Przejdź do treści

„Wizyta u psychologa nie znaczy, że ze mną jest coś nie tak, wręcz przeciwnie. Świadczy o dużej świadomości i o tym, że człowiek jest ważny dla samego siebie” – mówi Monika Perdjon, trener coach

Jak rozmawiać z dziećmi o koronawirusie?
Monika Perdjon. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jest coraz większe przyzwolenie na to, żeby przyjść do gabinetu, usiąść wygodnie na fotelu i przegadać różne kwestie, poszukać dla siebie rozwiązań, stworzyć dla siebie taki czas i przestrzeń, w których „ja” jestem ważna i moje emocje. Daje na to szansę terapia skoncentrowana na rozwiązaniach (TSR) – mówi Monika Perdjon, interwent i trener coach.

Marta Chowaniec: W naszym społeczeństwie wybranie się do psychologa jest rodzajem tabu związanym z konotacją, że dana osoba ma problem ze sobą, że „coś” z nią jest nie tak i generalnie musi się „czegoś” wstydzić skoro się tam wybiera. Moja koleżanka w korporacji powtarzała mi trzykrotnie, że ona idzie do coacha a nie do psychologa, bo ten drugi to przecież jest jej niepotrzebny. Nie chciała, żeby w kontekście jej osoby pojawiło się słowo „psycholog”.

Monika Perdjon: A jeśli ten psycholog powie, że warto wybrać się do psychiatry, to w ogóle jest dramat (śmiech). Mam poczucie, że takie postrzeganie psychologów i terapeutów na szczęście się zmienia. Ludzie coraz chętniej sięgają po pomoc i można zauważyć to w różnych kontekstach, i zawodowym, bo wychodzą z różnych toksycznych środowisk i na gruncie prywatnym. Na terapie zgłaszają się całe rodziny, od niedawna mężczyźni dają sobie prawo sięgać po pomoc. Najbardziej świadome w tym temacie są jednak kobiety. Wiedzą, że dzięki pomocy specjalisty mogą lepiej zadbać o siebie i swoje zdrowie emocjonalne. Nie oszukujmy się, jesteśmy bombardowane wiedzą z różnych źródeł, które nie są zawsze profesjonalne. Jest pełno blogów, poradników, doradców na YT. Każda z nas ma inną koncepcję na życie, do tego mama mówi co innego, teściowa swoje a koleżanka jeszcze dodaje trzecie. Jest coraz większe przyzwolenie na to, żeby przyjść do gabinetu, usiąść wygodnie na fotelu i przegadać różne kwestie, poszukać dla siebie rozwiązań, stworzyć dla siebie taki czas i przestrzeń, w których „ja” jestem ważna i moje emocje. Wizyta u psychologa nie znaczy, że ze mną jest „coś” nie tak, wręcz przeciwnie. Świadczy o dużej świadomości i o tym, że człowiek jest ważny dla samego siebie. Dzięki temu będzie też uważniejszy na innych – ich potrzeby, uczucia i w konsekwencji będzie budował bardziej satysfakcjonujące relacje.

Wizyta u psychologa nie znaczy, że ze mną jest „coś” nie tak, wręcz przeciwnie. Świadczy o dużej świadomości i o tym, że człowiek jest ważny dla samego siebie

Monika Perdjon

I to umożliwia nam terapia skoncentrowana na rozwiązaniach?

TSR jako nurt terapeutyczny została uznana stosunkowo niedawno. Do tej pory dominowało myślenie, że terapia powinna być długoterminowa, z bardzo głębokim wglądem sięgającym do dzieciństwa. Zresztą ja tego nie neguję, sama jestem po takiej psychoterapii w nucie poznawczo-behawioralnym, która trwała ponad 2,5 roku i była najlepszą decyzją w moim życiu. Mnóstwo rzeczy w sobie posprzątałam i pozamykałam. Mam też osobiste poczucie, że bez własnej terapii nie powinno się pracować z drugim człowiekiem, żeby nie „załatwiać sobie” swoich rzeczy podczas pracy z klientem. Natomiast teraz następuje taki ukłon w stronę terapii krótkoterminowej. Nie każdy ma możliwość i może sobie pozwolić (finansowo i czasowo) na długoterminowy proces. Poza tym nie każdy czuje w sobie potrzebę, nie jest gotowy na rozgrzebywanie wspomnień z dzieciństwa. Terapia skoncentrowana na rozwiązaniach ma zresztą dużo wspólnego ze wspomnianym coachingiem. Idziemy w niej do przodu. Mój znajomy psychoterapeuta (wykształcony w „klasycznym” nurcie) uważa, że życie jest za krótkie, żeby spędzić je w gabinecie. Nie warto uzależniać się od procesu, tylko przyjść na terapię, poprawić jakość życia i zamknąć proces.

Czytałam, że ta terapia opiera się na trzech filarach.

Tak są trzy główne założenia. Jeśli coś działa, rób tego więcej (wzmacniamy zachowania, które są pomocne, skuteczne). Jeśli coś nie działa, nie rób tego więcej; rób coś innego (identyfikujemy te zachowania, które nie przynoszą pozytywnych zmian; przez które tkwimy w miejscu, kręcimy się w kółko). Jeśli coś się nie zepsuło, nie naprawiaj tego (na każdym etapie naszego życia znajdziemy coś, co nie działa idealnie, zawsze my możemy być lepsi, partner bardziej doskonały, dzieci „grzeczniejsze”, praca bardziej satysfakcjonująca. Idąc tym tropem można nie wychodzić z terapii. Często dostrzegamy tylko trudności, problemy, a nie widzimy zasobów, które mamy, naprawiamy coś, co działa wystarczająco dobrze, komplikując sobie przy tym życie. Dlatego doszła też czwarta zasada: „życie jest proste i nie komplikuj”.

Brzmi jak z książek Paula Coelho.

Trochę tak (śmiech), właściwie można sobie pomyśleć, że to jest banał. Każdy to wie. Sęk w tym, że nie uświadamiamy sobie naszych wyuczonych/wgranych zachowań. A nawet kiedy je dostrzegamy, to trudno jest nam je zastąpić innymi, które będą dla nas lepsze. Kiedy przychodzi do mnie dana osoba to już sam początek relacji jest trochę inny niż w terapiach długoterminowych. Proporcje są inne. Nie traktujemy klienta na zasadzie, że jest „biedny”, niekompletny i trzeba mu pomóc, tylko uważamy, że jest naszym partnerem. Wychodzę z założenia, że osoba, która do mnie przychodzi jest ekspertem od swojego życia i zna rozwiązania swoich problemów, a ja jestem od tego, żeby pomóc jej do tych rozwiązań trafić. Mało tego nie narzucam swojej wizji świata, bo to co się sprawdza w moim życiu, wcale nie musi się sprawdzić w życiu klienta czy nawet mojej bliskiej koleżanki. Możemy mieć inny system wartości, przekonania, wyrosłyśmy w innych domach, nasze światy się różnią. Terapia skoncentrowana na rozwiązaniach jest też mocno systemowa – osoba, która do nas przychodzi nigdy nie funkcjonuje w „próżni”, jest w różnych sieciach społecznych – w pracy, w domu, ma znajomych, sąsiadów, wchodzi w relacje. I rozwiązania z mojego świata nie muszą przystawać do jej. Na starcie traktujemy taką osobę, jak kompletną, co wiąże się z tym, że nie skupiamy się na problemie czy chorobie, co dzieje się w innych nurtach np. w grupach wsparcia dla alkoholików. Pomagamy danej osobie dotrzeć do jej zasobów w odniesieniu do jej celów. I tak naprawdę tutaj wchodzą te zasady. Stają się zrozumiałe. Mamy cel, do którego dążymy – jasny, konkretny i określony przez klienta – szukamy jego zasobów i sprawdzamy, co działa a co nie. Te zasady to nie maksyma życiowa, którą zawiesimy obok lusterka w domu i od tej pory wszystko się samo poukłada.

Z jakimi problemami przychodzą kobiety do terapeuty w nucie terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach?

Tak naprawdę można przyjść ze wszystkim, bo tak jak wspomniałam, nie skupiamy się na problemie, tylko na człowieku. To pozwala się odkleić od wielu etykiet – dorosłego dziecka alkoholika (DDA), ofiary przemocy domowej, osoby z zaburzeniami odżywiania, osoby z depresją itd, a często w procesie terapii następuje głęboka identyfikacja właśnie z tym brakiem/problemem/dysfunkcją. Jeśli masz w życiu poczucie, że „coś” nie działa jakbyś chciała, to zapraszam i się poprzyglądamy nie temu, co nie działa, tylko temu, czego chciałabyś w swoim życiu. Na pierwszym spotkaniu budujemy relacje, poczucie bezpieczeństwa i skupiamy się na celu, co dana osoba chciałby zmienić w swoim życiu, ale nie w kontekście tego, co ją uwiera, tylko co chciałby poprawić i po czym pozna, że jest lepiej. Łatwo powiedzieć „w moim małżeństwie jest niedobrze”, a ja pytam, a co to znaczy dla pani „dobrze”, jak wg pani powinno wyglądać dobre małżeństwo, po czym pani je pozna, co ma się zmienić w pani samopoczuciu i między wami.

Na terapie zgłaszają się całe rodziny, od niedawna mężczyźni dają sobie prawo sięgać po pomoc. Najbardziej świadome w tym temacie są jednak kobiety. Wiedzą, że dzięki pomocy specjalisty mogą lepiej zadbać o siebie i swoje zdrowie emocjonalne

Monika Perdjon

Czyli po czym poznać, że terapia jest skuteczna?

Odpowiedzią jest realizacja celu przez daną osobę. Nazwa „skoncentrowana na rozwiązaniach” może tu być myląca, bo nie zawsze celem będzie rozwiązanie problemu, który ma klient, np. mój mąż pije i chciałabym, żeby przestał. Nie mamy wpływu na męża, ale szukamy celu dla klientki, co ona może zrobić dla siebie w tej sytuacji. Oczywiście pomagam go doprecyzować, razem ustalamy, po czym poznamy, że został zrealizowany, szukamy razem, tego, co może pomóc. Cel powinien być zgodny z wartościami klienta. Efekty widać. Przychodzi np. klientka i mówi, że czuje, że mogłaby być lepszą mamą, czuje dyskomfort. Teraz możemy pójść dwutorowo: grzebać, jaka była pani relacja z mamą, jakie pani ma wzorce, co trudnego pani przeżywa – i to też jest skuteczne, ale w terapii długoterminowej. Możemy też skoncentrować się na rozwiązaniach: co to dla pani znaczy być fajną mamą, po czym pani pozna, że poprawi się pani relacja z dzieckiem, szukamy tego, co chce zbudować, jaką ma wizję, zasoby, kto ją może wesprzeć, co jej już wychodzi i to wzmacniamy. Okazuje się, że są momenty, kiedy jest spokojna, ma czas, żeby wysłuchać swojego dziecka, zrozumieć je i ma poczucie bliskiej relacji. Te małe kroczki wdraża w życie. Szukamy rozwiązania, które wynika z jej osobowości, decyzji, a nie tego, co ja bym wymyśliła jako terapeuta. Podążam za klientem.

Tutaj klient wie, czego mu potrzeba, co w sytuacji kiedy nie do końca tak jest?

Kiedy klient przychodzi – może nie wiedzieć, może mieć poczucie, że nie ma zasobów, nie wie, co właściwie chce zmienić, ale wie, że jest mu źle i od tego jest właśnie terapeuta – aby pomóc to wszystko ponazywać, zobaczyć z różnych perspektyw. Są do tego różne narzędzia. Ja też uważam, że nie musimy się sztywno trzymać określonego nurtu, jednego narzędzia pracy czy techniki. W terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach terapeuta też jest zasobem klienta. Im większą ma wiedzę, doświadczenie z różnych dziedzin, szkoleń za sobą, tym będzie bardziej użyteczny. Znam terapeutów, którzy pracują w tym nurcie i z osobami z depresją i z uzależnieniami. Ja mam doświadczenie wyniesione z interwencji kryzysowej, z pracy w Centrum Praw Kobiet, jako specjalizacje na studiach podyplomowych wybrałam Mediacje rodzinne i pomoc psychologiczną rodzinie i to są obszary, w których się dziś specjalizuję. Pomagam w kryzysach relacji – partnerskich, wychowawczych. Pomagam rozwiązywać rodzinne konflikty, budować fajne związki i wspieram w wychodzeniu z konfliktów okołorozwodowych.

 

Jeśli chodzi o traumy, to w mojej praktyce najczęściej spotykam się z kobietami, które doświadczały przemocy ze strony swojego partnera, w tym także wykorzystywania seksualnego

Monika Perdjon

Jak znaleźć dobrego terapeutę?

Napisałam swego czasu artykuł, jak wybrać profesjonalnego coacha. Tutaj są podobne zasady. Uważam, że dobre są polecenia. Jeśli dany terapeuta jest skuteczny, cieszy się dobrą opinią i szacunkiem klientów, to warto wziąć te opinie pod rozwagę. Chociaż oczywiście możemy mieć inne oczekiwania od terapii, inne wyobrażenia, niż nasi bliscy, którzy już przeszli swój proces i są z niego zadowoleni. Warto też zapytać o certyfikaty, o to jakie studia terapeuta ukończył, czy ma konkretną specjalizację. Często przychodzimy do gabinetu i tam czeka na nas autorytet-specjalista, więc odczuwamy dyskomfort zadając pytania o uprawnienia. To błąd. Powierzamy danej osobie nasze emocje, nasze trudności, kawałek swojej historii – mamy prawo wiedzieć, czy jest kompetentna. Warto zapytać o to, czy terapeuta przeszedł własną terapię oraz czy pracuje pod superwizją – czyli, czy jest ktoś, kto jest bardziej doświadczony i niejako nadzoruje jego pracę. I chyba najważniejsza rzecz – pamiętajmy, że to zawsze jest relacja. Jeśli wchodzisz do gabinetu i masz poczucie, że „coś” nie działa, to nie ma co się zmuszać, tylko dobrze jest poszukać takiej osoby, z którą się czujesz bezpiecznie i będziesz chciał/ła podzielić się z tą osobą swoim światem.

Czy to jest też praca z przekonaniami? 

Oczywiście. Każdy z nas ma przekonania na swój temat, na temat innych, świata i relacji, jakie w nim panują. Są one tam w nas mocno wdrukowane, że nie zastanawiamy się nad tym, czy one działają na naszą korzyść. To, co w dzieciństwie pomagało mi przetrwać i mnie wzmacniało (np. przekonanie, ze lepiej się nie odzywać), w dorosłym życiu może się nie sprawdzać i nie zawsze mamy tego świadomości. One są kluczowe w kontekście relacji i ról społecznych oraz oczekiwań.

A w kontekście kobiet?

My jako kobiety mamy całą masę ról społecznych do odegrania, których nas uczono od dzieciństwa oraz przekonań, które nas ograniczają. Ostatnio brałam udział jako prelegent w Kongresie Kobiet i zapytałam panie na widowni, które z nich prowadzą samochód, które obsługują telefon i komputer  – różnie podnosiły rękę do góry, aż w końcu padło moje pytanie – która nie lubi gotować, i z 300 osób na widowni nikt nie podniósł ręki. Nie wierzę, że wszystkie 300 kobiet lubi stać w kuchni, ale jest to rola przypisana społecznie do kobiet, przekonanie, że powinna dbać o ognisko domowe, że dom ma pachnieć ciastem i trudno jest się przyznać, że tego nie lubimy.

Role społeczne, przekonania, samorozwój, poprawa jakości życia, poczucie szczęścia, a co w sytuacji kiedy przeżyłyśmy traumatyczną sytuację w naszym życiu?

Jeśli chodzi o traumy, to w mojej praktyce najczęściej spotykam się z kobietami, które doświadczały przemocy ze strony swojego partnera, w tym także wykorzystywania seksualnego. W sytuacji zagrożenia mamy trzy możliwości zareagowania – możemy walczyć, uciekać abo udawać martwego. Te reakcje podejmuje za nas mózg gadzi po błyskawicznej ocenieniu sytuacji. W przypadku realnej napaści mózg gadzi widzi, że walczyć nie mam szans na walkę, bo nie wygram, uciec – nie ma gdzie i najlepszym rozwiązaniem będzie udawanie martwego. Zamrażam emocje, blokuje organizm na moment po to, aby przerwać, żeby mniej bolało, będzie szybciej i nie odniosę dodatkowych obrażeń – to dzieje się na poziomie nieświadomym. Potem taka osoba ma bardzo często poczucie złości i żalu, że się nie obroniła w tej sytuacji, że nie zadziałała. Wystarczy samo uświadomienie, że zadziałała, obroniła się w najlepszy możliwy sposób dostępny w tamtym momencie, że taką decyzję podjął za nią jej mózg, by poczucie winy i wstydu zniknęło, bo ona już wie, że jej organizm podjął za nią najlepszą decyzję. Tu w myśl TSR będzie skupienie się na tym jak klientka chciałaby się poczuć (kiedy deklaruje, że czuje złość na siebie) i potem możemy zaproponować psychoedukacje, która wyjaśni jej ten mechanizm. A ponieważ traktujemy klientkę jak kompetentnego partnera w procesie, to jej tego nie narzucam, pytam czy chce posłuchać. To często wystarczy i nie ma potrzeby wracania do szczegółów zdarzenia. Ale może się też zdarzyć tak, że  klientka powie, że ma potrzebę wyrzucenia tego z siebie, powiedzenia na głos po raz pierwszy co ją spotkało i to też jest ok. Jestem po to, żeby jej w tym pomóc.

Monika Perdjon – interwent, trener coach, specjalizuje się z kryzysach relacji partnerskich i wychowawczych. Wspiera w wychodzeniu w konfliktów okołorozwodowych. Współpracuje z Centrum Praw Kobiet, Centrum Terapii i Rozwoju Zacisze. Ukończyła liczne szkolenia m. in. z interwencji kryzysowej,  przeciwdziałania przemocy w rodzinie, Dialogu Motywującego, I stopień Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach, wprowadzenie do Terapii ACT. Obecnie w trakcie studiów podyplomowych na SWPS na kierunku Mediacje rodzinne i pomoc psychologiczna rodzinom. Prowadzi fanpage na FB: https://www.facebook.com/RelacjeMonikaPerdjon/

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.