Przejdź do treści

„I z cukrzycą możemy spełniać wszystkie swoje marzenia” – mówi Maja Makowska, Sugar Woman, która trzykrotnie ukończyła zawody IRONMAN

Maja Makowska fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Szukam rozwiązań, nie wymówek” – to motto 31-letniej Mai Makowskiej, znanej w sieci jako Sugar Woman. Cukrzyca typu 1, na którą choruje od dziecka, nie przeszkodziła jej w aktywnym życiu. A sukcesy sportowe ma imponujące: trzykrotnie ukończyła zawody IRONMAN, była wicemistrzynią Polski na dystansie 1/2 IRONMAN, a jako czwarta Polka i prawdopodobnie pierwszy diabetyk na świecie ukończyła DOUBLE IRONMAN. Jest ambasadorką akcji „Dłuższe życie z cukrzycą”.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Kiedy zdiagnozowano u pani cukrzycę typu 1?

Maja Makowska: W wieku 8 lat. Byłam wtedy dzieckiem i nie zdawałam sobie sprawy, z czym ta choroba się wiąże. Opiekę nade mną sprawowali mama i tata; dbali o to, żebym miała dobre cukry, wyliczali mi jednostki insuliny.

Zanim postawiono pani diagnozę – pojawiły się jakieś niepokojące symptomy?

Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy zachorowałam na ospę. Ospa przeszła, ale moje osłabienie i apatia pozostały. Leżałam w łóżku i tylko piłam płyny – potrafiłam wypić od 4 do 5 l wody, herbaty czy napojów dziennie. Niewiele jadłam i chudłam, co moich rodziców bardzo zaniepokoiło, więc zabrali mnie do lekarza rodzinnego w Rynie, gdzie mieszkaliśmy. Lekarka stwierdziła, że jestem odwodniona i dała mi skierowanie do szpitala w Olsztynie. Tam czekając na swoją kolej, dostałam bułkę z dżemem i herbatę z cukrem. Gdy zmierzono mi cukier, miałam go na poziomie ok. 300! To był jasny sygnał, że mam cukrzycę. W szpitalu spędziłam ok. 2 tygodnie, do czasu, aż się wszystko ustabilizowało i przede wszystkim, aż moi rodzice nauczyli się, jak z cukrzycą typu 1 się postępuje.

To musiała być w waszym życiu rewolucja.

Dla rodziców to był ogromny stres. Dla mamy w szczególności, bo to ona tym wszystkim zarządzała; bez przerwy gotowała i przeliczała posiłki. Moje życie było ustawione pod jedzenie – miałam nawet opracowany dokładny, godzinowy plan żywienia i mierzenia cukru. Wtedy schemat wyglądał następująco: godz. 8 – pomiar cukru i insulina, godz. 8.30 – śniadanie, godz. 10 – znowu pomiar cukru i insulina, godz. 12 – to samo; itd. Te godziny były nie do ruszenia, żyliśmy pod ich dyktando, bez względu na to, czy byłam w kościele, u rodziny czy w szkole. Nawet na lekcji musiałam sprawdzać poziom cukru.

Co na to rówieśnicy?

Zdarzało się, że kiedy w szkole miałam wysoki cukier, w czasie lekcji skakałam, żeby go zbić, więc sporo moich kolegów i koleżanek mi tego zazdrościło (śmiech). Natomiast nie widzieli oni drugiej strony choroby – ciągłego mierzenia cukru, kontrolowania posiłków, robienia zastrzyków. Dla małego dziecka, jakim byłam, to było spore utrudnienie. Przecież nawet nie mogłam zjeść lodów wtedy, kiedy inne dzieci jadły je na podwórku, bo najpierw musiałam iść do mamy, żeby mi przeliczyła insulinę. Potem musiałam odczekać 30 minut i dopiero po tym czasie mogłam je zjeść. Zero spontaniczności, choć tak naprawdę, poza kilkoma tego typu wspomnieniami, nie odbierałam tych wszystkich wytycznych jako szczególnej uciążliwości. Rodzice mówili: „Masz zrobić tak i tak”, więc ja się ich słuchałam (śmiech). Nie do końca wszystko rozumiałam, ale akceptowałam to, co mówią.

Maja Makowska fot. archiwum prywatne

Jak wygląda życie z cukrzycą typu 1?

Przede wszystkim to jest to całkowita kontrola nad tym, co się je. W cukrzycy typu 1 trzustka nie produkuje insuliny, więc my musimy ją dostarczać z zewnątrz – podskórnie. Albo za pomocą penów (zastrzyków), albo za pomocą pompy insulinowej. W domu przeliczaliśmy wszystko na tłuszcze, białka i węglowodany. I o ile jeszcze w miarę prosto przeliczyć węglowodany, które wchłaniają się dość szybko, to o tyle trudniej jest przeliczyć białko i tłuszcz, które wchłaniają się po 2–3 godzinach, dlatego początki z chorobą były dość skomplikowane. Pamiętam, że moja mama wszędzie chodziła z wagą. Jeśli jadłam bułkę w sklepie, to musiała ją wcześniej zważyć przy kasie i wszystko dokładnie przeliczyć.

Jedna strona choroby to konieczność obniżania wysokiego poziomu cukru. Ale jest też druga strona. U zdrowych ludzi w przypadku zbyt niskiego poziomu cukru z wątroby uwalniany jest glikogen. Zdrowy organizm nie dopuszcza do tego, żeby spadek poziomu cukru był zbyt duży. A u cukrzyków to sprzężenie zwrotne nie działa, więc musimy pilnować, żeby nie doszło do szybkiego spadku cukru. Dawniej to było niebezpieczne szczególnie w nocy, kiedy nie mieliśmy jeszcze tak zaawansowanych systemów do pomiaru glukozy. Budziłam się niekiedy zlana potem, z dreszczami, drgawkami; wybudzała mnie hipoglikemia, bardzo poważny stan, więc trzeba było działać od razu. Dziś na szczęście nie brakuje nowoczesnych rozwiązań do stałego, całodobowego pomiaru cukru, np. takich jak Dexcom, bez którego nie wyobrażam sobie dzisiaj życia.

Z perspektywy czasu może pani powiedzieć, że z cukrzycą typu 1 można nieźle funkcjonować?

Tak, to taki rzep pod spodniami, który uwiera, ale faktycznie da się z nim funkcjonować.

Jest pani triathlonistką, ultrakolarką, biegaczką, pływaczką. Ktoś kiedykolwiek odradzał pani uprawianie sportu na tak zaawansowanym poziomie?

Przy cukrzycy typu 1 czy 2 sport jest zalecany, ponieważ poprawia wrażliwość tkanek na insulinę i nakręca metabolizm. Ogólnie sport jest wskazany dla każdego. Ale! W cukrzycy zalecany jest sport umiarkowany, raczej delikatny, kilka razy w tygodniu. Łatwiej powiedzieć lekarzowi: „Proszę iść na spacer albo na rower” niż dać przyzwolenie np. na bieganie po górach, które mogłoby spowodować drastyczne obniżenie cukru, a co dopiero na wyczynowe uprawianie sportu. Z reguły zawsze jest łatwiej powiedzieć, żeby czegoś nie robić, niż znaleźć rozwiązanie. W moim przypadku chyba żaden lekarz nie chciał wziąć odpowiedzialności za to, że będę jeździła po 10 godzin na rowerze. Na szczęście wystarczyło trafić na odpowiedniego specjalistę.

Miałam wątpliwości, czy w ogóle dam radę ukończyć DOUBLE IRONMANA. I nie chodziło nawet o cukrzycę, a zwyczajnie o moje możliwości. Wciąż zastanawiałam się, czy uda mi się przebiec ponad 80 km. Ale mój trener przeanalizował wszystko i oznajmił: "Maja, działamy, to jest w twoim zasięgu"

Udało się?

Tak, mam lekarza w Instytucie Diabetologii w Warszawie. Gdy przychodzę do niego z jakimś zdrowotnym problemem albo kolejnym pomysłem na zawody, to razem szukamy sposobów na to, żeby mój cukier był stabilny podczas tak intensywnego wysiłku. Jeśli cukrzyk chce uprawiać sport, musi zbierać doświadczenie, żeby wiedzieć, jak zachowuje się jego organizm, co najlepiej się u niego sprawdza, o ile zmniejszyć insulinę, jakie jedzenie jeść, a jakiego nie, jaki rodzaj wysiłku mu służy – tlenowy, ten spokojniejszy czy może beztlenowy, bardziej intensywny. A przy tym kontrolować, jak w każdej z tych sytuacji reaguje cukier. Oczywiście my, diabetycy mamy wiedzę, jak insulina działa, jak dany posiłek się wchłania, jak z danymi poziomami cukru trenować, ale praktyka to wszystko weryfikuje.

Przeczytałam, że po wyjeździe z rodzinnego Rynu do Gdańska na studia, wskutek nieprzestrzegania diety cukrzycowej, przybrała pani na wadze. Sport miał pomóc pani schudnąć.

To prawda. Chciałam schudnąć, więc pojawiło się bieganie. Później padł pomysł triathlonu. Miałam szczęście, że trafiłam na odpowiednich ludzi w sieci. W 2016 roku poznałam członków teamu „Aktywni z cukrzycą”. Manager tej grupy, Eugeniusz Śnieżko, miał takie podejście, że cukrzyca nas nie ogranicza; z cukrzycą możemy spełniać wszystkie swoje marzenia. To on mi pokazał, że czasem warto zaryzykować, jeśli się naprawdę czegoś chce, choć w naszym przypadku powinno być to ryzyko kontrolowane. Mieliśmy cel, żeby zrobić pełen dystans IRONMANA, czyli prawie 2 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i maraton, czyli 42 km biegu. Moja ekipa wystartowała, ale ja złapałam kontuzję. Później team się rozpadł, a ja zaczęłam działać na własną rękę.

Zawody IRONMAN ukończyła pani trzykrotnie, a jako czwarta Polka i prawdopodobnie pierwszy diabetyk na świecie zrobiła pani DOUBLE IRONMANA: 7,8 km pływania, 360 km roweru i 84 km biegu.

Tak, decydowałam się na te zawody, aby udowodnić, że wszystko jest możliwe! Chciałam też być motywatorem i przykładem dla innych cukrzyków – chciałam ich przekonać, że skoro ja mogłam zmierzyć się z takimi wyzwaniami, oni też mogą uprawiać sport. A dodatkowo z każdym kolejnym wyzwaniem chciałam sprawdzać, jak mój organizm zachowa się podczas tak intensywnego i długiego wysiłku.

I jak się zachowywał?

Ciężko jednoznacznie powiedzieć. Różnie. Gdy jechaliśmy np. z Zakopanego do Gdańska na rowerach 800 km w ramach akcji „Z cukrzycą na kole”, cukier spadał mi świetnie, a ja tylko sobie dojadałam i przyjmowałam bardzo mało insuliny. Wszystko było więc dość przewidywalne. Natomiast w przypadku podwójnego IRONMANA moja hipoteza o tym, że cukier będzie spadał, w ogóle się nie sprawdziła. Był wysoki. Za bardzo obniżyłam insulinę bazową, czyli tę długo działającą, przez co cukier utrzymywał się na poziomie 180–190, a to było dla mnie za dużo. Musiałam w trakcie zawodów wstrzykiwać sobie sporo insuliny, a do mety dotarłam zdezorientowana.

Jak wyglądały pani przygotowania do wspomnianych zawodów?

Przede wszystkim pierwszy uwierzył we mnie mój trener. Ja miałam wątpliwości, czy w ogóle dam radę ukończyć DOUBLE IRONMANA. I nie chodziło nawet o cukrzycę, a zwyczajnie o moje możliwości. Wciąż zastanawiałam się, czy uda mi się przebiec ponad 80 km. Ale mój trener przeanalizował wszystko i oznajmił: „Maja, działamy, to jest w twoim zasięgu”.

Przygotowania były bardzo męczące pod kątem fizycznym i psychicznym. Normalnie pracuję na pełen etat, po 8 godzin dziennie, a treningi odbywały się przed pracą – czyli przed godz. 10 – i po pracy, po godz. 18. Nie miałam czasu na życie codzienne, na zakupy, sprzątanie, gotowanie. Bardzo pomagał mi mój partner, bo w najbardziej intensywnym tygodniu wychodziło ok. 20 godzin treningów. Właściwie zrobił się z tego drugi etat. To było szczególnie obciążające pod koniec, gdy przychodził weekend. W sobotę 8 godzin treningu, w niedzielę „tylko” 5. Koniec weekendu i znów do pracy.

Przy cukrzycy typu 1 czy 2 sport jest zalecany, ponieważ poprawia wrażliwość tkanek na insulinę i nakręca metabolizm. Ogólnie sport jest wskazany dla każdego. Ale! W cukrzycy zalecany jest sport umiarkowany, raczej delikatny, kilka razy w tygodniu. (...) W moim przypadku chyba żaden lekarz nie chciał wziąć odpowiedzialności za to, że będę jeździła po 10 godzin na rowerze. Na szczęście wystarczyło trafić na odpowiedniego specjalistę

Bywały momenty zwątpienia?

Szczególnie na koniec. Ja już po prostu nie miałam siły. Jedyne, co byłam w stanie zrobić po treningu, to położyć się na kanapie, a przecież dookoła mnie toczyło się życie. Był mój partner, byli moi znajomi, a tutaj nawet „głupie” wyjście na spacer wymagało ode mnie planowania.

Z pływania, jazdy na rowerze i biegania co było dla pani najtrudniejsze?

Bieganie. Pływanie było na szczęście na basenie, mogłam więc podpłynąć do ściany, gdzie czekał na mnie mój zespół wsparcia. Mierzyłam sobie poziom cukru glukometrem i płynęłam dalej. Poza tym ja pływanie bardzo lubię, to była dla mnie przyjemność, zwłaszcza że było gorąco, a woda mnie koiła.

Jazda na rowerze zajęła mi chyba jakieś 14 godzin; w tym czasie miałam dwa kryzysy, przede wszystkim po zmroku. Większość zawodników była już na mecie, a ja sama w tych ciemnościach – i moje myśli. Natomiast podczas biegu cierpiałam, bo jak się potem okazało, miałam nadwyrężony mięsień poprzeczny brzucha, więc miałam problemy z oddychaniem. Ostatni półmaraton z tych 84 km przeszłam, a bardzo na tych zawodach nie chciałam iść. Uznałam, że skoro już się na tego podwójnego IRONMANA zapisałam, to chcę go ukończyć, przynajmniej truchtając. A tutaj niestety z tych ponad 80 km było 21 km marszu.

Ale do mety pani dotarła.

Tak!

Planuje pani kolejne zawody?

Wiem, że taki moment na pewno nadejdzie. Coś mi przyjdzie do głowy, ale teraz jeszcze jestem na etapie, że sobie odpoczywam i robię taką aktywność, na jaką akurat mam ochotę. Tyle że ja znam już trochę siebie i wiem, że w pewnym momencie pojawi się myśl: „Dobra, działam, wracam do trybu treningowego”. Bo ja to po prostu lubię. Lubię treningi, lubię mieć cel. Lubię mieć życie ułożone pod kątem startu, to mi daje poczucie porządku.

Pani jest chyba zadaniowa.

Chyba tak (śmiech).

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.