Przejdź do treści

„Powinnyśmy stać z głową do góry, wypięta piersią i być dumne z tego, że jesteśmy pielęgniarkami”. Młoda pielęgniarka o swojej pracy

Fot. Jakub Rydkodym
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Gdybym miała porównać kondycję pielęgniarstwa w Polsce, powiedziałabym, że to 80-latek, który jest na 35 km maratonu 42-kilometrowego, czyli zaraz padnie i nie wiadomo czy w ogóle dobiegnie – mówi Weronika Nawara, która od 2 lat pracuje jako pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii w jednym z krakowskich szpitali. Ma za sobą krótki staż pracy, ale zdążyła już zobaczyć i usłyszeć naprawdę wiele.

Swoją przyszłość zawsze wiązała z muzyką. Była w klasie śpiewu operowego. Miała w planach zdawać na Akademię Muzyczną. Zamiast sceny i śpiewu, na przekór znajomym i rodzinie poszła na pielęgniarstwo. Zamiłowanie do tego zawodu musiała budować tylko i wyłącznie na własnych przekonaniach, bo nikt nie poklepał jej po ramieniu i nie powiedział: „brawo, świetna decyzja”. Założyła bloga, by pokazać realia pracy pielęgniarki i dodać otuchy dziewczynom, które tak jak ona będą biły się z myślami, czy pójście na pielęgniarstwo jest aby na pewno dobrym wyborem. Dziś mówi dumnie: „Nazywam się Weronika Nawara, jestem pielęgniarką. Jestem w czepku urodzona”. Ta dziewczyna jeszcze sporo namiesza w polskim pielęgniarstwie. Wspomnicie moje słowa!

Marta Dragan: Jestem ciekawa, jak reagowali twoi bliscy na wiadomość, że chcesz zostać pielęgniarką. Były mocne zgrzyty między wami?

Weronika Nawara: Wszyscy pukali się w głowę i mówili: „pielęgniarki to panienki od wykonywania brudnej roboty”, „będziesz nosić baseny”. Znajomi pytali mnie, czy jak popracuję trochę jako pielęgniarka, to później będę lekarzem. Odpowiadałam: „nie, będę pielęgniarką”. Nawet pielęgniarki w mojej rodzinie nie do końca wspierały mnie w tej decyzji. Siostra mojej babci przez wiele lat była pielęgniarką, a jako dyrektorka szkoły pielęgniarskiej, wychowała wiele pokoleń pielęgniarek. Z jednej strony mówiła, że to ciężka praca za małe pieniądze, z drugiej, że to piękny zawód, ale jeśli mogę być lekarzem, to lepiej żebym dała sobie spokój z pielęgniarstwem. Mój dziadek, nota bene ojciec pielęgniarki, nie mógł pogodzić się z tym wyborem. Powiedział: „Pielęgniarka? Dziecko, jak ja byłem w szpitalu, to ta pielęgniarka po prostu na każde skinienie musiała przyjść”. Kiedy kilka lat później pokazałam mu zdjęcie w czepku razem z dyplomem, przytulił mnie i płakał.

Czego obawiałaś się w tej pracy i czy te obawy się potwierdziły?

Najbardziej bałam się i w zasadzie boję się nadal, że się pomylę. I jak rozmawiam z koleżankami z pracy, to zauważam, że ten strach nie jest zależny od długości stażu pracy i wieku. On jest chyba wpisany w ten zawód. Ciągle boję się, że pomylę pacjentów, ciągle boję się, że pomylę lek, dlatego patrzę sobie na ręce. I myślę, że ten strach motywuje mnie do tego, żeby ciągle się sprawdzać. Po każdym dyżurze analizuję, czy wszystko zrobiłam dobrze, bo wiem, jak duża odpowiedzialność na mnie ciąży. Bycie pielęgniarką nie kończy się wraz z zamknięciem drzwi. Praca z drugim człowiekiem jest na tyle obciążająca, że mimo wyjścia ze szpitala, myśli się o pacjentach. Nawet podczas prywatnych spotkań w gronie pielęgniarek wymieniamy się doświadczeniami, opowiadamy sobie, co się działo, bo to jest dla nas element takiej naszej „psychoterapii” grupowej.

Co było dla ciebie najtrudniejsze podczas pierwszych dyżurów?

Na pierwszym samodzielnym dyżurze najtrudniejsze było poczucie presji, że jestem odpowiedzialna za pacjentów, którzy byli pod moją opieką. Wiedziałam, że w głównej mierze to ode mnie zależy, jak oni będą poprowadzeni do końca dyżuru i jak będzie przebiegało ich leczenie. Męczyła mnie myśl, że pewnie mogłam coś jeszcze zrobić. Trudne było zrozumienie, że nie jesteśmy nieomylni, nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego, nie jesteśmy w stanie odwrócić już biegu oczywistych zdarzeń. Pamiętam, że sporym wyzwaniem były dla mnie pierwsze rozmowy z rodzinami i zderzenie z pytaniami: „czy ludzie z tego wychodzą?”, „czy znam takie przypadki?”, „czy ich chory wyjdzie z tego?”. Nie mogłam im powiedzieć:„tak będzie dobrze”, bo nigdy nie mamy takiej pewności. Mam w obowiązku rozmawiać z rodziną na temat opieki pielęgniarskiej, żeby ją przygotować, zmotywować, ale jednocześnie nie zdołować. Zawsze staram się mówić: „proszę czekać, proszę być cierpliwym. Robimy wszystko, co w naszej mocy. Bardzo dobrze, że państwo jesteście i wspieracie chorego”. Wyrobienie takiej formułki trochę mi zajęło.

 

Czy pamiętasz pierwszą śmierć pacjenta?

Tak, podczas pierwszego dnia praktyk pacjentka zmarła mi i mojej koleżance dosłownie na rękach w trakcie mycia. Do tej pory pamiętam, jak się nazywała, na której sali leżała, który to był szpital. To było bardzo trudne. Przy każdym zgonie musimy zrobić toaletę, przygotować ciało, wypisać dokumenty. Tego dnia miałam iść na Juwenalia, ale nie dałam rady. Po powrocie do domu byłam tak wykończona, że przespałam ciągiem 12 godzin. Miałam 19 lat, nie byłam przygotowana na radzenie sobie ze śmiercią. Na studiach psychologia ograniczała się do tego, jak możemy pomóc pacjentowi, a nie jak pomóc sobie. Nieraz po pracy zastanawiałam się, kogo zobaczę na kolejnym dyżurze, a kogo już nie. Najtrudniej przeżywa się śmierć pacjentów, których udało ci się poznać bliżej, o których rodzina opowiadała.

Powinnyśmy stać z głową do góry, wypięta piersią i być dumne z tego, że jesteśmy pielęgniarkami. To jak postrzegany jest nasz zawód w kontekście udziału w zespole terapeutycznym i umiejętności, zależy w dużej mierze od nas

Weronika Nawara

Na jaki widok nie da się przygotować?

Kiedyś na to pytanie udzieliłabym innej odpowiedzi. Pewnie powiedziałabym, że nie da się przygotować na widok rany, z której wychodzą robaki, na widok ostrych odleżyn, ale teraz powiem, że nie da się przygotować na widok bliskiej osoby, która trafia do ciebie na oddział i trzeba ją reanimować. Musisz stanąć na wysokości zadania, musisz być profesjonalistką, musisz ogołocić się z prywatnych emocji.

Trudno było przezwyciężyć swoje ograniczenia jeśli chodzi o zapach czy widok zranionego ciała? Jakich zapachów do tej pory nie jesteś w stanie znieść?

Stolec stolcowi nierówny, przy ostrym zakażeniu bakteryjnym pacjenci bywają tak zanieczyszczeni, że zarówno widok jak i zapach są trudne do zniesienia, ale musimy sobie z nimi poradzić, musimy umyć pacjenta bez krzywienia się, bez głupich komentarzy, bez humorków. Są czasem takie rany, na które ciężko się patrzy, a jeszcze ciężej opatruje. Pamiętam, jak miałam do czynienia z pacjentką, która krwawiła dosłownie z każdego otworu. To był tak nieprzyjemny widok, że mnie po prostu pokonał. Zapach tej krwi wymieszany z zapachem środka dezynfekcyjnego zostaje w nosie tak, że czuje się go jeszcze przez kilka godzin. Na początku ciężko było mi poradzić sobie z takimi zapachami, ale z każdym dyżurem przesuwałam swoją granicę wytrzymałości.

W czepku urodzona – tak nazywa się twój blog i tak brzmi tytuł twojej książki, która jest wspaniałym przekrojem polskiego pielęgniarstwa. Dlaczego w czepku urodzona?

Po pierwsze dlatego że mam dużo szczęścia w życiu – zawsze udawało mi się lądować w dobrym miejscu, o właściwej porze. Po drugie – może to zabrzmi nieskromnie, ale uważam, że mam dużo cech osobowościowych, które są pożądane w tym zawodzie. W czepku urodzona, ponieważ bardzo silnie identyfikuję się z pielęgniarstwem. Wiem, że jestem pielęgniarką 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu.

Jak pacjenci reagują na młodą pielęgniarkę?

Bardzo różnie. Oczywiście najbardziej krępująca dla starszych pacjentów jest toaleta, którą musimy wykonać. Szczególnie zapamiętałam dwie sytuacje. Pierwsza, kiedy starszy pan dobre pół godziny toczył ze mną dyskusję o tym, że nie pozwoli sobie, by młoda pielęgniarka go umyła. Był na tyle zdesperowany, że powiedział do mnie: „Nie wstydzisz się myć i oglądać starszych mężczyzn? Czy twoja mama wie, co robisz w pracy?”. Druga, kiedy próbowałam podejść do tej intymnej skądinąd sytuacji z dystansem i powiedziałam: „To rozbieramy się i kąpiemy”. Na co pacjent odpowiedział: „Dobrze, pani pierwsza”. Już nigdy nic podobnego nie palnęłam, bo sama poczułam się zawstydzona. W takich sytuacjach zawsze staram się tłumaczyć, że ten pacjent nie jest pierwszym, ani ostatnim, ani nawet setnym mężczyzną, którego przyszło i przyjdzie mi umyć. Podkreślam, że patrzę na niego jak na pacjenta. Ważne, żeby zapewnić pacjentowi komfort psychiczny.

Jak często zdarza ci się słyszeć komentarze z podtekstem seksualnym od pacjentów?

Zdarzają się dosyć często, może ja osobiście na każdym dyżurze nie słyszę takich tekstów, ale codziennie jedna z nas na pewno. Natomiast, jak często by one nie padały, zawsze pozostawiają niesmak. Kiedy słyszysz od faceta, że całą noc było mu zimno, bo nie leżał z pielęgniarką, czujesz się totalnie zmieszana. Takie teksty automatycznie stawiają nas, pielęgniarki w świetle panienek do towarzystwa, które powinny zabawiać pacjentów. Są tacy flirciarze po 60-tce, którzy próbują się z nami umówić. Niektóre komentarze bywają śmieszne, inne są niesmaczne.

Kiedy słyszysz od faceta, że całą noc było mu zimno, bo nie leżał z pielęgniarką, czujesz się totalnie zmieszana. Takie teksty automatycznie stawiają nas, pielęgniarki w świetle panienek do towarzystwa, które powinny zabawiać pacjentów

Jak reagujesz, kiedy pacjent mówi do ciebie „siostro”?

Jeśli „siostro” mówi do mnie 90-letnia pacjentka, to wiem, że ten zwrot jest oznaką uznania. Kiedyś tak się mówiło, więc nie mam z tym problemu. Natomiast „siostro” z ust mojego rówieśnika, jego bliskich, lekarza, fizjoterapeuty, ratownika medycznego, a co gorsza określenie to usłyszane w mediach, jest dla mnie wyrazem ignorancji. Zawsze wtedy odpowiadam: „Nazywam się Weronika Nawara i jestem pielęgniarką”. Słowo ”siostro” kojarzone jest często ze służbą. Pielęgniarstwo – to zawód. Samodzielny zawód, z własnymi uregulowaniami prawnymi, własnym samorządem.

Co cię wkurza w tym zawodzie?

Wkurza mnie to, że moja rola jest pomniejszana. Wkurza mnie, że pacjenci wartościują pracowników, że słyszę teksty „jest pani taka miła, że powinna być pani lekarzem, bo pielęgniarki przecież nie mogą być miłe” albo „pani to jest taka mądra jak lekarz”. Nie, ja jestem taka mądra jak pielęgniarka. Wkurza mnie, że mimo naprawdę rozległej wiedzy medycznej wszyscy uważają, że jestem tylko pielęgniarką, więc jestem mniej ważna, bo i tak ostatnie słowo nie należy do mnie. Denerwuje mnie to, że nawet w środowisku bliskich jestem tylko pielęgniarką, bo o niczym nie decyduję, a potem pierwszy telefon jest do mnie i słyszę pytanie: „jak myślisz, co trzeba będzie z tym zrobić?”.

Irytuje mnie to, że nas nie widać w mediach, że nie pokazują pielęgniarstwa jako prestiżowego zawodu, że nikt nie zwraca uwagi na to, jak bardzo jesteśmy wykształcone i ile potrafimy. Wkurza mnie też to, że my same siebie umniejszamy. A powinnyśmy stać z głową do góry, wypiętą piersią i być dumne z tego, że jesteśmy pielęgniarkami. Uważam, że to jak postrzegany jest nasz zawód w kontekście udziału w zespole terapeutycznym i umiejętności, zależy w dużej mierze od nas. Jeżeli nie zaczniemy z tym coś robić, nie zaczniemy pokazywać rodzinom, jaki mamy wkład w proces leczenia i pielęgnowanie ich bliskich, co potrafimy, jakie mamy wykształcenie, to społeczeństwo nigdy nie dowie się tego, jak nasz zawód jest ważny i co będzie, jeśli nas zabraknie.

Pacjent widzi tylko zastrzyk, pobranie krwi, kroplówkę…

A to jest ułamek naszej wiedzy i umiejętności. Przeciętny Kowalski nie wie, że pielęgniarki potrafią interpretować wyniki badań, wiedzą, jak podawać leki, reanimują, obsługują zaawansowany sprzęt, wykonują dializy i wiele innych rzeczy, których nie sposób wymienić. Doświadczonej instrumentariuszce chirurg nie musi mówić, czego potrzebuje w danym momencie, tylko wyciąga rękę i ona wie, co ma położyć. My na intensywnej terapii cały czas czuwamy nad tymi pacjentami, wiemy o nich wszystko, wiemy, gdzie mają zadrapanie skóry, jaki lek się skończył, jaki rytm serca miał pacjent, interpretujemy EKG. Nie tylko lekarze robią specjalizacje, bo specjalizacje robią też położne, fizjoterapeuci, pielęgniarki. Pielęgniarki mogą się doktoryzować, ale ja nie będę wchodziła na salę i mówiła o tym pacjentom, bo to jest rola mediów, to jest rola Ministerstwa, by promować pielęgniarstwo.

Tymczasem środki masowego przekazu nie pomagają w budowaniu wizerunku pielęgniarstwa. W jednym z polskich seriali pielęgniarka mówi do lekarza: „Ja tam się, pani doktor, nie znam na tej medycynie, ale herbata nikomu jeszcze nie zaszkodziła”, w innym lekarz mówi do pielęgniarki: „Siostro, proszę o kroplówkę”, pielęgniarka przynosi, a podłącza ją lekarz. To jest żenujące. W realnym świecie tak to nie wygląda i trzeba o tym mówić głośno, trzeba podkreślać, że pielęgniarki są ważnym ogniwem zespołu terapeutycznego. Z lekarzami stanowimy zespół i mamy iść ramię w ramię. Oni nie są najważniejszą grupą w zespole. Społeczeństwo nie może wyobrażać sobie, że pielęgniarkami zostają osoby, które nie dostały się na medycynę albo nie dały rady jej ukończyć.

Jaka jest kondycja pielęgniarstwa w Polsce?

Gdybym miała porównać pielęgniarstwo w Polsce do jakiegoś człowieka, powiedziałabym, że to 80-latek, który jest na 35 km maratonu 42-kilometrowego, czyli zaraz padnie i nie wiadomo czy w ogóle dobiegnie. Po pierwsze jest nas za mało. Na oddziałach ogólnych, na oddziałach interny są 2 pielęgniarki na 30 pacjentów i nie są w stanie zrobić wszystkiego, a biegają i pomimo to próbują. Za mało osób wybiera studia pielęgniarskie, za mało w ogóle kończy te studia, za mało absolwentów pielęgniarstwa odbiera prawa do wykonywania zawodu. Kończą studia, ale nie idą do pracy w zawodzie, bo stwierdzają, że zarobki są tak marne, że lepiej zarobią w korporacji.

Korzystniejsza oferta pracy za granicą jest kolejnym magnesem odciągającym pielęgniarki od pracy w Polsce. Dużo pielęgniarek wyjeżdża, bo zarobki na Zachodzie są 6-, 7-krotnie większe niż u nas. Poza tym bardzo dużo pielęgniarek w nadchodzących latach odejdzie na emeryturę. Skorzystają z tego prawa, bo są zwyczajnie przepracowane. Wiele z nich harowało na 2-3 etaty. Wiem, że to nie jest przymus, ale gdyby te koleżanki po fachu zarabiały tyle, że mogłyby za tę pensję się utrzymać, to nie wybierałyby między czasem spędzonym z rodziną a drugą pracą. Do tego dochodzi frustracja, że nasze prośby i oczekiwania związane z godziwym wynagrodzeniem nie są wysłuchiwane.

Mobbing w szpitalach to ukryte zwierzę, które gdzieś się czai, ktoś o nim słyszał, ale nikt za bardzo się do tego nie przyznaje. Jak coś, to każdy jest mobbingowany, nikt nie jest mobbingujący

Jak wyglądają te zarobki?

Społeczeństwo odebrało informację, że dostałyśmy 4 razy po 400 złotych (przez 4 lata po 400 zł do pensji), czyli pensja pielęgniarek w 2019 roku powinna być wyższa o 1600 złotych od tej z 2015 roku. Tymczasem to nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dostajemy jakieś ochłapy. Z rzeczonych 400 złotych dostajemy jakieś 200. Część pielęgniarek nie miała dodatku Zembalowego* włączonego do podstawy, a jeśli był to obwarowany takimi podatkami, że dostawały jakieś grosze. Pielęgniarka pracująca w placówce państwowej zarabia od 1700 do 3000 złotych. Podaję widełki, bo wszystko zależy od stażu pracy, oddziału, na którym pracuje oraz dyżurów (nocki są nieco lepiej opłacane). Praca mojego męża wspiera to, że mogę być pielęgniarką (śmiech). Sama gdybym miała się utrzymać z pensji pielęgniarskiej, to chyba musiałabym pracować na co najmniej dwa etaty. Kiedyś nawet myślałam o wyjeździe zagranicę, ale stwierdziłam, że w Polsce jest tak dużo do zrobienia w kontekście pielęgniarstwa, że nie mogę zaprzepaścić spuścizny naszych babć i matek, i tak po prostu sobie wyjechać.

Rozumiem, że czujesz społeczną odpowiedzialność?

Tak, czuję się takim Winkelriedem narodu pielęgniarskiego (śmiech).

Jakie masz wnioski po obserwacji nastrojów starszych pielęgniarek?

Widzę w nich wielkie rozczarowanie stanem pielęgniarstwa. Podkreślają, że jak one wchodziły w ten zawód, myślały, że coś się poprawi, że będzie lepiej, że w pewnym momencie płace wzrosną. Tymczasem niewiele się w tym kierunku zmieniło. Chociaż walczyły, chociaż strajkowały, to ciągle coś zawodziło, ciągle ktoś próbował wbić szpilę i pokazać, że jednak nic nie wywalczą. Są zmęczone tą sytuacją i w pewnym stopniu może i osłabiają nasz zapał, mówiąc, że marzenia o zmianach są marzeniami ściętej głowy. Z drugiej strony pokazują nam, jakie są realia, że ich metody nie poskutkowały, a my, młode pielęgniarki, musimy zabrać się do tego trochę z innej strony.

Mobbing– czy to słowo w ogóle pada na szpitalnych korytarzach?

Mobbing w szpitalach to ukryte zwierzę, które gdzieś się czai, ktoś o nim słyszał, ale nikt za bardzo się do tego nie przyznaje. Jak coś, to każdy jest mobbingowany, nikt nie jest mobbingujący. To temat tabu. Natomiast, jeśli poznamy definicję mobbingu i przeanalizujemy wszystkie dogryzki, docinki, które padły pod naszym adresem z ust innych pracowników służby zdrowia, szybko dostaniemy odpowiedź czy jesteśmy ofiarą. Jedna z moich rozmówczyń w książce opowiadała, że musiała się zwolnić, bo była codziennie mobbingowana. Kiepskie warunki pracy rodzą frustrację, dlatego często na współpracownikach są odbijane emocje.

Jakich wyrzeczeń kosztowało cię bycie pielęgniarką?

Może nie w pełni, ale częściowo zrezygnowałam z rozwoju muzycznego. Teraz o wiele mniej śpiewam. Nie żałuję, że poszłam na pielęgniarstwo, ale żałuję, że nie mam więcej czasu na realizację swoich zainteresowań. Zapomniałam już, co to znaczy spać do 10. Z powodu dyżuru bywam nieobecna na rodzinnych spotkaniach. Ta praca na pewno mocno wpływa na moje życie prywatne. Nie mogę poświęcić mężowi tyle czasu, ile spędzają ze sobą pary pracujące w systemie 8-godzinnym. Często się mijamy. Zazwyczaj widzimy się tylko 2 godziny dziennie. Mój mąż, nie będąc związanym ze środowiskiem pielęgniarskim ani medycznym, zna działanie pewnie około 40 leków, których używamy na oddziale (śmiech). Jest słuchaczem nie roku, a dziesięciolecia. To on wysłuchuje mojego biadolenia po emocjonujących dyżurach.

 

Co daje ci największą satysfakcję w tej pracy?

Jak pacjent, o którego bardzo walczyłam, wraca do zdrowia. Kiedy widzę u niego poprawę. Kiedy wracam z dyżuru i wiem, że zrobiłam wszystko najlepiej jak mogłam, zgodnie z aktualną wiedzą. Kiedy nie popełniłam błędu. Poczucie, że komuś pomogłam, ktoś przeżył, wrócił do zdrowia, dzięki mnie, to takie uczucie, którego nie da się wytłumaczyć. Ta praca pochłania i wżera w całości.

Nie zastanawiasz się czasem, jakby potoczyła się twoja kariera, gdybyś wybrała muzykę?

Myślę, że szybko bym się w tym wypaliła, bo nie miałabym takiego bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Byłabym coraz lepsza dla siebie, a ja czuję, że powinnam być coraz lepsza pomagając innym. Muzyka nie dawałaby mi takich emocji, jakie daje mi pielęgniarstwo.

Weronika Nawara, „W czepku urodzone”, Wydawnictwo Otwarte / Archiwum Hello Zdrowie

Premiera książki ”W czepku urodzone. O niewidzialnych bohaterkach szpitalnych korytarzy” zaplanowana jest na 13 lutego 2019 r. Specjalnie dla czytelników Hello Zdrowie mamy do pobrania bezpłatny fragment książki, wystarczy kliknąć w tytuł bądź skopiować i wkleić w okno przeglądarki ten link: bit.ly/czytaj_W_czepku_urodzone

* W październiku 2015 r. ówczesny minister zdrowia Marian Zembala – realizując część porozumienia zawartego z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych oraz Naczelną Radą Pielęgniarek i Położnych – podpisał rozporządzenie, zgodnie z którym wynagrodzenia pielęgniarek i położnych miały wzrastać po 400 zł przez cztery lata (termin ostatniej transzy wyznaczono na 1 września 2018 r.). Środki te miały być wypłacane w formie dodatku.


Weronika Nawara – jest pielęgniarką z dwuletnim stażem. Swoją przygodę zawodową rozpoczęła na Oddziale Intensywnej Terapii. Jest w trakcie studiów magisterskich z pielęgniarstwa. Kończy przygodę z kursem kwalifikacyjnym w dziedzinie Anestezjologii Intensywnej Terapii. Między dyżurami w szpitalu i zajęciami na studiach napisała książkę „W czepku urodzone”. Prowadzi również bloga.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.