Przejdź do treści

Wokalistka Ania Broda opowiada o tworzeniu muzyki dla dzieci. „To fantastyczne doświadczenie”

Ania Broda / fot. Renata Orlińska
Ania Broda / fot. Renata Orlińska
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Dzieci chcą patrzeć w magiczny sposób na świat, szukają piękna. Sztuka jest tym zaczarowanym światem rzeczywistości – mówi Ania Broda, piosenkarka i kompozytorka, autorka m.in. hitów „Siedzieli na ganku” czy „Jak wygląda wiatr”.

Marta Chowaniec: W jaki sposób przyszły do pani piosenki dla dzieci?

Ania Broda: Wraz z przyjściem na świat Anatola (21 l.), Konstantego (19 l.) i Melanii (16 l.) pojawiła się w moim życiu muzyka dla dzieci. To była dla mnie bardzo duża zmiana. Właściwie powinnam być wdzięczna moim dzieciom, że się urodziły, bo ten fakt przyczynił się do tego, że ośmieliłam się wydobyć na światło dzienne i pokazać publiczności muzykę, która żyła w mojej głowie i wyobraźni już wcześniej. Bycie mamą sprawiło, że poczułam się bardziej pewną siebie kobietą, dopełnioną i dookreśloną poprzez macierzyństwo. Mieszkałam wtedy na wsi, w domu, który stał daleko od drogi. Chciałam spędzać kreatywnie czas z dziećmi. Otwierałam książki z wierszami, siadałam przy pianinie i w ten sposób powstały pierwsze piosenki. Wieczorem, kiedy moje radosne dzieciaki zasypiały, pomimo zmęczenia chciałam mieć czas, by odkrywać siebie przez tworzenie i każdego dnia mieć swoją, osobistą przygodę z muzyką – tylko mój czas w świecie kompozycji i piosenki. Te piosenki były takimi słoiczkami z dżemem na zimę. Na wsi kobiety często robią zapasy, zamykają owoce w słoikach na zimę, a ja tworzyłam melodie i teksty. Założyłam zeszyt, w którym je spisywałam. Teraz kiedy prowadzę warsztaty muzyczne, często zachęcam uczestników, aby założyli swoje zeszyty z piosenkami. W dzisiejszych skomputeryzowanych czasach to rodzaj analogu, dokumentu, w którym możemy obserwować własny rozwój muzyczny.

Wracając do mojej historii z muzyką, w pewnym momencie tych kompozycji było już całkiem sporo. Pisałam muzykę do tekstów Józefa Czechowicza, potem Danuty Wawiłow i Doroty Gellner.

Czym jest piosenka dla dzieci?

Granica między muzyką dla dzieci, a dla dorosłych została sztucznie stworzona przez rynek muzyczny. Dzieci same najlepiej pokazują, co robi na nich wrażenie niezależnie od podziałów. Mam do nich w tej kwestii zaufanie. Granie dla młodszej publiczności jest fantastycznym doświadczeniem dla każdego artysty. Jest to bardzo szczery odbiorca. Polubi cię, jeśli przekonasz go do tego, czym się zajmujesz albo się nie zainteresuje. Kolejną ważną rzeczą w kontakcie z dziećmi jest to, aby im po prostu poświęcić czas, ofiarować im swoją uważność. Myślę, że moje piosenki i sukces mojego grania dla dzieci polega na tym, że nie biorę na warsztat tekstów, które są infantylne. Śpiewam piękne słowa, rozmawiam z dziećmi na poważnie. Dzieci chcą patrzeć w magiczny sposób na świat, szukają piękna. Sztuka jest tym zaczarowanym światem rzeczywistości.

Od niedawna biorę udział w projekcie przedszkola online i jedna z mam powiedziała, że jej córka improwizuje na ukulele, opowiada historię zainspirowaną moją muzyką. To bardzo wzruszające. To też staram się przekazać, że muzyka nie jest formą, którą trzeba nieustannie ćwiczyć, związaną ze szkołą muzyczną, występami i konkursami, tylko może być przekazem, opowieścią. Pozwala nam wyrazić się i cieszyć. Bezgraniczne podejście do formy muzycznej i do treści przynosi niezwykłe rezultaty. Dzieciaki zaczynają intuicyjnie używać języka muzycznego. Przecież muzyką jest też klaskanie, tupanie, a nawet cisza to czasem piękna muzyka. Gdyby nie to, że mieszkałam na wsi, gdzie doświadczyłam szczególnej ciszy, być może nie otworzyłabym sama drzwi do muzyki.

Otwiera pani te drzwi do muzyki dzieciom, kształtując ich gust muzyczny.

Najbardziej cieszę się z tego, że moje piosenki się nie starzeją. Są uniwersalne. Wychowują się przy nich kolejne pokolenia. Są ciągle aktualne. Prawdziwa sztuka nie boi się czasu.

Granica między muzyką dla dzieci, a dla dorosłych została sztucznie stworzona przez rynek muzyczny. Dzieci same najlepiej pokazują, co robi na nich wrażenie niezależnie od podziałów. Mam do nich w tej kwestii zaufanie. Granie dla młodszej publiczności jest fantastycznym doświadczeniem dla każdego artysty.

Ania Broda

Na czym pani gra?

Gram na cymbałach, lirze korbowej, pianinie, kantelach. Pokazuję dzieciom: okarynę, dzwonki i ukulele. Jestem ciągle ciekawa świata, chętnie nauczyłabym się grać na wielu kolejnych instrumentach. Dzieciaki dają mi energię i świeżość. Staram się je pielęgnować w sobie, co przekłada się na ciągłe zainteresowanie nowymi instrumentami, nowymi formami muzycznymi, tekstami. Bezgraniczne i ważne w mojej twórczości są też koncerty, zwłaszcza z piosenkami z płyty „A ja nie chcę spać”, z hitami „Siedzieli na ganku” czy „Jak wygląda wiatr”. Są to spotkania familijne, na których tak samo dobrze bawią się rodzice jak i dzieci. Udało mi się znaleźć wspólny mianownik w tej formule. Słyszałam określenie, że jestem Grechutą w spódnicy dla dzieci. Jest to dla mnie wielkie wyróżnienie, bo dla mnie twórczość Marka Grechuty uosabia najpiękniejszą poezję śpiewaną. Teksty zaczynają żyć w wyobraźni, słowo staje się żywym obrazem emocjonalnym.

Dużo jest w pani tekstach odniesień do świata natury.

Jestem wielką miłośniczką przyrody, co znajduje odbicie w moich tekstach. Teraz mieszkam w mieście, w Olszynie, ale ciągle blisko lasu. Tęsknię za naturą. Kiedy tworzę kolejne piosenki, pojawia się w nich wątek roślinno-naturalistyczny, który daje wytchnienie od miejskiego zgiełku. Być może współczesny, przebodźcowany człowiek, a sama nim jestem, potrzebuje tego spokoju. Każdy koncert i płyta muszą się składać z różnych pod względem charakteru piosenek. Zwłaszcza kiedy mówimy o tak wymagających odbiorcach jak dzieci. Wprowadzam dramatyczne piosenki jak „Kto zabił kota Mruczka”, ale zaraz po niej pojawia się refleksyjna i spokojna piosenka pt. „Czarny Lew”. Ponieważ mieszkam w Krainie Tysiąca Jezior, powstała piosenka o Królu Jeziora. Senna wróżka pomaga zasnąć. Pojawia się w piosence czekolada, którą sama uwielbiam. Często piszę teksty po spotkaniach z dziećmi. Lubię śpiewać różne piosenki, tak jak lubię wkładać różne sukienki. Piosenki to rodzaj bagażu, który zawsze mam ze sobą, a z drugiej strony nic nie waży. Są w sercu i w głowie, we mnie. Tak jak bohaterowie moich śpiewanych historii.

Poza koncertami prowadzi pani również warsztaty dla dzieci, na które zabiera pani bohaterów swoich piosenek jak: Elfy, Panią Różę czy len, grykę i lawendę.

Dzisiaj jestem po rozmowie z panią ordynator oddziału onkologicznego szpitala dziecięcego w Olsztynie. Składam wniosek o stypendium do ministra, bo chciałabym zrealizować projekt muzyczny skierowany do dzieci, które chorują na raka. Muzyka jako oddech, element spokoju, plasterek miodu dla chorujących – to może być piękny projekt. Zależy mi, by w muzyce przekazem były dobro i nadzieja. Jak każdy człowiek mam różne momenty, czasem wątpię. Bywa mi źle i smutno, ale bardzo się staram, żeby to, co daje drugiemu jako piosenkę, mnożyło dobro. Wierzę, że ma to głęboki sens i zmienia naszą rzeczywistość na lepsze. Zależy mi na tym bardziej niż na liczbie osób, która mnie słucha i medialności. Najbardziej wzrusza mnie, kiedy usłyszę od konkretnej osoby, że moja piosenka sprawiła, że poczuła się bezpiecznie, spokojnie. Po prostu dobrze. Moje warsztaty mają wiele elementów improwizacji, nazywam to laboratorium intuicji muzycznej. Pracuję na tym, co czuję. Wsłuchuję się w grupę słuchaczy, których spotykam. Koncert także jest wynikiem tego, co się wydarza między słuchaczem a grającym. Tak samo cisza jest ważna. Można w niej czuć się bezpiecznie i dobrze, a przecież może być tak niezręczna, że chcemy ją przerwać. Z dziećmi jest tak, że warsztaty i koncerty to zawsze podróż muzyczna. Nigdy nie wiemy, dokąd zaprowadzi nas to spotkanie.

Kim jest wysoko wrażliwa osobowość?

Czyli trzeba być bardzo odważnym, pracując z dziećmi?

Tak uważam. Pani i każdy rodzic to rozumie, że trzeba być przygotowanym na wiele niespodzianek. Nigdy nie wiadomo, czy kiedy wstaniemy rano, nie zobaczymy magicznej krainy z białą ziemią, która jest tak naprawdę rozsypaną mąką w kuchni. Wszystko się może zdarzyć.

Czego się pani nauczyła poprzez tą pracę?

Akceptować siebie taką, jaką jestem i słuchać odbiorców. Nazywam to słuchaniem intuicji. Staram się jako artystka przyciągnąć do siebie słuchacza, ale też wsłuchać się w niego, poczuć, jak on się czuje, czego mu trzeba. Jaką nutę zagrać, jaki akord, żeby wyszedł zadowolony z naszego spotkania, koncertu, warsztatów. Jest to szczególnie ważne przy mojej nie mainstreamowej działalności, niewypromowanej przez szerokie media. Nie stoi za mną żadna wielka firma. Jestem artystą żywym. Nie boję się nowych wyzwań. Moja sztuka opiera się na tym, że jako człowiek kocham życie. Ważne dla mnie jest, żeby się nie bać żyć po swojemu i wskakiwać w nowe muzyczne przygody. Są nimi nowe instrumenty, przejście do grania online w czasie kwarantanny, czy każde nowe spotkania z dziećmi. Myślę, że mogłabym się też zawodowo zajmować innymi rzeczami niż muzyka. Nie wiadomo, co mi jeszcze będzie dane, ale w wielu trudnych sytuacjach muzyka po prostu mnie ratowała, była moim przyjacielem, chmurą spokoju.

Ania Broda – piosenkarka, cymbalistka, kompozytorka, autorka tekstów, producentka. Wokalistka obdarzona niepowtarzalnym głosem, posługuje się techniką śpiewu “białego”.  Tworzy bardzo różnorodną w formie, nieprzewidywalną w stylu, absolutnie unikalną muzykę marzeń i wrażeń. Świetnie bawi się głębokim brzmieniem swojego głosu, siłą słowa, magią nieoczywistej melodii.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: