Przejdź do treści

Zuzanna Butkiewicz przeszła dwa udary. „Mój organizm nie wysyłał mi innych sygnałów oprócz senności i braku sił”

Zuzanna Butkiewicz - Hello Zdrowie
Zuzanna Butkiewicz / Fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jedna połowa mojego mózgu w wyniku udaru obumarła i nie wróci do funkcjonowania – mówi Zuzanna Butkiewicz, która cztery lata temu przeszła dwa udary. W rozmowie z Hello Zdrowie powiada o rehabilitacji, odnajdywaniu się w poudarowej rzeczywistości i pisaniu książki „Pół mózgiem, pół serio”, która pomogła jej w powrocie do zdrowia.

 

Anna Korytowska, Hello Zdrowie: Od udaru minęły 4 lata. Jak czuje się pani dzisiaj?

Zuzanna Butkiewicz: Jak osoba w pełni zdrowa. Mam lekkie niedowłady i to mi właściwie trochę przeszkadza, natomiast w innych aspektach nie czuję różnicy. Na co dzień nie myślę o tym, że przeszłam udar. Oczywiście, kiedy usłyszę to słowo, naturalnie przypomina mi się moje doświadczenie, ale nie jest to część mojej tożsamości.

A codzienność? Zmieniła się po udarze?

Muszę przyznać, że niestety wróciłam do dawnego stylu życia – biegu. Pędzę, dużo działam. Pracuję na dwa etaty, angażuję się w pomoc, wszędzie jest mnie pełno. Można powiedzieć, że pracuję na kolejny udar. Niestety, składa się na to też moje ADHD, które nie pozwala mi zwolnić. To nie jest dobre i nie służy mi, mam tego pełną świadomość.

Na udar można sobie zapracować?

Zdecydowanie. Jest wiele czynników, które mogą zminimalizować ryzyko wystąpienia udaru. Ograniczenie stresu, zachowanie higieny życia, snu, dbanie o dobre żywienie, unikanie używek. Ja mam pracę siedzącą, nie za bardzo dbam o aktywność fizyczną, czasami jeżdżę na orbitreku.

Przed udarem też brakowało pani czasu na ruch?

Zawsze znajdowałam czas na sport, zresztą po udarze też – rehabilitacja była bardzo intensywna. Od momentu, w którym otworzyłam własną działalność gospodarczą, nie mam jednak tyle przestrzeni na inne aktywności. Przed udarem byłam natomiast przemęczona, wręcz wypompowana. Ale organizm nie wysyłał innych sygnałów oprócz senności i braku sił.

Jak przebiegał dzień, w którym zdarzył się udar?

Szykowałam się na wyjazd pod namioty. Byłam spakowana, wstałam rano, żeby wziąć prysznic, umyć głowę i pojechać z córką jeszcze do lekarza. No i już nigdzie nie dojechałam. Najpierw zdrętwiała mi lewa ręka, a potem upadłam pod prysznicem. Nie byłam w stanie się podnieść. Dzieci pobiegły po sąsiada, który wezwał pogotowie. Spędziłam w szpitalu kilka tygodni, mój udar był bardzo rozległy.

Rehabilitacja trwała znacznie dłużej?

Właściwie trwa nawet do dzisiaj. Intensywna trwała około roku. To była głównie rehabilitacja twarzy, czyli wszystkich mięśni. Robiłam śmieszne miny do lusterka, żeby wyćwiczyć sobie kąciki ust, bo jeden z nich jest opadający. Na początku jedzenie mi z buzi wypadało, picie się wylewało, bo taki był niesprawny. Szczęśliwie wyćwiczyłam większą sprawność. Drugim aspektem była rehabilitacja lewej ręki – ćwiczyłam jej motorykę, wykonując różne ćwiczenia setki, a nawet tysiące razy. Ręka do dzisiaj nie jest do końca sprawna, nie mogę pisać na klawiaturze płynnie obiema rękoma, korzystam częściej z prawej. Wciąż mam problem z równowagą i siłą lewej nogi. Zdarza się, że się potykam, spadam ze schodów.

Po wyjściu ze szpitala poszłam do notariusza i spisałam swój testament, a potem zgłosiłam się do psychologa. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu się męczyć, skoro można sobie pomóc

Co pomogło pani przejść przez ten czas?

O dziwo, nawet dobrze odnalazłam się w poudarowej rzeczywistości. Pomogło mi tworzenie regularnych wpisów na Facebooka dla znajomych o mojej szpitalnej codzienności. Śmieszne, okraszone czarnym humorem. Bacznie obserwowałam i nasłuchiwałam, co się dzieje, a potem opisywałam. Ćwiczyłam też swoją głowę łamigłówkami i kalamburami. Przyjaciele przynosili mi takie książki z zadaniami do rozwiązywania, na przykład z matematyki. Od początku starałam się rehabilitować mózg, żeby funkcje poznawcze były w jak najlepszej kondycji. A potem zaczęłam pisać książkę – „Pół mózgiem, pół serio”. Poczucie humoru mnie uratowało, to trochę taki mechanizm obronny. Książka była formą rehabilitacji, zmierzenia się z chorobą. Znajomi namówili mnie, żebym zebrała wszystkie śmieszne opowieści – i tak zrobiłam. Okazało się, że książka spodobała się i pacjentom, i lekarzom.

Nawiązując do tytułu pani książki – jak się żyje z połową mózgu?

Jedna połowa mojego mózgu w wyniku udaru obumarła i nie wróci do funkcjonowania. Ale żyje mi się z tym bardzo dobrze i bardzo normalnie. Oprócz tych niedowładów, słabej pamięci i koncentracji. Kiedy jadę samochodem, muszę skupiać się tylko na jeździe, bo łatwo się rozpraszam. Wystarczy muzyka albo rozmowa i zapominam, dokąd mam jechać. Muszę się pilnować.

Jak doświadczenie udaru wpłynęło na pani codzienność w pracy?

Dzięki udarowi tak naprawdę – jakkolwiek to brzmi – zmieniłam pracę. Doszłam do wniosku, że skoro byłam w stanie przejść przez udar, to będę w stanie przejść przez zmianę pracy. Najpierw wpadłam na pomysł wstąpienia do wojska, ale dostałam kategorię D – z moją poudarową niepełnosprawnością nie przeszłam kwalifikacji lekarskiej. Jestem psychologiem z zawodu i takiej pracy zaczęłam szukać. Udało się.

Zyskałam więc poczucie, że jeszcze dużo rzeczy mogę w życiu. Że ani ubytek, ani uszkodzenie mnie nie dyskwalifikuje. Jeszcze wszystko przede mną, jeszcze dużo mogę zrobić.

Najpierw zdrętwiała mi lewa ręka, a potem upadłam pod prysznicem. Nie byłam w stanie się podnieść

W procesie zdrowienia bardzo istotne jest wsparcie otoczenia. Jak z pani perspektywy towarzyszyć osobie w chorobie?

Na pewno mądrze i z głową. Nie wyręczać, bo najgorsze, co można zrobić, to wyręczać, izolować i decydować za chorego. Oczywiście, jeżeli chory ma zachowane funkcje poznawcze, umysłowe, jeżeli nie jest ubezwłasnowolniony. Spotkałam się z takimi przypadkami, że chorzy byli całkowicie odizolowani od znajomych, od rodziny, od bliskich osób. To nie pomaga w zdrowieniu. I mi zdarzyło się usłyszeć, że powinnam leżeć w łóżku i nie podejmować aktywności. A mnie ciągnęło do pisania, do działania, a nie tylko zalegania w łóżku. Wydaje mi się, że chory naprawdę dobrze wie, na ile może sobie pozwolić i co jest mu potrzebne. Najlepiej zna swoje potrzeby.

A co w procesie zdrowienia z udaru było dla pani najtrudniejsze?

Drugi udar, który wydarzył się niedługo po pierwszym. Byłam w szpitalu. Udar był mały, nie tak rozległy jak pierwszy, ale po nim na chwilę się załamałam. Byłam przekonana, że najgorsze już minęło, a to uświadomiło mi, że cały czas toczy się walka i nie wiadomo, jak się skończy. Po wyjściu ze szpitala poszłam do notariusza i spisałam swój testament, a potem zgłosiłam się do psychologa. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu się męczyć, skoro można sobie pomóc. I dostałam tę pomoc, dzięki czemu szybciej stanęłam na nogi. To doświadczenie na pewno mnie wzmocniło. Zrozumiałam, że wiele rzeczy jest możliwych. Jestem odważniejsza w podejmowaniu decyzji – jak chociażby tej ze zmianą pracy. Chcę próbować nowych rzeczy, dlatego napisałam książkę. Chcę korzystać z życia na tyle, na ile mogę. Byle tylko zdrowie mi na to pozwoliło.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?