Przejdź do treści

Wrzuciłam do sieci swoją fotkę, na której jestem bez makijażu. Zrobiłam to, bo jestem dla siebie ważna

archiwum prywatne
archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Mam fioła na punkcie makijażu. Dlatego zawsze i wszędzie patrzę się w lustra i inne odbicia. Lusterko jest też jednym z najważniejszych elementów na moim biurku w pracy, zaraz po laptopie i telefonie. Jeżeli chociaż raz byłaś bądź byłeś gdzieś ze mną, na pewno przypomnisz sobie przynajmniej kilka sytuacji, w których pytałam o to, czy się rozmazałam. Tak, to te irytujące pytanie w stylu: odbiła mi się może kreska na powiece? Ale chcę to zmienić. 

Pokazałam się bez makijażu

Mniej więcej 12 lat. Przez ten okres chyba nie było dnia, w którym nie miałam na rzęsach tuszu, a na twarzy – podkładu. Już nie pamiętam, dlaczego zaczęłam się malować w tak młodym wieku. Pewnie, by spodobać się chłopakom ze szkoły. Przez ten czas każdej osobie, która pytała mnie: „po co się malujesz?”, odpowiadałam: „robię to dla siebie, nie dla innych”. I dopiero ostatnio dotarło do mnie, że ja wcale tego nie chcę. Tych wiecznie brudnych z podkładu ubrań. Ręczników, które zamiast lśnić bielą, mają brązowo-czarne plamy. Spinania się, gdy chcę się do kogoś przytulić, ale nie mogę, bo wiem, że na ubraniu zostanie smuga bronzera.

Właśnie dlatego jakiś czas temu wrzuciłam na swojego Instagrama zdjęcie, na którym jestem bez makijażu. Pierwszy raz od 12 lat pokazałam się światu totalnie „no make up”. Bałam się. Reakcji, hejtu, wyśmiania mnie. I niektórym może wydawać się to niczym wielkim. Ale dla mnie było to przekroczenie pewnej granicy. Granicy, którą ma wiele z nas.

Bo bez makijażu czujemy się nagie. Wolimy nie patrzeć w lustro, unikamy kontaktu wzrokowego. Czujemy, że wszyscy patrzą na te przebarwienia na policzku, rosnącego pryszcza na czole i cienie pod oczami. Ja tak mam. A raczej miałam, bo po wrzuceniu fotki na Instagrama, spotkałam się z niemal samymi pozytywnymi reakcjami. I poszłam o krok dalej. Następnego dnia przyszłam do redakcji bez makijażu. Pierwszy raz w życiu. I czułam się cholernie źle. Ale tylko przez moment.

W metrze bałam się spojrzeć innym w oczy. Z głową spuszczoną w dół czekałam tylko na sygnał o stacji, na której zawsze wysiadam. Ale to trwało tylko chwilę. Bo, wmawiając sobie że to eksperyment, specjalnie zaczęłam patrzeć w twarze innych. I nikt nie zareagował. Nikt nie widział we mnie tego potwora, którego ja zawsze widziałam w lustrze. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.

I wiem, że nie jestem z tym sama. Z jednej strony słyszymy, że mamy być naturalne. Bo naturalne jesteśmy piękne! Z drugiej jednak, gdy przyjdziemy gdzieś niepomalowane, ktoś na pewno zada nam pytanie: „a co ty taka blada? chora jesteś?”. I gdzie w tym jest nasza wolność?

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Mam fioła na punkcie makijażu. To przez to zawsze i wszędzie patrzę się w lustra i inne odbicia. Lusterko jest też jednym z najważniejszych elementów na moim biurku w pracy, zaraz po laptopie i telefonie. Jeżeli chociaż raz byłaś bądź byłeś gdzieś ze mną, na pewno przypomnisz sobie przynajmniej kilka sytuacji, w których pytałam o to, czy się rozmazałam. Tak, to te irytujące pytanie w stylu: odbiła mi się może kreska na powiece? Ale chcę to zmienić. Wszystko dlatego, że od trzech miesięcy jestem dziennikarką w @hellozdrowie_pl, gdzie staramy się siebie akceptować. Nie chcę już pisać tekstów o kochaniu siebie, skoro ja sama mam czasem problem, by wyjść do sklepu bez tuszu i podkładu. Ale koniec z tym! To ja. Bez grama makijażu. Widzicie te wielkie podkowy pod oczami? Nie, nie balowałam cały tydzień. To skutek nietolerancji pokarmowych. A że ostatnio niekoniecznie jem to, co mogę… cóż… Było warto. #bodypositive #bodyposi #ciałopozytywność #bezmakijażu #nomakeup #natural #magdalenabury

Post udostępniony przez Magdalena Bury (@bugdalena.mary)

Dlaczego bez makijażu czuję się, jakbym była naga?

– Twarz w makijażu wygląda inaczej, jest bardziej wyrazista, kolorowa, więcej się na niej dzieje. Bez makijażu większość z nas jest blada, mniej kobieca, bardziej dziewczęca i niewinna. Często nie pasuje nam to, bo makijaż wielu kobietom dodaje pewności siebie, animuszu. Jest zbroją, dla niektórych talizmanem albo maską, pod którą można się schować. Dziewczyna w mocnym makijażu może sprawiać wrażenie bardziej ostrej, zdecydowanej, sexy.

Zauważam, że młode kobiety często zwracają uwagę mocnymi makijażami właśnie dlatego, bo mają najwięcej kompleksów i silną potrzebę, by je przykryć. Nie wierzą często, że naturalne wyglądają równie uroczo, a dla wielu nawet bardziej. Taką postawę gros kobiet wyniosło z domu – z domu, w którym kobieta miała przede wszystkim wyglądać, być pachnąca i zadbana. Dziewczynka z takim przekazem sądzi potem, że jej wartością jest w zasadzie głównie uroda, więc musi o nią obsesyjnie dbać.

Kiedy przychodzą do mnie takie dziewczyny, staram się nauczyć je siły i większej samoakceptacji. Pokazać im, że mają w sobie coś więcej niż tylko ujmujący fizis. To ważne, bo kobieta, która w siebie wierzy, w swoje umiejętności, możliwości, która siebie kocha – jest silniejsza. A te dziewczyny, które fokusują się wyłącznie na wyglądzie, często wikłają się w beznadziejne związki i są nieszanowane przez mężczyzn i w ogóle przez innych ludzi. Widząc takie dziewczyny, jest mi smutno, bo wiem jak one są bardzo podatne na zranienie, jak bardzo w siebie nie wierzą, jak szybko można je pozbawić poczucia własnej wartości.

Często pod maską silnie wymalowanej dziewczyny widzę przestraszoną, delikatną wrażliwą kobietę, która mimo piękna zewnętrznego i wewnętrznego ma siebie za nic. Moja w tym rola, żeby taka osoba odzyskała siłę w sobie i malowała się, bo lubi, a nie bo musi, bo myśli, że bez makijażu wygląda jak potwór – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN.

#nomakeupday

Na post, który wrzuciłam do sieci, zareagowało wielu moich znajomych. Oprócz komplementów i zdań typu: „przecież ty nie musisz się malować!”, dostałam jednak odpowiedź, której się nie spodziewałam. „A ja ci nie napiszę, że świetnie wyglądasz, bo przecież nie po to to robisz, by zbierać komplementy. Cel jest inny. Za to ja dołączę do Ciebie i jutro pójdę do pracy bez makijażu. Może trzeba stworzyć jakiś rytuał #nomakeupday?” – napisała Basia Dąbrowska, moja redakcyjna koleżanka. I słowa dotrzymała. Następnego dnia na jej koncie pojawiło się selfie, na którym nie ma makijażu.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

@bugdalena.mary to Twoja sprawka, że świecę tu na Instagramie twarzą bez makijażu. Magda rozpoczęła akcję #nomakeupday i ochoczo do niej dołączyłam, bo dlaczego nie. Jak się nie robi makijażu rano to można: ❤️dłużej posiedzieć na łóżku, jak już zadzwoni ten okrutny budzik, ❤️powolnie konsumować śniadanie i „zawieszać się” co chwilę, ❤️celebrując ciepło na twarzy od słońca podlewać zioła na balkonie, ❤️przeznaczyć znacznie więcej czasu na pielęgnację. No i wieczorem nie trzeba makijażu zmywać, można ten czas poświęcić na…aaa zostawię to dla siebie ? Też tak chcecie? Wiecie, co robić! Bądźcie z nami! #nomakeupday #nomakeup #nofilter #selfie #goodmorning #bodypositive #cialopozytyw #photooftheday #picoftheday #instamood #beautiful #barbaradabrowska

Post udostępniony przez Barbara Dąbrowska-Górska (@barbaradabrowska.pl)

I nie była to jedyna odpowiedź tego dnia. Do teamu #nomakeupday dołączyła też Katarzyna Binkiewicz, psycholożka. „Nie zawsze tak było. To był długi proces i moja ciężka praca, by lubić siebie taką. Taką jaką jestem. Czasem pomalowaną, czasem nie. Czasem uczesaną, czasem w samuraju na czubku głowy. Czasem chudszą, czasem grubszą. Czasem „zrobioną”, a czasem tak totalnie codzienną. Czasem taką, a czasem inną” – pisze ekspertka.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Krótka poranna rozmowa z @bugdalena.mary. O naturalności, o akceptacji. Już kiedyś, rok czy dwa temu, pojawiło się tutaj moje zdjęcie bez makijażu i post o akceptacji. Latem często można mnie spotkać w takiej wersji. Często wychodzę też tak na zakupy, na wieczorny spacer. Nie zawsze tak było. To był długi proces i moja ciężka praca, by lubić siebie taką. Taką jaką jestem. Czasem pomalowaną, czasem nie. Czasem uczesaną, czasem w samuraju na czubku głowy. Czasem chudszą, czasem grubszą. Czasem „zrobioną”, a czasem tak totalnie codzienną. Czasem taką, a czasem inną. Dzięki @bugdalena.mary za przywołanie tych refleksji dzisiaj w mojej głowie. I za dobrą robotę, którą robisz w kwestii akceptacji siebie. ? Fajnie jest być sobą. ? #bodypositive #bodypositivity #nomakeup #naturallook #magdalenabury #psychologbinkiewicz #katarzynabinkiewicz #psychoonkolog #psychoonkologia #bezmakijazu #bezsciemy

Post udostępniony przez Katarzyna Binkiewicz (@psycholog.binkiewicz)

Reakcje uświadomiły mi, że nie tylko ja mam problem z akceptacją siebie, gdy na twarzy nie mam ani grama kosmetyku. To jeszcze bardziej powszechny problem niż myślałam. I trzeba coś z tym zrobić. Bo to, że jesteś bledsza niż zazwyczaj albo, że nie masz na oku zrobionej kreski, nie znaczy, że jesteś gorsza. A ja przyznaję, że właśnie tak się czułam. Nawet, gdy wiedziałam, że spędzę cały dzień w domu, pierwsze co robiłam po wyjściu z łóżka to kąpiel, a następnie zrobienie sobie makijażu.

Czułam się  niekompletna bez cieni na powiekach czy korektora pod oczami. Moje uzależnienie od makijażu bywało też uporczywe dla osób z otoczenia. Bo ile razy bez irytacji jesteś w stanie powiedzieć: „nie, nie rozmazałaś się”? Właśnie dlatego staram się to zmienić. Bo jestem dla siebie ważna i chcę być dla siebie dobra.

Uzależnienie od makijażu

Czy można uzależnić się od makijażu?

– Nie nazwałabym tego uzależnieniem, ale rzeczywiście jest tak, że wiele kobiet na całym świecie nie wyobraża sobie życia społecznego bez makijażu, tak jakby był on naszą drugą skórą. Dlaczego tak jest? Przede wszystkim chodzi o to, że gros kobiet kompletnie w siebie nie wierzy i nie uważa się za atrakcyjne. Większe i mniejsze kompleksy na tle urody mają już dziewczynki w wieku przedszkolnym, które obserwują zachowania swoich ciągle niezadowolonych z siebie mam.

Kultura, media, reklama pokazują nam, że uroda kobiety musi być nieskazitelna – żadnych porów, zmarszczek czy przebarwień. I choć na logikę wiemy, że wszystkie zdjęcia w magazynach to sprawny retusz, i tak porównujemy się do modelek, aktorek, czyli dążymy do nieistniejącego ideału. Często równocześnie same siebie atakujemy, doklejamy rzęsy, wstrzykujemy kwasy, bo wydaje się nam, że to co dała natura jest średnie i nijakie na tle innych kobiet – mówi psycholożka.

 

Jestem Niesamowita - Agnieszka Sienkiewicz, Ewelina Lisowska, Maxineczka

Ta ważna samooakceptacja

Od czego zacząć?

– Nie proszę od razu, by osoba przestała się malować, bo wiem że wiele kobiet w makijażu czuje się bezpiecznie. Wychodzą z domu i myślą: „ok, mam makijaż, więc mam prawo iść wyprostowana, uśmiechnięta, być pewna siebie. Mogę się uśmiechnąć do chłopaka na ulicy, bo makijaż dodaje mi mocy”– to pozorna moc, ale wiem, że początkowo trzeba ją podtrzymywać i krok po kroku odpuszczać.

W nauce samoakceptacji nie chodzi o to, by kobieta przestała się całkiem malować, ale by robiła to dla siebie, by poczuć się fajnie, ale nie by poczuć, że dopiero wtedy wygląda jak człowiek. Czasami robię z pacjentkami ćwiczenie: proszę je, by się przez dwa tygodnie nie malowały i zapisywały swoje odczucia. Zwykle początkowo jest tragicznie, wpisy są takie w rodzaju: „czuję się jakbym wyszła z domu bez bielizny”, „wyglądam jak własny ojciec”, natomiast z czasem przyzwyczajamy się do swojej buzi saute, zaczynamy dostrzegać ten urok naturalności.

Z czasem zaczynamy uczyć się, jak ona wygląda i widzieć w swojej naturalnej twarzy  siebie – swoje rysy, rysy swoich przodków, od których czasem tak chcemy uciec. To doświadczenie pozwala nauczyć kobietę, że jest kobietą i bez tony makijażu, że może być tak samo piękna i seksowna bez, bo bycie seksowną to jest kwestia samopoczucia, a nie czerwonej szminki. To jest kwestia akceptacji siebie, zgody na to, kim się jest. Ta akceptacja potem emanuje w ruchach, gestach w mimice, w uśmiechu – i to jest najbardziej kobiecy makijaż, obojętnie, co by nie mówiły te wszystkie koncerny kosmetyczne – dodaje specjalistka.

„Czy mogę pokazać się swojemu partnerowi bez makijażu?” – to jedno z pytań, które dość często wpisywane jest w wyszukiwarkę. I nie wiem jak ciebie, ale mnie to boli. Ale i nie dziwi. Wstydząc się własnego odbicia, nie jesteśmy w stanie pokazać się w wersji „no make up” innym. Walczmy z tym. Akceptujmy swoje piegi, przebarwienia, starajmy się polubić siebie, takie jakie jesteśmy naprawdę.

Ja już zrobiłam krok do przodu. Teraz kolej na ciebie. Wrzuć na swojego Instagrama fotkę z hashtagiem #nomakeupday. Możesz też oznaczyć profil @hellozdrowie_pl, by łatwiej było cię znaleźć. I pokaż swoją uśmiechniętą twarz. Bez podkładu, pudru czy tuszu. Pokaż nam siebie. Bo taka jesteś najpiękniejsza.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: