Przejdź do treści

„Jedzenie jest jak plaster na trudne emocje i jednocześnie jest najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym”

"Jedzenie jest jak plaster na trudne emocje i jednocześnie jest najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym"
"Jedzenie jest jak plaster na trudne emocje i jednocześnie jest najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym" Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

-To w jelitach w 80 proc. wytwarza się serotonina, czyli neuroprzekaźnik, który jest odpowiedzialny za nasz nastrój. Dlatego tak ważne jest, żeby jelita były w dobrej kondycji – w depresji możemy sobie pomóc odpowiednim odżywianiem – mówi Elżbieta Lange. W rozmowie z Hello Zdrowie psychodietetyczka opowiada o tym, dlaczego otyłość i depresja bywają siostrami bliźniaczkami i jak jeść, gdy żyć się nie chce. 

Nina Harbuz:Czy depresji zawsze towarzyszą zaburzenia jedzenia?
Elżbieta Lange: Nie jest to normą, ale z mojego doświadczenia wynika że bardzo często tak właśnie jest. Niektórzy uciekają w kompulsję związaną z jedzeniem, innym towarzyszy brak apetytu.

Z czego to wynika?
Depresja jest chorobą, w czasie której zmienia się metabolizm mózgu,  wydzielanie hormonów. Często zaburzony zostaje dobowy rytm organizmu i osoby chorujące na depresję nie śpią w nocy. Człowiek traci kontakt ze sobą, w tym również ze swoim ciałem, stąd nie czuje głodu, a samo jedzenie jest wysiłkiem ponad miarę. Nic nie cieszy, czuje się tylko totalną niemoc. Depresja to nie jest jesienna chandra, dołek czy smuteczek, jak często się mówi, nadużywając tego określenia. Depresja jest naprawdę bardzo poważną chorobą i to chorobą śmiertelną, bo może doprowadzić do samobójstwa. W depresji ludzie żyją na pół gwizdka, czasami zaniedbując siebie, w tym jedzenie.

„Bycie na diecie stało się w naszej kulturze atrybutem kobiety”. Psychodietetyczka Małgorzata Akkus wyjaśnia, dlaczego diety odchudzające są nieskuteczne i dlaczego warto zacząć jeść intuicyjnie

Kiedy apetyt jest tak mocno ograniczony, to czy lepiej dostosować ilość jedzenia do zmniejszonego łaknienia, czy zmuszać się do porcji, jakie byśmy jedli będąc w pełni zdrowi?
Przymuszanie się w depresji do jedzenia nie zawsze jest możliwe i zdrowy rozsądek niestety często tu przegrywa. To też bywa powodem  nakręcającego się poczucia beznadziei, że jest tak źle, że już nawet jeść się nie chce. Ale jeśli depresja nie jest w tak zaawansowanym stadium i  możliwe jest jedzenie trochę na siłę, z rozsądku, to warto za tym iść, bo pożywienie wpływa na nasz nastrój, a kondycja jelit jest mocno powiązana z ośrodkiem emocji w naszym mózgu. To w jelitach w 80 proc. wytwarza się serotonina, czyli neuroprzekaźnik, który jest odpowiedzialny za nasz nastrój. Dlatego tak ważne jest, żeby jelita były w dobrej kondycji, a jest to możliwe, kiedy dobrze się odżywiamy. W depresji możemy sobie pomóc odpowiednim odżywianiem, a jedzenie może być leczące. Trzeba jednak podkreślić, że nie jest ono lekarstwem samym w sobie i zawsze warto skonsultować się w sprawie leczenia z psychoterapeutą i psychiatrą, bo być może konieczne będzie włączenie farmakologii.

Osoby otyłe na ogół źle się odżywiają, a to wpływa na ich nastrój. Sam stan otyłości często jest dla nich bolesny. Z czasem wycofują się z życia społecznego i pogrążają w depresji. Jedzenie staje się ucieczką, lekiem na samotność.

Elżbieta Lange

To co jeść, żeby wspomóc leczenie?
Na pewno nie jeść cukru, który działa tylko na chwilę,  a gdy jego poziom spada czujemy się apatyczni, rozdrażnieni. To, co warto dostarczyć organizmowi, to węglowodany złożone, czyli teoretycznie też cukier, tylko w innej postaci. Węglowodany złożone znajdują się na przykład w pełnoziarnistym pieczywie, owsiance, kaszach i są dłużej trawione niż cukry proste, zawarte w słodyczach. Dzięki temu, cukier w organizmie jest stabilny, bo energia uwalnia się stopniowo. Poza tym, węglowodany złożone wpływają na uwalnianie się serotoniny. Warto do diety włączyć kwasy omega-3, które zmniejszają ryzyko depresji,  obniżają  poziom  złego cholesterolu, odżywiają nasz mózg. Dostarczą nam je tłuste ryby, czyli np. makrela, sardynki, tuńczyk. Istotne są też produkty zawierające witaminy z grupy B, która działa kojąco na nasz układ nerwowy i odpornościowy. Ją również znajdziemy w produktach pełnoziarnistych, jajkach, warzywach. Naturalnym środkiem konserwującym dla naszych jelit będą kiszonki, zawierające naturalne probiotyki, zakwaszające jelita i pobudzające je do produkcji dobrych bakterii, co wpływa na zwiększenie produkcji serotoniny.

Ciekawostką jest, że na nasz nastrój bardzo dobrze wpływają pikantne przyprawy. Oprócz tego, że rozgrzewają organizm, to wysyłają mu fałszywy alarm o poparzeniu. Zjedzenie chilli, imbiru albo innej ostrej przyprawy uruchamia procedurę łagodzenia bólu i powoduje wytwarzanie endorfin, które mają złagodzić ten stan. Duże znaczenie ma też magnez, który redukuje chroniczny stres. Można go znaleźć w orzechach, migdałach, bananach, gorzkiej czekoladzie zawierającej minimum 70 proc. kakao. Ważne jednak, żeby nie zjadać całej tabliczki, tylko dwie, trzy kostki, żeby wspomagając się jedzeniem, jednocześnie nie doprowadzić do otyłości, która bardzo często idzie w parze z depresją, jak siostry bliźniaczki.

 

Kobieta jedząca pizzę / istockphoto.com

Co pani ma na myśli?
Często jest tak, że choroby wzajemnie się napędzają. Osoby otyłe na ogół źle się odżywiają, a to wpływa na ich nastrój. Sam stan otyłości często jest dla nich bolesny. Trudno im zaakceptować własne ciało, mają niski poziom samooceny, nie zaspokajają swoich potrzeb adekwatnie. Z czasem wycofują się z życia społecznego i pogrążają się w depresji. Jedzenie staje się ucieczką, substytutem relacji, lekiem na samotność, plastrem na trudne emocje.

I na chwilę działa.
Działa i przez moment jest nawet przyjemne, bo słodki smak poprawia nastrój. Po zjedzeniu czegoś słodkiego natychmiast wytwarzają nam się  endorfiny, potocznie nazywane hormonami szczęścia. Kiedyś, gdy człowiek musiał poszukiwać jedzenia, cukier oznaczał przetrwanie. Natura nie przewidziała tylko jednego – że rozwinie się przemysł spożywczy i cukier będzie tak łatwo dostępny. I można się od tego uzależnić, bo z czasem, żeby wywołać ten sam efekt przyjemności,  musimy dostarczyć go sobie znacznie więcej. Na tym właśnie polega mechanizm uzależnienia psychicznego od jedzenia, zwłaszcza od cukru. Dwie kostki czekolady już nie wystarczają, trzeba zjeść tabliczkę. Relacja z jedzeniem dużo mówi o nas samych i może być metaforą naszych problemów, w tym emocjonalnych. Objadanie się może symbolizować potrzebę ciepła, troski czy opieki, której nie potrafimy zaspokoić sami. Głodzenie się może być wyrazem odrzuceni, bądź niepozwalania sobie na przyjęcie bliskości od życzliwych nam osób, a wymiotowanie może oznaczać złość do rodziców, którą obawiamy się wyrazić wprost.

Relacja z jedzeniem dużo mówi o nas samych i może być metaforą naszych problemów, w tym emocjonalnych.

Elżbieta Lange

I jedzenie tych trudności nie zniweluje.
Mamy jeść kiedy jesteśmy głodni, a nie kiedy jesteśmy samotni, smutni kiedy jest nam źle, mamy problemy, niepowodzenia i depresję. Jedzenie, rozumiane jako zajadanie kłopotów, w niczym na pewno nie pomoże. Wręcz może pogłębić problem, bo zajadając smutki w depresji, fundujemy sobie nadwagę, a w skrajnych przypadkach otyłość, czyli kolejne kłopoty ze zdrowiem. W leczeniu depresji jedzenie, w tym jego jakość, ma ogromny wpływ na zdrowienie, ale nie zastąpi terapii, a w niektórych przypadkach i farmakologii, która również przywróci utracony apetyt i wyrówna podstawowe funkcje życiowe.

Jak smutek, złość?
Depresja może być np. wstrzymywaną, tłumioną latami złością, zamienioną w smutek. Z emocjami jest tak, że jeżeli jedną z nich zablokujemy, wyprzemy, przestaniemy ją wyrażać, to automatycznie tracimy kontakt z pozostałymi. Emocje to zespół naczyń połączonych, więc jeśli nie wyrażamy złości, to trudno nam będzie radzić sobie ze smutkiem. Jeśli nie doświadczamy smutku,  to będziemy również odcięci od prawdziwej, szczerej radości. Działa to jak efekt kuli śnieżnej, a jedzenie często jest jak plaster na emocje. Niestety, jest dzisiaj najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym.


Elżbieta Lange – psychodietetyczka, psychoterapeutka, diet coach, autorka książek „Gdybym tylko schudła..” i „Nie t(ł)ucz się dietami.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.