Przejdź do treści

„Miejsce kobiety jest w domu”. Udana kampania czy żenująca gra na stereotypach?

Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„House of Cards” to jeden z najpopularniejszych seriali serwisu Netflix. Kilka dni temu premierę miał szósty sezon. Towarzyszy temu kontrowersyjny billboard w centrum Warszawy. Hasło „Miejsce kobiety jest w domu” wywołało wiele skrajnych opinii. Redakcja Hello Zdrowie również jest podzielona w ocenie tej kampanii.

„Miejsce kobiety jest domu” – takie hasło wisi od kilku dni na jednym z warszawskich budynków. Zapowiada najnowszy sezon serialu „House of Cards”. Ale o tym można się przekonać dopiero wieczorem, gdy nad hasłem pojawia się zdjęcie głównej bohaterki Claire Underwood znajdującej się w Białym Domu. Czy to jest udana kampania reklamowa? Mamy wątpliwości.

Krytyka pojawiła się natychmiast. Na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet pojawił się wpis, w którym czytamy „W kraju w którym rośnie rasizm, ksenofobia, homofobia i seksizm, a nienawiść do kobiet jest oficjalną polityką rządu, marketingowcy Netflixa najwyraźniej uważają to za zabawne. Co będzie następne: „Hitler miał rację” jako „ironiczna” reklama serialu o latach 30?”.

W Polsce, w 2018 roku, dwa lata po zapoczątkowanym właśnie tutaj światowym buncie kobiet, Netflix reklamuje nowy sezon…

Gepostet von Ogólnopolski Strajk Kobiet am Freitag, 2. November 2018

W komentarzach głosy były podzielone. Od pozytywnych („Jak dla mnie świetny zabieg reklamowy”, „Jeżeli to zostało uznane za seksistowskie, to naprawdę jest źle z inteligencją i poczuciem humoru”) po mocno krytyczne („Oburzające i świadczy o głupocie i to w kraju gdzie tak źle traktuje się kobiety”).

Redakcja Hello Zdrowie o kampanii Netflixa

Redakcja Hello Zdrowie również oceniła reklamę.  Jak się okazuje, oceny hasła i całej promocji „House of Cards” są bardzo różnorodne.

Paulina:  Mnie kampania outdoorowa Netflixa oburza z kilku powodów. Już samo wykorzystanie hasła „Miejsce kobiety jest w domu” obliczone na prowokację w celu promocji serialu jest już stąpaniem po cienkim lodzie. Jak można promować serial bazując na silniku, który jest napędzany przez nierówność społeczną? Drugą kwestią jest kompletny brak świadomości tego w jakiej rzeczywistości żyjemy. W Polsce nadal ogromna większość obowiązków domowych wykonywana jest przez kobiety. Kobiety rzadziej niż mężczyźni pracują zawodowo, a urlopy rodzicielskie mimo zmian w prawie, nadal wykorzystywane są w znakomitej większości przez matki. Hasło „Miejsce kobiety jest w domu” nad Wisłą nikogo nie szokuje, jest smutną życiową prawdą dla ogromnej rzeszy kobiet. Wyświetlając takie slogany Netflix utwierdził jedynie pogląd ogromnej części naszego społeczeństwa. Oczywiście można powiedzieć, że przecież chodziło o Biały Dom, że Netflix właśnie chciał powiedzieć coś emancypacyjnego. Nie chciał, chciał zszokować i to mu nie wyszło. To tak jak opowiadać żart, który zrozumie 1 osoba, a pozostałe 9 obrazi.

 

 

 

Justyna: Warszawski billboard  promujący finałowy sezon serialu „House Of Cards” nie wywołał u mnie negatywnych emocji. Znam zarówno serial, jak i sposoby promowania przez Netflix swoich produkcji. Dla mnie hasło  mówiące o tym, że „miejsce kobiety jest w domu” nie jest obraźliwe. Szukanie drugiego dna tego hasła, jest moim zdaniem niepotrzebnym robieniem afery.  Netflixowi udało się przykuć uwagę i nie sądzę, aby negatywne komentarze ze strony internautów czy kobiecych stowarzyszeń wpłynęły na zaprzestanie ich kontrowersyjnych, marketingowych działań.

 

 

 

Marta: Jest nośna, zwraca uwagę i zmusza do refleksji. Z pewnością kampania banerowa najnowszego sezonu serialu „House od Cards” Netflixa spełnia założenia marketingowców. Co do tego nie mam wątpliwości. Jednak w moim odczuciu baner z wyrwanym z kontekstu hasłem „Miejsce kobiety jest w domu” niestety gra na niskich emocjach. To nic innego jak stwierdzenie powielające utarte i krzywdzące stereotypy. W kraju, w którym kobiety były zmuszone wyjść na ulice, by domagać się prawa do stanowienia o sobie, ta reklama jest jak działo wymierzone przeciwko nim. Działo, które daje poczucie związanych rąk i zaklejonych ust.
Tak, oglądałam serial. Tak, wiem, jak brzmi pełna wersja hasła reklamowego. Mimo to czuję zażenowanie. Czy zmusza mnie do refleksji? Owszem, ale do refleksji nad tym, że walka Polek o prawo do samostanowienia to syzyfowa praca. Wolałabym, żeby dyskusja wokół serialu toczyła się w innym tonie. Byśmy głośno mówili o tym, że kobiety podobnie jak mężczyźni mogą zajmować wysokie stanowiska, mogą być tak samo wynagradzane, mogą być głowami państw, wreszcie mogą i są pełnoprawnymi obywatelkami. Właśnie dlatego wolałabym na tym banerze widzieć pełne hasło „Miejsce kobiety jest w domu. Białym Domu”. W końcu główna postać w serialu odniosła sukces na polu, na którym do tej pory triumfowali wyłącznie mężczyźni. Claire Underwood, grana przez Robin Wright, została pierwszą prezydentką USA. To dla wielu kobiet potwierdzenie, że się da, że kobiety mają głos, głowę na karku, są wykształcone, silne i potrafią coś więcej niż usługiwać mężom, rodzić dzieci i zajmować się domem. Nie jestem za tym, by na siłę wyganiać kobiety z domów. Szanuję taki wybór drogi. Ale niech o tym stanowi kobieta. A jej wybór niech nie będzie podyktowany presją społeczną.

 

 

Ula: Nie znałam kontekstu reklamy z serialem, a mimo wszystko wywołała we mnie uśmiech. Wiem, że to hasło miało wzbudzić emocje, we mnie wywołały dobre. Zgadzam się z nim. Znam wiele kobiet, które chcą być w domu, dążą do stabilizacji oraz tego, aby stworzyć domowe ognisko. Bardziej oburzyłoby mnie hasło, że miejscem kobiety jest praca albo galeria handlowa. Miejsce kobiety kojarzone z domem nie powinno oburzać, nie stawia społecznej presji „wspinania się po szczebelkach kariery zawodowej”, wywołuje spokój. Przecież to dom jest symbolem ciepła i troski, zawsze do niego wracamy.

 

Marta: Bardzo mi się podoba. Jest przewrotna i prowokująca. Pomyślałam od razu o burzliwej kampanii Hillary Clinton i tym, że nieważne, jak bardzo kobieta jest kompetentna i przygotowana do swojej zawodowej roli, i tak będzie się ją oceniać przez pryzmat sympatyczności i powierzchowności, któremu mężczyzna sprostać nie musi. Pamiętając, że odgrywająca główną rolę Robin Wright przejęła ster po przymusowym odejściu Kevina Spaceya (które było w pewnym sensie częścią MeToo) mam w ogóle wrażenie, że to taka zmiana warty, a hasło jest czupurne i bojowe.

 

„Miejsce kobiety jest w domu”: co na to nasze czytelniczki?

Na naszym Instagramie poprosiliśmy was o ocenę tego hasła. Na pytanie „Czy ta reklama was oburza?”, ponad 70 proc. odpowiedziało, że tak. W komentarzach pojawiło się wiele krytycznych opinii. „Człowiek, kobieta czy mężczyzna, nie powinien być kategoryzowany”,

"Kobieta nie jest żadną własnością. Jej miejsce jest tam, gdzie ona chce być!"

„Bo to kobieta decyduje, gdzie jej miejsce. Nikt inny”, „Dlaczego nie miejsce mężczyzny w lochu?”, „Kobieta nie jest żadną własnością. Jej miejsce jest tam, gdzie ona chce być!” – to część z nich.

„House of sprzątanie i zakupy”

Hasło reklamowe serialu „House of Cards” to nie tylko powielanie stereotypów ale też smutna prawda dotycząca podziału obowiązków domowych w polskiej rodzinie. Niedawno opublikowane wyniki badań CBOS pokazują, że w Polsce niewiele się zmieniło w ostatnich czasach. Wprawdzie od 2014 roku o 5 proc. wzrósł odsetek mężczyzn zmywających w domu naczynia (z 8 do 13 proc.), ale w pozostałych pracach domowych nic się nie zmieniło i cały czas głównie obciążone są nimi kobiety.  Za pranie w 82 proc. odpowiedzialna jest kobieta (mężczyzna – 2 proc., wspólnie – 15 proc.), za prasowanie 81 proc. (mężczyzna – 6 proc.), za sprzątanie 61 proc., a za gotowanie 65 proc. (mężczyzna – 5 proc.,  wspólnie – 30 proc.)

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: