Przejdź do treści

Nie jest tak, że elegancko zapakowane wycinki przyjeżdżają w pudełkach gotowe do oglądania. Jelito trafia do nas w wiadrze lub słoiku z formaliną – mówi Paulina Łopatniuk, patomorfolożka

Paulina Łopatniuk
Paulina Łopatniuk, patomorfolożka, autorka książki "Na własnej skórze" / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Zastanawiałaś się kiedyś, jak nazywa się osoba, która bada wycięte guzy, zmiany w jelitach i owrzodzenia? To patomorfolog. Paulina Łopatniuk jest jednym z ok. 500 lekarzy tej specjalizacji w Polsce. – Kiedy ktoś z zewnątrz przysłuchuje się opowieściom o formalinie, o jelitach pełnych… cóż, pełnych tego, co zazwyczaj w jelitach zalega, może to brzmieć dość okropnie, ale do zapachów można się przyzwyczaić – mówi.  

Magdalena Bury: Patolog czy patomorfolog?

Paulina Łopatniuk: W moim przypadku pewnie bardziej „patolożka czy patomorfolożka” (śmiech). Ale to dobre pytanie, bo choć często w środowisku używamy „patologii” i „patomorfologii” zamiennie, formalnie nie są to terminy tożsame. Patologia – jeśli by sięgnąć do źródłosłowu – to nauka czy słowo o cierpieniu, a w bardziej już współczesnym rozumieniu – o chorobie.

Patomorfologia zaś zacieśnia to pojęcie do nauki o kształcie czy postaci tego cierpienia. O tym, jak choroba wygląda, jak ją opisać, rozpoznać i zaklasyfikować. W naszej części świata zwykło się wydzielać w obrębie patologii patomorfologię właśnie oraz patofizjologię czy fizjopatologię – naukę o mechanizmach tym cierpieniem sterujących. Tyle że nie bardzo można mówić o postaci choroby, nie mówiąc jednocześnie o tym, jak ona przebiega i w jaki sposób wpływa na czynność organizmu.

W końcu rzecz dotyczy procesów dynamicznych, obraz choroby kształtuje się w czasie. Dziś wygląda tak, jutro będzie się prezentować nieco inaczej, jeszcze inaczej wyglądała parę dni wcześniej. A od nas oczekuje się, że rozpoznamy ją na wszystkich tych etapach, że przewidzimy co się ze zmianą będzie działo dalej i jak odpowie na leczenie. Trudno nie uznać, że podział na naukę o kształcie i naukę o funkcji jest cokolwiek akademicki i – nie bójmy się tego słowa – sztuczny i niepraktyczny. Jakkolwiek formalnie i oficjalnie nasza specjalizacja nosi nazwę patomorfologii i specjalistka patomorfologii właśnie widnieje na mojej pieczątce.

Niewinne brązowe plamki to tak naprawdę jądra komórkowe intensywnie dzielących się komórek czerniaka

alt=”[Niewinne brązowe plamki to tak naprawdę jądra komórkowe intensywnie dzielących się komórek czerniaka]” width=”723″ height=”850″ />

Zawsze chciałaś zostać patolożką „na klatce”? O co w ogóle chodzi z tym tytułem?

Wydaje mi się, że większość idących na medycynę osób na początku nie ma pojęcia, że dziedzina medycyny, którą się zajmuję, w ogóle istnieje, stąd też raczej mało kto „od zawsze” planuje karierę w tej specjalizacji. Sama zaczęłam o niej myśleć dość późno, pod koniec stażu zawodowego. Zresztą, na początku studiów w ogóle jasno sprecyzowane i konsekwentnie potem kontynuowane plany specjalizacyjne to rzadkość.

A tytuł bloga? Patolodzy na klatce? To taki wewnętrzny żarcik. Kolega po fachu podesłał mi kiedyś mailem zdjęcie wywieszonej przy domofonie odezwy lokatorskiej przestrzegającej przed wpuszczaniem na klatkę schodową byle kogo. Taka nieopatrznie wpuszczona osoba może się bowiem okazać patologiem, a – jak wiadomo – patolodzy sikają po klatkach, spożywają alkohol i generalnie stwarzają zagrożenie. Cóż, wciąż w społeczeństwie patologia bardziej się kojarzy z tak zwaną patologią społeczną aniżeli z dziedziną medycyny.

Ilu patomorfologów pracuje w Polsce? Jest coś, czym możemy się pochwalić na świecie?

W Polsce pracuje około pięciuset osób ze specjalizacją z patomorfologii, przy czym nie jest to raczej powód do chluby, bo stawia nas na szarym końcu Europy. Patomorfologia wszędzie uchodzi za specjalizację mało popularną i mniej lub bardziej deficytową, jednak Polska jest tu pewnym ewenementem. Na jednego patomorfologa czy patomorfolożkę przypada u nas 84 tysiące osób – to najniższy wskaźnik w Europie.

Sporo z nas jest już zresztą po pięćdziesiątce, co nie nastraja optymistycznie. A bez nas diagnostyka, zwłaszcza onkologiczna, powiem kolokwialnie – leży. Bez rozpoznania histopatologicznego praktycznie nie sposób rozpocząć leczenia.

Ostre narzędzia i potencjalnie zakaźny materiał mogą niekiedy wiązać się z pewnym ryzykiem

Ostre narzędzia i potencjalnie zakaźny materiał mogą niekiedy wiązać się z pewnym ryzykiem

Paulina Łopatniuk

Nieopatrznie wpuszczona osoba może się bowiem okazać patologiem, a - jak wiadomo - patolodzy sikają po klatkach, spożywają alkohol i generalnie stwarzają zagrożenie. Cóż, wciąż w społeczeństwie patologia bardziej się kojarzy z tak zwaną patologią społeczną aniżeli z dziedziną medycyny

Paulina Łopatniuk, patomorfolożka

Przez 6 lat na medycynie pracowałaś z ludźmi. Teraz tylko z tymi już nieżyjącymi… Czy może mitem jest, że pracujesz cały czas w prosektorium?

Przez 6 lat medycyny pracujemy zarówno z „całymi” ludźmi, jak i z samymi ich tkankami, komórkami, narządami, z żywymi i martwymi, z całą masą organizmów innych niż ludzkie, zwłaszcza zaś z tymi spośród nich, które uchodzą za w jakiś sposób dla człowieka szkodliwe, czyli np. z bakteriami chorobotwórczymi lub całym wachlarzem bezkręgowców o pasożytniczym trybie życia. Poza tym pracujemy z odczynnikami chemicznymi, z przepisami prawa, ze stosami mniej lub bardziej fachowej literatury.

A już umiejscawianie nas w prosektorium przede wszystkim to zdecydowanie mit. Owszem, zajmujemy się także diagnostyką pośmiertną, jednak to zaledwie fragment – i to niewielki – naszej codziennej pracy. Przede wszystkim zajmujemy się diagnozowaniem osób żyjących.

[Nawet zwykła <span class=

Nawet zwykła brodawka łojotokowa z bliska potrafi być piękna

brodawka łojotokowa z bliska potrafi być piękna]” width=”670″ height=”850″ />

To na czym polega twoja praca? Chodzisz w białym kitlu i siedzisz przy mikroskopie?

Biały kitel ostatnio miałam na sobie chyba jeszcze w trakcie specjalizacji. Większość czasu spędzam przy mikroskopie, co nie wymaga ode mnie jakiejś specjalnej odzieży ochronnej. A jeśli akurat zdarza mi się pobierać wycinki z przysyłanego do nas materiału, wystarczy jednorazowy fartuch foliowy i lateksowe rękawiczki, które lądują w koszu, gdy kończę i wracam do swojego biurka.

Sama pobierasz wycinki? Czy może dostajesz już gotowe, świeżo wycięte narządy w pudełeczkach prosto do Twojego laboratorium?

To pytanie trochę bardziej skomplikowane niż się na pierwszy rzut oka może wydawać. Nie pobieramy zazwyczaj materiału do badań własnoręcznie bezpośrednio od chorych. Z wyjątkiem biopsji cienkoigłowej, w ogóle mamy mało bezpośredniego kontaktu z pacjentami i pacjentkami.

Natomiast nie jest też tak, że elegancko zapakowane wycinki przyjeżdżają do nas w pudełkach gotowe do oglądania, bo na chirurgii (na przykład na chirurgii albo na urologii, ginekologii czy innych oddziałach zabiegowych) nie pobiera się z osoby chorej eleganckich pudełek czy preparatów, tylko parometrowe jelito chociażby. I takie jelito (albo nerka, guz skóry, płuco, macica, itp.) trafia do nas w wiadrze lub słoiku z formaliną.

I ktoś musi wykroić reprezentatywne fragmenty, które dopiero po odpowiedniej obróbce laboratoryjnej trafią na szkiełka i pod nasze mikroskopy. Całe jelito trudno byłoby tam upchnąć, a i nie miałoby to większego sensu. W końcu ocena mikroskopowa wymaga bardzo cienkiego, przeziernego dla światła plasterka tkankowego.

Osobą odpowiedzialną za pobranie i odpowiedni wybór wycinków będzie patolog lub patolożka albo – częściej, nas jest w końcu mało – osoba jeszcze w trakcie szkolenia specjalizacyjnego. To bardzo odpowiedzialny etap pracy – nie można go powierzyć komuś bez odpowiedniego przygotowania. Od tego czy wycinki – kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, zależnie od rodzaju materiału – zostaną dobrze dobrane, czy będą zawierały niezbędne do postawienia diagnozy elementy, czy nie pominą czegoś ważnego, zależy to, co będziemy w stanie znaleźć i opisać pod mikroskopem. Patologia to w niemałej mierze praca zespołowa.

Brzydko pachnie? Czy ten zapach jest z tobą przez cały czas?

Biorąc pod uwagę, że znakomita większość mojej pracy to praca przy biurku z mikroskopem, towarzyszy mi zapach kawy lub herbaty, jednak rozumiem, że chodzi raczej o wonie towarzyszące krojeniu tego wszystkiego, co trafia do laboratorium.

Kiedy ktoś z zewnątrz przysłuchuje się opowieściom o formalinie, o jelitach pełnych… cóż, pełnych tego, co zazwyczaj w jelitach zalega, może to brzmieć dość okropnie, ale do zapachów można się przyzwyczaić. Nie żeby kręcąca w nosie i podrażniająca spojówki formalina stała się tak zupełnie obojętna czy żeby zawartość jelit zaczęła nam pachnieć fiołkami, jednak z biegiem lat przestaje nas to jakoś szczególnie razić. To po prostu jeden z elementów naszej pracy. Mało kto pracuje w perfumerii w końcu czy w fabryce czekolady.

W książce piszesz o formalinie i czarnych paznokciach. Z czym jeszcze wiąże się zawód patomorfolożki?

To trochę zbyt ogólnikowe pytanie. Mogę na nie odpowiedzieć – „z niczym szczególnym poza wymienionymi już w rozmowie rzeczami”, mogę odparować jakimś truizmem i stwierdzić, że „ze ślęczeniem przy mikroskopie i godzinami spędzanymi w literaturze fachowej”, bo w końcu jest to praca, w której szczególnie istotny jest lekarski obowiązek ciągłego dokształcania się.

Nieustannie, mimo rosnącego z czasem doświadczenia, trafiamy na znaleziska nowe dla nas, na kolejne warianty niby znanych już chorób i zmian, nieustannie konsultujemy się zarówno z podręcznikami i czasopismami, jak i ze znajomymi po fachu.

Jeśli zaś chodzi o drobne fizyczne niedogodności pokroju wspomnianych przebarwień od tuszu i pękających rękawiczek – przypomnę tylko, że podczas pobierania wycinków do dalszych badań niekiedy zdarza nam się „malować” linie wycięcia skóry, prostaty czy chociażby jelita tuszem.

Takie pobarwienie zmiany albo narządu pozwala później pod mikroskopem uzyskać pewność, że rzeczywiście patrzymy na linię wycięcia, co bywa kluczowe w przypadku nowotworów złośliwych i oceny doszczętności zabiegu . Warto pamiętać, że pracujemy jednak z materiałem tkankowym, potencjalnie zakaźnym, stąd niezbędna jest szczególna ostrożność przy pracy. W razie ewentualnego zacięcia się, istnieje ryzyko infekcji.

Paulina Łopatniuk

Kiedy ktoś z zewnątrz przysłuchuje się opowieściom o formalinie, o jelitach pełnych... cóż, pełnych tego, co zazwyczaj w jelitach zalega, może to brzmieć dość okropnie, ale do zapachów można się przyzwyczaić. Nie żeby kręcąca w nosie i podrażniająca spojówki formalina stała się tak zupełnie obojętna czy żeby zawartość jelit zaczęła nam pachnieć fiołkami...

Paulina Łopatniuk, patomorfolożka

Co cię w tym kręci? Fascynuje?

Myślę, że w dużej mierze to samo, co fascynuje osoby śledzące bloga i fanpage czy czytające moją książkę. Pewnie najlepszą odpowiedzią będzie „To skomplikowane”. Patologia to z jednej strony tysiące fascynujących obrazów, kształtów, wzorów, barw, czyli wiele radości czysto estetycznej, z drugiej zaś praktycznie całe spektrum zmian mogących w ludzkim ciele zajść.

Najrozmaitsze choroby i zaburzenia, setki mechanizmów i tysiące ich efektów. Zajmujemy się całym praktycznie człowiekiem, od stóp do głów, od powierzchni skóry po sam rdzeń kręgowy, od etapu jeszcze przed urodzeniem po czas już po zgonie. Ogrom pytań i ogrom odpowiedzi, z których niektórych wystarczy tylko poszukać w literaturze. Niektóre jednak to zagadki nadal czekające na rozwiązanie. Codziennie niemal szansa na zobaczenie czegoś nowego.

A do tego wszystkiego jeszcze olbrzymia odpowiedzialność – to do nas należy ostateczna ocena, co chorej czy choremu dolega, to od naszej diagnozy zależy dalszy przebieg leczenia. Pytanie powinno raczej brzmieć, jak mogłoby to nie być fascynujące. To po prostu niezwykle interesująca dziedzina medycyny.

Czy twój stosunek do ciała zmienił się pod wpływem pracy z ludzkimi organami? A może dalej przeżywasz każdego badanego guza czy torbiel?

Forma „A może dalej przeżywasz” sugerowałaby, że w ogóle przeżywałam. Być może bardziej efektowne ze względów PR-owych byłoby, gdybym udawała, że tak było, ale też nikt, kto mnie zna, by w to nie uwierzył.

Studia na kierunku lekarskim zaczynają się między innymi kursem anatomii prawidłowej, przy czym są to nie tylko wykłady oraz lektura stosów podręczników i atlasów, ale też – a może przede wszystkim – zajęcia prosektoryjne. Ciała i narządy.

To ten moment, kiedy mamy szansę ocenić, na ile taka bezpośrednia praca z wnętrzem człowieka to coś dla nas, sprawdzić czy nie koliduje to z naszą indywidualną wrażliwością. Z moją nie kolidowało. Kolejne lata mogą coś zmienić, jasne, ale zwykle wiemy już wtedy, czego się po sobie spodziewać.

Praca z tkankami i narządami nie jest dla ciebie problemem?

Nie i nigdy nie była. Nigdy też nie przeżywałam szczególnie kolejnych spływających do badań preparatów. Owszem, za każdym z nich kryje się jakaś historia, ale nasz kontakt z nią jest dalece niebezpośredni. Wiemy tyle, ile nam napiszą na skierowaniach koleżanki i koledzy opiekujący się chorymi osobiście.

I – oczywiście – czasami są to historie bardzo smutne, zwłaszcza, gdy dotyczą zmian z jakichś względów zaniedbanych, zmian, na które ktoś powinien był zareagować wcześniej, zmian, które można było wykryć na dużo mniej zaawansowanym etapie, dając tym samym dużo większe szanse na pozytywny przebieg wydarzeń.

Nasz kontakt z tymi historiami jest jednak zwykle przelotny. Oglądamy zaledwie kawałek historii, nie znamy całej opowieści. Zresztą nawet dla naszych kolegów i koleżanek z onkologii osobiste przeżywanie każdego przypadku to prosta droga do wypalenia zawodowego.

Do dzisiaj pokutuje to, że główną rolą kobiety jest dbanie o dom

Czy jako patomorfolożka inaczej już postrzegasz śmierć?

Nie wydaje mi się, by praca w jakikolwiek sposób zmieniła moje podejście do śmierci. Jestem i byłam raczej pragmatyczną osobą. Śmierć to po prostu jedno ze zjawisk, z którymi wszyscy się zetkniemy. Ludzie umierają, często jest to przykre, choć może niekiedy wiązać się też z ulgą i uwolnieniem od cierpienia, przede wszystkim jest jednak nieuniknione. Medycyna może śmierć odwlekać, może czynić ją łatwiejszą bądź trudniejszą, jednak nie jest nas w stanie od niej uwolnić.

Niektóre z trafiających do nas nowotworów (tu akurat guz jelita) potrafią być naprawdę duże

niektóre z trafiających do nas nowotworów (tu akurat guz jelita) potrafią być naprawdę duże

Co było najdziwniejszą rzeczą w ludzkim ciele, którą badałaś?

Nie sposób chyba wybrać jednej takiej rzeczy. Każda z badanych zmian potrafi być na swój sposób fascynująca. Trafiają nam się przypadki trudne, wymagające dziesiątków badań dodatkowych i konsultacji z innymi specjalistkami i specjalistami, ale zdarzają się też zmiany niby zupełnie banalne, ale z jakichś względów przykuwające oko niezwykłym kształtem czy nietypowym zestawem cech mikroskopowych.

Przerzuty w rzadkich miejscach, niezwykłe odmiany nowotworów, zaskakujące ciała obce, nietypowe bakterie lub grzyby. Każdy tydzień niesie nowe zagwozdki, nowe ciekawostki, nowe wyzwania.

Czy zdarzyło ci się płakać w pracy, bo np. zdiagnozowałaś coś strasznie złośliwego w wycinku osoby żyjącej?

Szczerze mówiąc, nie słyszałam o nikim płaczącym z takich powodów ani u nas, na patomorfologii, ani np. na onkologii, gdzie trafiają raczej te gorsze spośród stawianych przez nas rozpoznań, a ja w dodatku w ogóle nie jestem przesadnie płaczliwą osobą.

Oczywiście, że zdarzają się przypadki z różnych powodów smutne, że trafiają się rozpoznania niezwykle poważne, choroby bardzo zaawansowane, ale tak to już jest w medycynie, że obcujemy z tą nie zawsze najradośniejszą stroną życia. Taka praca.

A tak z innej strony spoglądając – podejrzewam, że pytanie o płacz w pracy raczej nie padłoby, gdyby na moim miejscu znajdował się któryś z moich kolegów po fachu. Domyślam się, że zagrały tu trochę stereotypy płciowe, a tych bardzo nie lubię.


Paulina Łopatniuk – gdańszczanka, lekarka, specjalistka patomorfologii. Autorka bloga „Patolodzy na klatce”, za który otrzymała główną nagrodę w kategorii Media w XIII edycji konkursu Popularyzator Nauki, organizowanego przez serwis Nauka w Polsce oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W kwietniu 2019 r. ukazała się jej pierwsza książka, zatytułowana „Patolodzy. Panie doktorze, czy to rak?”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: