Przejdź do treści

Glenn Close: Izolacja jest naprawdę niebezpieczna. Musimy pamiętać, jak bardzo jesteśmy połączeni z innymi

Glenn Close: Izolacja jest naprawdę niebezpieczna. Musimy pamiętać, jak bardzo jesteśmy połączeni z innymi Michael Kovac/Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

O jej uśmiechu mówi się, że wzbudza grozę, a bohaterki z filmu „101 dalmatyńczyków” boją się dzieci. Prywatnie Glenn Close od lat działa na rzecz osób dotkniętych chorobami psychicznymi, bo obciążona jest nimi cała jej rodzina. „Kiedy zaczęłam o tym czytać, dotarło do mnie, że jedna na cztery osoby cierpi na jakąś chorobę psychiczną. Jedna na cztery jest w jakiś sposób dotknięta. Musiałam zabrać głos” – tłumaczy.

 

Jej rolę w „Fatalnym zauroczeniu” studenci analizują od lat jako doskonały przykład borderline. Glenn Close uważa, że teraz zagrałaby Alex Forrest zupełnie inaczej: „Trochę mnie szokuje, że nikt nie wpada w tym filmie na pomysł, że Alex może być chora. Że być może jej zachowanie jest spowodowane jakąś traumą z przeszłości. Myślę, że gdybym dostała ten scenariusz dzisiaj, zagrałabym ją kompletnie inaczej. Jako osoby publiczne mamy obowiązek tak przedstawiać naszych bohaterów z zaburzeniami psychicznymi, by to dobrze wyjaśnić” – mówi.

74-letnia aktorka ma za sobą wiele innych fantastycznych ról. Grywała psychopatki, prawniczki, hrabiny, była też piratem i lokajem. Znamy ją ze „Świata według Garpa”, stworzyła wyraziste role w „Marsjanie atakują”, „Air Force One”, „Niebezpiecznych związkach”, „Żonie”. Zagrała też znienawidzoną Cruellę de Mon w „101 dalmatyńczykach”: „Nie było i nie ma aktora wzbudzającego grozę tak, jak uśmiechająca się Glenn Close” – pisał o tej roli Glenn „New York Times”.

Jeff Kravitz/Getty Images

W swoim dorobku ma trzy Nagrody Emmy, trzy Nagrody Tony, trzy Złote Globy, a także osiem nominacji do Oscara. W ostatnich tygodniach Glenn Close po raz kolejny trafiła na czołówki gazet, bo wraz z nominacją do Oscara za drugoplanową rolę w „Elegii dla bidoków”, dostała też nominację do Złotych Malin, czyli anty-Oscarów. Na samym Oscarze aktorce też zdaje się niespecjalnie zależy. „Mogłoby być całkiem fajnie nigdy nie dostać Oscara albo na starość, za całokształt. Nie miałabym nic przeciwko, gdybym wjechała tam na wózku inwalidzkim. Nikt nie wymagałby ode mnie przemówień, a na głowie miałabym perukę zakrywająca moją łysą głowę” – mówi z przekorą. Kiedy jednak patrzy się na karierę Glenn Close trudno oprzeć się wrażeniu, że Oscar naprawdę jej się należy.

Stosunkowo późno trafiła do filmu. Karierę teatralną zaczęła w wieku 27 lat, a w filmie po raz pierwszy zagrała mając 35 lat. Urodziła się w 1947 r. w rodzinie chirurga, Williama Talieferro Close’a i Bettine Moore. Kiedy miała siedem lat, jej rodzice dołączyli do grupy fundamentalistycznych ewangelików Moral Re-Armament (Moralne Dozbrojenie) kierowanej przez Franka Buchmana. Jak mówi Glenn Close, sekta miała wpływ na to, w co była ubierana, co wolno było jej robić i mówić. Razem z bratem i dwiema siostrami jeździli z jednej siedziby sekty do drugiej, mieszkali w wielu miejscach Stanów Zjednoczonych i Europy. Pod wpływem grupy w bardzo młodym wieku weszła w zaaranżowane małżeństwo z Cabotem Wade, którego znała z zespołu muzycznego Up With People prowadzonego przez współwyznawców. Udało jej się wyrwać z małżeństwa i sekty w wieku 22 lat. „Już dawno przebaczyłam za to wszystko rodzicom. Mieli swoje powody i rozumiem to. Miało to okropny wpływ na ich dzieci, ale co można zrobić. Wszyscy walczą o przetrwanie, prawda?”. Glenn Close nie ukrywa, że marzenie o byciu aktorką „uratowało jej życie”.

W swojej 50-letniej karierze wielokrotnie odrzucała role, w których musiała iść na jakiś kompromis. W 1984 roku zrezygnowała z Lady Jessici w „Diunie”, bo, jak mówi: „W scenariuszu była scena, w której uciekają przed czymś i Lady potyka się i upada. Potem muszą ją stamtąd wyszarpywać. Powiedziałam, że jej nie zagram i kropka. Nie będę grać kobiety, która upada na obcasach i musi być ratowana!”– mówi.

Rola Mamaw, za którą otrzymała ósmą nominację do Oscara, jest wzorowana na Bonnie Blanton, babci autora książki, na której podstawie powstała „Elegia dla bidoków”. „Mamaw była większą osobowością w książce, niż jest w filmie, ale nie chciałam bardzo zaburzać równowagi” – tłumaczy Close.

Glenn Close nie kryje miłości do roli Cruelli w „101 dalmatyńczykach” i nadal wykorzystuje oryginalne kostiumy swojej bohaterki, które zatrzymała po zakończeniu zdjęć. W ubiegłym roku przebrała się za Cruellę na zdalne obchody Halloween w ramach dobroczynnego projektu New York Restoration Project. „Wiedziałam, że im byłam wredniejsza, tym lepsza była Cruella jako postać. Uwielbiałam ją! Poprosiłam, żeby pozostawić fragmenty z oryginalnej wersji. ‘Potraktujcie te szczeniaki chloroformem! Utopcie je!’. To było naprawdę koszmarne” – wspomina.

Poza planem filmowym Glenn Close od wielu lat walczy ze stygmatyzacją osób chorych psychicznie. Nie kryje, że jej rodzina jest obciążona: „Babcia i mama miały depresję, moja siostra i ja także. Nie zdawałam sobie sprawy, że brat mojego dziadka cierpiał na schizofrenię. Mój wujek popełnił samobójstwo. Były też alkoholizm, uzależnienie od leków” – wylicza. U jej siostry Jessie chorobę afektywną dwubiegunową wykryto dopiero, gdy miała 50 lat. W 2003 roku Glenn uratowała ją przed próbą samobójczą: „Nigdy nie wiedziałam, jak blisko byłam tego, żeby żyć bez niej. Wiele osób cierpiących na chorobę dwubiegunową decyduje się na samobójstwo”. Niedawno okazało się, że na schizofrenię cierpi jej siostrzeniec. „Kiedy zaczęłam o tym czytać, dotarło do mnie, że jedna na cztery osoby cierpi na jakąś chorobę psychiczną. Jedna na cztery jest w jakiś sposób dotknięta. Musiałam zabrać głos” – mówi.

W 2010 roku siostry Close założyły fundację „Bring Change to Mind”, która prowadzi kampanie edukacyjne i akcje dobroczynne. Skupiają się zwłaszcza na uczniach liceów i studentach, grupie, która jest szczególnie podatna na choroby psychiczne. „Zazwyczaj słyszymy, że choroby psychiczne prowadzą do jakiejś formy przemocy lub napaści (…) Większość chorych jest jednak ofiarami, nie oprawcami” – tłumaczy. Sytuacja chorych pogarsza się przez poczucie osamotnienia – mówi aktorka. Te słowa mają szczególne znaczenie w czasie pandemii: „Izolacja jest naprawdę niebezpieczna. Musimy pamiętać, jak bardzo jesteśmy połączeni z innymi. Kiedy pęka jakieś połączenie, skutki mogą być opłakane. Nie stać nas na ignorowanie problemu.”

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: