Przejdź do treści

Marta Wroniszewska: „Każda z nas nie raz słyszała o dziecku wychowującym się bez ojca. O dzieciach wychowujących się bez matki znacznie rzadziej, jeśli w ogóle”

Marta Wroniszewska - Hello Zdrowie
Marta Wroniszewska, autorka książki "Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci"/ Fot. Księgarnia Czarnego
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Z jednej strony staramy się od jakiegoś czasu odbrązowić macierzyństwo, pokazywać je realistycznie, a z drugiej oczekujemy od matek spełnienia, satysfakcji i szczęścia. Trudno nam przyjąć, że matka może być zmęczona, wściekła, sfrustrowana. Że może nie lubić swojego dziecka – mówi Marta Wroniszewska, dziennikarka i autorka poruszającej książki „Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci”. Rozmawiamy o tym, co kieruje matkami, które odchodzą od rodziny.

 

Marta Szarejko: Jakie masz pierwsze skojarzenie ze słowem matka?

Marta Wroniszewska: Ostoja, przystań, kobieta z otwartymi ramionami, która zawsze przytuli i da ukojenie. Stereotypowe, prawda? Kiedy dostałam propozycję napisania książki o kobietach, które opuściły swoje dzieci, uświadomiłam sobie, jak bardzo powielam niesprawiedliwe i antykobiece wzory myślowe. Jestem feministką, chodziłam na czarne marsze, kilkanaście lat pracowałam w prokobiecej gazecie, a i tak noszę w sobie rodzaj patriarchalnej oceny.

Jaka była twoja pierwsza myśl?

„Mam pisać o takich złych kobietach?”. Mimo to postanowiłam zastanowić się nad propozycją wydawnictwa i szybko doszłam do wniosku, że właśnie przez te swoje myśli powinnam tę książkę napisać. Większość z nas uwewnętrzniła przecież obraz Matki Polki – niesionej na sztandarach, opiewanej przez poetów. I niezbyt realistycznej.

Zupełnie inaczej myślimy o ojcach.

Ojciec to ten nieobecny, zawsze na zewnątrz, poza domem. I to jest ok. Oczywiście nie jest, ale taką mamy wdrukowaną matrycę. Taki przekaz dostajemy z domu, kultury, szkoły, więc trudno, żebyśmy mieli inny. Dlatego zanim siadłam do pisania, zdałam sobie sprawę, że ta książka musi być ćwiczeniem z odwróconego myślenia. Dodatkowo uświadomiłam sobie, że to jest temat tabu: w książkach, filmach, podcastach niewiele znajdziesz o kobietach, które opuszczają swoje dzieci.

Dlaczego tak jest?

Bo to temat, który budzi ogromne kontrowersje. Zawsze kiedy piszę jakiś tekst, najpierw go przerabiam w głowie, a potem zaczynam o nim rozmawiać z ludźmi. Tym razem słyszałam od innych jedno zdanie: „A po co chcesz pisać o takich kobietach?”. Zdałam sobie sprawę, że to bastion patriarchatu, którego same bronimy. Bo Matka Polka coś nam, kobietom, przecież robi.

Daje nam władzę.

I kontrolę w domu. To jedyne poletko, na którym możemy być najlepsze. Dlatego same zaczynamy go bronić – zarówno wizerunku, jak i medali, które przypinamy sobie same, bo przecież nie dają nam ich ani partnerzy, ani dzieci. No więc w całej okazałości zobaczyłam, jak nierówno traktujemy kobiety i mężczyzn. Każda z nas nie raz słyszała o dziecku wychowującym się bez ojca. O dzieciach wychowujących się bez matki znacznie rzadziej, jeśli w ogóle.

dr Katarzyna Wasilewska - Hello Zdrowie

Przywołujesz w książce liczne dane, które to potwierdzają.

Narodowy Spis Powszechny przeprowadzony w 2021 roku pokazał, że – podobnie jak w roku 2011 – przeszło co czwartą rodzinę tworzył samotny rodzic z dzieckiem lub dziećmi. Ogółem było ich 2 miliony 294 tysiące. Samotne matki stanowiły 18,8 proc. wszystkich rodzin w Polsce, a samotni ojcowie 3,8 proc. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie też statystyki dotyczące alimentów: 94 proc. dłużników alimentacyjnych to mężczyźni, 6 proc. to kobiety. Dług alimentacyjny mężczyzn wynosi 11 miliardów, kobiet pół miliarda. To pokazuje skalę rozwarstwienia i nierówności, zjawiska, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.

Pierwszy temat twojej książki, odzwierciedlony w tytule, to kobiety, które opuściły swoje dzieci. Natomiast drugi, trochę w tle, ale chyba bardziej istotny, to próba demistyfikacji małżeństwa i rodziny.

Zbudowaliśmy społeczeństwo na konkretnych rolach – i to jest naturalne, tak funkcjonuje wiele kultur. Problem tkwi w rozkładzie sił. Dzięki doktorowi Konradowi Piotrowskiemu – psychologowi rozwoju z SWPS – zrozumiałam, że kiedyś dziecko wychowywała wioska. A to, że matka karmiła piersią, nie predestynowało jej do tego, żeby być jedyną opiekunką dziecka. Dziś tak jest. I oczywiście: mężczyźni bardziej włączają się w życie domu niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu, ale wciąż są to dawki homeopatyczne. Ojciec wciąż jest bardziej konsultantem rodzinnym niż partnerem, pełnoprawnym filarem, jedną z dwóch nóg, na których powinna stać rodzina. Kobieta statystycznie spędza z dzieckiem w pierwszym okresie jego życia 61 tygodni, mężczyzna jedynie 7.

Przepaść.

Trudno to nazwać partnerstwem. Nie pomaga tu też rynek pracy – kobiety zarabiają mniej, więc zwykle oczywistym wyborem jest szybki powrót do pracy mężczyzny. To się po prostu bardziej opłaca całej rodzinie. I teraz: wszystko poza pieniędzmi w domu zwykle stoi na kobiecie. Jeśli ona zachoruje, albo popadnie w uzależnienie – system się wali. I to ona jest obwiniana, bo okazuje się, że nie dała rady.

Słyszałam od innych jedno zdanie: „A po co chcesz pisać o takich kobietach?”. Zdałam sobie sprawę, że to bastion patriarchatu, którego same bronimy

Mam wrażenie, że matki dziś są bardzo samotne. Pamiętam wywiad z Zadie Smith, w którym pisarka opowiadała o swojej podróży do Gambii i zaskoczeniu wynikającym z tego, że nigdzie nie słyszała płaczu dzieci. Każdym zajmuje się tam nieustannie piętnaście kobiet i żadna nie jest zestresowana, bo nie trzyma dziecka dłużej niż dwadzieścia minut. W Ameryce albo Europie para decyduje się na dziecko, a potem siedzi z nim w mieszkaniu przez pięć lat, oczekując, że przyniesie im to szczęście.

No właśnie, nie tylko oczekujemy, że matka będzie przez dłuższy czas z dzieckiem w domu, ale też chcemy, żeby była szczęśliwa. I z jednej strony staramy się od jakiegoś czasu odbrązowić macierzyństwo, pokazywać je realistycznie, a z drugiej oczekujemy od matek spełnienia, satysfakcji i szczęścia. Trudno nam przyjąć, że matka może być zmęczona, wściekła, sfrustrowana. Że może nie lubić swojego dziecka. Tymczasem według psychologów relacja matka-dziecko nie różni się znacząco od innych relacji. Spektrum emocji i uczuć, które się w nich pojawiają, jest takie samo. Jest w nich zarówno miłość i radość, jak i nienawiść, gniew, smutek czy złość.

Mam wrażenie, że psychoterapeuci coraz częściej mówią o tym, że warto przesunąć akcent z macierzyństwa na rodzicielstwo. Właśnie po to, żeby odciążyć matki.

Myślę, że obarczanie matek całą odpowiedzialnością za dziecko wynika często z powszechnego dziś dzieciocentryzmu, który w pewnym sensie jest słuszny: dziecko ma takie emocje jak dorosły, potrzebuje opieki i troski na wielu poziomach i nie można o tym zapominać. Jednak tym bardziej lepiej nie  stawiać rodziny tylko na kobiecie, ponieważ koszty tego ponosi nie tylko ona, ale też dziecko.

Paulina Młynarska na premierze swojej książki

Kobiety nie radzą sobie z opieką nad dzieckiem z różnych powodów, najczęściej są to choroby, uzależnienia, przemoc, brak zaplecza emocjonalnego, finansowego, rodzinnego

W jakich okolicznościach kobiety opuszczają swoje dzieci?

Kobiety nie radzą sobie z opieką nad dzieckiem z różnych powodów, najczęściej są to choroby, uzależnienia, przemoc, brak zaplecza emocjonalnego, finansowego, rodzinnego. Jeśli spojrzymy na jedną z moich bohaterek, Jolantę, to zrozumiemy, że powodem była przemoc – pokoleniowa, która zaczęła się już w jej rodzinie pochodzenia, a potem przeniosła na małżeństwo. Jeśli przyjrzymy się Marcie, dziennikarce z dużego miasta, która doświadczyła depresji poporodowej, to będzie poczucie uwięzienia w domu. A jeśli poznamy Kamilę, szybko zauważymy, że ona nie miała właściwie żadnego zaplecza: mając 14 lat, wylądowała na ulicy, niedługo później zaszła w ciążę, nie miała żadnego oparcia w rodzinie ani w systemie społecznym.

Jedna z twoich rozmówczyń mówi, że instynktownie dzieli kobiety na te, które odeszły, bo tak chciały, i na te, które nie miały wyboru. Też tak myślisz?

Mam dylemat, kiedy myślę o mamie Martyny – kobiecie, która urodziła troje dzieci, stworzyła przemocowy dom, a potem, kiedy dzieci miały już po kilkanaście lat, oddała je do placówki. Jak mówi psycholożka kliniczna Urszula Sajewicz-Radtke: matka Martyny pokazała najwyższy poziom agresji, jaki można przejawiać wobec własnych dzieci. Pozbyła się ich. Próbowałam się z nią skontaktować, ale nigdy nie odebrała telefonu, nie oddzwoniła, nie odpisała. Rozmawiałam z jej córką i było to bardzo poruszające spotkanie. Siedziałyśmy kilka godzin, płacząc.

Wszystko poza pieniędzmi w domu zwykle stoi na kobiecie. Jeśli ona zachoruje, albo popadnie w uzależnienie – system się wali. I to ona jest obwiniana, bo okazuje się, że nie dała rady

Łatwo taką osobę jak jej matka ocenić.

Starałam się ją zrozumieć: nie miała żadnego zaplecza rodzinnego, emocjonalnego, finansowego. Jej dom był pełen alkoholu i przemocy od zawsze. Może funkcjonowała w schemacie społecznym, który zakładał, że oddanie dziecka do placówki nie jest niczym niezwykłym? Może taki model występował w poprzednich pokoleniach jej rodziny? Na szczęście dla dzieci ojciec przejął rolę opiekuńczą, i mimo iż pracował za granicą, żeby utrzymać cały dom, potrafił stworzyć z nimi więź, troszczył się o nie. Był z nimi w stałym kontakcie.

Ojcowie też pojawiają się w twojej książce, w różnych kontekstach.

Tak jak w życiu. Nie jest przecież tak, że oni zawsze znikają. Myślę, że jest coraz lepiej, ale to wciąż za mało. Stąd tak wysoki poziom wypalenia rodzicielskiego zwłaszcza wśród matek. Z badań wynika, że spośród czterdziestu dwóch krajów, w Polsce średni poziom wypalenia rodzicielskiego jest najwyższy. Badania potwierdzają też, że wypaleni rodzice w mniejszym stopniu angażują się w wychowywanie dziecka, częściej traktują dziecko przedmiotowo, częściej borykają się z irytacją i stosują przemoc, i są bardziej narażeni na kryzysy małżeńskie.

Z czego wynika wypalenie rodzicielskie?

Z tego, że zrobiliśmy z rodzicielstwa, a zwłaszcza z macierzyństwa, zawód. To jest praca: nieodpłatna, nielimitowana godzinowo, wymagająca 24-godzinnej dyspozycyjności. Pełne zaangażowanie bez widoków na dodatkowe korzyści – premię, awans, pochwałę od szefa. A zasoby rodzicielskiej energii, wytrzymałości psychicznej, fizycznej i emocjonalnej nie są niewyczerpane. Na ich miejsce przychodzi rodzicielskie wypalenie, ludzie są przeciążeni.

Rodzice oceniają też chyba siebie nawzajem? Myślą, że to, jakie mają dziecko, bardzo o nich świadczy.

Podleganie permanentnej ocenie, kreowanie swojego wizerunku – zwłaszcza w mediach społecznościowych, na pewno nie pomaga. Poza tym, czy my, kobiety, nie robimy sobie tego w dużej mierze same? Często myślimy, że jesteśmy niewystarczające, że musimy więcej, lepiej…

Czy napisanie tej książki jakoś cię zmieniło?

Myślę, że bardzo, i to w wielu wymiarach. Po pierwsze: umiem już o tym mówić i urealniać obraz kobiet i matek na szerszą skalę. Po drugie: mam w sobie naiwną wiarę w to, że mogę zmienić jakąś część rzeczywistości. Wierzę, że poruszając tak ważny temat społeczny, który do tej pory nie pojawiał się w przestrzeni publicznej, możemy zmienić system, sprawić, że świat będzie lepiej przystosowany do wszystkich członków rodziny. A po trzecie: moje myślenie zmieniają rozmowy z bohaterami. Spotykam się z prawdziwymi ludźmi, odbijam się w ich życiu, a potem podstawiam to samo lustro czytelnikom.

A poza tym zaczęłam zastanawiać się nad swoim macierzyństwem, zadałam sobie pytanie, jaka byłam dla swoich dzieci. Czy szłam za nurtem, który był nie do końca słuszny? Czy może umiałam się z niego wyłamać? Dobrze, żeby każdy odpowiedział sobie na te pytania sam. Myślę, że moja książka może w tym pomóc.

 

Marta Wroniszewska: absolwentka pedagogiki specjalnej, dziennikarstwa i Polskiej Szkoły Reportażu. Wieloletnia szefowa serwisu wysokieobcasy.pl, redaktorka „Wysokich Obcasów”, portali gazetawyborcza.pl i vogue.pl. Publikowała w „Dużym Formacie” i magazynie „Dziecko”. Autorka książek „Tu jest teraz twój dom. Adopcja w Polsce” i „Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci”. Ma troje dzieci.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?