Less waste według Magdaleny Łapanowskiej. „Nie chodzi o wielkie wyrzeczenia”
„Jeżeli chcesz zmiany, bądź zmianą. To chyba najzdrowsze podejście do zrównoważonego życia”. Jak ekologicznie i zdrowo żyć w świecie przesiąkniętym chemią i zasypanym plastikowymi butelkami, opowiada Magdalena Łapanowska.
Ewa Wojciechowska: Prowadziłaś ekologiczny dom, zanim w twoim życiu pojawiło się dziecko?
Magdalena Łapanowska: Odkąd jesteśmy razem, staramy się z moim mężem bardzo rozsądnie podchodzić do zakupów i konsumpcji. Używanie własnych kubków i butelek, sztućców, segregacja śmieci i rezygnacja z worków to w naszym domu standard. Było więc jasne, że kiedy zajdę w ciążę i urodzi się dziecko, nic się nie zmieni, a nawet będziemy starać się jeszcze bardziej, by dawać mu dobry przykład.
Tu nie chodzi o wielkie wyrzeczenia. Czasy się zmieniają dużo bardziej dynamicznie, niż nam się wydaje, więc także i nasz tryb życia oraz korzystanie z zasobów naturalnych powinny ulec zmianie. Można do tego podejść bardziej świadomie.
Jak wyglądały przygotowania do przyjęcia dziecka. Od czego zaczęłaś?
Tak jak każda przyszła mama zaczęłam od wyprawki. Starałam się kupić tylko to, co faktycznie niezbędne i kupować z drugiej ręki. W internecie dostępne są listy rzeczy dla maluszka, które mają po kilka stron. Wiem już, że z tego spisu tylko 1/4 rzeczy jest naprawdę niezbędna. Resztę, jak się okazało na przestrzeni tego pierwszego roku z dzieckiem, bez problemu można było dokupić, jeśli zaszła taka potrzeba.
Podjęłam też decyzję, by używać pieluch wielorazowych. Na początku wydawało mi się to bardzo skomplikowane, ale przecież ja i wielu obecnych rodziców byliśmy pieluchowani w tetrowych wielorazówkach. Nawet jeśli pojawiły się już pampersy, były bardzo drogie i używało się ich na ekstra wyjścia. Swoją drogą bardzo podoba mi się taki system, by jednorazówki były używane tylko awaryjnie albo w miejscach bez dostępu do pralki. Zamiast chusteczek nawilżanych używam mokrych bawełnianych ręczniczków, które na wyjścia pakuję w zamykany pojemnik, a brudne wrzucam do worka na zużyte pieluchy. Potem wszystko ląduje w pralce.
Do kąpieli córki też nie używam wielu kosmetyków. Są rodzice, którzy kąpią dzieci w samej wodzie. Ja używam dodatkowo mydła w niewielkiej ilości, więc starcza go naprawdę na długi czas. Kiedy pojawiły się pierwsze zęby, trzeba było dokupić szczoteczkę i pastę do zębów. Latem dodatkowo krem z filtrem… i to by było na tyle w kwestii higieny maluszka.
Czy przy kompletowaniu wyprawki miałaś poczucie, że minimalizowanie zakupów to wyrzeczenie?
Jestem typem, który nie lubi chodzić po sklepach, więc nie miałam z tym problemu. Traktowałam to raczej w kategoriach zadania do wykonania. Chciałam zrobić zakupy rozsądnie, nie wydawać dużo pieniędzy i nie żałować swoich wyborów. Sporo czytałam, analizowałam, pytałam dziewczyn, które w moim otoczeniu mają dzieci. Potraktowałam to jako nowy, ciekawy etap w życiu.
Swego czasu robiłaś sama proszek do prania ubrań. Pierzesz w nim też ubrania dziecięce?
Wizja pojawiającego się domu małego człowieka wydała mi się na tyle poważna i zmieniająca porządek dnia codziennego, że zabawę z własnym proszkiem do prania odłożyłam na lepsze czasy. Poza tym, nie zaleca się prania w nim pieluszek wielorazowych i wątpię, czy by sobie poradził z plamami po jedzeniu, z którymi obecnie walczę, bo nasza Jadzia to niezły smakosz. Kupuję proszek przeznaczony do prania dziecięcych ubranek i piorę w nim wszystko. Próby wykonania własnego specyfiku do zmywarki poległy z kretesem, więc używam takiego od polskiego producenta. Robię natomiast swoją pastę wielofunkcyjną do czyszczenia powierzchni na bazie sody oczyszczonej, sody kalcynowanej i płatków mydlanych z przepisu Emilii Obrzut i sprzątam nią całą łazienkę. Do luster świetnie sprawdza się 50 proc. roztwór octu w wodzie.
Co zainspirowało cię do tworzenia własnych specyfików?
Kiedy wyprowadziłam się rodzinnego domu, zdałam sobie sprawę, jak dużo chemii używam. Osobny proszek do tego, tamtego, jeden, drugi płyn do prania, mleczko do czyszczenia umywalki, do sedesu, inne środki do kabiny prysznicowej, inne do płytek, płyn do podłóg i oddzielny do kuchenki… Zaczęłam się zastanawiać o ich wpływie na nasze zdrowie i kondycję środowiska.
Zaczęło się od własnego proszku, w którym prałam wszystkie nasze ubrania bez względu na kolor. Przy regularnym czyszczeniu pralki, nie powinien wyrządzić jej krzywdy, więc zaryzykowałam i faktycznie nic się nie działo. Chociaż teraz używam dostępnych na rynku proszków do prania, w kwestii czyszczenia domu w 100 proc. przestawiłam się na ocet, kwasek cytrynowy, sodę i płatki mydlane.
”Najdroższy chyba jest nasz czas, który trzeba poświęcić, żeby zmienić podejście do życia. Potem wchodzi się w nowe buty i po prostu się idzie. One wcale nie uwierają. Na dodatek odkrywa się nowe drogi”
Bardzo trudno jest zrezygnować z plastiku, który jest dosłownie wszędzie. Udało ci się to?
To moje wielkie marzenie, ale mam świadomość, że nie jest to do końca możliwe, kiedy się żyje w mieście. Całkiem nieźle idzie nam segregacja odpadów. Najszybciej zapełnia się wiaderko z odpadami BIO i papier, a to na plastikowe i metalowe odpadki wynosimy pełne 2-3 razy w miesiącu. Oczywiście wiąże się to także z tym, że wielu produktów po prostu nie kupujemy. Trochę nad tym ubolewam, ale od ich kupowania skutecznie odwodzi mnie fakt, że są zapakowane np. w opakowanie wielomateriałowe, trudne do recyklingu.
Rozumiem, że pijecie wodę z kranu?
Piję kranówkę już od kilku lat. Już na studiach, zdałam sobie sprawę, że po drodze na zajęcia codziennie kupuję butelkę wody. Zamiast tego, kupiłam więc bidon i zaczęłam lać do niego wodę z kranu. Bardzo smaczną z resztą! Ja swojej butelki pilnuję, jak oka w głowie, Grzesiek – mój mąż, po zgubieniu kilku, przestawił się na picie wody z butelki po np. passacie pomidorowej. Ten typ tak ma… Nie mam również oporów, by pić wodę niefiltrowaną, bo jako żywieniowiec wiem, że jest ona regularnie badana.
No właśnie – udaje ci się zachować te wszystkie zasady także na wyjazdach? Wyjeżdżaliście już z dzieckiem?
Kluczowym elementem doboru miejsca do spania jest fakt, czy będzie tam dostęp do pralki, co determinuje, czy będę mogła zabrać ze sobą pieluchy wielorazowe. Jeśli nie jest to możliwe, używam bambusowych jednorazówek.
Pośród restauracji z jednorazową zastawą zawsze uda się znaleźć knajpę, gdzie serwuje się jedzenie na prawdziwym talerzu i z metalowymi sztućcami. Ponadto jedzenie na miejscu ma w sobie jakiś taki większy sens, niż jedzenie czegoś w biegu, na wynos. Jeśli chodzi o zakupy, to mamy ze sobą swoje torby zakupowe, w które tak jak na co dzień, można wszystko zapakować. No i co jest najważniejsze, podczas urlopu powinniśmy odpocząć, a nie mieć wyrzuty sumienia, że zjedliśmy w porcie rybę z frytkami na jednorazowym talerzyku. Czasem warto odpuścić, co nie zmienia faktu, że życie w zgodzie z narzuconymi sobie zasadami też może być przyjemne.
Jak ludzie reagują, kiedy mówisz, że zrezygnowałaś z jednorazowych pieluch? Spotykasz się z dziwnymi spojrzeniami?
Wiąże się to raczej z uprzejmym zainteresowaniem, ale często uprzedzonym przez „podziwiam, ja bym nie dał/a rady”. Natomiast uważam, że nic bardziej mylnego. To żaden heroizm, co staram się zawsze podkreślić. Nie robiłabym tego, gdyby to było dla mnie wyrzeczenie, bo jestem z natury leniwa. Lubię natomiast opowiadać o wielopieluchowaniu, to taka moja „wkrętka”. Kiedyś opowiadałam tak o jedzeniu, potem o sprzątaniu sodą i octem. Mam natomiast wrażenie, że samo słowo „ekologia” źle się kojarzy. To hasło, które od razu sprowadza temat do dyskusji o odpływach i przypływach, fazach księżyca i oczywiście o tym, że trzeba być bogatym, by sobie na to pozwolić.
To nieprawda?
Ekologiczne odpowiedniki kosmetyków czy żywności faktycznie są droższe. Ale zmienia się to wraz z rosnącym popytem na te produkty. To już coś. Najdroższy chyba jednak jest nasz czas, który trzeba poświęcić, żeby zmienić podejście do życia.
Potem wchodzi się w nowe buty i po prostu się idzie. One wcale nie uwierają. Na dodatek odkrywa się nowe drogi, które okazują się całkiem ciekawe.
”Byłoby fajnie, gdyby zmiany szły odgórnie i systemowo, ale oczekiwanie, że ktoś to za nas załatwi niewiele zmienia. Zacznijmy równocześnie sami wymyślać i wdrażać sposoby, które będą działały dobrze”
Czyli można żyć zdrowo w świecie otoczonym chemią?
Tak i będę bronić tej tezy. To wydaje się trudne, bo przez wiele lat robiliśmy wszystko, żeby wprowadzać do naszego życia to, co teraz chcemy z niego wyeliminować. To oczywiste, że nie zrezygnujemy ze zdobyczy cywilizacji czy technologii, ale powinniśmy zacząć używać ich w służbie środowiska, a nie przeciwko. Potrzebna jest jednak zmiana myślenia. Teraz nadużywamy dóbr, produkujemy za dużo i zużywamy dużo więcej energii, niż trzeba.
Byłoby fajnie, gdyby takie zmiany szły odgórnie i systemowo, ale oczekiwanie, że ktoś to za nas załatwi niewiele zmienia. Zacznijmy równocześnie sami wymyślać i wdrażać sposoby, które będą działały dobrze.
Macierzyństwo jest dobrym momentem na zmianę sposobu życia?
Początkiem może być macierzyństwo, przeprowadzka, ślub czy zamieszkanie z partnerem albo taki wywiad (mam nadzieję). Środowisko i następne pokolenia będą nam za to wdzięczne. Staram się też nie koncentrować na raportach publikowanych przez rzesze naukowców. Lubię mieć świadomość tego, co się dzieje i ta wiedza jest mi jak najbardziej potrzebna, ale nie dopuszczam do sytuacji, w której to staje się moją obsesją. Życie mamy jedno i dobrze jest się nim cieszyć.
Jeżeli chcesz zmiany, bądź zmianą. To chyba najzdrowsze podejście do zrównoważonego życia.
Zobacz także
„Pieluchy wielorazowe są postrzegane dziś jako coś obrzydliwego”. O tym, czym różni się nowoczesne wielopielo od tego, które znały nasze babcie, mówi Helena Łysik, czyli Wielomatka
Ty też możesz sprawić, aby oceany nie były pełne plastiku. 9 zmian do wprowadzenia od zaraz
„Planeta ma już wystarczająco ciężko” – mówi Ewelina Jamróz, która stworzyła „aktywną” folię z wodorostów i żelatyny
Polecamy
Natalia Fedan: „Chwalone dzieci wcale nie mają lepiej. One niosą ciężki plecak z oczekiwaniami”
Dr Katarzyna Wasilewska: „Mogłybyśmy częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom”
„Można być obecnym ojcem, spędzając z dziećmi godzinę dziennie”. Z Jackiem Masłowskim rozmawiamy o „Syndromie tatusia”
„Social media babies” buntują się przeciw rodzicom. Magda Bigaj: przyzwyczailiśmy się, że „dzieci można używać”
się ten artykuł?