Przejdź do treści

Katarzyna Tubylewicz: Samotność wybrana to przyjemna osobność, luksus uwolnienia się od międzyludzkich zobowiązań, to oddech i poczucie wolności

Katarzyna Tubylewicz, autorka książki „Samotny jak Szwed”
Katarzyna Tubylewicz, autorka książki „Samotny jak Szwed” / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W Polsce samotność wciąż traktowana jest jak stygmat. Tymczasem w Szwecji to przejaw wolności, sposób na szczęśliwe życie. Bo, jak przekonuje Katarzyna Tubylewicz, istnieje różnica pomiędzy celebrowaniem czasu spędzanego osobno, a byciem samotnym. O tym opowiada jej najnowsza książka „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”.

 

Damian Gajda: Kasiu, zacząłem czytać twoją książkę w pociągu. W przedziale mama z dzieckiem, w korytarzu para zakochanych. Wszyscy mówią, wysyłają sygnały, abym i ja też włączył się w ich rozmowę. Czuję wtedy wielką tęsknotę za domem i samotnością, ale jednocześnie wstyd…

Katarzyna Tubylewicz: To ciekawe, że czujesz wstyd, bo ja w podobnych chwilach też czuję ogromną potrzebę samotności, ale wydaje mi się ona w pełni uzasadniona. Od dawna już rozumiem, że choć jestem często postrzegana jako osoba otwarta, ciepła i szukająca kontaktu z ludźmi, mam też rysy introwertyczne. Dość łatwo czuję się przebodźcowana, zwłaszcza w dużym towarzystwie. Uwielbiam długie, głębokie rozmowy o ważnych sprawach w małym gronie, a średnio bawi mnie small talk w dużym towarzystwie. A w pociągu naprawdę marzę o tym, żeby było cicho i żebym mogła poczytać książkę. Co nie oznacza, że nie zdarzyło mi się parę razy poznać w podróży ciekawych ludzi.

Przyznanie się do tego, że samotność daje szczęście, naraża nas na ostracyzm, wykluczenie. Bo jak to – ktoś w ogóle może chcieć być samotny?

Szczęście daje przede wszystkim poczucie wewnętrznej niezależności, a także chwilowy oddech od zobowiązań, które niesie ze sobą życie społeczne. Można być też w pełni szczęśliwym, żyjąc w pojedynkę, choć na pewno jest to łatwiejsze, gdy ma się grono przyjaciół, ponieważ w każdym z nas jest też oczywiście potrzeba bliskości i akceptacji. Mamy w sobie zazwyczaj sporo ambiwalencji względem samotności, potrzebujemy jej, choć często nawet sami przed sobą nie chcemy się do tego przyznać, ale też się jej boimy. Już Immanuel Kant pisał o aspołeczenej towarzyskości człowieka. O tym, że nie może się on obyć bez bliźnich, ale jednocześnie nie może ich też często znieść. Mamy potrzebę uspołecznienia i przynależenia, ale chcemy też się z grupy wyróżnić i uwolnić, usłyszeć wyraźnie swój własny głos, myśli.

Już Kant pisał o aspołeczenej towarzyskości człowieka. O tym, że nie może się on obyć bez bliźnich, ale jednocześnie nie może ich też często znieść. Mamy potrzebę uspołecznienia i przynależenia, ale chcemy też się z grupy wyróżnić i uwolnić, usłyszeć wyraźnie własny głos, myśli

To prawda, ale my, Polacy, jesteśmy chyba uprzedzeni do samotności.

Do samotności, a już na pewno do życie w pojedynkę. Nie jest ono kojarzone ze świadomym wyborem albo z jakimś etapem rozwoju, tylko z porażką życiową. Nie udało mu się, bo nie ma rodziny, czyli żony, dwójki dzieci i psa. Po pierwsze rodzina może mieć różny kształt, można wspólnie wychowywać dzieci, a ze sobą nie mieszkać. Rodzina może być tęczowa, patchoworkowa i tak dalej, a po drugie naprawdę nie każdy musi rodzinę zakładać. To nie jest jedyna recepta na sukces.

Twoja książka opowiada o ludziach, których samotność cieszy, dodaje im energii i nie kojarzy się ze strachem.

Wielu moich bohaterów potrzebuje samotności, by naładować baterie – to cecha introwertyków. Pragną pobyć w samodzielnie wybranej „osobności”, by odnaleźć siebie, zaprzyjaźnić się ze sobą, albo poczuć bliskość z czymś większym niż oni. Jeden z moich rozmówców, David Thurfjell, profesor religioznawstwa opowiada, że zsekularyzowani Szwedzi poszukują w samotności na łonie natury duchowości. Sam opowiada też, że jego ulubioną formą podróżowania są zupełnie samotne wyjazdy. Dlaczego? Bo kiedy podróżuje bez towarzystwa, ma szansę spotkać ludzi, których nigdy by nie spotkał. Dlatego samotność nie jest niczym ostatecznym, to jest sposób na odpoczynek, a czasem metoda na poznanie nowych, innych ludzi.

„Samotny jak Szwed?”, Katarzyna Tubylewicz / Wielka Litera

O Szwecji, gdzie mieszkasz, mówi się, że to raj dla samotników. Skąd bierze się ta teoria?

Częściowo ze statystki i demografii. 97 procent powierzchni Szwecji to teren niezamieszkany, 40 procent Szwedów mieszka w samodzielnych gospodarstwach i nikt raczej nie wstydzi się tego, że jest singlem. Poza tym w życiu społecznym jest więcej czegoś, co nazwałabym ostrożnością w przekraczaniu cudzych granic, więcej fizycznej odległości, więcej dystansu i zrozumienia, że ktoś może nie chcieć, by mu przeszkadzać.

Samotność w Szwecji jest mniejszym tabu niż w Polsce?

Zdecydowanie tak, jeśli chodzi o samotność w życiu prywatnym, o bycie singlem, o świadomą decyzję o niezakładaniu rodziny czy nieposiadaniu dzieci. Szwedzi nie mają też problemu z wyrażeniem tęsknoty za tym, by pobyć sam na sam ze sobą. Mogą mieć rodzinę, czy partnera, a i tak zrealizować marzenie o samotnej podróży do Azji czy regularnie znajdywać czas tylko dla siebie. Z drugiej strony tu też istnieją sfery samotności, o których niechętnie się mówi, na przykład o samotności seksualnej lub o byciu samotnym w wigilię. Dla Szwedów trudna jest też samotność światopoglądowa, to społeczeństwo unikające konfliktu, dążące do konsensusu w dyskusji, w którym silny indywidualizm współistnieje z kolektywizmem w wymiarze społecznym.

Na początku swojej książki od razu różnicujesz samotność niechcianą i wybraną…

Samotność niechciana to narastający w całej Europie problem społeczny, który wiąże się między innymi ze starzeniem społeczeństw. W Wielkiej Brytanii jest nawet specjalne ministerstwo ds. samotności. Bolesna bywa także samotność w grupie, w tłumie, polegająca na tym, że człowiek nie czuje się jej częścią, nie czuje, że przynależy, że naprawdę jest widziany i słyszany. Mam wrażenie, że ten rodzaj samotności doskwiera często nastolatkom, mnie na pewno doskwierał. W książce poruszam także temat naszych najgłębszych lęków, strach przed samotnością ostateczną, która jest śmierć. O samotności na ostatniej drodze i o tym, czy można ją zmniejszyć i uśmierzyć cierpienie, rozmawiam ze szwedzkim profesorem medycyny paliatywnej Peterem Strangiem, to ważna i myślę, że kojąca rozmowa. Samotność wybrana nie ma na ogół charakteru permanentnego, to przyjemna osobność, luksus uwolnienia się na chwilę od międzyludzkich zobowiązań, to oddech i poczucie wolności.

Bardzo przydatne jest słowo „solitude”, które wielu samotnikom pozwala tłumaczyć ich potrzeby, tak by ludzie traktowali je z wyrozumiałością.

Dokładnie, w języku angielskim „solitude” to samotność radosna, w której jest siła i niezależność. Coś innego niż melancholijne „loneliness”. Po polsku trudniej oddać te niuanse, jest jedna samotność, która często negatywnie się ludziom kojarzy.

W języku angielskim 'solitude' to samotność radosna, w której jest siła i niezależność. Coś innego niż melancholijne 'loneliness'. Po polsku trudniej oddać te niuanse, jest jedna samotność, która często negatywnie się ludziom kojarzy

Co tak naprawdę nas przeraża w samotności? 

Bezbronność? Człowiek jest w końcu przystosowany do życia w grupie. Całkowicie pozbawieni kontaktu z innymi ludźmi możemy nawet cierpieć na brak dotyku, „głód skóry”. Poza tym samotność to trauma narodzin, odcięcia pępowiny i rozłączenia z matką oraz wspomniany już lęk przed samotnością ostateczną, przed końcem. Warto jednak pamiętać, że sposobem na ten strach jest coś, co zaleca wielu z moich rozmówców, na przykład były szpieg Vincent Severski i nauczyciel medytacji, Joakim Gavazzeni: chodzi o nawiązanie kontaktu z sobą samym. Bardzo wielu ludzi ma dość małą świadomość siebie, nie rozumie siebie samych, nie potrafi się z sobą zaprzyjaźnić. Nawiązanie bliskiego kontaktu z sobą to jak podarowanie sobie samemu kotwicy, osadzenia w sobie, jakiegoś wewnętrznego bezpieczeństwa. To bardzo zmniejsza lęk przed samotnością.

Jakie samotność stawia przed ludźmi wyzwania?

Zmusza do samodzielności, do bycia w kontakcie z sobą, może wymaga czasem odwagi. Z drugiej strony samotność także zwalnia z wielu obowiązków. Reżyser Erik Gandini, który zrobił film „Szwedzka teoria miłości”, przestrzegający przed nadmiarem indywidualizmu w społeczeństwie, twierdzi, że jest problematyczne, gdy człowiek wpada w taki rodzaj uniezależnienia się od innych, że zaczyna uważać, że jego jedynym obowiązkiem wobec społeczeństwa jest płacenie podatków. I to także jest prawda. O samotności nie da się mówić w sposób cokolwiek upraszczający, ma wiele twarzy i można też na nią patrzeć z wielu różnych perspektyw, co starałam się w mojej książce pokazać.

"Samotny jak Szwed?", Katarzyna Tubylewicz / Wielka Litera

„Samotny jak Szwed?”, Katarzyna Tubylewicz / Wielka Litera

Samotność kojarzy się wielu z brakiem miłości, drugiej połowy. Tymczasem w Szwecji wiele osób będących w związku mieszka osobno. Z czego to wynika?

Może nie wiele osób , ale rzeczywiście w języku szwedzkim słowo särbo oznacza jeden z wielu możliwych typów związków, taki, w którym dwie osoby nie mieszkają razem. Można chcieć tak mieszkać, gdy człowiek nie marzy już albo po prostu nigdy nie marzył o zakładaniu rodziny, albo gdy chce mieć związek, może nawet bardziej romantyczny niż inne, a do tego niezależność. Zdarza się też, że ludzie żyją w innych miastach lub krajach, jak szwedzka pisarka Elisabeth Åsbrink, której mąż jest duńskim dziennikarzem. Ta para dzieli życie między Sztokholm, a Kopenhagę, czasem mieszkają razem, a czasem oddzielnie. Wydają się w tym układzie bardzo szczęśliwi.

Stawiasz odważną teorię, że ludzie z rozwiniętą potrzebą samotności tworzą lepsze związki. Ty masz męża, dzieci, a mimo to otwarcie mówisz: lubię być sama. Jak oni na to reagują?

Jestem jedynaczką  i mam syna jedynaka, a mój mąż ma siostrę młodszą o dziesięć lat, więc właściwie też wychował się jako jedynak. Może z tego powodu wszyscy rozumiemy ową potrzebę własnej przestrzeni i osobności, którą często mają jedynacy. Poza tym mój syn ma już dwadzieścia lat, a bycie mamą dorosłego człowieka polega w dużej mierze na robieniu kroku w tył i dawaniu dziecku wolności i skrzydeł. Jednocześnie, jak wiesz, Daniel i ja współpracujemy ze sobą, mój syn zrobił zdjęcia do książki i by mogły powstać, przejechaliśmy razem Szwecję wzdłuż i wszerz. Wspaniale się przy tym bawiliśmy, bo jesteśmy do siebie podobni. Ja Danielowi w czasie pracy nie „mamuję” i go nie sprawdzam. Może nie uwierzysz, ale zdjęcia do książki powstawały przez półtora roku, a zobaczyłam je tydzień przed wysłaniem do wydawnictwa. To się chyba nazywa niezależność połączona z dużą dozą zaufania.

W jakich sytuacjach czujesz: „muszę być sama”, a w jakich: „potrzebuję ludzi”?

Bardzo często potrzebuję ludzi, bo lubię wymianę myśli z innymi i jestem ludzi ciekawa. Równie często potrzebuję pobyć sama. Te dwie potrzeby układają się we mnie w harmonijną całość, sprzyja temu pisanie książek, do którego samotności potrzeba całkiem sporo. Myślę, że zwariowałabym, gdybym musiała pracować w głośnym biurze z open space.

Twój uśmiech, który jest na Twojej twarzy od początku naszego spotkania, potwierdza teorię, o której piszesz, że introwerytycy są bardziej zadowoleni z życia niż ekstrawertycy?

(śmiech) Podobno tak, bo potrzebują mniej pozytywnych bodźców, by czuć się zadowoleni, a poza tym nigdy się nie nudzą. Introwertyk bywa najszczęśliwszy, gdy ma dobrą książkę i wolny czas na czytanie. Ekstrawertykowi może strasznie doskwierać, że nic się nie dzieje, nikogo nowego nie poznaje, nie ma fajnych imprez, na które można by pójść i tak dalej.

"Samotny jak Szwed?", Katarzyna Tubylewicz / Wielka Litera

„Samotny jak Szwed?”, Katarzyna Tubylewicz / Wielka Litera

Niezależność zmusza do ciągłej pracy nad sobą. Myślisz, że to może być źródło lęku przed nią?

Myślę, że tak, choć ten lęk nie jest do końca świadomy. Myślę jednak, że każdy człowiek jest najszczęśliwszy, gdy czuje, że się rozwija, że wewnętrznie rośnie, że wciąż się czegoś uczy, ale wszyscy mamy też w sobie rodzaj wygodnictwa i wewnętrznego lenistwa. Niezależność jest dla tego lenistwa wyzwaniem.

Gdybyś mogła opisać idealny dzień samotnika w Szwecji, to jak by on wyglądał?

Można go zacząć od jogi, ja zazwyczaj praktykuję jogę w dużej grupie ludzi, ale jeśli miałby to być dzień skrajnie samotniczy, rozwinęłabym matę w pokoju z widokiem na ogród. Potem śniadanie ze świeżą gazetą (w Szwecji nadal mnóstwo ludzi, ja też, prenumeruje gazety, które są wrzucane do skrzynki na listy o piątej rano), spacer nad jeziorem i dużo czasu na pisanie. Po pracy można pojechać do centrum Sztokholmu i chociaż to bardzo europejska stolica, bez problemu znajdzie się i tam miejsce na samotny spacer nad wodą czy na wyspie Djurgården, na której poza muzeami jest też po prostu gęsty, niemal dziki las.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: