Przejdź do treści

Insulina a procesy rozrodcze. Przeczytaj fragment książki „Jak pokonać insulinooporność, główną przyczynę chorób naszych czasów” Benjamina Bikmana

Jak pokonać insulinooporność? / mat. pras.
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Związek insulinooporności z zaburzeniami rozrodu może być najmniej oczekiwanym ze wszystkich prezentowanych w tej książce. Większość ludzi nie wyobraża sobie, by insulina spełniała jakiekolwiek zadanie w reprodukcji, a co dopiero kluczowe. Niemniej jest ona absolutnie konieczna do utrzy­mania prawidłowej płodności, co może stanowić też świadectwo prostego, acz doniosłego powiązania naszych funkcji metabolicznych z rozrodczymi” – pisze Benjamin Bikman w książce „Jak pokonać insulinooporność, główną przyczynę chorób naszych czasów”. Przedstawiamy jej fragment. 

Insulina a płodność kobiet

Procesy rozrodcze u kobiet są bardzo złożone. Przez cały cykl menstruacyjny seria zmian hormonalnych u kobiety prowadzi do rozwoju i ostatecznego uwolnienia jajeczka w procesie zwanym owulacją, do której dochodzi z re­guły co miesiąc. Zadania reprodukcyjne kobiety obejmują również rozwój i podtrzymanie życia rosnącego płodu, jeśli zajdzie ona w ciążę. Lecz nawet po porodzie jej rola się nie kończy; organizm kobiety podlega dalszym zmianom, takim jak wytwarzanie pokarmu i inne.

Rozrodczość wiąże się u kobiet z wieloma zmianami fizjologicznymi i wymaga wielkich nakładów energetycznych. Być może z tych powodów ich płodność i zdrowie w tym zakresie są ściślej powiązane z insuliną i in­sulinoopornością niż u mężczyzn.

Zanim przejdziemy do patologicznego aspektu insuliny i do zaburzeń rozrodczości u kobiet, muszę naświetlić interesujący – i w pełni prawid­łowy – związek insuliny z ciążą. Otóż insulina jest sygnałem do wzrostu, uruchamia anaboliczne procesy zwiększania rozmiaru komórek, a niekiedy nawet ich liczby. Ciało w ciąży musi urosnąć i insulina się do tego przy­czynia. Ma udział w rozwoju łożyska, w powiększaniu się tkanek piersi w oczekiwaniu na laktację, a także pomaga w zapewnieniu mamie dosta­tecznej energii na potrzeby ciąży dzięki zwiększaniu skłonności organizmu do magazynowania tłuszczu. W celu ułatwienia tego wraz z biegiem ciąży zwiększa się liczba receptorów insulinowych w tkance tłuszczowej kobie­ty, następnie zaś wraca po porodzie do normalnego poziomu. Tkanka tłuszczowa szybciej przyrasta w trakcie ciąży ze względu na jej większą reaktywność na insulinę niż w innych okresach życia.

Wydaje się, że ciąża należy do niewielu sytuacji, w których oporność na insulinę jest zjawiskiem normalnym, a nawet pożytecznym. Tak, ciąża jest okresem naturalnej insulinooporności. Przeciętnie zdrowa kobieta staje się pod koniec ciąży o połowę mniej wrażliwa na ten hormon, niż była na początku. W tym przypadku oporność jest jednak korzystna! Jej formalną nazwą jest „insulinooporność fizjologiczna”, co oznacza, że pojawia się w określonym celu. W miarę jak organizm kobiety zwiększa swoją insulinooporność, podnosi się poziom insuliny we krwi (choć równie możliwe jest, że ciało nabiera insulinooporności z uwagi na podniesienie tego poziomu, jak piszę dalej), co wzmaga rozwój tkanek, na przykład łożyska.

Jednak zwiększone stężenie insuliny w ciąży spełnia więcej funkcji niż samo przygotowanie organizmu przyszłej matki. Co bodaj jeszcze ważniej­sze, hormon ten przyczynia się do pobudzania wzrostu i rozwoju dziecka.

Zatem podobnie jak podniesiony poziom insuliny przygotowuje ciało matki do optymalnego funkcjonowania podczas ciąży, zapewnia również konieczny sygnał wzrostu dla płodu.

Niemniej, choć w tym okresie insulinooporność jest zjawiskiem naturalnym, może mieć i inne konsekwencje dla zdrowia rozrodczego kobiety, takie jak zaburzenia płodności, zespół wielotorbielowatości jajników, cukrzyca ciążowa, stan przedrzucawkowy i inne.

Cukrzyca ciążowa

Najoczywistszym zaburzeniem insulinowym związanym z rozrodczością jest cukrzyca ciążowa. Dochodzi do niej, jeśli insulinooporność w trakcie ciąży narasta do tego stopnia, że insulina nie radzi sobie z utrzymywaniem poziomu glukozy w normie. W tym momencie prawidłowa, fizjologiczna insulinooporność staje się chorobotwórcza. Wąską granicę dzielącą te dwa stany wyznaczają pomiary glukozy we krwi.

Cukrzyca ciążowa może rozwinąć się u każdej kobiety, choć wielkie znaczenie mają zwykłe czynniki ryzyka stosujące się do insulinooporności. Obejmują one wagę ciała przed zajściem w ciążę, wiek, rodzinne występowanie cukrzycy oraz pochodzenie etniczne (największe zagrożenie wiąże się z pochodzeniem azjatyckim, la­tynoskim i bliskowschodnim; każde z nich cechuje się większym ryzykiem insulinooporności).

Niestety nawet jeżeli przed ciążą nie występowały u kobiety żadne śla­dy insulinooporności czy cukrzycy typu 2, powstanie cukrzycy ciążowej zwiększa prawdopodobieństwo pojawienia się u niej cukrzycy typu 2 w póź­niejszym okresie życia. Średnio jest ono aż siedmiokrotnie wyższe niż w przypadku kobiet, które nie doświadczyły cukrzycy ciążowej.

Stan przedrzucawkowy

Silniejsza insulinooporność w trakcie ciąży, która zwykle przejawia się jako cukrzyca ciążowa, zwiększa także ryzyko powstania jednego z najgroźniej­szych zaburzeń w trakcie ciąży: stanu przedrzucawkowego, czyli niebez­piecznego zaburzenia czynności nerek. Kobiety, u których insulinooporność w trakcie ciąży przebiega bardziej dramatycznie, są bardziej narażone na rozwój stanu przedrzucawkowego w drugiej połowie ciąży.

Zależność między tymi dwoma zaburzeniami nie jest w pełni wyjaś­niona, ale prawdopodobnie wiąże się co najmniej z częścią problemów nadciśnieniowych powstających w insulinooporności, w tym z aktywacją układu współczulnego oraz zmniejszonym wytwarzaniem tlenku azotu.

Bez względu na przyczynę podniesione ciśnienie tętnicze w insulino­oporności stwarza sytuację, w której ukrwienie tkanek w ciele matki, mię­dzy innymi w łożysku, nie jest idealne. Kiedy zaś łożysko nie otrzymuje dostatecznej ilości krwi, wytwarza białko sygnałowe – czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego (VEGF) – kierowane do tego narządu i do całego organizmu. Czynnik VEGF pobudza tworzenie nowych naczyń krwio­nośnych; wydzielając go, łożysko dąży do zwiększenia ilości docierającej do niego krwi. I w prawidłowo przebiegającej ciąży właśnie to się dzieje; łożysko potrzebuje więcej krwi, a VEGF pomaga ją uzyskać. Jednak w przy­padku stanu przedrzucawkowego łożysko z niejasnych przyczyn wydziela też inne białko, zwane rozpuszczalnym receptorem VEGF, które przyczepia się do VEGF i uniemożliwia mu funkcjonowanie. W konsekwencji, mimo że łożysko wytwarza VEGF, białko to nie jest w stanie niczego zdziałać.

Sytuacja ta jest niekorzystna nie tylko dla łożyska (z uwagi na uniemoż­liwienie mu tworzenia nowych naczyń krwionośnych), poważnej szkody doznają bowiem też nerki, gdyż potrzebują one wytwarzanego przez placentę czynnika VEGF. W normalnych warunkach wykorzystują go do utrzymania prawidłowej filtracji krwi, która stanowi ich główne zadanie i jest absolut­nie niezbędna dla zdrowia. Kiedy nerki nie otrzymują dostatecznie dużo VEGF, zaczynają gorzej funkcjonować. Przestają prawidłowo filtrować krew, tak że gromadzą się w niej toksyny i woda. Zwiększona objętość krwi z powodu nadmiaru wody jest zasadniczą przyczyną wzrostu ciśnienia krwi. Jednak jeszcze niebezpieczniejszą sprawą są toksyny, których oddziaływanie na mózg może prowadzić do napadów padaczkowych i zgonu. Ponadto brak VEGF w nerkach sprawia, że zaczy­nają one „przeciekać” – pozwalają, by białka z krwi przenikały do moczu. Dlatego w stanie przedrzucawkowym kontroluje się u pacjentek nie tylko ciśnienie tętnicze, lecz również ilość białka w moczu, będącą wskaźnikiem kondycji nerek.

Jeżeli stan przedrzucawkowy nie zostanie wcześnie wykryty i nie za­stosuje się odpowiedniego leczenia, może doprowadzić do niewydolności wątroby lub nerek, a w przyszłości do schorzeń kardiologicznych. Z kolei u dziecka zmniejszone ukrwienie łożyska przekłada się na mniejsze dostawy składników odżywczych i tlenu, co skutkuje zbyt niską wagą urodzeniową. Jedynym rzeczywistym rozwiązaniem w tej sytuacji jest usunięcie łożyska, co oznacza urodzenie dziecka, gdy tylko będzie dostatecznie rozwinięte, by mogło bezpiecznie przyjść na świat. Wymaga to sztucznego wywołania porodu lub bardzo wczesnego cięcia cesarskiego w celu ratowania zdrowia matki.

Zespół wielotorbielowatości jajników

Zespół wielotorbielowatości jajników (znany pod angielskim akronimem PCOS od polycystic ovarian syndrome) stanowi najczęstszą przyczynę nie­płodności żeńskiej i dotyka około 10 milionów kobiet na świecie. Jak su­geruje nazwa, jajniki chorych zostają obciążone torbielami, co skutkuje znaczną bolesnością z powodu kilkakrotnego zwiększenia objętości tego narządu. U swych podstaw PCOS jest chorobą wynikającą z nadmiaru insuliny, będącej jego nieodłącznym czynnikiem sprawczym.

Żeńska płodność wymaga misternej orkiestracji hormo­nów. W pierwszej fazie cyklu menstruacyjnego stężenie estrogenów jest u kobiety niskie. Niewielka, lecz nader ważna część mózgu zwana pod­wzgórzem wysyła sygnał do przysadki, również zlokalizowanej w mózgu, która w konsekwencji wytwarza hormon folikulotropowy (FSH). Hormon ten pobudza kilka wybranych pęcherzyków jajnikowych do rozwinięcia się w dojrzałe jajeczka. Z czasem jeden z nich zaczyna dominować. W mia­rę dojrzewania pęcherzyki powodują ogromne zwiększenie wydzielania estrogenów przez jajniki, co sygnalizuje podwzgórzu i przysadce obecność jajeczka gotowego do uwolnienia się. Przysadka zaczyna wydzielać wówczas hormon luteinizujący (LH), którego napływ sprawia, iż dominująca, dojrzała komórka jajowa wydostaje się z jajnika – jest to owulacja (jajeczkowanie). Jednocześnie do pozostałych rozwijających się jajeczek trafia sygnał hor­monalny, który pobudza ich rozpad, w konsekwencji znikają więc w jajniku.

Wszystko jasne? Uprzedzałem, że to są złożone zjawiska! W ostatecznym rozrachunku ważne jest, aby zdawać sobie sprawę, że proces, który pozwala na osiągnięcie dominującej pozycji przez jedną komórkę jajową, a następnie na owulację, przebiega pod dyktando określonych sygnałów hormonalnych. Jeśli te napływające fale hormonów ulegają zaburzeniu, powstaje problem.

Jaki wpływ ma na to insulina? Otóż jajniki, podobnie jak wszystkie inne tkanki, są na nią wrażliwe. Jedną zaś z ich najmniej oczekiwanych reakcji jest hamowanie tworzenia estrogenu. Wszystkie estrogeny były kiedyś an­drogenami; w trakcie ich przekształceń enzym o nazwie aromataza zmienia androgeny („hormony męskie”), takie jak testosteron, w estrogeny („hormo­ny żeńskie”); proces ten zachodzi zresztą u obojga płci. Tymczasem nadmiar insuliny hamuje aromatazę. Działanie tego hormonu zostaje powstrzymane i androgeny nie zmieniają się w dostatecznym zakresie w estrogeny, toteż poziom tych drugich spada poniżej normy, a tych pierwszych nadmiernie wzrasta.

Estrogeny wywołują niezliczone efekty w całym organizmie. Jednym z ich głównych zadań u kobiet jest rola odgrywana w cyklu miesiączkowania. Jak przed chwilą wskazywałem, wytwarzanie estrogenów gwałtownie zwiększa się w okolicy połowy cyklu. Ten skok estrogenowy jest informacją dla móz­gu, by zwiększyć wydzielanie LH, co skutkuje jajeczkowaniem, a następnie rozpadem pozostałych rozwijających się komórek jajowych. Jeżeli jednak w połowie cyklu nie pojawia się ten wzrost stężenia estrogenu, owulacja nie zachodzi i w jajnikach gromadzi się coraz więcej komórek jajowych.

Oprócz oddziaływania na estrogeny insulina może też bezpośrednio wpływać na mózg, blokując prawidłowe wytwarzanie LH. Hormon ten jest zwykle wydzielany pulsacyjnie – w naprzemiennych fazach zwiększonej i zmniejszonej produkcji. Wydaje się, że insulina zakłóca ten rytm, co może szkodzić zdrowej płodności.

Niemniej wpływ insuliny na estrogeny wykracza poza kwestie samej płodności. W przypadku PCOS mniej androgenów zostaje przekształconych w estrogen, co powoduje wysokie stężenie tych pierwszych. Sytuacja ta może prowadzić do pojawiania się na ciele nadmiernego i twardszego owłosienia oraz wywoływać łysienie typu męskiego u kobiet. Ponadto sam zawyżony poziom insuliny (niezależnie od hormonów płciowych) skutkuje często występowaniem ciemnych plam na skórze (jest to tak zwane rogowacenie ciemne) – powszechnej oznaki PCOS.

Problemy z terapią niepłodności

Biorąc pod uwagę różne zaburzenia rozrodczości powodowane przez insulinooporność, wiele kobiet opornych na insulinę poszukuje metod poprawy swojej płodności. Niestety również pod tym względem insulinooporność daje o sobie znać.

Zanim porozmawiamy o metodach leczniczych, chcę podkreślić, że wrażliwość na insulinę wywiera bezpośredni pozytywny wpływ na płodność kobiet. Już samo zmniejszenie stężenia insuliny we krwi i wzrost wrażliwości na nią – czy to dzięki obniżeniu wagi ciała, czy zażywaniu leków uwrażli­wiających na insulinę – pobudza naturalne jajeczkowanie bez jakiejkolwiek interwencji farmakologicznej nakierowanej na płodność.

Jedną z najpowszechniej stosowanych metod w celu poprawy płodności żeńskiej jest leczenie klomifenem, który zmienia poziom estrogenów i ini­cjuje jajeczkowanie. Jednak kobiety cierpiące na insulinooporność i PCOS słabo reagują na ten lek i zwykle konieczne jest podawanie go w większych dawkach, co może prowadzić do niepożądanych skutków ubocznych. Oznaczenie poziomu insuliny we krwi pacjentki z PCOS stanowi naj­bardziej wiarygodny wskaźnik pozwalający przewidzieć jej wrażliwość na klomifen – im mniejsze jest stężenie insuliny, tym silniejsza będzie jej reakcja.

Jeśli można powiedzieć, że żeńska płodność jest podobna do wielkiej orkie­stry hormonalnej, to trzeba dodać, że dyryguje nią insulina. Nieprawidłowe crescenda i decrescenda hormonów płodności, takich jak estrogeny, FSH i LH, w trakcie cyklu menstruacyjnego wynikają właśnie ze stosowania się organizmu do wskazań dyrygenta. Jeśli kobieta zdoła opanować u siebie poziom insuliny, zwykle w ślad za tym podążają hormony związane z płod­nością, a najczęściej występujące postacie niepłodności, znikają jak przerwana kiepska melodia.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.