Przejdź do treści

„Matki są, jakie są”. Fragment książki „Być córką i nie zwariować” Katarzyny Miller i Anny Bimer

"Matki są, jakie są". Fragment książki "Być córką i nie zwariować" Katarzyny Miller i Anny Bimer Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Często słyszy się, że nie jest łatwo być matką. Równie niełatwo, a może czasem jeszcze trudniej być… córką. Matki, jak każdy człowiek, zazwyczaj całkiem nieświadomie, bywają dalece nieidealne. W książce „Być córką i nie zwariować” Katarzyna Miller i Anna Bimer odsłaniają prawdę o różnych relacjach matek i córek. Przedstawiamy jej fragment. 

Anna: Po lekturze kilku książek o matkach, które nie całkiem potrafią kochać, narzuca mi się pytanie, czy do polskich, zasmuconych mam pasuje koncepcja osobowości narcystycznej.

Katarzyna: Jakie to trafne określenie – zasmucone mamy. Zasmucone, niewierzące w siebie córki. I prawie wszystkie się tak starają. Osobowość narcystyczna nie oznacza jedynie przeglądania się w lustrze, sprawiania sobie coraz to nowych uciech, prezentów, poprawiania nastroju i urody albo dyktatorskiego narzucania swojej woli. Polski narcyzm kobiecy ma oczywiście wiele twarzy. Bywa paradoksalny. W większości również prawie niezauważalny. Pozór bowiem wygląda jakby odwrotnie. Matka, kobieta oddaje siebie. Do tego została przyuczona i często przymuszona. Taki miała wzór w domu i najczęściej wokół. Ale to, że ona oddaje siebie w działaniach, nie oznacza, że przestała być dla siebie najważniejsza, tylko że ta najważniejszość się wyrodziła, bo koncentracja na sobie występuje nadal, tylko nie na swojej wielkości, a na poświęceniu. Taka kobieta myśli: nie mogę, nie wolno mi wprost być cenną i ważną i za taką się uważać, i być z siebie naprawdę zadowoloną, bo zostanę uznana za zarozumiałą egoistkę (sic!). Więc będę grzeczna, arcycierpliwa, niezbędna w pomaganiu i opiekowaniu się innymi, będę wykonywać jak najdokładniej narzucone zadania i znosić dyskomfort. Dopracuję się z wielkim samozaparciem i używając wielkich zasobów mojej energii postawy cierpiętniczej. Poświęcę się!!! Zdobędę ważność przez bycie niezbędną, niezastąpioną.

Dopracuję się korony – choć cierniowej. Jest wiele odcieni cierpiętnictwa matek i w ogóle rodzin. (Oczywiście nie wszystkie są takie, ale wystarczająco ich dużo, żeby pozwolić sobie na uogólnienia). Idzie to w parze z naszą martyrologiczną postawą. Masochizmem. Pozytywną reakcję i życzliwy stosunek uzyskują u nas dużo częściej ofiary niż zdobywcy i wygrani. Tu chodzi o coś, na co cierpimy w jakimś stopniu wszyscy – o nadmierne skupienie na sobie, na swoich brakach, kompleksach, urazach, zamiast skupienia się na radości, bliskości, empatii i autentycznym zrozumieniu i akceptacji dla inności. Cechuje to ludzi nie tylko zakochanych w sobie z wzajemnością, ale i tych, którzy wiele chcą sobie udowodnić, bo siebie dotychczas nie pokochali. Za to usilnie budują fasadę. I tak na to patrząc, możemy śmiało stwierdzić, że ta bieda wewnętrzna też się przyczynia do tego, że żyjemy w cywilizacji narcyzów.

Do dzisiaj pokutuje to, że główną rolą kobiety jest dbanie o dom

Anna: A zewnętrzne okoliczności sprzyjają: konkurencyjny system pracy, zorientowanie na sukces osobisty, wymóg nienagannej prezencji.

Katarzyna: Człowiek ciągle ściga się z własnym cieniem i stale nie nadąża. Relacje córek z matkami bywają poplątane jak węzły komunikacyjne na autostradach przyszłości. Rodzice często chcieliby, żeby dzieci dodały albo oddały im dumę. Prawie po to są.

„Chcę, żeby tobie ułożyło się lepiej niż mnie” – powtarzają matki jak mantrę. Albo: „To dla twojego dobra”. A potem bardzo często wychodzi, że matki wcale nie chcą lepiej dla córek, co więcej, córki to czują i nie dają sobie prawa, żeby im było lepiej niż matkom. To temat kolosalny. Polskie córki są tak nieszczęśliwe jak mamusie, bo jest im żal swoich matek, bo nie chcą ich dotknąć tym, że mają lepiej. Cały czas odwracają się w tę stronę, czyli myślą do tyłu. „Bo moja matka tego nie miała, więc ja jej muszę to wyrównać”. Nie sobie! Mało tego, na końcu wychodzi na jaw, że matki nie chcą i nie dają sobie niczego wyrównać, bo muszą ochronić swoją koronę cierniową, symbol tego, jakie są szlachetne, jak cierpią i znoszą wszystko z pokorą.

Anna: Czyli polska matka nadal cierpi.

Katarzyna: I jest w tym właśnie narcystyczna, uparta i nieugięta. Zapatrzona w siebie nie skupia odpowiedniej uwagi na dziecku. To może oznaczać, że je za mało zauważa jako odrębną istotę, nie słucha, nie respektuje jego potrzeb, nie lubi jego inności, używa go do zaspokojenia swoich dążeń, projekcji, do uśpienia własnych kompleksów czy lęków. Czyli – właśnie – nie kocha. Ona się dzieckiem posługuje, gdyż ono ma jej coś załatwić.

Anna: Działa tak bezwiednie?

Katarzyna: Najczęściej niestety nie ma refleksji na ten temat. Otoczenie, nawet jeśli widzi, że jest zaborcza, nieobecna albo nadopiekuńcza, prawie na pewno jej tego nie uzmysłowi. Córka odczuje zapewne, że coś jest nie tak, ale mechanizm pozna dopiero na terapii. Jeśli na nią trafi.

Anna: Matka nadopiekuńcza również jest skupiona na sobie?

Katarzyna: Wyobraź sobie kobietę, która straciła bliskich i koncentruje swoją napiętą, wyolbrzymioną uwagę oraz wszystkie uczucia na córce, bo się boi, że i ją straci. Więc trzyma dziewczynę na uwięzi, żeby chronić przed wszelkim zagrożeniem. Zabrania jej poznawania i normalnego smakowania życia zgodnie z naturalnym rozwojem. Także tego, czego dziewczyna mocno pragnie. To czyj jest ten strach, który rządzi relacją? Czyj jest ten stale detonowany lęk?

Anna: Narcyzm kojarzy się zwykle z karykaturalną manią wielkości, która przywodzi na myśl parodię i kicz na miarę Liberace. Albo napompowany balon wyniosłości i nieomylności w wersji Donalda Trumpa.

Katarzyna: I może żaliłyśmy się i pocieszałyśmy jednocześnie, że istnieje głównie narcyzm męski. Jeśli przywołam baśń Królewna Śnieżka, łatwiej będzie wyobrazić sobie, że opowieść o nieposkromionej potrzebie, a nawet żądzy bycia „the best”, czyli o narcyzmie, może dotyczyć i często dotyczy kobiet. A narcystyczna osobowość matek stanowi praprzyczynę większości emocjonalnych problemów córek. Królowa zapatrzona w swoje odbicie chciała z obłędnej zazdrości uśmiercić Śnieżkę. W baśni królowa oczekiwała, że przyniosą jej serce Śnieżki na dłoni, dosłownie. W życiu matki nie mają świadomości, że wyrywają i łamią serca swoim córkom, oczywiście metaforycznie. Jak trudno przełamać stereotyp i odkryć, że pod mnóstwem apoteozowanych zachowań matek biją jako źródła ich własne niespełnione, wynaturzone potrzeby. Podkreślam, że nie dotyczy to wszystkich matek. W zupełności wystarczy, że matka zabije córkę emocjonalnie, by krzywda wymagała odpracowywania spustoszeń przez lata.

 

Hello Zdrowie objęło książkę „Być córką i nie zwariować” Katarzyny Miller i Anny Bimer swoim patronatem medialnym. 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: