Przejdź do treści

Nastolatki chcą rozmawiać z rodzicami o seksie. To od dorosłych zależy, czy się odważą

matka przytulająca się do nastoletniej córki
Nastolatki chcą rozmawiać z rodzicami o seksie/ fot. EMS-FORSTER-PRODUCTIONS/Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jest bardzo dobry poradnik dla młodych pisarzy, o tym, jak pisać sceny erotyczne w książkach. Podpowiedź jest taka, że sceny erotyczne nie są o narządach, tylko o emocjach i relacjach. I mam poczucie, że to, o czym chcą rozmawiać dzieci czy nastolatki, to nie o technikach, tylko właśnie o emocjach i relacjach miedzy ludźmi – mówi nam Agnieszka Stein, psycholog dziecięca.

Nina Harbuz: Pani książka „Nowe wychowanie seksualne” znacznie różni się od tego, czego można się dowiedzieć na lekcjach „Wychowania do życia w rodzinie”. I nie mam na myśli tego, że pani książka dedykowana jest rodzicom, a nie dzieciom.

Agnieszka Stein: Myślę, że ludzie poczuli, że sami muszą zabrać się za ten temat, skoro szkoła nie wychodzi im naprzeciw. Prowadzę warsztaty dla rodziców, wiem o co pytają, o co proszą, co jest dla nich ważne, więc odpowiedziałam na ich potrzeby.

I o co rodzice pytają najczęściej?

O to jak odpowiadać na różne pytania dzieci, na przykład kiedy przychodzi 2 latek i mówi: patrz mamo, siusiak mi urósł.

I co takiemu 2 latkowi odpowiedzieć?

Że siusiaki tak działają.

I to wystarczy?

Wystarczy. Dziecko dowie się tego, co je zaciekawiło, po czym za chwilę zajmie się czymś innym. Kłopot z takimi sytuacjami polega na tym, że one są dużo trudniejsze dla dorosłych, niż dla dzieci. To, co dla nas jest trudną sytuacją, bo mamy swoje tabu i przekonania, dla dziecka jest prostą informacją.

To jak taką prostą informację na temat masturbacji przekazać starszemu dziecku?

Ważne żeby nie przekazywać, że masturbacja jest czymś złym. Dzieci potrzebują też informacji, że jest to powszechne zachowanie wśród ludzi i nie są jedynymi osobami, które wpadły na taki pomysł. A tego typu myśli pojawiają się, co budzi w dzieciach niepokój. Oczywiście jest też część dzieci, które zorientowały się, że z rodzicami nie rozmawia się o seksualności, więc i tak nie przyjdą i nie zapytają.

Dlaczego?

Bo pokazywaliśmy dziecku swoim zachowaniem, że tego tematu nie powinno być, że jest wstydliwy. Gdy o coś pytało, albo coś komentowało, udawaliśmy, że tego nie słyszymy, albo mówiliśmy, żeby spytało później, albo, że jest za małe. Rodzicom zdarza się też odesłać dziecko do drugiego opiekuna, uciąć temat stwierdzeniem, że o głupotach rozmawiać nie będą, albo nakazać odrabianie lekcji, czy mówić wręcz, żeby nie używało słów kojarzonych z seksem, seksualnością, cielesnością. Jeśli nie nie zachowujemy się w taki sposób wobec dzieci, to dzieci będą z nami rozmawiać.

„Nowe wychowanie seksualne”. Wyd. Mamania

Nastolatki, które mają swoje tajemnice też?

Badania pokazują, że nastolatki bardzo chciałyby, żeby rodzice byli osobami, z którymi można rozmawiać o seksualności. Zdarza się, że kiedy rodzice wybierają się na moje warsztaty, dzieci pytają ich, po co się zapisali. I z tego wychodzi rozmowa o tym, że zależy im by być dla dziecka wsparciem i chcą wiedzieć, co mogliby robić lepiej.

A wiadomo, o czym najchętniej chciałyby rozmawiać?

Jest bardzo dobry poradnik dla młodych pisarzy, o tym, jak pisać sceny erotyczne w książkach. Podpowiedź jest taka, że sceny erotyczne nie są o narządach, tylko o emocjach i relacjach. I mam poczucie, że to, o czym chcą rozmawiać dzieci czy nastolatki, to nie o technikach, tylko właśnie o emocjach i relacjach miedzy ludźmi.

Od którego momentu rodzice powinni zajmować się wychowanie seksualnym dziecka?

Od urodzenia. Dzieci uczymy różnych rzeczy nie tylko wtedy, gdy świadomie przekazujemy im wiedzę, ale także robiąc różne rzeczy przy okazji. W ten sposób przekazujemy im też komunikaty na temat seksualności. Między innymi, jedną z podstawowych spraw, czyli kwestię wyczucia własnych granic, tego jak je rozpoznawać i brać pod uwagę.

To jak wspierać dziecko w tym, żeby w przyszłości nie pozwalało na przekraczanie swoich granic?

Stwarzać mu takie środowisko, w którym z doświadczeń może uczyć się ważnych dla siebie rzeczy. Tego, że ma swoje granice, jak mu jest z rożnymi rzeczami, czy jest mu dobrze czy źle i dlaczego. Czemu mu coś pasuje, a coś nie.

Na przykład?

Kiedy dziecko jest małe, na różne sposoby sygnalizuje nam, czy jest mu dobrze, przyjemnie czy nie. I my, jako rodzice, możemy brać to pod uwagę, nazywając to, co nam komunikuje, np. widzę, że tego nie lubisz, a to lubisz. Ale możemy to, co dziecko nam pokazuje ignorować, albo mówić, że jest to bez sensu, stwierdzając np. nie masz powodu, żeby płakać.

A jak nauczyć dziecko lubić i akceptować własne ciało?

Myślę,  że małe dzieci lubią i akceptują swoje ciała. Pierwszą rzeczą jest więc nie psuć i nie oduczać tego, co już potrafią. Podobnie jest z granicami. Dzieci jak są małe, wyraźnie sygnalizują swój dyskomfort. To od naszych doświadczeń, które przeżywa przy nas dziecko, zależy, czy utrudnimy mu lubienie własnego ciała przez pokazywanie, że coś z tym ciałem jest nie w porządku.

Agnieszka Stein.
Źródło: instagram.com/agnieszka.stein/

Czyli jeśli nie akceptuję własnego ciała, to jest duże prawdopodobieństwo, że zaszczepię taki sam stosunek do niego u własnego dziecka?

Coś takiego też się dzieje, ale bardziej chodziło mi o to, że jeżeli dziecko przeżywa dużo bólu, napięcia w ciele, gromadzi wiele fizycznych, trudnych doświadczeń, które czasem wynikają z problemów zdrowotnych, ale  zdarza się, że są też wynikiem opieki, która przysparza dziecku mnóstwo dyskomfortu, to to powoduje, że trudno być w kontakcie ze swoim ciałem. Staje się ono źródłem negatywnych doświadczeń. I takie dzieci potrzebują wsparcia, żeby wrócić do równowagi i nauczyć się na nowo, że doświadczenie płynące z ciała może być również przyjemne, a nie tylko bolesne.

A jakimi komunikatami albo zachowaniami możemy utrudnić dzieciom akceptowanie ich własnego ciała?

Takimi, które sprawiają dziecku dyskomfort i ból. Np. karmieniem na siłę, ubieraniem na siłę, szarpaniem za rękę, ciągnięciem, klapsami. A jeśli chodzi o komunikaty werbalne, to są to takie stwierdzenia, które odnoszą się negatywnie do fizyczności dziecka. Np. złościmy się na dzieci, kiedy się pobrudzą, ruszają się za wolno albo za szybko, kiedy coś im się nie udało, kiedy się zsikały. To mogą być także komunikaty, które mówią im, że to co czują, jest nieadekwatne. Np. to niemożliwe, żeby cię bolało, udajesz, na pewno jest ci za zimno albo za gorąco.

Wyobrażam sobie, że takim obszarem trudności, może być też sam język opisujący cielesność, nazwy narządów płciowych.

Najważniejsze jest, żeby w ogóle była jakaś nazwa, bo kiedy coś jest nienazwane, to nie istnieje. Dla dziecka jest to ogromny kłopot, kiedy nie ma słów, którymi mogłoby opisać różne części swojego ciała, czy doświadczenia płynące z niego. A starsze dzieci, mające po 10-12 lat, znają tyle określeń na narządy płciowe, że same sobie mogą wybrać, które najbardziej im odpowiada i nazewnictwo, którego używają dorośli, nie ma już takiego wielkiego wpływu.

A jeśli dziecko o nic nie pyta?

Wiele razy widziałam dzieci, które o sferze seksualności dużo mówiły i pytały, tylko rodzice nie identyfikowali tego z seksualnością. Komentowały kotki, które karmiły młode, pytały czy pies z wąsami to samiec czy samica, czy w każdej piersi jest mleko. Albo po prostu bawiły się w dom, udawały mamę i tatę, wypychały sobie piersi i opiekowały się dziećmi. A rodzice spodziewali się pytań wprost i nie uważali, że zaciekawienie otaczającym światem, czy zwykła zabawa, to właśnie ten temat. I to jest pierwsza rzecz, którą powinni zrobić rodzice, przyjrzeć się, czy rzeczywiście nic dziecko na temat seksualności nie mówi. A druga, to zadać sobie pytanie, czy to nie myśmy mu pokazali, że o seksualności się nie mówi.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: