Przejdź do treści

Skąd biorą się dobre pomysły? Czy istnieje sposób, by mieć ich więcej? I dlaczego często przychodzą w dziwnych momentach?

Skąd biorą się dobre pomysły? Czy istnieje sposób, by mieć ich więcej? I dlaczego często przychodzą w dziwnych momentach? / istock
Skąd biorą się dobre pomysły? Czy istnieje sposób, by mieć ich więcej? I dlaczego często przychodzą w dziwnych momentach? / istock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W 2015 roku dziennikarka Manouch Zomorodi w podkaście „New Tech City” przyznała, że miała romans, który nie do końca funkcjonował tak, jakby sobie tego życzyła – romans ze swoim telefonem. Siedem lat po tym, jak dostała pierwszy smartfon, nagle uświadomiła sobie, czego odtąd brakowało w jej życiu: nudy, śnienia na jawie i kreatywności. 

Przedstawiamy fragment książki „Dlaczego marzyciele uratują świat, czyli co nauka o mózgu mówi na temat kreatywności” autorstwa Hilde Østby (wydawnictwo Marginesy). Hello Zdrowie objęło ją swoim patronatem medialnym. 

Ważne staje się to, czym wypełnimy to pudełko

Manouch Zomorodi zapoczątkowała obszerny projekt, mający pomóc ludziom od czasu do czasu wylogować się ze swoich telefonów komórkowych i stać się bardziej kreatywnymi, Bored and Brilliant [Znudzeni i genialni], który później zamienił się w książkę. Ludzie barwnie opisywali objawy abstynencyjne, które wystąpiły po odstawieniu telefonu. Pewien mężczyzna opowiedział, że zdiagnozowano u niego ADHD, kiedy był już osobą dorosłą, choć najprawdopodobniej cierpiał na to zaburzenie przez całe życie. Wcześniej był w stanie je kontrolować, ale ponieważ bardzo dużo czasu spędzał ze smartfonem, zaburzenie zaatakowało ze zdwojoną siłą. ADHD ma związek z wadą funkcji wykonawczej.

Kiedy człowiek nie siedzi przez cały czas z telefonem komórkowym w dłoni, być może odkrywa, że bardziej się nudzi, ale jednocześnie bliżej zaprzyjaźnia z samym sobą i przychodzi mu do głowy więcej pomysłów. Niewykluczone jednak, że może odkryć również mroczne myśli. Jeśli DMN rzeczywiście przypomina coś w rodzaju gulaszu (z braku lepszej metafory) albo pudełka, którego nie można chwycić rękami – jak w książce Lewisa Carrolla – ważne staje się to, czym je wypełnimy. Właśnie od tego zależy, co z niego wyjdzie.

Jeśli sny na jawie wypełniamy tabelkami w Excelu, niepozmywanymi naczyniami, negatywnymi myślami na swój temat, skargami do urzędu gminy, mandatami za złe parkowanie, telewizyjnymi obrazami krwawych wojen i najsmutniejszymi rzeczami, jakie tylko przyjdą komu do głowy, wówczas może się zdarzyć, że sny na jawie oddadzą nam tylko to, nic więcej. Udowodniono związek między nienormalną aktywnością DMN i szeregiem chorób psychicznych oraz takich zaburzeń jak lęki, depresja, padaczka i tak, nawet coś tak prozaicznego, jak bycie nieszczęśliwym czy choćby lekko przygnębionym. Przyznanie się do tego może być bolesne, ale możliwe, że niektóre z absurdalnych teorii Ficina dotyczących melancholii Saturna są bliskie prawdy.

Kiedy Goethe cierpiał na depresję, zbiegało się to z jego kreatywnością w taki sposób, że jedno i drugie mogło mieć miejsce w DMN, zarówno pomysły, jak i rozmyślania (to, co badacze DMN nazywają „ruminacjami”, czyli pętlami negatywnych myśli). Mrok Muncha i jego moc twórcza były prawdopodobnie częścią tego samego systemu i mogły pochodzić z tego samego źródła.

Chińska bajka opowiada o mężczyźnie, który chciał zdobyć magiczną dynię. Na polu ludzie podlewali i nawozili swoje dynie, a kiedy te dojrzały, mogli poprosić je o wszystko, co tylko mieli ochotę zjeść, a one serwowały im najwspanialsze potrawy. Mężczyzna dostał swoją dynię, ale ponieważ był skąpy i leniwy, nie podlewał jej ani nie nawoził tak często, jak mu polecono. Mimo to jego dynia również wyglądała całkiem okazale: stała się tak duża jak pozostałe dynie. Kiedy w końcu dojrzała, mężczyzna prosił ją, żeby wyczarowała mu najwspanialsze potrawy, ale ona serwowała mu wyłącznie kaszę. Wtedy podszedł do niego nadzorca i powiedział: „Ach, więc nie podlewałeś jej porządnie ani nie nawoziłeś? Dynia oddaje ci tylko to, co ty dałeś jej”.

Kobieta

Tak jak w przypadku dyni, możecie nie dostrzegać tego, w jaki sposób zarządzacie własnym wnętrzem, ale jeśli za mało się nudzicie albo przynajmniej za rzadko przebywacie w ciszy, albo nie wypełniacie swojej głowy dobrymi rzeczami, nie poszerzacie swojej wiedzy, nie odkrywacie nowych rzeczy, miejsc, książek, ludzi, nie uczycie się wystarczająco dużo o samych sobie i innych, to trudno wam będzie doznawać olśnień, dokonywać zabawnych spostrzeżeń, odsłaniać nowe historie i horyzonty.

I tak, jestem świadoma, że nazywanie tego DMN nie brzmi zbyt naukowo, ale właściwie wiedzieliście o tym doskonale przez cały czas: mówię o waszym wnętrzu, o waszym wewnętrznym monologu, o szklarni waszych myśli. To, co wkładacie do swojego wnętrza, co w nie inwestujecie, co w nim sadzicie, to, jak sami siebie traktujecie, może mieć znaczenie zarówno dla waszego zdrowia psychicznego, jak i dla waszej kreatywności, która do złudzenia zdaje się dotyczyć tego samego. Dynia nie potrafi czarować. Pięcioletni geniusz komponujący symfonię to wyjątek. Większość osób, które coś tworzą, musi włożyć do środka wiele dobrych rzeczy, dużo ćwiczyć, znosić przebywanie sam na sam ze swoimi myślami, zanim wyjdzie z tego coś dobrego.

O tym wszystkim myślałam, unosząc się na wodzie w kapsule na Frogner. Pamiętacie, że wydałam pieniądze, żeby spróbować „floatingu”. Na sekundę zapomniałam, że tam jestem – może wy też o tym zapomnieliście? Wciąż pluskam się w plastikowym zbiorniku za pięćset koron za godzinną sesję!

Tak, znowu tu jesteśmy i właśnie kiedy poczułam, że dłużej już nie wytrzymam, usłyszałam muzykę na zakończenie: minęła dokładnie godzina. Ulżyło mi, a jednocześnie ogarnęło mnie lekkie zdziwienie. Dałam radę i nawet nie zaczęłam robić sobie krzywdy! W stu procentach zgadzam się ze słowami Oscara Wildeʼa: „Najtrudniejszą rzeczą na świecie jest nic nie robić”. Boże, jakie to było nudne! Ale dopiero kiedy płacę i wychodzę na ulicę, dociera do mnie, że równie dobrze mogłam leżeć w ciszy przez godzinę na podłodze we własnym salonie. Albo we własnej wannie, albo jeszcze lepiej: mogłam wykąpać się w fiordzie. Postanawiam, że będę to robiła częściej. Nastawię alarm w komórce i na godzinę położę się na kanapie albo w wannie. W końcu to nic nie kosztuje. Godzina sam na sam ze sobą. O, wtedy wszystko się może zdarzyć! Kto wie, może nawet utnę sobie drzemkę?

Jesteśmy w połowie drogi przez las i widzę zakończenie tej historii: teraz już wiem, co jest prawdopodobnie najważniejsze dla naszej kreatywności. Odpowiedź jest równie banalna, jak i skomplikowana. Mówią o tym zupełnie nowe badania nad mózgiem i jednocześnie stara mądrość.

Nuda jest potrzebna

Kiedy byłam mała, mój ojciec zawsze powtarzał, że nuda jest potrzebna. Czy była w tym jakaś tajemna, pradawna mądrość przekazywana z pokolenia na pokolenie, przechodząca z ojca na dziecko przez tysiące lat? Wciąż pamiętam go w domku letniskowym; letnie miesiące mojego dzieciństwa w latach osiemdziesiątych były długie i pozbawione jakiejś myśli przewodniej, wypełnione śmiertelnie niebezpiecznymi pokusami nudy. Gdyby zobaczył mnie wtedy Kierkegaard, byłby bardzo zatroskany o moją przyszłość. Ojciec rozbudowywał domek letniskowy, podczas gdy ja siedziałam na podeście tarasowym i patrzyłam przed siebie, czekając, aż tata skończy pracę i pogra ze mną w badmintona na zakurzonej drodze rozjeżdżonej przez wozy, która wiła się obok naszej działki. I chociaż uwielbiałam myśleć o niebieskich migdałach, cierpliwość nie była moją najmocniejszą stroną, a młodsze rodzeństwo, no cóż, wydawało mi się zwyczajnie nudne.

– Nudzę się! – jęczałam. – Co mam robić?

– To dobrze! – odpowiadał ojciec. – Dobrze, że się nudzisz!

I jak Norwegia długa i szeroka, brzmiało echo słów wszystkich ojców, którzy w tej samej chwili mówili dokładnie to samo swoim dzieciom: „Dobrze, że się nudzisz!” – brzmiał optymistyczny slogan, który setki tysięcy ojców wypowiadało z entuzjazmem do swoich zmęczonych życiem dzieci. Nie daje mi spokoju myśl, że wiedzieli coś, o czym my zdążyliśmy zapomnieć, my, którzy wciskamy naszym dzieciom do rąk iPady, gdy tylko wykazują pierwsze oznaki, że potrzeba im nowych bodźców.

Dzwonię do taty. Jest emerytowanym profesorem filozofii, ale na emeryturze wcale się nie nudzi. Nadal bardzo dużo pracuje. W głębi serca zawsze będzie wyznawał protestancki etos pracy bez względu na to, jak gorliwie udaje hedonistę.

– Dlaczego wtedy to powiedziałeś, no wiesz, że dobrze jest się nudzić? Wiedziałeś, że tak jest? Uczyłeś się o tym? Skąd ci się to wzięło? – pytam.

– Byłem odpowiedzialny za czwórkę dzieci w maleńkim domku letniskowym i prawie przez cały czas pogoda była pod psem. Nie miałem czym was zabawić. Nie przemawiała przeze mnie mądrość życiowa, tylko frustracja – przyznaje.

Czuję się lekko rozczarowana. Naprawdę wierzyłam, że to właśnie ukryta mądrość życiowa mojego rodzica popchnęła nas wszystkie w słodkie objęcia nudy. A jednak nie wiedząc o tym, ojciec otworzył mi drzwi do zaczarowanego świata Alicji. Podniosłam się z podestu tarasowego i weszłam do domku letniskowego. Tam, przed malutką, własnej roboty półką na książki, stałam przez chwilę zamyślona. A potem wyjęłam z niej książkę. W brązowej okładce, ze zdjęciem małej dziewczynki na pierwszej stronie, opatrzoną tytułem Alicja w Krainie Czarów autorstwa Lewisa Carrolla.

Dlaczego marzyciele uratują świat?

Dlaczego marzyciele uratują świat, czyli co nauka o mózgu mówi na temat kreatywności / mat pras

Skąd biorą się dobre pomysły? Czy istnieje sposób, by mieć ich więcej? I dlaczego często przychodzą w dziwnych momentach?

By odpowiedzieć na te pytania, autorka – niczym Alicja podążająca za Białym Królikiem do Krainy Czarów – poszukuje źródeł kreatywności. Rozmawia z neurologami, naukowcami, pisarzami, muzykami, komikami, artystami i filozofami, pozwala przepuścić prąd przez swój płat czołowy, zapisuje się na zajęcia z improwizacji i jogi nidry, odwiedza kapsułę floatingową, nudzi się, celebruje bezcelowość, śni na jawie i uczy się uciszać wewnętrznego krytyka – własną Królową Kier.

Hilde Østby bada, jaki wpływ na twórcze myślenie mają: współczesny systemu edukacji, aktualny tryb pracy w większości zawodów, nuda, przebywanie na łonie natury czy… częste kąpiele. Zastanawia się także, czy technologia oddala człowieka od osiągnięcia pełni kreatywnych możliwości czy wręcz przeciwnie – umożliwia wzbijanie się na twórcze wyżyny.

To książka o nieposkromionej wyobraźni i chęci tworzenia, o pomysłach – dobrych i złych – oraz ich wpływie na otaczający świat. Bo jeśli mamy przetrwać jako gatunek, musimy chronić tę jedną z naszych najbardziej ludzkich cech – kreatywność.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: