wchodzi ona – Anja Rubik, która mówi głośno, że edukacja seksualna jest potrzebna, a wiedza, jak założyć prezerwatywę, jest równie ważna jak twierdzenie Pitagorasa. Po czym słyszy, że „seksualizuje młodzież”, że „namawia nastolatków do seksu”.

W ogóle bardzo się ucieszyłam, że tak znana modelka jest mądrą, odważną i śmiałą kobietą. Ma myślenie niezależne. Wie, że warto wykorzystać swoją pozycję do przeprowadzenia akcji, która komuś anonimowemu nie udałaby się. Z tą seksualizacją to straszna bzdura. Ale nie Anja pierwsza, która usłyszała podobnego kalibru farmazony pod swoim adresem.

Prowadziłyśmy kiedyś (z Dorotą Kamińską) program „Wytrych damski” w telewizji, która już nie istnieje . Zapraszałyśmy różne osoby. I  jednym moich z pierwszych pomysłów było, żeby zaprosić geja i dziewczyny lesbijki. To była chyba pierwsza para lesbijek w telewizji. Nikt mi tego niestety nie pamięta, za to ja tak. Dziś obie są bardzo znanymi działaczkami społecznymi, ale wtedy jedna z nich nawet rodzicom jeszcze nie powiedziała o swojej orientacji seksualnej. Spotykałyśmy się wielokrotnie, żeby przegadać ich obawy przed wystąpieniem. Po programie jedna dziennikarka powiedziała mi, że namawiam kobiety, żeby były lesbijkami. Odpowiedziałam jej: „Wiesz, jeżeli twoja wiedza jest na tak żenującym poziomie, że ci się wydaje, że można kogokolwiek na to namówić, to ci głęboko współczuję. Poczytaj sobie trochę, może doucz się czegoś, może popytaj ludzi”.

Czy Polacy wiedzą, jak rozmawiać o seksie?

Troszkę się to poprawiło, ale nadal ludzie nie wiedzą, jak mówić o genitaliach, i o seksie, i o tym, co się w ogóle dzieje w seksie. Niepokojące, że dla rodziców to takie straszne, to taki wstyd.

Przy okazji rzucę kamyk do mojego ukochanego serialu „Ranczo”. Uwielbiałam go oglądać, ale w jednej sprawie dawali ciała. Była fajna dziewczyna w dworku, która brała się za edukację i zrzeszała kobiece kółka, ale jak tylko rzecz dotyczyła seksu, to każda wypowiedź zaczynała się od cholernego zawstydzenia. „Hihihihi, nie no nie, no ale w ogóle o seksie?”, „Ojej no co, o takich sprawach będziemy…” – tak zachowywały się dojrzałe kobiety, mężczyźni i księża. Bezradność totalna.

Taki trochę przekrój polskiego społeczeństwa, nie sądzi pani? Dorośli, którzy w obliczu tematów ważnych zachowują się jak dzieci z przedszkola.

Gorzej. Dzieci z przedszkola to sobie radzą. Pokazują sobie cipki i fiutki i bawią się w doktora. To jest szalenie ważny etap w rozwoju seksualnym człowieka. I każdy powinien przez niego przejść.

W jaki sposób ta wiedza później jest tłamszona? Bo w pewnym momencie przestajemy być ciekawi, a zaczynamy się wstydzić.

Za często zdarza się tak, że rodzice „odkrywają” te zabawy dzieci i robią im awanturę, wyśmiewają, upokarzają, czasem biją. Niczemu winne przedszkolaki zaczynają intymność traktować w kategorii wstydu. Nie wolno tego robić! Jak się coś takiego zauważy, to należy zniknąć, udać, że nic się nie widziało. Dać się dzieciom bawić, poznawać, uczyć.

Tak samo w późniejszym wieku trzeba szczególną wrażliwością wykazać się m.in. w temacie polucji chłopców, czyli nocnych mimowolnych wytrysków nasienia. Nie można stwarzać niezręcznych sytuacji, przez które dziecko może poczuć się zawstydzone. W takim momencie tata widząc prześcieradło w spermie, musi powiedzieć „Słuchaj stary wszystko jest ok. To znak, że stajesz się prawdziwym mężczyzną. Będziesz się teraz na pewno masturbował, bo to jest NORMALNE”.

Chłopaki też ze sobą się masturbują, czasem w grupach, czasem w dwójkę, ale jak im ktoś na lekcji albo w gabinecie lekarskim mówi, że dostaną wysypki, albo ręka im uschnie, albo będą ślepi, zakrawa to po prostu o skandal. To, że w tym wieku, przy tej wiedzy, dostępie do informacji, rozwoju medycyny nauczyciele i lekarze potrafią zachowywać się jak ostatnie ćwoki, jest co najmniej niedorzeczne.

Dojrzewanie mężczyzn i tak z mojego punktu widzenia spotyka się z większa aprobatą, niż dojrzewanie kobiet. Kiedy chłopak przechodzi mutację i pojawia mu się zarost, to słyszy, że staje się mężczyzną. Kiedy dziewczyna dostaje pierwszej miesiączki, jest instruowana, żeby zbytnio nie obnosiła się z tym, żeby wykazywała się dyskrecją, sprzątała tampony i podpaski. A później skutkuje to tym, że szeptem w pracy pytamy koleżanki o tampony. Do toalety nosimy je w zaciśniętej pięści, żeby przypadkiem, ktoś nie zobaczył.

Pamiętam reakcję jednego pisarza, którego nota bene miałam za oświeconego człowieka. Powiedział jedno zdanie, które mnie strasznie zdumiało: „czy ja przy kolacji mam oglądać reklamy podpasek?”. Odpowiedziałam mu, żeby sobie wyłączył albo zasłonił telewizor, jak mu się nie podoba. Taki był biedny zmolestowany, że kęs mu w gardle stanął.

Ale reklamy tabletek na potencję już mógł pewnie oglądać i nie tracił apetytu?

Ależ oczywiście, że tak. Tylko reklamy podpasek mu przeszkadzały, w których i tak jest jakaś chora cenzura. Bo proszę mi powiedzieć, od kiedy krew ma kolor niebieski albo mieni się jak brokat?

Jeśli coś się zmieniło, to musiało mnie to ominąć, bo u mnie krew jest niezmiennie czerwona.

Jesteśmy tak załgani, nieprawdziwi. Można śmiało i głośno mówić o całej kulturze zaprzeczania, zamazywania rzeczywistości, która najjaskrawiej widoczna jest między innymi w tych ocenzurowanych reklamach.

Widok tryskającej energią pani z reklamy, która podczas okresu biega w białych spodniach i szpilkach, może być niesamowicie frustrujący dla kobiet, które zwijają się z bólu w trakcie menstruacji, nie sądzi pani?

Niektóre kobiety nie mają bolesnych i dokuczliwych menstruacji, to sobie mogą i biegać. W końcu to, jak odczuwamy menstruację czy klimakterium zależy też od naszej psychosomatyki. Niektóre kobiety przeżywają to jako tragedię, inne zupełnie swobodnie. Moja mamusia na przykład miała klimakterium, odkąd pamiętam. Wszystko sobie tłumaczyła tym, że jest w tym trudnym okresie. Tak trwało to chyba z 30 lat.

Czy pani mama była z panią na pierwszej wizycie u ginekologa?

Moja mama na szczęście była w tej sprawie dość światła. Nie miałam jeszcze dziesięciu lat, kiedy dostałam pierwszą miesiączkę i mama poszła ze mną do ginekologa, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Poszłyśmy do jej przyjaciółki, która mnie przyjmowała zresztą na świat i która była takim naszym zaufanym lekarzem. Podczas tej wizyty otrzymałam pigułki na wyregulowanie cyklu miesiączkowego i na złagodzenie objawów menstruacyjnych. Na opakowaniu było napisane AC i pamiętam jak dziś, że z lekkim zażenowaniem zapytałam mamę, dlaczego pani doktor nie powiedziała mi, że to tabletki antykoncepcyjne. Matka wściekła się w ułamku sekundy. Ja na to „Przecież ja nie mówię tego dlatego, że chcę mieć środki antykoncepcyjne, bo przecież nie potrzebuję. Nie uprawiam seksu. Uważam tylko, że jak się daje dziecku lekarstwo, to trzeba powiedzieć, że ma takie i takie działanie i jest to również środek antykoncepcyjny. To jest przecież wiedza, prawda?” Oburzona była. I ona i ja. Każda z innego powodu.

Miała pani i tak dużo szczęścia, że mama zainicjowała wizytę. Teraz zdarza się, że matka nie zaprowadzi córki do ginekologa, bo boi się, że ludzie będą gadali, że dziewczyna „daje”. Oczywiście nie generalizuję, ale takie skrajne przypadki pokazują, jak poważne skutki rodzi brak edukacji.

Zgadza się. Są ciągle rodziny, gdzie dziewczyna obrywa w twarz, kiedy dostaje pierwszą miesiączkę. Inna jest przerażona, że jakaś krew jej cieknie po nogach, a matka daje jej podpaski i mówi „wsadź sobie tam”. I tyle. I na tych słowach kończy się edukacja seksualna. Zgroza. Oczywiście coś tam koleżanki podpowiedzą, ale rówieśnicy przeważnie mówią dużo bardzo szkodliwych głupot.

Brak edukacji seksualnej skazuje dzieci na wulgaryzm?

Nie tylko na wulgaryzm, ale także na pornografię, którą przecież nastolatkowie oglądają z ciekawości, ponieważ jest dostępna. I czego się dowiadują? Ano, że seks to długa rąbanka pod tytułem „facet wali babę z przodu i z tyłu”, a ona cały czas jest zachwycona. I nic więcej się nie dzieje. I to ma być seks? To jest koszmar, w który młodzi wierzą.

Jakie skutki może wywołać taki seans niepoparty specjalistyczną wiedzą?

Po pierwsze chłopcy mają do siebie żal, że nie mogą pochwalić się takim dużym fiutem, który stałby im, jak aktorowi w filmie. Po drugie sądzą, że kobieta jest ciągle zachwycona. Nie trzeba o nią zadbać, nie trzeba silić się na grę wstępną, bo ona jest gotowa zawsze na to, że się jej – mówiąc wprost – „wsadza”. A później kobiety udają orgazmy, bo faceci tego od nich oczekują i koło się zapętla. Oglądanie pornografii straszliwie trywializuje rozumienie i odczuwanie podniecenia oraz wizję seksu.

Czy wśród pani pacjentek jest dużo kobiet, które boją się rozmawiać ze swoimi dziećmi o seksie?

Może nie boją się, a wstydzą. Nie wiedzą, jakich słów użyć, jak to nazwać. A trzeba jak najprościej.

Czyli?

Można na wstępie powiedzieć dziecku, że musimy przekroczyć jakiś swój próg czy poziom zażenowania, żeby z nim o tym rozmawiać. Mówić wprost i używać prostych słów. Ale niestety najczęściej rodzice podejmują rozmowę za późno. Poza tym chcą wszystko naraz, a dzieci trzeba wprowadzać powoli. Są też cudowne książeczki, głównie szwedzkie, które w prosty i przyjazny dziecku sposób wprowadzają w tematykę seksu i cielesności. A nie, że tata mówi „chodź porozmawiamy o seksie”, a synek odpowiada „wszystko już wiem”, to ojciec z ulgą kończy rozmowę słowami „a to świetnie”. I nie sprawdza, czy on wie i co wie. A powinno mu zależeć na tym, co jego syn z tą wiedzą będzie robił, jak siebie będzie traktował, jak dziewczynę będzie traktował.

Seks to jedno, ale równie ważna jest świadomość naszych genitaliów. Wyrobienie nawyków dbania o sferę intymną.

Dawno temu wydano w Polsce Nancy Friday, amerykańską terapeutkę, która zrobiła fascynującą akcję. A mianowicie zebrała listy na temat fantazji seksualnych głównie kobiet, ale też mężczyzn. Friday podkreśliła, że matka, która od swojej matki wyniosła przekaz, że cipka to coś dziwnego, nieistniejącego i brudnego, podczas kąpieli własnej córki, będzie w inny sposób myła jej cipkę niż resztę ciała. I dziecko nie wie, o co chodzi, ale czuje, że ten dotyk jest inny, mniej czuły. I dziewczynka może w przyszłości traktować swoje genitalia jako coś obcego, o co nie trzeba dbać.

Wniosek z tego taki, że rodzice nie mogą wychodzić z założenia, że szkoła za nich załatwi temat edukacji seksualnej. Muszą przełamywać swoją barierę wstydu i oprócz nauki literek postawić również na swobodną rozmowę na tematy intymne?

Ależ oczywiście, że tak. Nie tylko rozmawiać, ale również w sposób swobodny i nieskrępowany podchodzić do swojej cielesności, bo to wpływa na zwiększenie świadomości genitaliów u dzieci. W ramach inspiracji podam przykład ze Szwecji. Kiedy pracowałam tam w wakacje, usłyszałam przed pracą taką poranną, zabawną audycję. Ludzie opowiadali o tym, co im się rano przydarzyło. I jeden tatuś powiedział tak: „Poszedłem do pana doktora urologa się zbadać, a on zauważył, że mam na członku kalkomanię. Na co odpowiedziałem, że to moja córeczka dziś rano bawiła się pod umywalką, kiedy ja myłem zęby i mi nakleiła”. I to była kompletna normalność. Ani nie zdenerwował się, ani nie speszył, ani nie zawstydził. Trzeba tylko pamiętać, że gdy dziecko zaczyna się zasłaniać i chować przed nami  – należy to uszanować. Sześciolatek już potrzebuje intymności.

Barierę wstydu należy po prostu przełamywać, czyli robić i mówić o swoich potrzebach. Dopytywać lekarza, rozmawiać z innymi ludźmi, kupować książki. Każda droga jest dobra, jeśli do czegoś prowadzi.

Można śmiało i głośno mówić o całej kulturze zaprzeczania, zamazywania rzeczywistości, która najjaskrawiej widoczna jest między innymi w ocenzurowanych reklamach. Bo od kiedy krew ma kolor niebieski albo mieni się jak brokat?

Czy pani mama była z panią na pierwszej wizycie u ginekologa?

Moja mama na szczęście była w tej sprawie dość światła. Nie miałam jeszcze dziesięciu lat, kiedy dostałam pierwszą miesiączkę i mama poszła ze mną do ginekologa, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Poszłyśmy do jej przyjaciółki, która mnie przyjmowała zresztą na świat i która była takim naszym zaufanym lekarzem. Podczas tej wizyty otrzymałam pigułki na wyregulowanie cyklu miesiączkowego i na złagodzenie objawów menstruacyjnych. Na opakowaniu było napisane AC i pamiętam jak dziś, że z lekkim zażenowaniem zapytałam mamę, dlaczego pani doktor nie powiedziała mi, że to tabletki antykoncepcyjne. Matka wściekła się w ułamku sekundy. Ja na to „Przecież ja nie mówię tego dlatego, że chcę mieć środki antykoncepcyjne, bo przecież nie potrzebuję. Nie uprawiam seksu. Uważam tylko, że jak się daje dziecku lekarstwo, to trzeba powiedzieć, że ma takie i takie działanie i jest to również środek antykoncepcyjny. To jest przecież wiedza, prawda?” Oburzona była. I ona i ja. Każda z innego powodu.

Miała pani i tak dużo szczęścia, że mama zainicjowała wizytę. Teraz zdarza się, że matka nie zaprowadzi córki do ginekologa, bo boi się, że ludzie będą gadali, że dziewczyna „daje”. Oczywiście nie generalizuję, ale takie skrajne przypadki pokazują, jak poważne skutki rodzi brak edukacji.

Zgadza się. Są ciągle rodziny, gdzie dziewczyna obrywa w twarz, kiedy dostaje pierwszą miesiączkę. Inna jest przerażona, że jakaś krew jej cieknie po nogach, a matka daje jej podpaski i mówi „wsadź sobie tam”. I tyle. I na tych słowach kończy się edukacja. Zgroza. Oczywiście coś tam koleżanki podpowiedzą, ale rówieśnicy przeważnie mówią dużo bardzo szkodliwych głupot.

Brak edukacji skazuje dzieci na wulgaryzm?

Nie tylko na wulgaryzm, ale także na pornografię, którą przecież nastolatkowie oglądają z ciekawości, ponieważ jest dostępna. I czego się dowiadują? Ano, że seks to długa rąbanka pod tytułem „facet wali babę z przodu i z tyłu”, a ona cały czas jest zachwycona. I nic więcej się nie dzieje. I to ma być seks? To jest koszmar, w który młodzi wierzą.

Oglądanie pornografii straszliwie trywializuje rozumienie i odczuwanie podniecenia oraz wizję seksu.

Jakie skutki może wywołać taki seans niepoparty specjalistyczną wiedzą?

Po pierwsze chłopcy mają do siebie żal, że nie mogą pochwalić się takim dużym fiutem, który stałby im, jak aktorowi w filmie. Po drugie sądzą, że kobieta jest ciągle zachwycona. Nie trzeba o nią zadbać, nie trzeba silić się na grę wstępną, bo ona jest gotowa zawsze na to, że się jej – mówiąc wprost – „wsadza”. A później kobiety udają orgazmy, bo faceci tego od nich oczekują i koło się zapętla. Oglądanie pornografii straszliwie trywializuje rozumienie i odczuwanie podniecenia oraz wizję seksu.

Czy wśród pani pacjentek jest dużo kobiet, które boją się rozmawiać ze swoimi dziećmi o seksie?

Może nie boją się, a wstydzą. Nie wiedzą, jakich słów użyć, jak to nazwać. A trzeba jak najprościej.

Czyli?

Można na wstępie powiedzieć dziecku, że musimy przekroczyć jakiś swój próg czy poziom zażenowania, żeby z nim o tym rozmawiać. Mówić wprost i używać prostych słów. Ale niestety najczęściej rodzice podejmują rozmowę za późno. Poza tym chcą wszystko naraz, a dzieci trzeba wprowadzać powoli. Są też cudowne książeczki, głównie szwedzkie, które w prosty i przyjazny dziecku sposób wprowadzają w tematykę seksu i cielesności. A nie, że tata mówi „chodź porozmawiamy o seksie”, a synek odpowiada „wszystko już wiem”, to ojciec z ulgą kończy rozmowę słowami „a to świetnie”. I nie sprawdza, czy on wie i co wie. A powinno mu zależeć na tym, co jego syn z tą wiedzą będzie robił, jak siebie będzie traktował, jak dziewczynę będzie traktował.
Seks to jedno, ale równie ważna jest świadomość naszych genitaliów. Wyrobienie nawyków dbania o sferę intymną.

Dawno temu wydano w Polsce Nancy Friday, amerykańską terapeutkę, która zrobiła fascynującą akcję. A mianowicie zebrała listy na temat fantazji seksualnych głównie kobiet, ale też mężczyzn. Friday podkreśliła, że matka, która od swojej matki wyniosła przekaz, że cipka to coś dziwnego, nieistniejącego i brudnego, podczas kąpieli własnej córki, będzie w inny sposób myła jej cipkę niż resztę ciała. I dziecko nie wie, o co chodzi, ale czuje, że ten dotyk jest inny, mniej czuły. I dziewczynka może w przyszłości traktować swoje genitalia jako coś obcego, o co nie trzeba dbać.

Wniosek z tego taki, że rodzice nie mogą wychodzić z założenia, że szkoła za nich załatwi temat edukacji seksualnej. Muszą przełamywać swoją barierę wstydu i oprócz nauki literek postawić również na swobodną rozmowę na tematy intymne?

Ależ oczywiście, że tak. Nie tylko rozmawiać, ale również w sposób swobodny i nieskrępowany podchodzić do swojej cielesności, bo to wpływa na zwiększenie świadomości genitaliów u dzieci. W ramach inspiracji podam przykład ze Szwecji. Kiedy pracowałam tam w wakacje, usłyszałam przed pracą taką poranną, zabawną audycję. Ludzie opowiadali o tym, co im się rano przydarzyło. I jeden tatuś powiedział tak: „Poszedłem do pana doktora urologa się zbadać, a on zauważył, że mam na członku kalkomanię. Na co odpowiedziałem, że to moja córeczka dziś rano bawiła się pod umywalką, kiedy ja myłem zęby i mi nakleiła”. I to była kompletna normalność. Ani nie zdenerwował się, ani nie speszył, ani nie zawstydził. Trzeba tylko pamiętać, że gdy dziecko zaczyna się zasłaniać i chować przed nami – należy to uszanować. Sześciolatek już potrzebuje intymności.

Barierę wstydu należy po prostu przełamywać, czyli robić i mówić o swoich potrzebach. Dopytywać lekarza, rozmawiać z innymi ludźmi, kupować książki. Każda droga jest dobra, jeśli do czegoś prowadzi.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź