Przejdź do treści

„Tolerancja słabości kobiet jest dużo niższa” – mówi Szymon Bartnicki, autor projektu „Postaw na siebie”

Szymon Bartnicki / Archiwum prywatne
Szymon Bartnicki / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeżeli facet jest hazardzistą albo alkoholikiem, to społeczna akceptacja jego nałogu jest większa, bo „nie on pierwszy, nie ostatni”. Ale gdy to kobieta ma problem z uzależnieniem, pojawiają się krzywdzące skojarzenia: „jeśli  jest hazardzistką, to na pewno także się nie szanuje” – zauważa Szymon Bartnicki, hazardzista uzależniony od zakładów bukmacherskich. Od przeszło 4 lat pomaga osobom uzależnionym od hazardu i ich bliskim, a także zajmuje się profilaktyką tego uzależnienia

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Czy możemy oszacować, jaka jest skala uzależnienia od hazardu wśród Polek?

Szymon Bartnicki: Dokładnych liczb nie znam, bo też takich danych nie ma. Są oczywiście różne raporty, np. CBOS-u z 2019 roku, z którego wynika, że problem z hazardem ma 1,7 proc. badanych i częściej są to mężczyźni niż kobiety. Spośród wszystkich grających kobiet zagrożonych uzależnieniem było 6,1 proc. z nich, podczas gdy mężczyzn – 15,7 proc. [1] Generalnie jednak statystyki hazardowe nie pokazują skali problemu, a w stosunku do kobiet szczególnie. W przypadku kobiet jest to bowiem na tyle drażliwy temat, że bardzo rzadko przyznają się do problemów z hazardem.

Nie szukają pomocy?

Zdarza się, że szukają, jednak zarówno kobiet grających, jak i próbujących zerwać z uzależnieniem jest zdecydowanie mniej niż mężczyzn. Prowadzę „Postaw na siebie” od kwietnia 2017 roku i w tym czasie hazardzistek zgłosiło się do mnie dosłownie kilka. Również doświadczenia mojej terapeutki, która z uzależnionymi pracuje już od kilkunastu lat, są podobne. To oczywiście nie znaczy, że problem nie istnieje albo że jest marginalny. Po prostu kobietom trudniej przyznać się do słabości, trudniej im też w przypadku uzależnienia podjąć właściwe kroki, czyli zgłosić się po pomoc do specjalisty.

„Kobietom trudniej przyznać się do słabości”. A nie mężczyznom?

Mężczyznom też oczywiście nie przychodzi to łatwo, ale w przypadku kobiet w grę wchodzą stereotypy. Podam przykład. Jeżeli facet jest hazardzistą albo alkoholikiem, to nie jest dobrze odbierany przez otoczenie, ale akceptacja jego nałogu jest większa. Można o nim mówić w negatywnych epitetach, ale ostatecznie „nie on pierwszy, nie ostatni”.

Można to w pewnym stopniu porównać do zdrady. Jeżeli mężczyzna zdradzi, myślimy o nim w najgorszych kategoriach, ale gdzieś tam w tyle głowy niektórzy mają przekonanie, że 'faceci tacy są'. Może miał powód? Może czegoś brakowało mu w związku? W jej przypadku nikt nie zastanowi się, czy czegoś brakowało jej w związku...

Przyzwolenie społeczne w przypadku mężczyzn jest większe?

O tak, to właściwe stwierdzenie. Gdy kobieta ma problem z uzależnieniem, to akceptacja społeczna jej nałogu jest znacznie mniejsza. Hazardzistki, z którymi współpracowałem, relacjonowały mi, że wokół nich pojawiają się krzywdzące skojarzenia: „jeśli jest hazardzistką, to na pewno także się nie szanuje”. Albo: „jeśli ma problemy finansowe, to na pewno radzi sobie w taki, a nie inny sposób”… Można to w pewnym stopniu porównać do zdrady. Jeżeli mężczyzna zdradzi, myślimy o nim w najgorszych kategoriach, ale gdzieś tam w tyle głowy niektórzy mają przekonanie, że „faceci tacy są”. Może miał powód? Może czegoś brakowało mu w związku? Natomiast niewierna kobieta jest odbierana jak…

Rozumiem.

No właśnie. W jej przypadku nikt nie zastanowi się, czy czegoś brakowało jej w związku. Choć wina zazwyczaj leży pośrodku, to jeżeli kobieta dokonuje zdrady, zostaje nią w całości obarczona. Zatem zarówno w przypadku zdrady, jak i uzależnień akceptacja społeczna jest większa w stosunku do mężczyzn. Gdy kobieta wpada w tarapaty, ma problem, szybko się ją szufladkuje. Ja również jako zmagający się z uzależnieniem mężczyzna doświadczyłem szufladkowania. Jednak zarówno z moich doświadczeń, jak i doświadczeń mojej terapeutki wynika, że tolerancja słabości u kobiet jest dużo niższa.

Czy jest coś, co wyróżnia kobiety uzależnione od hazardu? Można je scharakteryzować? Co sprawia, że wpadają w nałóg?

O samym zetknięciu z hazardem często decyduje przypadek. Np. ktoś trafi w środowisko osób, które grają, tak samo, jak można trafić w środowisko osób, które piją. Ale można przecież pić okazjonalnie i mieć nad tym kontrolę, można też ją stracić i zacząć pić nałogowo. Z hazardem jest podobnie. Na pewno częściej uzależniają się kobiety z niskim poczuciem własnej wartości, do tego bardzo wrażliwe. Choć oczywiście nie ma reguły. Natomiast uzależnieniu od hazardu często towarzyszą problemy finansowe. Niestety, bywa tak, że gdy pojawia się nieplanowane dziecko, facet daje dyla. Kobieta zostaje sama i musi sobie poradzić. Najczęściej korzysta ze wsparcia bliskich, ale nie zawsze ma taką możliwość. A potrzeby finansowe rosną. Do tego dochodzą silne emocje, które towarzyszą kobiecie, która została matką. Dla takiej osoby hazard staje się pokusą, bo w przypadku wygranych pieniądze są łatwe, szybkie i duże. To działa na wyobraźnię, zwłaszcza gdy pieniędzy brakuje i potrzebujemy ich na już. Gdy więc kobieta zostaje z dzieckiem sama, ma trudności finansowe i nagle doświadcza wygranej, pojawiają się u niej pozytywne emocje. Optymizm, który ma miejsce po pierwszej dużej wygranej, został opisany w fazach rozwoju uzależnienia. Początkowa faza to właśnie etap zwycięstw. Człowiek zaczyna wierzyć, że może wygrywać częściej i więcej.

symboliczna grafika klobiety uzależnionej od pożyczek

Spotkał pan kobietę w takiej sytuacji?

Tak. Radziła sobie w miarę dobrze finansowo do momentu, gdy urodziła dziecko. Potem jednak wszystko się zmieniło, bo została porzucona przez partnera, a wydatki wzrosły. Zetknęła się z hazardem podczas spotkania towarzyskiego. Ponieważ była pod wpływem alkoholu, jej kontrola nad tym, co robiła, była mniejsza, więc uległa.

Pamięta pan najtrudniejszy przypadek uzależnionej od hazardu kobiety?

Kiedyś zwróciła się do mnie matka nastoletniej dziewczyny, która z powodu uzależnienia od hazardu jechała do zamkniętego ośrodka pomagającego wyjść z nałogu. Korespondowałem z tą kobietą przez pewien czas. Ona przeżywała podwójny dramat: raz, ze względu na problem swojej córki, a dwa, bo traktowała to jako rodzicielską porażkę. Uzależnienie od hazardu córki spowodowało duże problemy finansowe tej rodziny, na jaw wyszły oszustwa. Matka z jednej strony ubolewała nad losem swojej córki, z drugiej strony miała do niej pretensje za kłamstwa i za wszystko, co zrobiła. A do tego miała pretensje do siebie! Nie wiedziała, jak ma z córką rozmawiać. Już po tym, jak dziewczyna opuściła ośrodek, jej matka miała duży problem z odbudowaniem do niej zaufania. Niechętnie podejmowała temat uzależnienia, a córka była skryta i małomówna. Matka bardzo to wszystko przeżywała. Nie wiedziała już, czy ta skrytość wynika ze wstydu córki czy też z tego, że ona dalej brnie w swoje uzależnienie.

Zna pan finał tej historii?

Mniej więcej po roku napisałem do tej kobiety wiadomość. Odpisała mi, że sytuacja z córką się poprawiła, że dziewczyna czuje się lepiej i ona też – i że bardzo by chciała wierzyć, że córka już nie gra, a tamte problemy to już przeszłość, ale chyba nie była do tego przekonana.

Ci faceci wielokrotnie są potulni, godzą się na terapię, wiedzą, że muszą włożyć wysiłek w odbudowanie zaufania, ale po jakimś czasie zaczynają oczekiwać czerwonego dywanu. Przecież on poszedł  na leczenie, załatwił sprawę długów, to dlaczego ona się mnie jeszcze czepia? I to są kwestie, z którymi borykają się partnerki osób uzależnionych

Kobiety uzależniają się od hazardu inaczej niż mężczyźni?

Nie podjąłbym się rozróżnienia tego ze względu na płeć. Zasadniczo, jeśli chodzi o rozwój uzależnienia, to mechanizm u kobiet i u mężczyzn jest bardzo podobny. Hazardziści, którzy trafiają do ośrodków leczenia uzależnień, często czują się zawiedzeni, bo mają wokół siebie głównie osoby uzależnione od alkoholu. Hazardzistów jest zaledwie kilku, więc myślą: „jak mają mi tu pomóc, skoro tu są głównie alkoholicy?”. Sam tak myślałem, ale podczas terapii przekonałem się, że rzecz, której dotyczy uzależnienie, jest tak naprawdę mniej ważna, bo schemat zachowania w przypadku nałogów jest bardzo podobny, a momentami wręcz identyczny. I tak też jest w przypadku kobiet oraz mężczyzn – w podobny sposób wpadają w nałóg.

Ile czasu trzeba poświęcić, żeby wyjść na prostą? To są miesiące, lata?

Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno trzeba głośno powiedzieć, że terapia nie może skończyć się po pobycie w ośrodku. Wiele osób – zwłaszcza krewnych – traktuje ośrodek jak szpital, gdzie osoba uzależniona pojedzie i wróci zdrowa. Niestety tak to nie działa. Ja od jednego z terapeutów usłyszałem, że ośrodek to tak naprawdę przedszkole, gdzie człowiek dopiero poznaje swoje uzależnienie. Uczy się, jak należy postępować, co robić, aby sobie poradzić i zacząć normalnie żyć. By jednak wytrwać w abstynencji od uzależnienia, należy kontynuować terapię po wyjściu z ośrodka.

Jak przebiega dalej proces leczenia czy może raczej zdrowienia?

Niektórzy współpracują w grupach wsparcia albo mają terapie indywidualne. Niektórzy te formy terapii łączą, bo praca z terapeutą nie sprowadza się wyłącznie do tego, żeby nauczyć się odmawiać czy przestać grać – a tak wiele osób myśli. Nie można więc powiedzieć, jak długo powinno trwać leczenie, ponieważ każda osoba uzależniona – i tego dowiadujemy się w ośrodkach – pozostaje chora do końca życia; bo uzależnienie jest chorobą, zostało wpisane na listę chorób. Jednak pod pewnymi warunkami możemy żyć jak normalni ludzie, choć wymaga to kontynuowania terapii, dyscypliny i pracy nad sobą.

Kobieta wybierające ubrania

Co zwykle jest wtedy najtrudniejsze?

Uzależnienie to zaburzenie psychiczne. Oznacza to, że nawet gdy z nim zrywamy, ono wciąż wpływa na nasze funkcjonowanie, sposób myślenia, trudność radzenia sobie z emocjami. Przykładowo: osoba będąca w uzależnieniu od lat przyzwyczajona jest do tego, że jeśli ma jakiś problem emocjonalny, to rozładowuje go, korzystając z przedmiotu lub zachowania stanowiącego nałóg: w tym przypadku uprawia hazard. Nagle jednak okazuje się, że tego nie ma, bo człowiek przestał grać czy pić. Pojawia się pustka, a emocje pozostają te same. To niezwykle trudne, dlatego najważniejsza jest systematyczność, cierpliwość i wytrwałość. Jeżeli przyjmiemy, że ktoś jedzie do ośrodka na 8 tygodni, podejmuje terapię i ją kończy, to nie powiedziałbym, że jest to koniec pracy. Jeśli ja po pobycie w ośrodku usłyszałbym, że terapia jest zakończona, na pewno byłaby to dla mnie pułapka. Oczywiście jestem daleki od tezy, że ktoś, kto mierzył się z uzależnieniem i podjął terapię, musi korzystać z niej już zawsze. Ale jednocześnie musi być świadomy, że będzie chory do końca życia.

Skoro rozmawiamy przede wszystkim o kobietach, chciałabym jeszcze zapytać o partnerki uzależnionych od hazardu mężczyzn. Z czym one się mierzą?

Słysząc o partnerkach osób uzależnionych, myślę, że są to jedne z największych siłaczek, jakie znam. Często to od nich dostaję więcej wiadomości niż od samych uzależnionych! Jest im bardzo trudno, bo one prędzej czy później dowiadują się o problemach partnerów. Przeżywają dramaty i nawet gdybym opowiadał o nich cały dzień, nie zobrazuję ich w pełni. A jednak pomimo bólu, który odczuwają, i kłamstw – bo w tym hazardziści są mistrzami – te kobiety odzywają się do mnie, bo chcą swoim partnerom pomóc. Taka kobieta pisze do mnie tak: „Panie Szymonie, nienawidzę go za to, co mi zrobił – i dalej wypisuje rzeczy, które zrobił jej partner, będąc w czynnym uzależnieniu – ale kocham go i chciałabym mu pomóc”. One w tę pomoc wkładają mnóstwo pracy i wysiłku. Gdyby ten sam wysiłek hazardziści wkładali w pracę nad sobą, byłoby dużo łatwiej!

Taka kobieta pisze do mnie tak: 'Panie Szymonie, nienawidzę go za to, co mi zrobił – i dalej wypisuje rzeczy, które zrobił jej partner, będąc w czynnym uzależnieniu – ale kocham go i chciałabym mu pomóc'. One w tę pomoc wkładają mnóstwo pracy i wysiłku. Gdyby ten sam wysiłek hazardziści wkładali w pracę nad sobą, byłoby dużo łatwiej

Co dla tych kobiet i dla tych par okazuje się największym wyzwaniem?

Załóżmy, że on godzi się podjąć leczenie. Zaczyna pracować nad tym, by odzyskać jej zaufanie. Pod wpływem partnerki przestaje grać, idzie na terapię, rozwiązuje problemy finansowe. Ale potem jest dalsze życie. A przeszłości nie da się odciąć, pamięć o złych rzeczach zostaje. Do tego dochodzi jeszcze to, że ci faceci wielokrotnie są potulni, godzą się na terapię, wiedzą, że muszą włożyć wysiłek w odbudowanie zaufania, ale po jakimś czasie zaczynają oczekiwać czerwonego dywanu.

Jak to?

No tak, przecież on poszedł  na leczenie, załatwił sprawę długów, to dlaczego ona się mnie jeszcze czepia? I to są kwestie, z którymi borykają się partnerki osób uzależnionych. Ich historie są bardzo trudne, co jednak nie oznacza, że niemożliwe do rozwiązania. Ponieważ – jak już powiedziałem – nałóg z nami zostaje, nie mogę powiedzieć, że te historie zakończyły się pozytywnie, bo tutaj nie ma końca, ale wiele przypadków, które były bardzo skomplikowane, wyprostowało się. I teraz jest okej. Uzależnieni wychodzą z nałogu, pracują nad sobą i zbierają tego efekty. Ale trzeba mieć świadomość, że jest to choroba do końca życia, która wymaga pracy oraz zachowania czujności już zawsze.


Szymon Bartnicki – hazardzista uzależniony od zakładów bukmacherskich. Autor projektu „Postaw na siebie” służącego pomocy hazardzistom i ich bliskim oraz profilaktyce dotyczącej uzależnienia od hazardu (więcej informacji znajdziesz na Facebooku i Instagramie).W przeszłości związany z dziennikarstwem sportowym – pracował w redakcji tygodnika „Piłka Nożna”, w Legii Warszawa, gdzie prowadził stronę internetową Akademii Piłkarskiej, oraz w portalu PZPN „Łączy nas piłka”.


[1] Badanie „Oszacowanie rozpowszechnienia oraz identyfikacja czynników ryzyka i czynników chroniących hazardu i innych uzależnień behawioralnych” – edycja 2018/2019. Ministerstwo Zdrowia, Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, Centrum Badania Opinii Społecznej, Warszawa maj 2019. 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: