Przejdź do treści

„Wielu pacjentów woli wyjść z gabinetu z rozpoznaniem medycznym konkretnej choroby niż przyjąć do wiadomości, że problem ma naturę emocjonalną” – mówi psychoterapeutka Małgorzata Kuberska-Kędzierska

Małgorzata Kuberska-Kędzierska. Zdjęcie: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Próbujesz od wielu lat schudnąć? A może cierpisz na nadciśnienie? Prowadzone latami leczenie nie przynosi żadnych zadowalających rezultatów? Wielokrotnie wychodzisz z gabinetu lekarskiego bez odpowiedzi, dlaczego chorujesz? Winne mogą być twoje emocje.  One warunkują nasze życie, nasze relacje, ale również nasze zdrowie. – Żadna, bowiem emocja nie wyparuje, tylko przyczai się w zakamarkach duszy, aby kiedyś „wybuchnąć” objawem czy wręcz chorobą – mówi doktor Małgorzata Kuberska- Kędzierska, autorka książki „Ile ważą emocje?”.  Psychoterapeutka wyjaśnia też czym są zaburzenia psychosomatyczne oraz co robić, kiedy umysł rani nasze ciało.

Monika Słowik: Dieta i ruch przestają wystarczać, by zadbać o swoje ciało. Emocje są sterem organizmu człowieka, a człowiek nie potrafi sobie z emocjami radzić. To wynik społecznej dyskryminacji emocji czy może lęk przed odkrywaniem siebie wobec innych?

Małgorzata Kuberska- Kędzierska: Nic na świecie nie jest jednoznaczne. Większość ludzi obawia się emocji z wielu powodów. Może to być rodzinny przekaz, złe doświadczenia, chęć i potrzeba kontrolowania. Wiele osób nie tylko boi się „odkryć” swoje uczucia czy emocje przed innymi, ale też przed samymi sobą. Są też osoby, które zwyczajnie nie potrafią ich identyfikować i nazwać. Często są one trudne i wydaje się, że łatwiej jest uciec, nie dopuścić ich, stłumić, wyprzeć, udawać, że nic się nie dzieje. To jest jednak bardzo zgubne i krótkowzroczne myślenie, żadna, bowiem emocja nie wyparuje, tylko przyczai się w zakamarkach duszy, aby kiedyś „wybuchnąć” objawem czy wręcz chorobą.

Społeczeństwo w większości rzeczywiście „promuje” ludzi „silnych, twardych”, którzy nie rozprawiają zbyt wiele o emocjach. Ludzi wrażliwych często się dyskryminuje, przykleja „łatkę” nienormalnych, stygmatyzuje. To bardzo smutne. Tak, nasze emocje są doskonałymi drogowskazami i nie warto ich tłamsić.

 Mówi się, że ,, coś komuś leży na wątrobie” albo, że ,, ktoś dostał zawału, bo się czymś tak przejął”. To tylko potwierdza silny związek psychiki z ciałem od wieków. My tego związku nie chcemy widzieć i dlatego szukamy diagnozy wyłącznie medycznej, czy może ukrywamy fakt, trochę ze wstydu, trochę z bezradności, że jesteśmy świadomi, co powoduje u nas fizyczne dolegliwości?

Najczęstszym problemem jest fakt, iż wielu pacjentów woli wyjść z gabinetu z rozpoznaniem medycznym, konkretnej choroby niż przyjąć do wiadomości, że problem ma naturę emocjonalną. To jest bardzo dla nich trudne. Czują się w jakiś sposób stygmatyzowani, „psychicznie” chorzy. Często woleliby chorować „czysto” somatycznie, bo to daje zainteresowanie, opiekę, większe społeczne zrozumienie. Ucieczka w chorobę jest często paradoksalnie niezwykle wygodna. Na poziomie nieświadomym większość z nas przeczuwa, że choruje dusza, jednak „łyknięcie” tabletki jest przecież znacznie prostsze, a dzisiejszy świat szuka i serwuje łatwe rozwiązania, „gotowce”.

W czym objawia się mądrość ciała? Jak odczytywać jego sygnały?

Nie da się oddzielić duszy od ciała. Taki dualizm jest już nie tylko przeżytkiem, ale jest wręcz szkodliwy. Każdy człowiek jest nie tylko odrębnym bytem, ale całością, trzeba go traktować holistycznie. Warto być blisko siebie, słuchać swojego ciała. Ono, bowiem do nas przemawia, najpierw szepcze ”objawem”, jakimś dyskomfortem, a jeśli to zlekceważymy może nawet rozwinąć się autentyczna somatyczna choroba. Nasze dolegliwości to informacja od ciała o tym, czego mu potrzeba, o tym, co mu przeszkadza. A my zagłuszamy to, ignorujemy.

Paulina Buczek

W zamian domagamy się tysiąca badań, zamiast po prostu sięgnąć do samowiedzy, samoobserwacji, być uważnym, ufać sobie. Droga do świadomości i mądrości swojego ciała jest otwarta dla każdego. Trzeba tylko słuchać i rozumieć komunikaty, potrzebne do zmiany. To najłatwiejsza i najszybsza droga do pełnego zdrowia, zarówno psychicznego, jak i fizycznego.

Uporządkowanie wnętrza to pierwsza rada dla odchudzających się lub cierpiących na nadwagę. Obserwuje pani chaos komunikacyjny w człowieku?

W każdym człowieku mieszka podobno cała wewnętrzna rodzina. To, co nazywamy myśleniem jest często dialogiem między różnymi częściami nas samych. Wielu ludzi robi wszystko, żeby się czymś zająć, być w ciągłym ruchu, nie myśleć, nie czuć, nie analizować. Tymczasem dobrze jest komunikować się ze swoimi obawami, zamiast je ignorować czy wręcz atakować spróbować się na nich skupić, przyjrzeć ze współczuciem i zrozumieniem.

alt=”” width=”567″ height=”850″ /> Małgorzata Kuberska-Kędzierska.
Zdjęcie: archiwum prywatne

Mamy w sobie i wewnętrznego krytyka i dobrego rodzica i dziecko i przeróżne maski i żal i gniew i złość i smutek i wiele innych. Całą gamę emocji i uczuć. Większość ludzi doświadcza w ciągu życia wielu z nich, ważne jest jednak to, jak wyglądają nasze relacje z każda z tych części, ważne, abyśmy każdą akceptowali i próbowali zrozumieć, jaką pełni rolę. Często bowiem okazuje się, że jakaś wydawałoby się ”negatywna”, nieakceptowana część np. Gniew pełni funkcję ochronną, ma nas przed czymś ochronić. Tak więc warto obserwować każdą myśl i każdą emocję, jaka się w nas pojawia. Nie chodzi przy tym o to, aby się utożsamiać z tym stanem, raczej aktywnie i kreatywnie komunikować się z nimi, tak, aby osiągnąć stan wyciszenia, spokoju, uzdrowienia. Tego uczy terapia.

Istnieją teorie sugerujące, że wyjątkowy wpływ na niestabilność emocjonalną człowieka ma chemia, obecna w żywności, powietrzu, odzieży, lekach. Gdy dodać do tego stres odczuwany z różnorakich przyczyn nasza odporność słabnie, co skutkuje dolegliwościami fizycznymi. Czy zatem jest możliwe, aby odizolować w leczeniu umysł od ciała?

Tak, to prawda, że pęd cywilizacyjny wybitnie nie służy naszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu. Odizolowanie umysłu od ciała nie jest, moim zdaniem, dobrym pomysłem. Soma-Psyche. Tu nie ma miejsca na dualizm. To absolutnie nierozerwalna całość. Choroby psychosomatyczne opowiadają nam historię duszy zapisaną w ciele. Nie sposób, więc pominąć tego aspektu pracy w terapii. Praca z ciałem jest tu ogromnie ważna, może to być trening TRE, treningi wg Alexandra Lowena, twórcy analizy bioenergetycznej.

Chodzi o to, aby pozwolić sobie na rozpoznanie, dopuszczenie i przeżywanie emocji, doświadczanie i wyrażanie ich w ciele właśnie. Chodzi o odkrywanie połączenia miedzy naszymi przeżyciami z przeszłości a nieświadomym odtwarzaniem ich w teraźniejszości. Ciało pamięta wszystko i bardzo wiele potrafi znieść, jednak do czasu. Poza terapią, starajmy się jak najlepiej zadbać o ciało-mam na myśli zupełnie trywialne rzeczy-zdrowe odżywianie, systematyczny ruch, odpowiednia ilość snu, nieużywanie”używek”.

Jakie są teorie wyjaśniające powstanie zaburzeń psychosomatycznych?

Nie ma jednolitej teorii. Choroby psychosomatyczne dla mnie to choroby duszy, uwięzione w ciele, to wyparte, trudne, niedopuszczane emocje w masce objawu. Nasze ciało pamięta każde przeżycie, każdą traumę, choćbyśmy jej nie dopuścili do świadomości. Jeśli lekceważymy sygnały płynące z ciała to w końcu wybuchną one chorobą. Najpierw ciało do nas szepce, wysyła delikatne sygnały w postaci drobnych objawów, potem już krzyczy chorobą, która jest prawdziwa, jednak wynika z ignorowanych za długo emocji. Według mnie genezę chorób psychosomatycznych stanowią właśnie te długo wypierane, tłumione, nieuświadomione, trudne emocje. Pacjenci lekceważą zarówno swoje emocje, jak i objawy z ciała. Efektem tego jest choroba psychosomatyczna.

Nie znam chyba osoby, która nie skarżyłaby się od czasu do czasu na bóle głowy, pleców czy ogólne zmęczenie. Czy to zawsze musi oznaczać zaburzenia psychosomatyczne? Jak odróżnić je od zaburzeń somatycznych?

Kiedy widzimy pacjenta po raz pierwszy, nigdy nie wiemy, co jest chorobą somatyczną, a co psychosomatyczną. Mnie jest znacznie łatwiej, bowiem jestem zarówno lekarzem, jak i terapeuta, zajmuję się i ciałem i duszą (zawsze jednocześnie). Zdarza mi się często podejrzewać tło emocjonalne po kilkunastu minutach rozmowy, jednak zawsze wykonuje wszelkie niezbędne badania, aby wykluczyć chorobę somatyczną i często tez uspokoić pacjenta. Najczęściej wyniki badań medycznych są prawidłowe i wtedy sprawa jest dość jasna, zdarza się jednak czasem, że po długim okresie lekceważenia emocji i sygnałów od naszego ciała, powstaje „prawdziwa” choroba somatyczna. Jednak jej przyczyna tkwi w psychice, a nie wynika z typowych czynników ryzyka.

Jacy ludzie, typy osobowości są bardziej podatni na zaburzenia psychosomatyczne?

Deprywacja emocjonalna niezwykle często leży u podstaw zaburzeń psychosomatycznych. Każdy człowiek ma potrzeby emocjonalne, miedzy innymi bezpieczeństwa, opieki, miłości, akceptacji, radości, spontaniczności, ale też granic. Potrzeby autonomii oraz wolności wyrażania uczuć. Niezaspokojenie którejkolwiek z potrzeb emocjonalnych człowieka może skutkować poważnymi problemami, także chorobami psychosomatycznymi. Pacjenci ze schematem deprywacji emocjonalnej nie są w stanie stworzyć bezpiecznych, dobrych więzi. Jako dorośli mogą mieć problem w relacjach, problem z autentyczną bliskością. W zależności od tego, jak poradzą sobie z demonami przeszłości wykształcić mogą nieadaptacyjne style radzenia, o których piszę w swojej książce albo walki albo ucieczki albo znieruchomienia. Ich dalsze losy będą zależały od nadmiernej kompensacji, unikania lub podporządkowania się. Pacjenta w terapii należy nauczyć, jak ma wzmocnić swój tryb zdrowego dorosłego.

Zachowania człowieka wynikają w dużej mierze z tego, jak postrzegamy rzeczywistość, w jaki sposób myślimy o problemie. Choroby psychosomatyczne wynikają z długich prób radzenia sobie z trudnymi przeżyciami. Kluczowe jest tu właśnie spostrzeganie i ocena sytuacji. Jeśli myślimy w sposób negatywny, lękowy, mamy tendencję do zamartwiania to efektem może być choroba psychosomatyczna. Sami wybieramy styl życia, cele, jesteśmy odpowiedzialni za nasze wewnętrzne konflikty. W tym sensie, zatem chorzy psychosomatycznie z zaburzonym obrazem świata, czasem czarnym,czasem czarno-białym, mają też problemy poznawcze. Zaburzenia psychosomatyczne dotyczą ludzi w każdym wieku, jednak najczęściej są to ludzie młodzi, a nawet dzieci.

Zaburzenia psychosomatyczne to stan, w którym umysł rani ciało. Jakich części ciała dotyczą zwykle zaburzenia?

Moje doświadczenia z psychosomatyką to cukrzyca i otyłość (tych pacjentów opisuję w swojej książce), nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa, astma oskrzelowa, choroby nowotworowe, choroby przewodu pokarmowego, takie jak zespół jelita drażliwego czy choroba wrzodowa, choroby autoimmunologiczne np. zapalenie tarczycy, zwane chorobą Hashimoto, atopowe zapalenie skóry. Często pacjenci psychosomatyczni mają poważne objawy ze strony układu nerwowego, w tym nawet padaczkę, niedowłady i porażenia, a także ślepotę. Największe trudności tych pacjentów to zaakceptowanie faktu, iż prawdziwe objawy i prawdziwa choroba ciała wynikają z problemów emocjonalnych.

Małgorzata Kuberska-Kędzierska.
Zdjęcie: archiwum prywatne

Objawy psychosomatyczne są ostrzeżeniem wysyłanym przez organizm, że coś dzieje się nie tak. Występują zanim pojawi się choroba. Skąd wiedzieć, czy choroba nas dotknie, czy nie?

Nie możemy zrobić nic lepszego i mądrzejszego, jak tylko i aż, być blisko siebie, być uważnym na swoje emocje, uczucia, myśli, na objawy i dolegliwości cielesne, ufać im, pamiętając o podstawowym prawie wszechświata, mianowicie – związku przyczynowo-skutkowym. Należy brać odpowiedzialność za nie. Akceptować, starać się zrozumieć, co komunikują, jaką potrzebę, jaki dyskomfort. Przyjąć, nie uciekać w różne holizmy, nałogi. Europejski styl życia ze swoim tempem i surową bezwzględnością dla „słabości” nikomu nie służą. Hasła „szybciej, lepiej, więcej ”napędzają wprawdzie koniunkturę, ale jednocześnie skutkują coraz większymi problemami emocjonalnymi. Nigdy, bowiem nie było takiej ilości zaburzeń depresyjno-lękowych, jak teraz. Za zaburzeniami emocjonalnymi idą także choroby psychosomatyczne.

Pięciu pacjentów z pani książki cierpi na różne dolegliwości. Latami szukali medycznego uzasadnienia swojego stanu, ale nikt nie potrafił znaleźć źródła ich cierpienia. Czy można, zatem uznać, że kiedy medycyna zawodzi czas na psychoterapeutę? Czy tak to nie działa?

Trochę tak. A trochę też jest tak, że niemal każdy człowiek „niesie” jakiś ciężar doświadczeń, przeżyć, które wpływają nierozerwalnie na stan jego ciała. Trzeba jednak mieć w sobie dużo odwagi i pewnych możliwości „wglądu”, aby zdecydować się na terapię. Większość ludzi boi się ”stygmatyzacji” ( nie odróżniają psychologa, psychiatry i psychoterapety), boi się tez „grzebać”w emocjach, bo to zwyczajnie trudne i bolesne. Wielu ludzi woli cierpieć, niż włożyć wysiłek, aby coś zmienić.

Psychoterapia jeszcze kilka lat temu nie była tak popularna i miała zabarwienie pejoratywne. Dzisiaj mówi się o niej, jako pełnoprawnej metodzie leczenia a samo z niej korzystanie przestaje być czymś wstydliwym. Co miało wpływ na zmianę tego społecznego podejścia?

Bardzo chciałabym, żeby miała pani rację. Niestety, ja tego nie obserwuję na szeroką skalę. To wciąż jest wstydliwy temat „tabu”, „margines” leczenia, wciąż ma zabarwienie pejoratywne, co częściowo wynika z niewiedzy i lęku. Miedzy innymi z tego powodu postanowiłam napisać książkę, która jest zapiskami terapii. Chciałam pokazać ludziom, jak ten proces wygląda „od środka”, przybliżyć go. Chciałam podkreślić, że choć w terapii nie jest „lekko, łatwo i przyjemnie”, to ostatecznie jest to proces optymistyczny, dający szansę na trwałą zmianę, na lepsze, bardziej szczęśliwe, zdrowsze życie. Niektórzy ludzie rzeczywiście stają się w dzisiejszych czasach bardziej świadomi i te osoby właśnie korzystają z terapii.

Czytając pani książkę człowiek czuje się jakby podglądał sesje przez dziurkę od klucza. Czy to ,,wpuszczenie” czytelnika pomaga nam się z tymi pacjentami utożsamić?

Myślę, a także mam zwrotne informacje od czytelników, że każdy człowiek może odnaleźć choćby cząstkę siebie w każdym z opisanych pacjentów. Piszę o tym w epilogu książki. Wszyscy ludzie są do siebie w pewnym sensie podobni, każdy niemal człowiek doznał w dzieciństwie takiego czy innego zaniedbania, wynikającego z różnych powodów. Mam nadzieję, że z tego powodu książka jest dość uniwersalna. Często w ogóle sobie tych doznanych zaniedbań nie uświadamiamy. Książka ma za zadanie także otworzyć oczy, umysły i serca tych osób, które dotychczas żyły w uśpieniu, mroku, nie chciały widzieć. Powtarzam, że ten proces bywa najczęściej bardzo bolesny, jednak jest to jedyna droga do uzdrowienia.

Małgorzata Kuberska-Kędzierska.
Zdjęcie: archiwum prywatne

Pisze pani o konstruktywnej funkcji choroby, co w odczuciu wiele osób uzna za dość śmiałe stwierdzenie.  Jak sprawić by pacjent potrafił  tak spojrzeć na to, z czym się zmaga?

Część leczenia zależy od woli wyleczenia – powiedział Seneka. Tak, jak już mówiłam, wiele osób woli cierpieć, niż coś zmienić. To oczywiście dzieje się na poziomie nieświadomym. Większość ludzi wybiera, bowiem to, co znane, oswojone i z tego powodu bezpieczne, choćby to było trudne i bolesne. Choroba somatyczna może pełnić wiele funkcji, m.in. dawać zainteresowanie i opiekę rodziny i bliskich osób, współczucie i więcej życzliwości, jest też bardziej akceptowana społecznie. Często czujemy się ważniejsi i lepsi, gdyż w naszej chrześcijańskiej kulturze cierpienie ma dużą wartość. Jednak ucieczka w chorobę somatyczną przysparza nam tylko jeszcze więcej cierpienia. Warto spróbować to zmienić.

 

Małgorzata Kuberska-Kędzierska jest psychoterapeutką i specjalistką chorób wewnętrznych, diabetologii i kardiologii. Jej praca doktorska była poświęcona kardiodiabetologii. Od 26 lat pomaga pacjentom w sposób holistyczny, pamiętając o nierozerwalnych i wzajemnych związkach duszy i ciała. Autorka książki „Ile ważą emocje”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.