Przejdź do treści

„W szkole uczą, kiedy był chrzest Polski i hołd pruski, ale nie tego, jak się bronić i jak stawiać granice” – mówi Emil Bekier, ofiara prześladowania

Emil Bekier / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Z każdym kolejnym słowem wzdychałem i stękałem, jakby pisanie ich dosłownie mnie bolało. Gdy zobaczyłem się w lustrze, miałem łzy w oczach. Kiedy moja żona szykowała się do zrobienia zdjęcia, z pokoju wyszła nasza 6-letnia córka. Poczułem strach i wstyd. Zarzuciłem na siebie koc, żeby nie zdążyła nic przeczytać, i szybko schowałem się do pokoju. Ona zupełnie nie rozumiała tej sytuacji… Gdy wreszcie mogłem zmyć z siebie napisy, a później kliknąłem przycisk „publikuj”, to rzeczywiście poczułem ulgę. Jakby spadł mi z serca kamień. Pomyślałem: „Uf, dałem radę!” – mówi Emil Bekier, fizjoterapeuta, trener personalny, mąż oraz ojciec trójki dzieci. Emil postanowił publicznie zabrać głos na temat znęcania, jakiego doświadczał w szkole.

 

Marianna Fijewska: Czarno-białe zdjęcie mężczyzny bez koszulki, który na torsie, rękach i twarzy wypisane ma wulgaryzmy – słowa, jakie przez lata słyszał od znęcających się nad nim rówieśników. Ten post bardzo mnie poruszył. Byłeś jego autorem i jednocześnie bohaterem. Zapozowałeś do zdjęcia, które musiało cię dużo kosztować. Zastanawiam się, dlaczego to zrobiłeś.

Emil Bekier: Znajoma opowiedziała mi o mobbingu, z jakim spotyka się jej 13-letnia córka w szkole. Pomyślałem: tyle lat i nic, kompletnie nic się nie zmieniło…

Jej sytuacja przypomniała ci o własnych doświadczeniach?

Tak, choć moje doświadczenia były inne. Może trochę lżejsze, bo gdy chodziłem do podstawówki, nikt nie słyszał o social mediach, które dziś są narzędziem do znęcania. W przypadku tej dziewczynki chodziło właśnie o hejt na jednej z facebookowych grup. Ja z kolei zacząłem być prześladowany w drugiej klasie podstawówki, gdy z miasta przeprowadziliśmy się na wieś. Nie dość, że byłem nowy, to jeszcze „miastowy”. Dzieci mówiły, że nie będą się ze mną bawić, bo jestem idiota. Zaczęła się fala hejtu, która z czasem przybierała na sile, a ja wskoczyłem w rolę ofiary, co z kolei przyczyniło się do rozwoju nerwicy i stanów lękowych, które dziś przepracowuję z psychoterapeutą. Dlatego nigdy nie nazywałem swoich doświadczeń po imieniu, to znaczy mobbingiem czy znęcaniem – to była po prostu część mojej rzeczywistości. Słuchając o tej 13-letniej dziewczynce, pomyślałem, że pora to zmienić. Wiedziałem, że jeśli mam zabrać głos w tak ważnej i osobistej sprawie, to musi być to mocny głos. To zdjęcie miało zmusić ludzi do zatrzymania się i wysłuchania mnie.

Udało się. Czy zrobienie zdjęcia i publikacja posta były doświadczeniem bolesnym, czy raczej oczyszczającym?

Bolesnym i oczyszczającym jednocześnie. Najtrudniejsze było samo przygotowanie się, to znaczy umieszczenie na ciele tych wszystkich słów. Pisałem je eyelinerem mojej żony, wiedziałem, że mogę je łatwo zmyć, a mimo to było to dla mnie bardzo trudne. Z każdym kolejnym słowem wzdychałem i stękałem, jakby pisanie ich dosłownie mnie bolało. Gdy zobaczyłem się w lustrze, miałem łzy w oczach. Kiedy moja żona szykowała się do zrobienia zdjęcia, z pokoju wyszła nasza 6-letnia córka. Poczułem strach i wstyd. Zarzuciłem na siebie koc, żeby nie zdążyła nic przeczytać, i szybko schowałem się do pokoju. Ona zupełnie nie rozumiała tej sytuacji… Gdy wreszcie mogłem zmyć z siebie napisy, a później kliknąłem przycisk „publikuj”, to rzeczywiście poczułem ulgę. Jakby spadł mi z serca kamień. Pomyślałem: uf, dałem radę!

Rozmawiałeś z córką o twoich doświadczeniach ze szkoły?

Myślę, że jeszcze na to za wcześnie. Jednak razem z żoną staramy się dużo rozmawiać z dziećmi o emocjach. Moja sześcioletnia córka zna więcej emocji niż niejeden dorosły i mam nadzieję, że dzięki temu będzie miała dostęp do swoich uczuć i narzędzia, by je nazywać. Uczymy też nasze dzieci, by nie pozwalały na agresję w stosunku do siebie i że jeśli ktoś uważa coś nieprzyjemnego na ich temat, to jest to wyłącznie jego zdanie. Ostatnio nawet napisałem o tym post – moja córka przyszła z przedszkola zapłakana, bo kolega powiedział, że jest brzydka. Zaprowadziłem ją przed lustro i powiedziałem: „Jesteś nosorożcem… czy coś się zmieniło?”. Odpowiedziała, że nie – dalej jest sobą. I to chciałem jej przekazać. To, że ktoś nazwie nas tak czy siak… jakie to ma znaczenie dla tego, kim naprawdę jesteśmy?

Świetny sposób!

Myślę, że nasza córka najwięcej uczy się nie poprzez słuchanie nas, ale obserwowanie naszych zachowań. Jaki sens miałaby rozmowa przed lustrem, skoro w codziennym życiu sami przejmowalibyśmy się zdaniem innych? Trzy miesiące temu pofarbowałem włosy na niebiesko. Zapytałem o zdanie mojej żony, dzieci i jeszcze szefowej gabinetu fizjoterapeutycznego, w którym przyjmuję. Nikogo innego pytać nie musiałem. A ludzie się dziwią: „Co, przegrałeś zakład?!”. „Nie” – odpowiadam – „Pofarbowałem włosy, bo chciałem, bo tak mi się podoba i koniec”. Myślę, że moja postawa dodała córce pewności siebie. Kiedy po raz pierwszy po pofarbowaniu przyszedłem po nią do szkoły, zaaferowany kolega podbiegł do niej, krzycząc: „Dlaczego twój tata ma niebieskie włosy?!”, a ona znudzonym tonem odpowiedziała: „Bo chciał”. I koniec dyskusji. Naprawdę pragnę, żeby moje dzieci zawsze wiedziały, że inność nie jest zła, dopóki nie robimy nikomu krzywdy.

Z wielkim podziwem słucham o tym, w jaki sposób komunikujesz się ze swoimi dziećmi. Zastanawiam się, czy i jak twoi rodzice rozmawiali z tobą na temat zachowania rówieśników.

Gdy moja mama dowiadywała się o kolejnych sytuacjach, których byłem ofiarą, po prostu brała sprawy w swoje ręce – szła do szkoły i robiła aferę, co kończyło się dla mnie jeszcze gorzej. Zostawałem kapusiem. Moja mama skupiała się na działaniu, zamiast porozmawiać ze mną i powiedzieć, że to nie moja wina, że ze mną wszystko w porządku. Co prawda podejmowała rozmowy np. o tym, że powinienem traktować dokuczającego mi chłopaka jak powietrze, ale było ich za mało. Niestety z ofiarami rówieśniczego mobbingu rzadko się rozmawia. W szkole uczą, kiedy był chrzest Polski i hołd pruski, ale nie tego, jak się bronić i jak stawiać granice. Ja naprawdę nie wiedziałem, w jaki sposób reagować na zachowanie kolegów. Do tego stopnia, że pewnego dnia po prostu narobiłem w majtki, bo bałem się wejść do łazienki, która znajdowała się przy ósmych klasach. Ósmoklasiści nigdy nic mi nie zrobili, po prostu obawiałem się ich, bo byli duzi, a ja byłem w nowym miejscu.

Osoby, które się do mnie zgłaszają, bardzo często są ofiarami bodyshamingu i to nie na poziomie szkoły, a domowego azylu. Przychodzi młody facet, mówi: "Żona kazała mi coś ze sobą zrobić, mówi, że jestem grubas". Przychodzi 18-latek, mówi: "Mama powiedziała, że mam się ruszać, bo będę dupa". Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, wykazywać troski o zdrowie w inny sposób

Twój tata też z tobą nie rozmawiał?

Nie w ten sposób. Pamiętam taką sytuację… to było w liceum, gdy znów zacząłem mieć problemy z rówieśnikami. Przed dyskoteką zadzwonili do mnie koledzy, podszywając się za obce osoby i mówiąc, że wywiozą mnie do lasu, zabiją i zakopią, bo na poprzedniej imprezie tańczyłem z jakąś dziewczyną i że to niby za karę… Uważali takie żarty za zabawne. Mój tata zabronił mi iść na tę dyskotekę. Zabronił, bo się o mnie bał, ale zrobił to, bagatelizując całą sytuację. Czułem pustkę i samotność, bo nie miałem wsparcia, którego bardzo potrzebowałem. Wiem, że mój tata nie robił tego ze złej woli. Dbał o mnie, jak umiał. Pokolenie naszych rodziców jest inne niż nasze pokolenie, tak jak inne będzie pokolenie naszych dzieci. Mam wrażenie, że nasi rodzice dorastali w silnym strachu przed ubóstwem i obawą przed brakiem stabilizacji. W tym całym powojennym klimacie, w jakim się wychowywali, po prostu brakowało miejsca na empatyczność i emocjonalność.

Poza tym twój tata mógł chcieć załatwić sprawę „po męsku”.

Prawdopodobnie tak. „Chłopaki nie płaczą!”, „Chłopak powinien panować nad emocjami!” – takie teksty serwujemy dzieciom od urodzenia. To dlatego mamy całą armię mężczyzn niepełnosprawnych uczuciowo. Niedawno moja klientka opowiadała, że jej 10-letni syn popłakał się podczas rodzinnego spotkania. Teść skomentował to słowami: „Nie płacz, jesteś facet!”, a ona: „Dziadek gada głupoty, płacz, ile tylko potrzebujesz”. Fajna reakcja, ale rzadka. Facetom trudno jest mówić i pisać o swoich uczuciach. W reakcji na mój post odezwały się głównie kobiety. Mój przyjaciel, który też był dręczony w szkole, powiedział, że całkowicie utożsamia się z tym, co napisałem, ale nie mógł skomentować mojego zdjęcia publicznie. To byłoby dla niego zbyt trudne, uznał, że to jeszcze nie ten moment.

Myślisz, że twoje doświadczenia miały wpływ na to, jaką pracę wybrałeś? Zawsze uważałam, że trener personalny ma w sobie dużo z psychologa.

Zdecydowanie. Osoby, które się do mnie zgłaszają, bardzo często są ofiarami bodyshamingu i to nie na poziomie szkoły, a domowego azylu. Przychodzi młody facet, mówi: „Żona kazała mi coś ze sobą zrobić, mówi, że jestem grubas”. Przychodzi 18-latek, mówi: „Mama powiedziała, że mam się ruszać, bo będę dupa”. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, wykazywać troski o zdrowie w inny sposób. Niedawno widziałem w sklepie taką sytuację: dwie panie rozmawiały w kolejce o odchudzaniu, jedna stała z nastoletnim już synem. W pewnym momencie podniosła swojemu dziecku koszulkę do góry i powiedziała: „A mojemu zobacz, jakie się fałdki wylały, jak się spasł”. Wszyscy dookoła widzieli tę scenę, a dzieciak miał minę, jakby chciał się zapaść pod ziemię. Jak to dziecko ma być pewne siebie, jak ma być dobre dla siebie, skoro tak przedmiotowo traktuje go własna matka? Niestety nie zareagowałem i bardzo tego żałuję.

Moja córka przyszła z przedszkola zapłakana, bo kolega powiedział, że jest brzydka. Zaprowadziłem ją przed lustro i powiedziałem: "Jesteś nosorożcem… czy coś się zmieniło?". Odpowiedziała, że nie – dalej jest sobą. I to chciałem jej przekazać. To, że ktoś nazwie nas tak czy siak… jakie to ma znaczenie dla tego, kim naprawdę jesteśmy?

W takim razie jak rozmawiać z dzieckiem o tym, że powinno schudnąć?

Dzieci mają różne etapy jedzeniowe. Czasem nie dadzą sobie wcisnąć niczego prócz słodkich serków i parówek, a czasem uwielbiają zielone warzywka. Tak jest. Jeśli jednak sytuacja wykracza poza normy, warto przeprowadzić rozmowę o wadze dziecka i konieczności ćwiczeń pod nadzorem fajnego, zaufanego psychologa, by nie wpędzić dziecka w kompleksy albo nie pogłębić tych, które już istnieją. Zwroty takie jak: „Rusz się!”, „Nie widzisz, że jesteś gruby?!” możemy od razu wywalić do śmietnika. To, co pomoże, to wsparcie i przykład, jaki sami dajemy dzieciom. Bardzo często problem żywieniowy tkwi w całej rodzinie, która je szybko, byle gdzie, byle jak, przed telewizorem, w biegu, nie skupiając się na jedzeniu. Jeśli powiem dziecku, że ma jeść warzywa, a sam będę objadał się chipsami, to nic to nie da. Jeśli powiem, że ma schudnąć, a nie będę uczestniczyć w procesie jego chudnięcia poprzez nawyki w swojej codzienności, to także nic nie da. Moje dzieci najczęściej wcinają warzywa z naszych talerzy. Podkradają nam, choć mają je też u siebie, ale wolą w ten sposób… Trudno, pogodziłem się z tym i jestem szczęśliwy. Głodny i szczęśliwy.

Na początku powiedziałeś o tym, że doświadczenia z rówieśnikami przyczyniły się do rozwoju nerwicy i stanów lękowych, które przepracowujesz z terapeutą. Gdybyś miał możliwość dziś porozmawiać ze sobą z podstawówki, to co byś powiedział, żeby uchronić się przed dalszym mobbingiem?

Uważam, że jeśli coś się stało, to widocznie miało się stać i koniec. Zamiast pytania „dlaczego?” zadaję sobie pytanie „po co?”. Dziś wiem, że po to, by o tym mówić i by mieć to doświadczenie przy swoich dzieciach. Sobie młodszemu powiedziałbym: „To twoje życie i jest ono bardzo ważne, nie przejmuj się innymi”. Czy bym posłuchał? Nie wiem… Zamiast sobie, wolałbym powiedzieć innym osobom z mojego otoczenia, żeby mnie wsparli. Mama, tata, siostra, nauczyciel, ktokolwiek – wsparcie i rozmowa są najważniejsze. Samotność najgorsza.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: