„W Tanzanii część dzieci zbyt wcześnie urodzonych nie ma szans na przeżycie. Statystycznie co najmniej jedno z tych szczęśliwie urodzonych nie dożyje piątego roku życia” – mówi Małgorzata Olasińska-Chart
– Dzieci często przyjeżdżają do szpitala wtedy, kiedy poród nastąpił nagle, gwałtownie i nieterminowo lub coś wydarzyło się przy samym porodzie. Najczęściej mają już kilka godzin i wcześniej ratowane są przez rodziców lub położne, które nie mają dostatecznej wiedzy i sprzętu specjalistycznego. Dzieci nie oddychają, są niedotlenione, mają stan wielonarządowego porażenia – mówi Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej (PMM) w szpitalu St. Walburg’s w miejscowości Nyangao. W rozmowie z Hello Zdrowie opowiada, jak wygląda pomoc wcześniakom w Tanzanii i z jakim problemami muszą mierzyć się miejscowe kobiety.
Ewa Wojciechowska: Dwa i pół kilograma. To waga, której osiągnięcie przez noworodka w Tanzanii zapewnia sukces przeżycia?
Małgorzata Olasińska-Chart: To jest średnia waga donoszonego noworodka. Mówię tu o dziecku urodzonym o czasie, które ma rozwinięty układ oddechowy, pokarmowy i jego szanse na przeżycie są właściwie takie jak w krajach europejskich. W Tanzanii z powodu anemii ciężarnych jest bardzo dużo przedwczesnych porodów, podczas których rodzą się niedojrzałe dzieci, z niską wagą urodzeniową oraz z problemami z oddychaniem, układem pokarmowym i odpornościowym. Tanzańskie wcześniaki mają bardzo mało tkanki tłuszczowej, co dodatkowo wiąże się z problemem z zaburzoną regulacją temperatury ciała, która jest bardzo ważna dla noworodka.
W jaki sposób ratuje się wcześniaki w Tanzanii? Domyślam się, że nie w każdym szpitalu jest dostępny profesjonalny sprzęt.
W naszym szpitalu w Nyangao dostępne są inkubatory. Dodatkowo przykłada się dziecko mamie skóra do skóry. To wywołuje pierwszą więź z mamą i pobudza noworodka do nauki ssania. Na miejscu nie ma dostępnych kroplówek, więc całe karmienie takiego wcześniaka polega na dostarczeniu mu mleka matki. Kobiety odciągają pokarm i wlewają go dzieciom do buzi ze specjalnych naparstków co dwie godziny.
W waszym szpitalu odbywają się porody, jednak trafiają do was także już urodzone dzieci, które potrzebują pomocy.
Dzieci często przyjeżdżają do szpitala wtedy, kiedy poród nastąpił nagle, gwałtownie i nieterminowo lub coś wydarzyło się przy samym porodzie. Najczęściej mają już kilka godzin i wcześniej ratowane są przez rodziców lub położne, które nie mają dostatecznej wiedzy i sprzętu specjalistycznego. Dzieci nie oddychają, są niedotlenione, mają stan wielonarządowego porażenia. Część porodów odbywa się w wiejskich izbach zdrowia, ale tamtejsze położne nie dają sobie rady. Nawet jeżeli zareagują szybko i wsadzą kobietę z dzieckiem do auta, przyjazd do szpitala zajmie im ok. 45-60 minut.
Niestety w Tanzanii część dzieci zbyt wcześnie urodzonych nie ma szans na przeżycie. Statystycznie co najmniej jedno z tych szczęśliwie urodzonych nie przeżyje do piątego roku życia. Poważnym zagrożeniem jest malaria. To jest zabójca dzieci numer jeden. Na drugim miejscu jest biegunka. Duże znacznie mają tutaj przede wszystkim brak higieny i brudna woda.
Ponadto śmiertelne żniwa zbiera także ruch komunikacyjny. Tanzańczycy nie przestrzegają żadnych zasad ruchu. Dzieci przebiegają same przez ulicę, nie są pilnowane przez rodziców. Wypadków komunikacyjnych jest tutaj bardzo dużo.
W jaki sposób działają wiejskie izby zdrowia?
Tanzańskie Ministerstwo Zdrowia przygotowało w 2016 roku pięcioletni plan zdrowia. Na jednym z pierwszych miejsc umieszczono w nim walkę ze śmiertelnością noworodków i kobiet przy porodach. W tym celu stworzono właśnie wiejskie izby zdrowia, które są w bliskim zasięgu kobiet w wioskach, mniej więcej do kilku kilometrów. Szpitale natomiast znajdują się w odległości kilkudziesięciu kilometrów, czasami nawet ponad stu. Wiejskie izby wyposażono w podstawowy sprzęt, czyli np. wagę. Na miejscu pracuje pielęgniarka lub położna, raz na tydzień czy dwa przyjeżdża też lekarz. Miało to skłonić kobiety do rezygnacji z porodów domowych.
”Tanzańczycy są bardzo wierzącym narodem i śmierć jest dla nich naturalnym procesem. Nie boją się jej tak, jak my. Tutaj jest zupełnie inna kultura. Jest też inna zgoda na śmierć, która w tej części świata zdarza się o wiele częściej”
Personel tych izb jest jednak nieprzeszkolony.
Nie ma kto go przeszkolić, bo w Tanzanii brakuje lekarzy specjalistów. Kształcenie pracowników izb powinno być zaplanowane, długoterminowe i powtarzane. Personel robi, co może, ale bez wiedzy i profesjonalnego sprzętu nie ma szans. W ubiegłym roku nasz zespół ze szpitala, czyli lekarka, położna i pielęgniarka jeździły do 23 izb na dwa, trzy dni, przeprowadzać szkolenia.
Zapraszaliśmy też pielęgniarki na staże do szpitala w Nyangao, żeby choć chwilę popracowały na oddziale intensywnej terapii przy noworodkach i miały kontakt ze sprzętem. Uczyły się, jak użyć wszystkiego, co jest potrzebne, żeby takiego malucha uratować.
To znaczy?
Na przykład jak szukać żyły na rączce i nóżce, żeby podpiąć wenflon. U dziecka, które waży ok. 1kg, to jest bardzo trudne. Mieliśmy sytuację, podczas której lekarze walczyli o to, żeby znaleźć żyłę u noworodka, bo pielęgniarki się poddały. Trzeba mieć w tym naprawdę dużą wprawę.
W Tanzanii 80 proc. porodów odbywa się w domu, jednak z powodów warunków nawołuje się, by kobiety rodziły w szpitalach. Czy to się zmienia?
Niestety wciąż większość porodów odbywa się w domu bez żadnej asysty. Dzięki wiejskim izbom zdrowia ten procent porodów domowych się zmniejsza, jednak napotyka kolejną barierę. W krytycznych wypadkach brakuje wiedzy personelu. My jako Polska Misja Medyczna przede wszystkim promujemy rodzenie w szpitalach, ale też zdajemy sobie sprawę z tego, że tych szpitali w Tanzanii jest bardzo mało. Kobieta nie pojedzie kilkadziesiąt kilometrów do szpitala, jeśli zaczyna rodzić.
Jakie czynniki zniechęcają jeszcze do korzystania z placówek szpitalnych, nie licząc odległości?
Przede wszystkim są to koszty. Porody odbywają w szpitalu za darmo, ale jeżeli pacjentka np. musi pozostać w nim przez dwa tygodnie, ten pobyt dodatkowo kosztuje.
W szpitalu też nie oferuje się posiłków, dlatego z ciężarną musi przyjechać dodatkowa osoba, która pomoże przyszłej mamie. Na zewnątrz naszego szpitala jest zorganizowana kuchnia, gdzie można przyrządzić jedzenie. Tam też są toalety, prysznice i miejsce do prania. Wszystko to kosztuje i to często zniechęca ludzi do przyjazdu.
Miejscowi korzystają z pomocy szamana i próbują medycyny ludowej, zamiast udać się do lekarza?
Sama wybrałam się do znachora, żeby zobaczyć, jak wygląda leczenie ludowe w Tanzanii. Tam, gdzie byłam, jest święte jeziorko, w którym ludzie się obmywają, i które zapewne jest siedliskiem bakterii.
Spotkałam tam 16-letnią dziewczynkę z olbrzymim brzuchem. Myślałam, że jest w ciąży. Okazało się jednak, że Mwana – bo tak się nazywa – ma powiększony brzuch odkąd ukończyła trzy lata. Szaman sam przyznał, że nie jest w stanie jej wyleczyć i nalegał na wizytę dziewczyny w szpitalu, jednak wiedział, że jej matka nie ma na to pieniędzy. Matka Mwany ma pięcioro dzieci, a mąż zostawił ją dla drugiej żony. Cała rodzina żyje za trzy dolary tygodniowo. Ta kobieta wiedziała, że jej córka jest chora, ale przez te lata nie była w stanie odłożyć pieniędzy nawet na udanie się do szpitala, który jest oddalony o 30 km.
Co stało się z dziewczynką?
Zawiozłam ją do naszego szpitala, gdzie zrobiliśmy jej USG. Okazało się, że ma bardzo powiększone śledzionę i wątrobę. Została utworzona zbiórka pieniężna, dzięki czemu zebraliśmy 2 tys. dolarów na leczenie Mwany i jej przejazd do szpitala w Dar es Saalam. Mwana jest już w uniwersyteckim szpitalu w Dar od 3 tygodni i jest diagnozowana.
”Podpaski występują tu w formie kawałka materiału, który przerzuca się miedzy nogami i sznurkiem zawiązuje wokół pasa. Kiedy materiał nasiąknie, przepuszcza krew, co jest wstydem dla kobiet”
Nie tylko opieka zdrowotna kobiet w Tanzanii kuleje. Przemoc także jest poważnym problemem.
Niestety przemoc w Afryce Subsaharyjskiej jest obecna wszędzie. W Tanzanii ten odsetek ludzi stosujących przemoc wobec kobiet jest duży, co staramy się zmienić. Przygotowaliśmy specjalne szkolenia w celu zapobiegania przemocy domowej, pt. „Gender Based Violance Prevention”. Prowadzone są przez trenerkę, tutejszą prawniczkę z miejscowości oddalonej trzy godziny drogi od naszego szpitala. W ramach całej akcji przewidziane są trzy grupy po 15 kobiet, więc wykształcimy 45 kobiet. Niedawno zajęcia miała pierwsza grupa, kolejna będzie miała swoje szkolenie za dwa tygodnie.
Na czym to szkolenie polega?
Kobiety, które biorą udział w akcji, mają za zadanie ponieść przekazaną im wiedzę do swoich wiosek i przekazać ją lokalnym kobietom. W tym celu dostały wydruki wszystkich prezentacji, robiły notatki, dostały też notesy i długopisy, żeby móc te notatki robić. Mam nadzieję, że jest to taki pierwszy punkt większego programu w zwalczaniu przemocy.
Ponadto ta prawniczka do końca kwietnia będzie przyjeżdżać do Nyangao, gdzie ma swoje biuro w szpitalu. Wszystkie kobiety z wioski mogą więc przyjść do niej na konsultacje.
Kobiety chętnie się do niej zgłaszają?
Gabinet konsultacyjny, który otworzyliśmy, jest oblegany, przez co trenerka musiała wydłużyć czas pracy. To jest bardzo ważna część projektu, bo tutaj praktycznie nikt się tym nie zajmuje. Nie ma ludzi, którzy mieszkają w pobliżu i jednocześnie posiadają wiedzę w tym temacie, potrafią powołać się na literę prawa i uzbroić te kobiety w narzędzia do przeciwstawiana się przemocy i szukania ratunku.
Przeciwdziałacie także ubóstwu menstruacyjnemu, a na terenie szpitala zostaną uszyte podpaski wielokrotnego użytku dla kobiet w połogu.
W ramach projektu obecnie szyte są zestawy podpasek, które można prać. Będziemy je rozdawać kobietom, które urodziły w szpitalu w Nyangao. Pozostałe będziemy rozdawać kobietom w wioskach. Bardzo cieszę się na ten projekt, ponieważ miejscowe kobiety mają duży problem z podpaskami. Dziewczynki w czasie okresu nie chodzą do szkoły i wszystkie kobiety używają podpasek w trochę innej formie niż powszechnie znamy.
To znaczy?
Podpaski występują tu w formie kawałka materiału, który przerzuca się miedzy nogami i sznurkiem zawiązuje wokół pasa. Kiedy materiał nasiąknie, przepuszcza krew, co jest wstydem dla kobiet. Podpaski rozdawane w szpitalach wyglądają trochę jak podpaski ze skrzydełkami, ale zamiast samoprzylepnych części zapinane są pod spodem na zatrzaski.
Myśli pani, że coś zmieni się w kwestii kobiet po tym, jak Sama Suluhu Hassan została pierwszą w historii prezydentką Tanzanii?
Zapytałam się dzisiaj jednej kobiety, która dla nas gotuje, czy ma jakieś nadzieje z związku z tym, że teraz kobieta jest prezydentką. Odpowiedziała: nie wiem, bo to jest pierwszy raz. Wcześniejszego prezydenta Johna Magufuli uważano za osobę, która prowadziła dość dyktatorskie rządy. Teraz mieszkańcy mają nadzieję, że coś się zmieni.
Do tego doszła pandemia COVID-19, a Tanzania jak na razie nie zamówiła ani jednej dawki szczepionki. Wszyscy też znamy historię prezydenta, który na zakażenie koronawirusem zalecał jedynie modlitwy. Jak Tanzańczycy podchodzą do kwestii pandemii?
Wierzą w koronawirusa, bo ludzie przez niego umierają. Śmierć nie jest jednak zagadnieniem z pierwszych stron gazet, nie ma też odpowiednich statystyk odnośnie zgonów czy zachorowań na COVID-19. Ludzie cieszą się, że ich kraj ekonomicznie nie podupada i to jest właściwie największe przesłanie z pandemii w Tanzanii.
Tanzańczycy są bardzo wierzącym narodem i śmierć jest dla nich naturalnym procesem. Nie boją się jej tak, jak my. Tutaj jest zupełnie inna kultura. Jest też inna zgoda na śmierć, która niestety w tej części świata zdarza się o wiele częściej. I to z pewnością szybko się nie zmieni, choć dokładamy wszelkich sił, żeby było inaczej.
Polską Misję Medyczną można wesprzeć na stronie pmm.org.pl.
Zobacz także
Królowa Jordanii Rania al-Abd Allah: kobieta powinna iść obok swego męża, a nie trzy kroki za nim
Marina ma umiejętność włączania w pomoc także tych, co nic nie mają. „Nawet nie posiadając wiele, zawsze masz coś, czym możesz się z innymi podzielić”
Marta Frej: Żyjemy w kraju, który oficjalnie nienawidzi kobiet. I nie jest to sytuacja, gdy chce mi się rozśmieszać ludzi
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Patricia Kazadi skonfrontowała się ze swoim oprawcą. „Popłakał się, bo sam ma dwie córki”
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
ONZ bije na alarm: Liczba aktów przemocy wobec kobiet wzrosła o 50 proc.
się ten artykuł?