Przejdź do treści

Adrian Szałek: „Wiedziałem, że rak piersi w znakomitej większości dotyka kobiet. Ale nigdy nie miało to dla mnie pejoratywnego wydźwięku, że choruję na chorobę, która nie jest męska”

Adrian Szałek / fot. Artur Pompała @pompala.artur
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wielokrotnie usłyszałem, że jestem wyjątkowym pacjentem. To z jednej strony. Z drugiej – osoby, z którymi rozmawiałem, nieraz się dziwiły, że zachorowałem na nowotwór piersi. Ale nic więcej z tego nie wynikało. Nie szły za tym komentarze. Jednak rzeczywiście stereotyp, że rak piersi i szyjki macicy jest kobiecy, a męski jest rak jąder i prostaty, funkcjonuje i wynika z braku świadomości, że mężczyźni mogą zachorować, tak jak ja – mówi Adrian Szałek, 35-letni architekt z Poznania.

 

Oktawia Staciewińska: W opinii publicznej kobieta bez piersi jest oszpecona – pracujemy nad tym, żeby to tabu przełamać, ty pokazujesz się z nagim torsem i dużą blizną, za którą kryje się ważna historia. Trudno było ci ją pokazać?

Adrian Szałek: Zupełnie nie. Staram się podchodzić do tego, co mówią inni, z dystansem, nie przywiązuję do tego wagi. Mam bliznę, ale cieszę się, że udało mi się pozbyć choroby. Dla mnie ta blizna jest symbolem. Przypomina mi o tym, co się wydarzyło. Ale zupełnie nie mam w sobie takich uczuć jak wstyd czy skrępowanie. Przeciwnie. Idę na plażę, zdejmuję koszulkę i już. Ale rzeczywiście widzę spojrzenia ludzi, którzy pewnie zastanawiają się co i jak, jednak nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś zapytał. Natomiast ja nie mam problemu z tym, żeby opowiadać o mojej chorobie w bliższym czy dalszym otoczeniu.

Stąd sesja? Żeby opowiedzieć historię?

Interesuję się fotografią, ale zapał do robienia zdjęć szybko mija. Te, które robię, to raczej pamiątki z podróży czy zdjęcia architektury. Ale kiedyś właśnie w ten sposób pojawiła się myśl, że może by tak stanąć po drugiej stronie obiektywu, nawiązać współpracę z jakąś agencją, spróbować swoich sił w innej roli.

I tak po prostu to zrobiłeś…

Dokładnie tak. Uznałem, że paradoksalnie brak jednej piersi to może być mój atut. Zgłosiłem się do agencji, zrobiliśmy zdjęcia. I to jest ten moment, w którym pewnie wszyscy oczekiwaliby poruszającej i pełnej emocji wypowiedzi. Ale w przypadku sesji było dość prosto. Wiesz, ja jestem zodiakalnym strzelcem, zawsze wszędzie mnie pełno, mam mnóstwo pomysłów. 99% z nich jest niezrealizowanych, bo jest ich naprawdę mnóstwo. Cieszę się, że ten wypalił w realu.

Adrian Szałek / fot. Artur Pompała @pompala.artur

Jak dowiedziałeś się o tym, że chorujesz na nowotwór piersi?

Wyczułem na klatce piersiowej pod skórą dosłownie malutką kuleczkę, wielkości główki od szpilki. I zapaliła mi się czerwona lampka. Wielu mężczyzn nie ma świadomości, że mogą zachorować na nowotwór piersi. Ponadto obecność tkanki tłuszczowej sprawia, że trudniej wyczuć ewentualną zmianę. Ja jestem dość szczupły, prowadzę aktywny tryb życia, dużo się ruszam, staram się zdrowo odżywiać, dlatego myślę, że było mi łatwiej.

Byłem wyczulony na to, żeby się badać i kontrolować, ponieważ w mojej rodzinie jest dość długa historia onkologiczna ze strony obojga moich rodziców. Ale też bez przesady – miałem tę świadomość, wiedziałem, że profilaktyka jest ważna, ale nie biegłem do lekarza przy każdym bólu brzucha. Niemniej od dziecka chorowałem na ginekomastię, czyli przerost gruczołu piersiowego. To choroba, która nie jest jakoś szczególnie dokuczliwa czy bolesna. Bardziej chodzi o kwestie estetyczne, dlatego już jako dorosły facet postanowiłem się tego pozbyć.

To było jakieś 9-10 lat temu. Po usunięciu przerostu gruczołu piersiowego cały materiał został wysłany do badania histopatologicznego. Okazało się, że w lewej piersi były zmiany atypowe. Wtedy lekarz, który mnie operował, zalecił kontrolę USG raz na jakiś czas. Bo jak się okazuje, jest to jeden z czynników zwiększających ryzyko zachorowania na raka piersi u mężczyzn. Stąd właśnie ta lampka ostrzegawcza, gdy wyczułem pod skórą zmianę.

Wyczułem na klatce piersiowej pod skórą dosłownie malutką kuleczkę, wielkości główki od szpilki. I zapaliła mi się czerwona lampka. Wielu mężczyzn nadal nie ma świadomości, że mogą zachorować na nowotwór piersi

I zaczęły się badania?

Od razu wykonałem badanie USG, ale oceniono, że jest to prawdopodobnie zmiana skórna i zalecono mi konsultację chirurgiczną. Przyznam, że trochę odwlekałem temat, bo były pilniejsze rzeczy, ale w pewnym momencie wydało mi się, że ta zmiana się powiększyła. Dlatego wybrałem się jeszcze raz na badanie. Potwierdzono, że zmiana się powiększa, nie ma co prawda cech nowotworu, ale warto jak najszybciej ją usunąć. I tak się stało. Wyniki odebrałem 28 stycznia 2021 roku. Usłyszałem wtedy w gabinecie, że mam raka.

Co się w tobie zadziało, gdy usłyszałeś diagnozę?

Dla mnie, osoby, która nigdy poważnie nie chorowała, to była wiadomość, która zabrzmiała jak wyrok śmierci. Jak komunikat, że za chwilę umrę. Teraz wiem, że to kwestia świadomości, albo bardziej nieświadomości, czym są nowotwory i że często są to choroby uleczalne.
Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić, bo to było jak taki strzał. Nogi się pode mną ugięły, a emocji było tak dużo, że nie umiałem ich nazwać. Ale bardzo szybko rozpocząłem poszerzoną diagnostykę i działania. 19 lutego byłem już po operacji.

Niecały miesiąc.

Udało się to zrobić szybko, ale wiedz, że cała historia diagnostyki i leczenia to były różne opinie, które też wprowadzały dodatkowy stres. Część lekarzy mówiła, żeby zacząć od chemioterapii, inni — żeby jak najszybciej pozbyć się guza. Trafiłem pod opiekę prof. Dawida Murawy, który stwierdził, że przy tego typu nowotworze, stosunkowo wcześnie wykrytym, i zważywszy na fakt, że jestem mężczyzną, najlepiej jest od razu operować. Zaufałem mu od razu i poczułem, że dobrze trafiłem. Zoperował mnie w Zielonej Górze.

Zważywszy na fakt, że jesteś mężczyzną, przyspieszono operację? Dlaczego?

Fakt, że byłem mężczyzną, który zachorował na raka piersi, sam w sobie nie faworyzował mnie do szybszej operacji. Szybka operacja była efektem innego sposobu leczenia nowotworu piersi u mężczyzn, gdzie od razu można operować i nie trzeba szukać leczenia oszczędzającego (leczenie oszczędzające pierś – przyp. red.), które wdrażane jest w leczeniu u kobiet. Poza tym szybka operacja to też efekt szybkiego działania z mojej/naszej strony. Krótkie terminy oczekiwania na poszczególne badania były głównie zasługą prywatnego leczenia. Za większość badań diagnostycznych, które były zlecone, zapłaciłem sam, żeby możliwie jak najbardziej przyspieszyć proces. Całe szczęście było mnie na nie stać.

Zdaję sobie całkowicie sprawę, że znaczna większość chorych poddaje się leczeniu na NFZ, a to niestety wymaga odstania w kolejce. To smutne, że w kraju, w którym odprowadzamy ogromne składki na opiekę zdrowotną, kiedy przychodzi moment, żeby z nich skorzystać, musisz zapłacić, żeby żyć. Bo tak mi się to niestety kojarzy. I równie smutne jest to, że osoby, których nie stać na leczenie prywatne, są zawsze daleko, daleko w kolejce za tymi, którzy płacą. To jest chory kraj. Samą operację miałem już przeprowadzoną na NFZ. Ale w tym przypadku termin szybkiej operacji zawdzięczam tylko i wyłącznie profesorowi Murawie. To jest facet, którego osobom ze środowiska przedstawiać nie trzeba, a osobom spoza środowiska przedstawiać trzeba koniecznie!

Czułeś złość, że to cię spotkało?

Trochę, ale chyba ani razu nie pomyślałem „dlaczego ja, a nie ktoś inny”. Po prostu nie należę do osób, które rozpamiętują, co się stało – wydarzyło się i trzeba iść dalej. Zrobić coś, żeby naprawić albo zmienić, a nie zastanawiać się dlaczego. Raczej starałem się działać, ale oczywiście były gorsze momenty. Takie, w których te trudne myśli wciąż krążyły z tyłu głowy. Na szczęście całkiem szybko udało się z tego wyjść.

O raku piersi u kobiet mówi się dużo, coraz więcej. W przypadku mężczyzn profilaktyka jest traktowana raczej po macoszemu. Miałeś poczucie, że to „kobieca choroba”?

Wiedziałem, że jest to choroba, która w znakomitej większości dotyka kobiet. Więc miałem taką świadomość i na swój sposób ciężko było mi się od tego oderwać. Ale nigdy nie miało to dla mnie pejoratywnego wydźwięku, że choruję na chorobę, która nie jest męska, czy coś w tym stylu. Nie – to po prostu choroba, która rzadziej dotyka mężczyzn niż kobiet, ale dotyka wszystkich. Choć rzeczywiście, w poczekalniach były głównie kobiety, które czasem dziwnie spoglądały. Ja po prostu chciałem się wyleczyć i tyle.

Tak się utarło, że rak piersi i szyjki macicy jest kobiecy, a męski jest rak jąder i prostaty. Jestem ciekawa, czy te stereotypy dają o sobie znać?

Wielokrotnie usłyszałem, że jestem wyjątkowym pacjentem. To z jednej strony. Z drugiej – osoby, z którymi rozmawiałem, nieraz się dziwiły, że zachorowałem na nowotwór piersi. Ale nic więcej z tego nie wynikało. Nie szły za tym komentarze. Jednak to, o czym mówisz, rzeczywiście funkcjonuje i wynika z braku świadomości, że mężczyźni mogą zachorować na raka piersi.

Gdy zachorowałem, miałem taką misję, żeby mówić ludziom o badaniach profilaktycznych, zachęcać do wizyt lekarskich. Przecież to nic nie kosztuje, a możesz uratować swoje życie

Co było najtrudniejsze w całym procesie leczenia?

Najtrudniejsze było czekanie na operację. A w tym wszystkim, tak jak wspomniałem, musiałem zdecydować – czy idę ścieżką chemioterapii, a po czasie dopiero operujemy, czy od razu wszystko wywalamy i leczymy uzupełniająco. Tych konsultacji było wiele i tak samo dużo opinii. Podjąłem decyzję o operacji. Czułem, że muszę się jak najszybciej pozbyć tego ze swojego ciała, bo najtrudniej było mi poradzić sobie psychicznie ze świadomością, że mam raka w sobie. Więc to czekanie na operację, takie życie w zawieszeniu, ze świadomością, że ciągle ten nowotwór mam i jeszcze chwilę muszę poczekać, żeby się go pozbyć – to właśnie było najgorsze. Bo już sama operacja przy tym to pikuś.

Czujesz, że dostałeś wsparcie, jakiego potrzebowałeś?

Personel medyczny był profesjonalny, choć wiadomo – to ludzie, którzy obcują z chorobami na co dzień. Dozują empatię, ale ja ją dostałem. I czułem się w tym czasie podtrzymany na duchu. Dla mnie samym wsparciem była świadomość, że jest lekarz, specjalista, który chce mnie operować, że do tego jest pewny siebie i przekonany o słuszności leczenia. To mi dodawało otuchy.

A poza tym oczywiście wsparcie najbliższych, całej rodziny. Przede wszystkim mojej żony Asi, która była przy mnie podczas wszystkich badań.

Kiedy patrzysz na to wszystko, co się działo, z perspektywy czasu, jakie myśli ci towarzyszą?

Na pewno jest we mnie taka wzmożona czujność. Nie chcę nazywać jej strachem – raczej obawa przed tym, żeby nie było nawrotów. Bo to nie jest przecież tak, że choroba mnie już nie dotyczy. Powiedziałbym o sobie, że jestem „za czujny”, momentami nawet przewrażliwiony. Zwłaszcza na punkcie niektórych rzeczy. To sprawia, że jestem na takim stand-by i wiem, że muszę na pewne rzeczy uważać.

Pierwszy rok po operacji był czasem totalnej zmiany nawyków różnego rodzaju – żywieniowych, zwiększona aktywność fizyczna, całkowite odstawienie alkoholu. I to wszystko wpłynęło na mnie bardzo pozytywnie. Im dalej jednak od tego wszystkiego, tym na więcej sobie pozwalam. Czasem jakiś kieliszek wina, niezdrowe jedzenie. Wtedy się na siebie denerwuję. Przeżyłem ciężki czas i mimo że mam motywację, dopada mnie czasem taka zwykła ludzka słabość. I ulegam tym niezdrowym pokusom. Ale walczę z nimi.

Ten nowotwór pozwolił mi wiele zrozumieć. Na pewno dał mi do myślenia i teraz do tego wszystkiego podchodzę bardziej świadomie.
Kiedy dowiadujesz się o chorobie, zaczyna do ciebie docierać albo wręcz od razu to rozumiesz, że nie ma niczego cenniejszego niż zdrowie i życie. Nigdy nie wiadomo co, kogo i kiedy dopadnie. W życiu mogą nas spotykać przeróżne rzeczy, i te dobre, i te złe. Dlatego dla mnie ważne jest, żeby cieszyć się życiem, żeby nie tracić czasu na złość, nerwy, smutek. Staram się zawsze cieszyć z tego, co mam. Oczywiście miewam gorsze momenty, dni, ale wracam wtedy myślami do tego, co się wydarzyło i nastawia mnie to pozytywnie. Ja miałem dużo szczęścia, że tak się to skończyło. Inni nie mają. Niestety w dużej części dotyczy to dzieci, co jest tym bardziej przykre i jeszcze bardziej uświadamia, że choroby mogą dopaść każdego, w każdym wieku.

Siłę na walkę miałem chyba cały czas. Wynika to pewnie z tego, że moja walka (która poniekąd trwa nadal), ta do czasu operacji, była dość krótka. Nie zdążyłem się nią zmęczyć, ale byłem też zdeterminowany. Chciałem po prostu wyzdrowieć – to był mój cel nr 1. Poza tym, tak jak mówiłem, uświadomiłem sobie poniekąd, jakie mogą być przyczyny nowotworów i staram się ich unikać. Nie jest to łatwe, bo jesteśmy otoczeni czynnikami rakotwórczymi. Ale świadomość tego, co przyczynia się do chorób nowotworowych (i nie tylko) jest pomocna i pozwala ograniczyć ich ilość w naszym życiu.

Adrian Szałek / fot. Artur Pompała @pompala.artur

Nie wydaje ci się, że to bardzo „facetowe” – wymagać od siebie żelaznej konsekwencji i wykasowania słabości? Wkurzanie się na siebie za to? Kobiety chyba łatwiej dają sobie przyzwolenie na potknięcia.

Myślę, że żelazna konsekwencja to nie kwestia płci, ale raczej charakteru. W moim przypadku radzenie sobie ze słabościami i konsekwentny upgrade, niezależnie od dziedziny, jest potrzebny, żeby mieć świadomość, że idę do przodu, nie stoję w miejscu. Ale daleko mi jeszcze do żelaznej konsekwencji. Powiedziałbym raczej, że w tym wszystkim dość często jestem leniwy, po prostu lubię czasami nic nie robić. Choć zdecydowanie bardziej lubię robić coś.

Czy choroba wpłynęła na twoje życie zawodowe?

Nie, ono się w ogóle nie zmieniło. W momencie, kiedy zachorowałem, wystarczyła rozmowa. To był czas, w którym musiałem zająć się sobą, leczeniem i dostałem wsparcie ze słowami „jak wyzdrowiejesz, to wrócisz”. Przez ten czas – od diagnozy do w miarę dojścia do siebie po operacji – pracowałem na jakieś 25 proc., bo potrzebowałem uczestniczyć w życiu firmy, ale też bałem się, że nie pracując zupełnie, oddam się myśleniu o chorobie. Po operacji szybko wróciłem do zawodowych obowiązków.

Społecznie – niezwykłe wyznanie. Ale kiedy umawialiśmy się na wywiad, powiedziałeś, że może uda się komuś w ten sposób pomóc. Oddaję ci przestrzeń – jest coś, co chciałbyś powiedzieć osobom, które nas czytają?

Przede wszystkim chcę powiedzieć i podkreślić, że należy się badać. To jest absolutnie kluczowa sprawa. Każdy człowiek powinien regularnie wykonywać zestaw badań profilaktycznych. Badania krwi, raz na jakiś czas gastroskopię, kolonoskopię, być może prześwietlenie klatki piersiowej. A na pewno powinien odwiedzić lekarza, który wykona pogłębiony wywiad i skieruje na badania.

Gdy zachorowałem, miałem taką misję, żeby mówić ludziom o badaniach profilaktycznych, zachęcać do wizyt lekarskich. Przecież to nic nie kosztuje, a możesz uratować swoje życie. I nie raz wtedy słyszałem, że „tak tak, wiadomo”, ale oprócz tego, że nie mają czasu czy motywacji, to boją się, że mogliby coś znaleźć. To nie powinno tak wyglądać! Im wcześniej postawiona diagnoza, tym większe szanse na wyzdrowienie. To chciałbym chyba przede wszystkim powiedzieć ludziom – żeby się kontrolowali.

Warto znać historię swojej rodziny, bo bardzo często te choroby są uwarunkowane genetycznie. A świadomość tego, że jest się w grupie ryzyka, też powoduje lekki strach, a ten z kolei większą czujność i motywację do badań profilaktycznych. Dobrze jest się doedukować w niektórych kwestiach i uświadomić sobie, że nowotwór piersi nie musi oznaczać wyroku śmierci. Zwłaszcza jeśli jest wcześnie wykryty – wtedy ma szansę być całkowicie wyleczalnym.

Słowem: diagnostyka i uświadamianie. Tego, że te wszystkie choroby mogą dotknąć każdego z nas. Nawet w tak nieoczywistej konfiguracji, jak facet z rakiem piersi. Świat bombarduje nas tymi czynnikami, które do chorób mogą się przyczyniać – czy to w powietrzu, czy w jedzeniu, czy w samym sposobie życia. Choćby przez brak aktywności fizycznej. To wszystko powoduje, że nasz organizm nowotworzy.

Ale chcę też powiedzieć, że warto mieć nadzieję. Nawet jeżeli sytuacja jest beznadziejna, to warto tę nadzieję mieć do końca, bo to ona umiera ostatnia. Warto ten czas przeżyć, będąc dobrej myśli, bo złe nastawienie na pewno nie pomaga w leczeniu. Złe nastawienie niczego nie zmieni, ale dobre może zmienić na lepsze.

Czego ci życzyć? Oprócz zdrowia?

Przede wszystkim determinacji i wytrwałości w utrzymywaniu zdrowych nawyków. Bo w tej chwili to dla mnie kluczowe. Zwłaszcza że ciągle podnoszę sobie poprzeczkę i chciałbym jeszcze lepiej, jeszcze wyżej. To by mi pomogło. A oprócz tego możesz mi życzyć jakiejś fajnej podróży!

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: