Przejdź do treści

„Z odchudzaniem dietami cud jest jak z lotto. Rozsądni ludzie grają, choć wiedzą, że szanse na wygraną są znikome. Tak samo jest z dietą kopenhaską” – mówi Justyna Markowska, dietetyczka i psychodietetyczka

Dieta kopenhaska - jej wady i zalety
Justyna Markowska. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jak to możliwe, że niezwykle restrykcyjna i niedoborowa dieta kopenhaska od lat jest najpopularniejszą dietą w sieci? Co sprawia, że sięgają po nią wykształcone, świadome kobiety? O tym, jak przerwać seryjne stosowanie diet cud i na czym polega mechanizm „obietnicy jutra” rozmawiamy z dietetyczką i psychodietetyczką Justyną Markowską.

Barbara Dąbrowska: Dieta kopenhaska choć szalenie rygorystyczna od lat jest jednym z najpopularniejszych haseł wpisywanych w wyszukiwarkę dotyczących odchudzania. Co jest tak kuszącego w jedzeniu jajek, mięsa i piciu kawy?

Justyna Markowska: To jest bardzo dobre pytanie, które również ja wielokrotnie sobie zadaję, gdy trafiają do mnie kobiety i opowiadają swoje historie odchudzania. Myślę sobie wtedy często – kurczę, takie mądre, fajne babki i robią takie bezsensowne rzeczy swojemu ciału! Dieta kopenhaska to forma katowania siebie, nie bójmy się tego powiedzieć. Skąd jej popularność? Powodów jest wiele. Przede wszystkim dieta kopenhaska jest „skuteczna”, oczywiście wyłącznie w krótkim okresie czasu. Na diecie kopenhaskiej można schudnąć 10 kg w ciągu 14 dni, ale kolejny rok przyniesie efekt jo-jo. Kusi szybka utrata kilogramów, kusi łatwość stosowania, bo posiłki diety kopenhaskiej są proste w przygotowaniu, nie trzeba super umiejętności kulinarnych. Dostajesz gotowca, nie musisz zastanawiać się co jeść, masz napisane zjedz jajko, popij kawą, zagryź liściem sałaty. Ważny jest też czas, wiele osób patrzy na odchudzanie, jak na wycinek swojego życia, a nie, jak na proces. Mówimy sobie ok, przez te dwa tygodnie diety kopenhaskiej jakoś się przemęczę, wytrwam, bo to krótko trwa.

Z odchudzaniem dietami cud jest jak z lotto. Rozsądni ludzie też grają w lotto, choć wiedzą, że szanse na wygraną są minimalne. Grają, bo wierzą, że to właśnie im się uda. Tak samo jest z dietą kopenhaską.

Justyna Markowska, dietetyczka

Mam wrażenie, że kobiety poświęcają dużo więcej czasu na wybór pralki, sprawdzenie jej parametrów niż na wybór diety odchudzającej. Gdzie się podziało szersze spojrzenie, perspektywa zdrowia? Prawniczka, nauczycielka, lekarka – myślą logicznie, a gdy przychodzi do wyboru sposobu odchudzania stawiają na dietę kopenhaską…

Ten sposób myślenia dotyczy szerzej zdrowia w ogóle. Jestem przeziębiona, biorę tabletkę na katar i idę do pracy, bo muszę skończyć projekt. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak się dzieje, bo ile kobiet, tyle powodów, dla których przestajemy szanować swoje własne zdrowie i coś innego staje się ważniejsze. Dla osób, które wybierają diety cud, takie jak dieta kopenhaska celem często jest dobry wygląd – zmieścić się w sukienkę, dobrze wyglądać na swoim ślubie. Tu i teraz jest najważniejsze, natomiast zdrowie schodzi na dalszy plan. Oczywiście wszyscy mówią chcę schudnąć, bo chcę być zdrowsza, ale często to czynnik zewnętrzny, np. wspomniana sukienka, jest silniejszym motywatorem. Wolimy schudnąć szybko chwytając się restrykcyjnych rozwiązań niż przejść przez proces zmiany nawyków żywieniowych, podejścia do odżywiania, stylu życia, który jest bardzo trudny.

Katarzyna Błażejewska Stuhr / fot. Wojtek Olszanka

Ten proces trwa czasem nawet kilka lat!

Dokładnie! Z odchudzaniem dietami cud jest jak z lotto. Rozsądni ludzie też grają w lotto, choć wiedzą, że szanse na wygraną są minimalne. Grają, bo wierzą, że to właśnie im się uda. Tak samo jest z dietą kopenhaską. Niby wiesz, że 90 proc. kobiet, które ją stosowało, miało efekt jo-jo, ale mnie to na pewno nie spotka, mi się uda schudnąć na diecie kopenhaskiej i wygrać w lotto. W psychologii ten mechanizm nazywa się „obietnica jutra”. Jutro wszystko będzie inaczej, lepiej…

Czy to nie jest problem kulturowy, problem postrzegania ciała? Wymaga się od kobiet, żeby wyglądały idealnie i to sprawia, że szukamy rozwiązań takich jak dieta kopenhaska?

Kobiety są przesiąknięte idealnymi wizerunkami z Instagrama. Na bardzo popularnym profilu trafiłam ostatnio na zdjęcie kobiety, która pokazywała swój płaski brzuch dwa tygodnie po porodzie.  W opisie autorka zdjęcia zaznaczała, że nie chce wywoływać presji, ale jej akurat się udało! Taki obraz koduje się w głowach kobiet, które to oglądają. Zobacz ta babka w dwa tygodnie po porodzie wygląda jakby nigdy nie rodziła, a ty siedzisz tu nad chipsami i jesteś „wielorybem”. Nas kobiety wpędza to w poczucie, że jesteśmy niewystarczające, że mamy nieadekwatne wymiary. Internet daje złudne uczucie, że całkowita metamorfoza wyglądu ciała jest bardzo łatwa. Ilość profili, które pokazują zdjęcia przed i po i komunikują zobacz to jest możliwe, efekty są niesamowite, już po 3 miesiącach będziesz kimś innym jest ogromna. Wydaje się, że to takie łatwe i na wyciągnięcie ręki, a wtedy bardzo łatwo sięgnąć po dietę kopenhaską, bo ona obiecuje taką zmianę, zmianę na już.

Dieta kopenhaska to jedna z diet cud. Podobnych diet, restrykcyjnych i niebezpiecznych jest znacznie więcej. Są takie kobiety, które są weterankami diet cud i stosują je seryjnie zaliczając naprzemiennie spadek wagi i efekt jo-jo. Jak to się dzieje, że doświadczenie niczego nie uczy?

Choć trudno w to uwierzyć, kobiety, które seryjnie stosują diety cud za każdym razem naprawdę wierzą, że im się uda. To nie jest tak, że nie uczymy się na błędach, nam się wydaje, że jutro przyniesie nowe rozdanie. Nie będzie rozpraszaczy, nie wydarzy się nic niespodziewanego, będę trenować regularnie i stosować się do jadłospisu. Wiele kobiet twierdzi też, mimo ewidentnego efektu jo-jo, że dieta kopenhaska działa, a skoro zadziałała raz zastosuję ją jeszcze raz i jeszcze raz. W ogóle nie myślimy o tym, jak na dłuższą metę utrzymać niższą masę ciała. Samo odchudzanie, mniejsza cyfra na wadze jest dla nas celem, ale nie wiemy co dalej. Nie zastanawiamy się nad tym, co w tym konkretnym sposobie odchudzania było nie tak. Od tego często zaczynam pracę w gabinecie, od uświadomienia kobietom jak irracjonalne są diety cud, w tym dieta kopenhaska.

Justyna Markowska. Zdj: archiwum prywatne

Z odchudzaniem dietami cud jest jak z lotto

Z tego co mówisz, wynika, że kobiety nie rozumieją co to znaczy, że dieta odchudzająca działa. Biorą pod uwagę tylko efekt krótkoterminowy, a tymczasem długoterminowo dieta kopenhaska może poważnie zaszkodzić.

Tylko 3 proc. osób, które zaczynają odchudzanie, nieważne jaką metodą, utrzyma niższą masę ciała przez 5 lat! Tylko 3 proc. – bardzo mało! Oznacza to, że większość z nas jest skazana na efekt jo-jo. Gwałtowny efekt jo-jo niesie się ze sobą konsekwencje zarówno fizjologiczne jak i psychologiczne. Kiedy kobieta chudnie i tyje naprzemiennie zaburza swoje poczucie własnej wartości i czuje się beznadziejnie, bo to przecież wszystko „moja wina”. Restrykcyjne diety prowadzą do objadania się, a to pokazuje, że zmienia się metabolizm, że ciało woła o jedzenie, o energię. Efekt jo-jo to także zmęczenie, osłabienie, nadmierna nerwowość, czy wręcz wzmożona agresja. Wiele zależy od tego, jaki był wyjściowy stan zdrowia kobiety stosującej dietę kopenhaską. Im gorszy, tym bardziej dokuczliwych efektów ubocznych można się spodziewać. Zdarza się, że restrykcyjne odchudzanie prowadzi nawet do depresji czy zaburzeń odżywiania.

W jakie składniki odżywcze dieta kopenhaska jest niedoborowa?

Dieta kopenhaska jest niedoborowa w większość składników odżywczych – witamin i składników mineralnych. Jadłospis dostarcza grubo poniżej 1000 kcal, a przeciętna kobieta potrzebuję około 2000 kcal. Dieta kopenhaska ma też bardzo niską zawartość węglowodanów, ale dostarcza zdecydowanie za dużo białka. Jest w niej także sporo błonnika pokarmowego, który przy niedoborze innych składników dodatkowo utrudnia ich wchłanianie. Jeżeli kobieta zaczyna odchudzanie dietą kopenhaską i jest dobrze odżywiona to przez 14 dni nie jest w stanie doprowadzić do poważnych niedoborów. Sytuacja zmienia się jednak, gdy stan odżywienia na początku diety jest znacznie gorszy. Organizm na starcie wyniszczony po diecie kopenhaskiej będzie w złym stanie. Poza tym mała ilość kalorii wiąże się ze zmniejszoną zdolnością do kontrolowania impulsów. Dieta kopenhaska to tak naprawdę półgłodówka, która sprawia, że obsesyjnie myślimy o jedzeniu. Seryjnie stosowane diety cud zmieniają wręcz naszą świadomość.

Choć trudno w to uwierzyć, kobiety, które seryjnie stosują diety cud za każdym razem naprawdę wierzą, że im się uda. To nie jest tak, że nie uczymy się na błędach, nam się wydaje, że jutro przyniesie nowe rozdanie

Justyna Markowska, dietetyczka

Weteranka diet cud, poza tym, że obsesyjnie myśli o jedzenie ma również gorsze relacje z bliskimi?

Tak może się zdarzyć. Kobieta, która długo stosuje diety o bardzo niskiej kaloryczności ma znacznie mniej cierpliwości do dzieci, do partnera. Nie ma siły na codziennie obowiązki, a co dopiero na życie towarzyskie. To wszystko wpływa na pogorszenie relacji.

W Internecie krąży historia, że dieta kopenhaska została stworzona przez lekarzy z rządowego szpitala w Kopenhadze, co paradoksalnie zachęca do jej wypróbowania. „Przecież to od lekarza!”

Sądzę, że to internetowy mit, ale nawet jeśli ktoś twierdzi, że jadłospis diety kopenhaskiej został ułożony przez lekarza to ja chciałabym podkreślić, że lekarze nie są specjalistami od odchudzania. Wykształceni i doświadczeni dietetycy radzą sobie z otyłością znacznie lepiej. To, że autorem diety kopenhaskiej teoretycznie jest lekarz nie powinno być motywacją do jej stosowania.

Sądzę, że to internetowy mit, ale nawet jeśli ktoś twierdzi, że jadłospis diety kopenhaskiej został ułożony przez lekarza to ja chciałabym podkreślić, że lekarze nie są specjalistami od odchudzania.

Justyna Markowska, dietetyczka

Czy dietę kopenhaską można potraktować jako „dietę ostatniej szansy” np. przed operacją?

Dieta kopenhaska to bardzo zły pomysł zwłaszcza przed operacją. Ta dieta wyniszcza organizm, a przed operacją ciało powinno być w możliwie jak najlepszej kondycji. Zdecydowanie dieta kopenhaska nie powinna być „dietą ostatniej szansy”.

Co zrobić, gdy kusi kolejna internetowa dieta, która „wszystko zmienia”? Jak pracować z psychiką, by odeprzeć pokusę?

Dlaczego chcę się odchudzać? Bo chcę być szczupła. Tylko tyle? Dobrze jest zacząć od odpowiedzi na pytanie – o co mi tak naprawdę chodzi. Często kobietom wydaje się, że jak schudną to będę miały lepszą pracę, znajdą partnera. Za odchudzaniem stoją przesłanki, które nie są do końca oczywiste. Kiedy zaczniemy szukać prawdziwej motywacji, to do głowy przyjdą także inne rozwiązania. Jeśli chcę się z kimś związać, to być może warto częściej wychodzić do ludzi. Rzadko kiedy odchudzamy się tylko dla samej niższej masy ciała.

odchudzanie

Od czego zacząć proces zmiany myślenia o jedzeniu? Od czego ty jako psychodietetyk zaczynasz pracę z weterankami diet, dla których dieta kopenhaska i inne cud rozwiązania były dotychczas jedynymi metodami działania?

Przede wszystkim uważnie słucham historii tej konkretnej kobiety. Choć weteranki diet łączy bogate doświadczenie związane z odchudzaniem, to każda z nich ma inną historię, która doprowadziła je do tego miejsca. Czasem okazuje się, że to są smutne, dramatyczne historie, a ja jestem pierwszą osobą, która ich wysłuchuje, bo do tej pory nie było komu ich opowiedzieć. Bardzo często stosowanie diet odchudzających jest rodzajem maski, odwróceniem uwagi od faktycznych problemów w życiu.

Kiedy już wiesz jaka historia stoi za kobietą, to co dalej?

Rzadko zaczynam od zmian w diecie. Moim celem jest przede wszystkim zmiana myślenia i stosunku do jedzenia. Bardzo ważne jest, by nauczyć się radzić sobie z zachciankami, słuchać siebie. Potem okazuje się często, że zmiany w diecie nie są już w ogóle potrzebne. Kiedy kobieta zna swój schemat postępowania i jest w stanie zauważyć potrzeby organizmu zaczyna odżywiać się intuicyjnie. W takiej sytuacji modyfikacja jadłospisu to już najczęściej wisienka na torcie, drobne zmiany typu zastąp to tym albo przesuń posiłek na wcześniejszą godzinę.

Do czego sprowadza się zmiana myślenia?

Bardzo wiele kobiet traktuje zdrowe odżywiania jako karę. Śmieciowe jedzenie jest smaczne, jest robione po to, by przyciągać. Ktoś, kto jest przyzwyczajony do smaku fast-foodu nie doceni warzyw, szczególnie jeśli są niedoprawione. Często dzieje się to na poziomie podświadomym. Nikt nie myśli: zrobię sobie taką karę, będę się zdrowo odżywiać, ale jedząc zdrowo, czujemy się źle. Najważniejsze, by zrozumieć, że zdrowa dieta to przejaw troski o siebie. Druga ważna zmiana to uświadomienie sobie, że my same jesteśmy odpowiedzialne za to, jak się czujemy. Bardzo wiele kobiet zajada emocje, stresy, smutek, samotność. Mamy na to wpływ, choć to jest trudna sztuka! Zmiana myślenia może jednak zmieniać nasze samopoczucie, a wtedy nie potrzebujemy już jedzenia do rozładowania emocji.

Jak taki proces zmiany myślenia może wyglądać od strony praktycznej? Możesz pokazać to nam na przykładzie?

Wracasz do domu, po całym dniu pracy zła. Zadaj sobie pytanie, co to znaczy, że jestem zła, co za tym stoi naprawdę? Usłysz swoje automatyczne myśli i zapisz je. Przeanalizuj je z dystansu, czy twoje myśli są zgodne z faktami? Spróbuj sprawdzić, czy twoja myśl jest racjonalna. Jeśli nie, postaraj się ją przekształcić na taką, która będzie bliższa prawdy. Pokażę to na przykładzie. Karolina po powrocie z pracy objada się słodyczami. Wydaje się jej, że to działanie nawykowe, ale po rozmowie udaje nam się poznać schemat. Karolina wchodzi do domu i widzi bałagan. Na ten widok w jej głowie pojawiają się myśli: „Dlaczego w tym domu nikt nie potrafi odłożyć rzeczy na miejsce?! Co to za chlew?! Czy oni myślą, że ja jestem darmową sprzątaczką?”. Karolina czuje się zła i sfrustrowana, objada się słodyczami, bo to jedyny sposób, jaki zna na poprawę samopoczucia.

Poprosiłam ją , żeby odpowiedziała na kilka pytań. Co chciałaby zrobić po powrocie do domu, gdy widzi bałagan? Nie zwracać na to uwagi, zająć się przygotowaniem posiłku. Jak musiałaby się czuć, żeby udało jej się nie zwracać uwagi na bałagan, tylko zająć się przygotowaniem obiadu? Spokojna. Co musiałaby pomyśleć widząc bałagan po powrocie do domu, żeby być spokojną? Nie mam teraz siły na sprzątanie. Najpierw zrobię sobie coś do jedzenia, a później poproszę dzieciaki, żeby pomogły mi posprzątać. Teraz, gdy Karolina widzi bałagan po powrocie do domu, stara się myśleć w nowy sposób i objadanie słodyczami powoli przestaje być problemem.

Proste?

Wcale nie! Wypracowanie nowego sposobu myślenia wymaga czasu, często nawet kilku miesięcy.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: