Przejdź do treści

„Na swoją starość pracujemy przez całe życie, zaczynamy już w życiu płodowym” – mówi dr Katarzyna Cyranka, psycholog kliniczny i psychoterapeutka

W średnim wieku, czyli jakim?
W średnim wieku, czyli jakim? Rawpixel.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie ma jednej linii życia dla wszystkich, ale z wiekiem wzrastają nasza stabilność, dojrzałość i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Ci, którzy mają poczucie niespełnienia i deficytów, powinni to przepracować. Dr Katarzyna Cyranka, psycholog kliniczny i psychoterapeutka z Krakowa radzi, jak pogodzić się z upływającym czasem.

 

Jolanta Pawnik: Pani doktor, czy ja jestem stara?

Katarzyna Cyranka: No cóż, jeszcze dwieście lat temu byłaby pani uważana za starego mędrca, ludzie przychodziliby do pani po pomoc i poradę. Wiek starczy zaczynał się wtedy po czterdziestym roku życia, więc ci, którzy tej czterdziestki dożywali, tak byli traktowani. W tej chwili granica znacząco się przesuwa i mówimy, że w wieku około pięćdziesięciu lat człowiek jest, owszem, dojrzały, ale nie stary. Jeszcze nie. O starości zaczynamy mówić po sześćdziesiątym a nawet sześćdziesiątym piątym roku życia.

Pamiętam taki przełomowy moment w moim życiu. Miałam wtedy trzydzieści parę lat. Wydawało mi się, że jestem już na tyle dojrzała, że mogę dzielić się swoją wiedzą i mądrością. Życie zweryfikowało później po wielokroć to moje myślenie. Co więcej, weryfikuje cały czas. 

Skojarzyły mi się teraz słowa z jednej z piosenek: „Czas nas uczy pogody”. Parafrazowałabym to teraz jako: „czas nas uczy pokory”. Jak opisywał to Carl Jung, do pięćdziesiątego roku życia jesteśmy nastawieni na zdobywanie, eksplorację świata, dążymy do sukcesów w życiu społecznym. To taki czas, kiedy wydaje nam się, że możemy niemalże wszystko, szczególnie wtedy, kiedy wszystko dzieje się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Życie to oczywiście weryfikuje, jedno doświadczenie pociąga albo wymusza kolejne. Dlatego nie jest tak, że kiedykolwiek jesteśmy w stanie osiągnąć pełnię rozwoju, taki punkt, po którym nie następuje już nic. Powiedziałabym, że dopóki życia, dopóty rozwoju.

Mówi pani o pięćdziesiątce jako umownej granicy, kiedy przestajemy powoli patrzeć tylko do przodu i godzimy się z tym, co nam zostało dane. To nie jest łatwe.

Nieprzypadkowo mówimy o tym stanie jako o kryzysie wieku średniego. To bardzo szerokie pojęcie. U jednych może wystąpić wcześniej, u innych później. Zwykle jednak taki moment nadchodzi między 35. a 45. rokiem życia. W zależności od tego, co udało nam się w życiu zrobić, przechodzimy go różnie. Dla części osób będzie to czas, w którym można odetchnąć, delektować tym, co zostało zdobyte i rozwijać to dalej.

Problem zaczyna się, kiedy ten czas nadchodzi a jest poczucie niespełnienia i deficytu w sferze, która jest dla danej osoby ważna, np. sytuacja rodzinna, macierzyństwo. To wymaga przepracowania i zawalczenia o to albo pogodzenia się z zaistniałą sytuacją i znalezienia w tym sensu. Kiedy nie przejdzie się konstruktywnie tego podsumowania, może zacząć się okres depresji. Stłumiony żal, smutek czy frustracja towarzyszące nieprzepracowanym deficytom sprzyjają ujawnieniu się tej choroby. Teoretycznie wszystko co w życiu konfrontuje nas z jakimś kryzysem, po którym doświadczamy poczucia „nie udało mi się”, zwiększa ryzyko zachorowania na depresję.

Kiedy mamy dziesięć lat, osiemnastolatka wydaje nam się stara. Według  dwudziestoparolatki stara jest jej pięćdziesięcioletnia matka, ale i ona sama głośno mówi o sobie, że jest już stara. Jak to jest z naszym postrzeganiem wieku?

Są badania dotyczące perspektywy temporalnej, w ramach której naukowcy zastanawiają się, jak przeżywamy czas. Okazuje się, że poczucie czasu jest względne i zależne od wieku, w jakim jesteśmy. Dla nastolatka starszą osobą będzie dwudziestoparoletni człowiek. Czasami osiągnięcie tego wieku może wywołać myśl, że skoro mam tyle lat, to jesteśmy starzy. Później przeżywanie wieku w naturalny sposób zaczyna się zmieniać, a bywa też tak, że osoby starsze czują się młodsze niż osoby młodsze, a czujące się starzej. Jest to związane z mechanizmami obronnymi i  przystosowaniem się do upływającego czasu.

Nie jest tak, że kiedykolwiek jesteśmy w stanie osiągnąć pełnię rozwoju, taki punkt, po którym nie następuje już nic. Powiedziałabym, że dopóki życia, dopóty rozwoju.

Mówi się, że każdy wiek ma swoje prawa. W wieku 30 lat nie założyłabym butów w koty, bo uważałabym, że to infantylne. Teraz założę, bo poprawia mi to humor i mało mi już zależy na tym, czy to się komuś podoba czy nie. Co dostajemy wraz z upływającym czasem? Większe poczucie wolności?

Też odpowiem porzekadłem. Mówi się, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci i jest w tym dużo prawdy. To, jacy będziemy na starość, zależy w znacznym stopniu od tego, jak będziemy przeżywać swoje poprzednie fazy rozwoju. Nie ma jednej linii życia, która dotyczy wszystkich nas. Jeżeli jednak zakładamy, że fazy naszego rozwoju przeszły w miarę prawidłowo, to możemy przewidywać, że z wiekiem wzrasta nasza stabilność, dojrzałość, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, rozumienie otaczającej nas rzeczywistości, czerpanie z wcześniejszych doświadczeń w sposób logiczny i dający możliwość przewidywania konsekwencji swoich działań, większa stabilność w relacjach, które zbudowaliśmy, możliwość korzystania z relacji, które trwały dłużej. Możemy więc mieć całkiem sporo zasobów, ale także utrat, które także towarzyszą nam przez całe życie.

Te utraty zaczynają się niekiedy już po pięćdziesiątym roku życia. Na poziomie biologicznym spadają nam trochę zdolności poznawcze, pamięć, koncentracja, umiejętność sprawnego uczenia się nowego materiału, choć od razu tutaj zaznaczę, że to nie jest tak, że starzejący się człowiek ma mieć poważne problemy z pamięcią i z problemy z funkcjonowaniem poznawczym. Jeżeli tak się dzieje, trzeba sprawdzić, czy nie jest to jakaś choroba wieku starszego a nie norma dla procesu starzenia się. Druga rzecz to utrata pełnego zdrowia, które w młodszym wieku jest czymś bardziej pewnym niż w wieku starszym. Kolokwialnie mówiąc, organizm nam się zużywa.

Starsze kobiety ćwiczą

Z czasem dochodzi też utrata bliskich osób – członków rodziny i przyjaciół. Kolejna ważna utrata w dojrzałym wieku to bardzo często spadek znaczenia zawodowego a w raz z nim pogorszenie statusu materialnego. Do tego wszystkiego dochodzi doświadczenie samotności i bycie poza biegiem życia, które oczywiście nie musi dotyczyć wszystkich, ale może się zdarzyć, zwłaszcza w sytuacji, kiedy więzi rodzinne albo są słabe, albo już ich zwyczajnie nie ma.

Przyszedł mi do głowy prof. Jerzy Aleksandrowicz, który do końca swojego życia pozostawał bardzo sprawny i aktywny umysłowo oraz naukowo, ale również fizycznie. Takich osób, które wraz z wiekiem nie tracą możliwości czerpania z życia, jest naprawdę sporo.

Czy trzeba włożyć w to dużo pracy?

Na swoją starość pracujemy przez całe życie, zaczynamy już w życiu płodowym. Oczywiście my sami wpływu na to nie mamy, ale od tego jakie warunki rozwoju stworzą nam wtedy rodzice, zależy np. kształtowanie się układu nerwowego, jego odporność. Pierwsze półtora roku życia jest kluczowe dla tworzenia więzi i rozwoju zdrowej osobowości. O dalszym naszym życiu decyduje rozwój psychoseksualny, który także w dużej mierze zależy od postawy naszych rodziców i trwa do okresu wczesnej dorosłości. W tym czasie, w miarę jak stajemy się bardziej świadomi, zaczynamy dbać o swoją psychikę i ciało. To kwestia diety, wysiłku fizycznego, dbania o dobrostan psychiczny. Niby banalne rzeczy, ale wszystko razem składa się na to, by nasza maszyneria była długo sprawna.

Jeżeli jednak zakładamy, że fazy naszego rozwoju przeszły w miarę prawidłowo, to możemy przewidywać, że z wiekiem wzrasta nasza stabilność, dojrzałość, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach.

Mam doświadczenie współpracy na oddziale intensywnej terapii internistycznej, gdzie pacjenci, którzy w ciężkim stanie trafiali na oddział, zawsze mieli jakąś historię zaniedbania swojego zdrowia. To nie jest tak, że z dnia na dzień człowiek zadbany, zdrowy i dobrze funkcjonujący ma miażdżycę czy całościowe załamanie pracy organizmu. To zwykle jest proces. Oczywiście wykluczamy tu kwestie urazów czy zakażeń itd.

W przestrzeni publicznej czy w reklamach rzadko zobaczymy starszych ludzi z niedołężnością związaną z wiekiem. Reklamy pokazują pięknych seniorów, którzy albo są w dobrej formie albo dyskretnie uzyskują ją dzięki cudownym specyfikom. Media sprawiają wrażenie, jakby istniał tylko świat pięknych, zdrowych ludzi. Jak to działa na starszych i schorowanych?

Odchorowują to. Jak mówiłam na początku, jeszcze dwieście lat temu  w wielu kulturach i społecznościach starszy człowiek był traktowany z szacunkiem, przekazywał wiedzę i  dbał o ciągłość kulturową. Teraz źródłem wiedzy jest „dr Google” a aktywność i zaangażowanie starszego człowieka w życie społeczne czy rodzinne są bagatelizowane.

Starość ma różne oblicza, jednym z nich jest choroba i niedomaganie. Kapitalizm nie bardzo chce widzieć człowieka w takiej formie. Dotyczy to zresztą nie tylko osób starszych, ale także niepełnosprawnych, mniej idealnie pięknych, takich, które nie wpisują się w pewien kanon. Staramy się temu przeciwdziałać poprzez szerzenie szeroko zakrojonej psychoedukacji dotyczącej znaczenia osób starszych w społeczeństwie. W ramach projektu Pokolenia realizowanego przez Uniwersytet Jagielloński Collegium Medicum prowadzimy szkolenia dla lekarzy, które pomagają im uporać się z problemami, jakie wnoszą rodziny osób starszych, by przełamać to, co współczesny świat chce nam o starości powiedzieć.

Żyjemy coraz dłużej. Przybywa przypadków, kiedy niedołężną ponad 90-letnią mamą opiekuje się równie schorowane i zaawansowane wiekowo dziecko. Spotykają się dwa rodzaje starości. Jak to pogodzić?

W takich przypadkach bardzo ważne jest szybkie zorganizowane systemu opieki środowiskowej, by starsi opiekunowie jeszcze starszych osób nie pozostawali z tym sami. Takich diad – partnerów czy małżeństw w podeszłym wieku, starszych matek i córek  prowadzących wspólny dom – będzie coraz więcej. Tutaj powinna zadziałać pomoc społeczna, ale nie zawsze tak się dzieje. Trochę lepiej wygląda to w małych miejscowościach, gdzie sąsiedzi się znają i odwiedzają się wzajemnie, nieopodal mieszka kuzynostwo.

W miastach, w małych mieszkankach po cichu rozgrywają się różne dramaty. Są za to organizowane różne formy wsparcia, np. dzienne oddziały opieki dla osób starszych, oddziały rehabilitacyjne, terapia zajęciowa. Są też instytucje, które organizują zajęcia dla aktywnych seniorów.

Jeszcze dwieście lat temu w wielu kulturach i społecznościach starszy człowiek był traktowany z szacunkiem, przekazywał wiedzę i dbał o ciągłość kulturową. Teraz źródłem wiedzy jest „dr Google” a aktywność i zaangażowanie starszego człowieka w życie społeczne czy rodzinne są bagatelizowane.

Kiedy włącza się u człowieka myślenie o śmierci?

Czasami dzieje się to znacznie wcześniej, niż sądzilibyśmy. U młodych osób, które doświadczyły utraty bliskich albo u osób zmagających się z chorobą, mających jakieś traumatyczne doświadczenia, konfrontacja z procesem śmierci i umierania następuje bardzo wcześnie. Generalnie jednak zaczynamy myśleć o śmierci wtedy, kiedy odchodzą nasi rówieśnicy, kiedy na spotkaniach klasowych brakuje coraz więcej kolegów. Także wtedy, kiedy kończymy aktywność zawodową i nasz świat zaczyna być wypełniony myśleniem o tym, że wszystko, co mieliśmy do zrobienia, jest już za nami.

Psychologia opisuje różne mechanizmy radzenia sobie z tym. Część osób wypiera te myśli, część idzie w stronę depresyjności, lęku przed śmiercią i poczucia, że teraz będzie już tylko gorzej. Na szczęście w większości jesteśmy wyposażeni w takie mechanizmy funkcjonowania do samego końca, które mimo myśli o tym, że będzie kres, pozwalają nam radzić sobie z tym i żyć tyle, ile nam dane. Inaczej ludzkość nie dałaby rady.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: