Kim jest hipnodula Beata Meinguer. Fot Marta Wasilewska

Kim jest hipnodula i jak działa hipnoporód? Rozmawiamy z Beatą Meinguer

Spis treści:

– Uczę kobiety, jak wyciszyć umysł, jak zrelaksować ciało, jak oddychać, jak zaakceptować to, co się z nami dzieje w czasie porodu i jak spojrzeć na niego po ludzku – mówi Beata Meinguer, hipnodula, inicjatorka Błękitnego Porodu.

Hipnodula i hipnoporód – co to takiego

Kto to jest hipnodoula?

Doula specjalizująca się w przygotowaniu do hipnoporodu, czyli porodu w głębokim relaksie.

Hipnoza wielu osobom kojarzy się z całkowitym odpłynięciem, utratą kontroli, brakiem kontaktu z rzeczywistością. Zastanawiam się, jak to mogłoby się sprawdzić w czasie porodu?

Trzeba najpierw zweryfikować, czym jest hipnoza i nie posługiwać się stereotypowym pojęciem. To nie jest stan, jaki znamy z filmów, w których hipnoza jawi się jako kompletne oderwanie od rzeczywistości, kiedy możemy szczekać albo robić inne dziwne rzeczy, tylko dlatego, że ktoś nami steruje. Tak wygląda hipnoza sceniczna i nijak ma się do hipnozy klinicznej czy autohipnozy, którą stosuje się w czasie porodu. Zresztą stan autohipnozy jest dla nas bardzo naturalnym stanem. Każdy, i ja, i pani, doświadczamy go kilkanaście razy dziennie, nie zdając sobie z tego sprawy.

Beata Meinguer, hipnodula
Beata Meinguer, hipnodula. Fot: Basia Bogacka

Kiedy na przykład?

Choćby tuż przed zaśnięciem, kiedy rozmyślamy i nie do końca wiemy, czy to już sen, czy jeszcze jawa. To się zdarza też, kiedy jedziemy samochodem, znaną nam dobrze trasą i nie skupiamy się na znakach, na tym, co mijamy. Włącza nam się autopilot. Do tego stopnia, że nie pamiętamy drogi. To moment, kiedy nasz umysł z fal beta przestawia się na fale alfa. Jesteśmy obecni, ale odpływamy w głębokie zamyślenie. W ciągu dnia robimy to nieświadomie, a przygotowując się do porodu w autohipnozie, uczymy się przechodzić w ten stan, w sposób świadomy.

Ma pani troje dzieci. Rodziła je pani w autohipnozie?

Tak, całą trójkę. O hipnoporodzie usłyszałam w 7 lub 8 miesiącu pierwszej ciąży. Chodziłam, jak większość kobiet, do szkoły rodzenia, a bólu bałam się do tego stopnia, że rozważałam cesarkę na życzenie. Nie miałam dobrych wyobrażeń na temat tego, co mnie miało czekać. Jedyny przekaz, jaki słyszałam i nosiłam w sobie, to że poród jest czymś przerażającym, że to masakra, rzeźnia, coś nieprzewidywalnego, co trzeba przeżyć i zapomnieć. Do tego, obawiałam się, że zostanę źle potraktowana przez personel medyczny, bez szacunku, w sposób przemocowy. Kiedy usłyszałam i zaczęłam czytać o hipnoporodzie, dotarło do mnie, że mogę tak przygotować swoje ciało i umysł, żeby poród stał się wydarzeniem takim, jakiego pragnę, jak je sobie wyobrażam i o jakim marzę. Zdałam sobie sprawę, że codziennie mam wpływ na wiele rzeczy, a nie pomyślałam, że o porodzie też mogę decydować.

Beata Meinguer, hipnodula, po pierwszym porodzie
Beata Meinguer, hipnodula, po pierwszym porodzie. Fot: archiwum prywatne

Hipnoporód i rola partnera

Mąż był zaangażowany w te przygotowania?

I to bardzo. Wynajdywał mi materiały po angielsku, bo to był czas, kiedy niewiele mówiło się i pisało o hipnoporodzie w Polsce. Czytaliśmy razem, codziennie ćwiczyliśmy relaksację, mąż uczył się akupresury i masażu, bo zasygnalizowałam mu, że chciałabym, żeby dotykał i gładził mnie w czasie porodu. Niesamowite było to, że po pierwszym wieczorze, kiedy włączyliśmy muzykę relaksacyjną, zapaliliśmy świeczkę zapachową, mąż mnie wymasował, a ja się zrelaksowałam, położyłam się spać i obudziłam się dopiero rano. Wcześniej tak nie było. Z każdym kolejnym miesiącem ciąży, rosło we mnie napięcie, nie mogłam spać, budziłam się, wierciłam, wszytko mnie drażniło. Ta noc była pierwszą przespaną od długiego czasu, co tylko zmotywowało mnie do dalszych ćwiczeń, które mnie uspokajały, a  to z kolei wpłynęło na to, jak inaczej zaczęłam mówić i myśleć o porodzie. To z kolei podziałało na mojego męża, który sam stwierdził, że poród będzie naszym wspólnym, dobrym doświadczeniem.

Przygotowując się razem do porodu, zbudowaliście bliskość między sobą.

Bardzo, a poród rzeczywiście stał się naszym wspólnym przeżyciem. Po szkole rodzenia, na którą razem chodziliśmy, mąż miał poczucie, że niewiele się nauczył. Przygotowując się do hipnoporodu odczarowaliśmy filmowy obraz rodzenia, kiedy kobieta drze się na męża, odchodzą jej wody, on szybko gna samochodem do szpitala, a za chwilę pojawia się różowe dziecko. Rozmawialiśmy o swoich oczekiwaniach, a ja jasno komunikowałam mężowi, czego będę od niego potrzebować, gdy zacznę rodzić. To był chyba pierwszy raz, kiedy tak uważnie zaczęłam przyglądać się temu, co jest dla mnie ważne w czasie ciąży. Chciałam skupić się na sobie, na oddechu, relaksacji, a męża widziałam w roli tego, który zajmie się całym zewnętrznym światem. Weźmie moją torbę, zawiezie mnie do szpitala i będzie mnie masować. I choć w czasie porodu widziałam kątem oka jego zdenerwowanie, przejęcie, trzęsące się ręce, to czułam, że jest ze mną i nie obciąża mnie własnymi emocjami. Okazał się wspaniałą drużyną porodową.

Drużyną porodową?

Przygotowując kobiety do hipnoporodu uczę je dobierać drużynę porodową, czyli takich ludzi, którzy w nas wierzą. To jest podstawa i innymi osobami nie powinno się otaczać w ciąży, a zwłaszcza w dniu porodu. Jeśli ktoś w nas wierzy, to podświadomie, będziemy dążyć do wypełnienia czyjegoś przekonania, że nam się uda. W tym wypadku to spełnienie czyjegoś oczekiwania jest dobre. Daje siłę i buduje przekonanie, że poradzimy sobie. Niektóre kobiety piszą do mnie po pierwszym porodzie, że przy następnym, zmieniłyby swoją drużynę porodową i wzięłyby ze sobą na salę doulę, bo brakowało im kobiecej ręki i kobiecego towarzystwa.

Beata Meinguer. hipnodula
Beata Meinguer, hipnodula. Fot: Marta Wasilewska

Rola hipnoduli

Czego jeszcze uczy pani kobiety?

Uczę je, jak wyciszyć umysł, jak zrelaksować ciało, jak oddychać, jak zaakceptować to, co się z nami dzieje w czasie porodu i jak spojrzeć na niego po ludzku. Jeśli będziemy udawać, że poród nie jest fizjologiczny, będzie nam trudno. Wiele kobiet ma problem z zaakceptowaniem tego, że w rodząc dziecko pojawia się krew, że można zrobić kupę. Uczę je, jak marzyć o swoim porodzie i jak te marzenia i wizje przekładać na rzeczywistość. To jest element stale obecny w psychologii sportu. Żaden sportowiec nie wygra wyścigu, jeśli najpierw nie ukończy go w swojej głowie. To samo jest z kobietami rodzącymi. Uczę je jednak także akceptacji i elastyczności, że czasem nie wszystko toczy się po naszej myśli, zgodnie z wyobrażeniami.

W hipnoporodzie ból jest mniejszy?

Bywa różnie i to jest bardzo indywidualne. Są kobiety, które opowiadają jedynie o odczuwanym ucisku i rozwieraniu w drugiej fazie. Inne relacjonują poród jako niemal całkowicie bezbolesny. To są zwykle te panie, które bardzo intensywnie ćwiczą w czasie ciąży wprowadzanie się w stan autohipnozy, która jest porównywana do hipnozy klinicznej, używanej do zmniejszania odczuwanego bólu. Ale są też kobiety, które mimo ćwiczeń, mówią, że bolało je bardzo, ale dzięki umiejętności wprowadzenia się w głęboki stan relaksu były w stanie zachować spokój. Odczuwanie bólu wynika z naszej fizjologii i biochemii. Gdy coś nas boli i ten ból przyjmujemy z lękiem, to automatycznie napinamy mięśnie, co tylko nasila dotkliwe odczucia. Kiedy kobieta doświadcza czegoś takiego w czasie porodu, cierpi i może mieć poczucie, że sobie nie radzi, że sytuacja jest poza jej kontrolą.  W hipnoporodzie ćwiczymy świadome rozluźnianie ciała, a kiedy umiemy rozluźnić ciało, to i odczuwany ból jest mniejszy. Zmniejsza się też lęk, bo pracujemy nad przekonaniami, a obniżony poziom lęku wpływa na to, czy napinamy mięśnie, czy nie. Tak więc wszystkie techniki hipnoporodu przyczyniają się do redukcji bólu, ale chcę podkreślić, że to nie jest główny cel hipnoporodu.

A co nim jest?

Odczarowanie porodu w głowie i zmiana przekonań z negatywnych na pozytywne, zarówno o samym momencie wydania dziecka na świat, jak i o nas samych. Bo to, co się dzieje w trakcie porodu, wynika w dużej mierze z tego, jakie mamy przekonania na swój własny temat, co myślimy o swoim ciele, co słyszałyśmy od mamy, siostry, babci, cioci, koleżanki. Nadal, bardzo często, kobiety nie stawiają siebie na pierwszym miejscu i żywią przekonanie, że mało od nich w życiu zależy. Ile to razy słyszymy, że takie jest życie i trzeba się z nim pogodzić. Tak jakbyśmy nie miały wpływu na to, jaką mamy pracę, kto jest naszym partnerem. Poród też wpisuje się w ten sposób myślenia.

I przygotowanie do hipnoporodu ma je zmienić?

Dokładnie tak. A przynajmniej zapoczątkować zmianę w myśleniu o tym, jak urodzimy swoje dziecko.  Michel Odent, światowej sławy położnik, w swojej książce „Cesarskie cięcie, a poród naturalny” pisze o tym, że nie powinniśmy życzyć kobietom ludzkiego porodu tylko ssaczego, który odbywa się w ten sam sposób, jak u ludzi, z tą różnicą, że postęp cywilizacyjny sprawił, że umysł zaczął nam przeszkadzać w tym wydarzeniu. Według Odenta, najlepsze, co możemy zrobić, to go wyciszyć i pozwolić ciału działać, zamiast skupiać się na tym, że mogą wystąpić komplikacje, że przyjaciółka miała złe doświadczenia. Jak powiedział profesor Jon Kabat-Zinn, popularyzator mindfulness, „Nie można zatrzymać fal, ale można nauczyć się surfować”.

Beata Meinguer, honodula
Beata Meinguer . Fot: archiwum prywatne

Jak pani rozumie to zdanie w kontekście porodu?

Skurcze to fale. Nawet sposób, w jaki rozchodzą się po macicy, wygląda jak ruch fal. Przychodzą i odchodzą. To, co teraz powiem, przeczy całej narracji okołoporodowej, bo twierdzę, że poród to relaks. Pracuje macica, która w swoim tempie kurczy się i rozkurcza, a my, najlepsze, co możemy zrobić, to właśnie zrelaksować resztę ciała i umysł. Możemy walczyć z tymi falami, przeszkadzać im, stawiać opór, ale możemy im się poddać, nauczyć wykorzystywać je, żeby zbliżyć się do brzegu. I oczywiście, pogody na morzu nie da się przewidzieć, ona może się w sekundę, gwałtownie zmienić. Ale wtedy, też mamy wybór – albo będziemy panikować, bo przestraszymy się nadchodzącego sztormu, albo zrobimy wszystko, żeby płynąć z tymi wysokimi, wielkimi falami i doczekamy ponownej ciszy na morzu, która jest metaforą przyjścia na świat dziecka. Nie dla każdej kobiety poród stanie się dobrym wspomnieniem, ale ćwicząc techniki relaksacyjne i ucząc się zmiany myślenia o sobie i porodzie, zwiększamy szansę na przeżycie dobrego doświadczenia. Moje porody były na tyle piękne, że gdy zaczynałam o nich opowiadać, otoczenie brało mnie za dziwoląga albo pytało, czy miałam cesarkę na życzenie. Szczęśliwie, nie musiałam z niej korzystać.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź