Przejdź do treści

„Leczenie żywieniowe to nie kara ani ostateczność. To fundament terapii”. Prof. Stanisław Kłęk o roli diety w medycynie

pacjent szpitala je posiłek - Hello Zdrowie
Fot. Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeden z najgroźniejszych mitów dotyczy przekonania, że w czasie choroby nowotworowej pacjent nie powinien jeść, bo „żywi raka”. To błędne i bardzo szkodliwe myślenie. Głodzenie chorego nie zatrzyma rozwoju raka – sprawi tylko, że organizm się osłabi i straci siły do walki. Efekt jest odwrotny od zamierzonego: pacjent staje się zbyt słaby, by kontynuować terapię – podkreśla prof. Stanisław Kłęk, lekarz specjalista z zakresu chirurgii ogólnej i chirurgii onkologicznej oraz żywienia klinicznego. W rozmowie z Hello Zdrowie opowiada, dlaczego żywienie powinno być integralną częścią terapii, jaką rolę odgrywa dietetyk w procesie leczenia oraz z jakimi mitami na temat diety najczęściej mierzą się pacjenci.

 

Dagmara Dąbek, Hello Zdrowie: Dlaczego żywienie to część terapii, a nie tylko wsparcie?

Prof. Stanisław Kłęk: Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że coraz więcej badań pokazuje, iż pacjent w złym stanie odżywienia po prostu trudniej wraca do zdrowia. Rany goją się wolniej, częściej dochodzi do powikłań, a leczenie trwa dłużej i kosztuje więcej.

Zauważyliśmy też, że u chorych, którzy są niedożywieni, często trzeba przerywać terapię – na przykład chemioterapię – bo organizm nie jest w stanie jej znieść. To sprawia, że leczenie staje się mniej skuteczne. Leczenie żywieniowe to nie „dodatek”, ale pełnoprawna część terapii, która umożliwia jej kontynuację i zwiększa jej efektywność. To powód czysto medyczny. Ale jest też drugi – równie ważny.

Jaki?

Drugi powód ma charakter bardziej organizacyjny i międzyludzki. Leczenie żywieniowe to dziedzina interdyscyplinarna, która łączy specjalistów z różnych obszarów medycyny.

Na konferencjach czy szkoleniach spotykają się chirurdzy, farmaceuci, anestezjolodzy, gastroenterolodzy i dietetycy – ludzie, którzy na co dzień często nie mają okazji do wspólnej rozmowy. Takie spotkania poszerzają perspektywę i pozwalają spojrzeć na pacjenta bardziej całościowo. Dyskutując o leczeniu żywieniowym, można dowiedzieć się np., jak prawidłowo opiekować się cewnikiem w żyle czy jak zapobiegać zakrzepicy. To wiedza, która później realnie poprawia jakość leczenia.

Prof. Stanisław Kłęk - Hello Zdrowie

Prof. Stanisław Kłęk, lekarz specjalista z zakresu chirurgii ogólnej i chirurgii onkologicznej oraz żywienia klinicznego / fot. archiwum prywatne

Jaką rolę odgrywa w tym procesie dietetyk?

Ogromną. Trzeba jasno powiedzieć: leczenie żywieniowe to terapia medyczna – i tylko wtedy może być refundowana. Dlatego formalnie odpowiada za nią lekarz, ale to właśnie dietetyk często prowadzi pacjenta w praktyce. Dietetyk zajmuje się m.in. modyfikacją diety doustnej, włączaniem suplementów czy planowaniem tzw. „diet pitnych”. Ma też wiedzę, której lekarzom często brakuje, ponieważ w czasie studiów temat żywienia jest poruszany tylko marginalnie. Co więcej, dietetyk potrafi wyłapać pacjentów, którzy już na wczesnym etapie wymagają interwencji żywieniowej, i dzięki temu odciąża lekarzy. Jest też niezbędny w tzw. prehabilitacji – czyli przygotowaniu pacjenta do operacji lub trudnego leczenia. To właśnie on dba, by organizm był dobrze odżywiony i gotowy na wysiłek, jaki niesie terapia.

Sala szpitalna- Hello Zdrowie

Skąd biorą się przekonania, że chorzy powinni lub nie powinni jeść określonych produktów? Czy to efekt desperacji i poszukiwania alternatywnych metod leczenia?

Myślę, że w dużej mierze to właśnie desperacja. Ludzie chcą wierzyć, że istnieje prosty, cudowny sposób na rozwiązanie ich problemu – jakaś tabletka, magiczna dieta czy „naturalny” preparat. Widać to szczególnie w rozmowach z osobami zmagającymi się z otyłością, które często szukają drogi na skróty. Zamiast stopniowo zmieniać nawyki, chcieliby połknąć kapsułkę i schudnąć bez wysiłku. Do tego dochodzi ogromna liczba mitów żywieniowych, które krążą w mediach, w internecie i w codziennych rozmowach. Część z nich ma swoje źródło w dawnych przekonaniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie – czasem przez nasze babcie czy prababcie – ale wiele pochodzi po prostu od osób, które chcą zarobić. Sprzedają suplementy, „cudowne terapie” i mówią, że coś „leczy raka”. Problem w tym, że takich nieprawdziwych informacji jest dziś tak wiele, że trudno już za nimi nadążyć. Dlatego właśnie tak ważna jest rola dietetyka, który potrafi oddzielić fakty od mitów. Według Amerykańskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej jednym z jego zadań jest prostowanie fake newsów i edukacja pacjentów na temat prawidłowego żywienia w chorobie.

A które z tych mitów uważa pan za najbardziej niebezpieczne?

Jeden z najgroźniejszych dotyczy przekonania, że w czasie choroby nowotworowej pacjent nie powinien jeść, bo „żywi raka”. To błędne i bardzo szkodliwe myślenie. Pojawiło się ono po starych badaniach laboratoryjnych, w których obserwowano wzrost komórek rakowych na szalkach Petriego. Komórkom podawano składniki odżywcze – i oczywiście rosły. Ale dokładnie tak samo rosną też komórki zdrowe, gdy dostaną energię. W prawdziwym organizmie wygląda to inaczej. Komórki nowotworowe i tak pobierają składniki odżywcze z tkanek zdrowych. Głodzenie chorego nie zatrzyma więc rozwoju raka – sprawi tylko, że organizm się osłabi i straci siły do walki. Efekt jest odwrotny od zamierzonego: pacjent staje się zbyt słaby, by kontynuować terapię.

Najczęstszy błąd w żywieniu pacjentów po operacjach w polskich szpitalach to... nieżywienie w ogóle. Pacjent po operacji często dostaje tylko kroplówki i czeka się, aż „zacznie jeść sam”

Czyli głodówka to nie leczenie, a zagrożenie?

Dokładnie tak. Głodzenie nie zabija raka – ono zabija zdrowe komórki. To dlatego leczenie żywieniowe jest tak ważne: pozwala utrzymać siłę, odporność i zdolność organizmu do regeneracji. Oczywiście komórki nowotworowe też korzystają z energii dostarczanej z pożywieniem, ale nie ma sposobu, by odciąć je od niej bez szkody dla całego organizmu. Podobnie błędne jest przekonanie, że należy całkowicie wyeliminować cukier. To nie cukier jest winny chorobie. Faktem jest, że komórki nowotworowe potrafią wykorzystywać glukozę jako źródło energii, ale pozbawienie organizmu węglowodanów nie zatrzymuje nowotworu – jedynie pogarsza stan pacjenta. Organizm i tak znajdzie sposób, by tę glukozę wytworzyć, nawet kosztem białek mięśniowych. Dlatego znacznie mądrzej jest dbać o zbilansowaną dietę niż wprowadzać drastyczne ograniczenia.

Czy pacjenci i ich rodziny łatwo akceptują konieczność leczenia żywieniowego?

Zazwyczaj nie ma z tym większego problemu – jeśli z pacjentem i jego bliskimi się rozmawia, rozumieją, po co to robimy. Dużo trudniej bywa w sytuacjach, gdy żywienie po prostu nie ma już sensu. W onkologii zdarzają się momenty, gdy choroba jest w stadium rozsianym, a organizm nie jest w stanie przyswoić składników odżywczych. Wtedy żywienie pozajelitowe czy dożylne nie przynosi już żadnych korzyści, a czasem wręcz może zaszkodzić, bo dodatkowo obciąża organizm. To bardzo emocjonalny temat. Rodziny często myślą, że jeśli chory nie je, to „umiera z głodu”, i trudno im pogodzić się z faktem, że nie głód jest przyczyną śmierci, tylko sama choroba. W takich sytuacjach najważniejsza jest szczera rozmowa i empatia, bo decyzje o zakończeniu terapii żywieniowej są jednymi z najtrudniejszych.

na zdjęciu: wysportowana kobieta pije koktajl - Hello Zdrowie

Jak ocenia pan poziom świadomości lekarzy i pacjentów w Polsce w zakresie leczenia żywieniowego?

Niestety, nie wygląda to najlepiej. Główny problem tkwi w edukacji. Na studiach medycznych nie ma przedmiotu poświęconego leczeniu żywieniowemu – temat pojawia się tylko fragmentarycznie, najczęściej przy okazji innych zajęć. Niektóre uczelnie próbują go „wcisnąć” w program, ale to wciąż nie jest rozwiązanie systemowe. W efekcie wielu lekarzy nie ma wystarczającej wiedzy z tego zakresu, a pacjenci nie otrzymują odpowiedniego wsparcia. Leczenie żywieniowe wymaga zespołowego podejścia – lekarza, dietetyka, farmaceuty i pielęgniarki klinicznej – ale żeby to działało, wszyscy muszą mówić tym samym językiem.

Jakie błędy w żywieniu pacjentów po operacjach obserwuje pan najczęściej w polskich szpitalach?

Najczęstszy błąd to… nieżywienie w ogóle. Pacjent po operacji często dostaje tylko kroplówki i czeka się, aż „zacznie jeść sam”. Tymczasem bardzo często już wcześniej można wprowadzić odżywianie doustne lub dojelitowe. Niestety, wielu pacjentów przez ten czas pozostaje bez odpowiedniego wsparcia żywieniowego – a to właśnie wtedy organizm najbardziej go potrzebuje. Zamiast „czekać”, powinniśmy aktywnie wspierać proces regeneracji. Wczesne wdrożenie żywienia znacząco skraca czas rekonwalescencji i zmniejsza ryzyko powikłań.

Czy w leczeniu żywieniowym jest miejsce na indywidualne preferencje – smaki, zwyczaje, nawyki pacjenta?

Oczywiście. To bardzo ważny aspekt terapii. Jeśli pacjent ma możliwość jedzenia drogą doustną, zawsze staramy się dopasować dietę do jego upodobań i tolerancji. Współczesna medycyna oferuje ogromny wybór preparatów do żywienia doustnego – tzw. FSMP (żywność do specjalnych celów medycznych). To gotowe diety przemysłowe, dostępne w formie proszków lub napojów, często w wielu smakach. Dzięki temu można dobrać coś, co pacjent naprawdę będzie chciał zjeść – a to bardzo ważne, bo od tego zależy skuteczność terapii. Jeśli coś smakuje, łatwiej utrzymać regularność i uniknąć niedożywienia.

Decyzje o zakończeniu terapii żywieniowej są jednymi z najtrudniejszych

Jakie rady dałby pan osobom, które dopiero zaczynają leczenie żywieniowe?

Po pierwsze – nie należy się tego bać. Leczenie żywieniowe to nie kara ani ostateczność, tylko sposób na poprawę sił i skuteczności terapii. Po drugie – warto rozmawiać z lekarzem i dietetykiem. Jeśli pojawią się jakiekolwiek problemy, np. nietolerancja preparatu, biegunki czy brak apetytu – trzeba o tym powiedzieć. Leczenie żywieniowe można modyfikować, dopasowywać do potrzeb pacjenta. Nie oczekujmy jednak efektów z dnia na dzień. To nie antybiotyk, który działa po 24 godzinach. W przypadku żywienia poprawa pojawia się stopniowo – po kilku dniach, a czasem dopiero po kilku tygodniach. Warto uzbroić się w cierpliwość, bo nagrodą jest więcej energii, lepsze samopoczucie i szybszy powrót do sprawności. Pamiętajmy, że leczenie żywieniowe nie jest dodatkiem do terapii. To jej fundament. Dobrze odżywiony pacjent szybciej wraca do zdrowia, lepiej znosi leczenie i ma po prostu większe szanse na wyzdrowienie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?