Przejdź do treści

Depresja to nie jest po prostu smutek. Choroba objawia się w sposób – dla laika – nieoczywisty

depresja smutna dziewczyna
iStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie każdy smutek czy obniżenie nastroju to depresja. Prawdziwa depresja jest chorobą mózgu, w ostatnich latach coraz bardziej powszechną, która wymaga leczenia jak każda inna choroba. Może ją rozpoznać jedynie psychiatra. Im wcześniej, tym lepiej. Leczmy ją, zamiast, niezdolni do odczuwania przyjemności i sensu życia, zostawać sam na sam z własną bezsilnością.

Cierpi umysł, a boli ciało

Rozpoznanie depresji wymaga podejścia holistycznego, obserwacji przez lekarza całego człowieka – jednocześnie stanu jego ciała i umysłu. Tylko tak odróżni prawdziwą depresję, z charakterystyczną dla niej nadmierną sennością lub jej całkowitym brakiem, obniżonym nastrojem, brakiem apetytu albo objadaniem się, od jej „masek”.

Jak maskuje się depresja? Pewna młoda prawniczka długo chodziła od pulmonologa do gastrologa, skarżąc się na uporczywy kaszel i bóle brzucha. Żadnych innych objawów, nazwijmy to, psychologicznych. Mnóstwo dodatkowych badań, kolejne leki, i brak poprawy. Stan się przedłużał, zaczęła mieć kłopoty w pracy. Do tego doszedł niepokój – w końcu coś, co się nie poddaje leczeniu, zawsze jest podejrzane. W końcu prawniczka w desperacji udała się do psychiatry. Już po kilku dniach leki przeciwdepresyjne „cudownie ją uleczyły”.

To wcale nie jest odosobniony przypadek. Depresja bardzo często objawia się w sposób – dla laika – nieoczywisty. Gdy objawy somatyczne nie są ze sobą powiązane logicznie i jest ich więcej niż pięć, najprawdopodobniej maskują zaburzenia depresyjne. Psychiatra prof. Łukasz Święcicki, ordynator Oddziału Chorób Afektywnych Kliniki w Instytucie Neurologii i Chorób Psychicznych w Warszawie, tłumaczy:

Niektórzy ludzie aparat czucia psychicznego, żeby nie powiedzieć „duszę” – gdziekolwiek by się on znajdował – mają tak słaby, że nie identyfikują własnych emocji. Cieniutka warstewka psychiczna nie jest zdolna pomieścić żadnego porządnego cierpienia, więc jest ono automatycznie przerzucane na ciało.

Często te objawy nie poddają się standardowemu leczeniu, ale ustępują poskromione lekiem antydepresyjnym.

Depresja jest cierpieniem. Nieleczona – cierpieniem bardzo niebezpiecznym. W Polsce rocznie samobójstwo z jej powodu popełnia ok. 4 tys. osób. Chorych i ich rodziny wytrąca na lata z funkcjonowania. Gdy współtowarzyszy innym chorobom – psychicznym, jak schizofrenia, czy fizycznym, jak np. cukrzyca, pogarsza ich przebieg i rokowanie. Co ciekawe, do końca nie wiemy, czy jest przyczyną innej choroby, czy jej skutkiem.

Dodatkowo jest cykliczna. Przebiega z nawrotami, zarówno gdy jest chorobą afektywną jednobiegunową (okresy depresji przedzielają okresy zdrowia), jak i gdy wchodzi w skład choroby dwubiegunowej (okresy depresji przeplatają się z okresami manii o odmiennym poziomie energii: pobudzenia, podniecenia, euforii lub rozdrażnienia). Im szybciej osoba cierpiąca na depresję odda się w ręce specjalisty, tym większa szansa na przerwanie tego błędnego koła.

Depresja – da się ją wyleczyć

Nie do końca wiadomo, skąd bierze się depresja. Lekarze najczęściej tłumaczą jej powstanie neurobiologicznie: jest wynikiem zaburzeń równowagi w funkcjonowaniu neuroprzekaźników i neurohormonów w ośrodkowym układzie nerwowym, często z powodu długotrwałego stresu.

Depresja bardzo często objawia się w sposób – dla laika – nieoczywisty. Ilustracja: shutterstock

Nadaktywność tzw. osi stresu (podwzgórze-przysadka-nadnercza) przeciąża głównie dwie struktury – hipokamp i korę przedczołową – z grubsza biorąc opowiadające za pamięć. Powstaje nierównowaga biochemiczna mózgu, w której udział bierze głównie układ glutaminergiczny – główny pobudzający układ neurotransmisyjny istotny zarówno w regulacji wspomnianej osi stresu, jak i w procesach neuroplastyczności mózgu. Zmniejsza się liczba komórek i powstaje coraz mniej nowych neuronów w mózgu. Mózg ma coraz mniejszą zdolność do naprawy uszkodzeń.

Zależność między depresją a stresem nie jest jednak prosta. Sam stres nie prowadzi do depresji. To raczej predyspozycja genetyczna, która odpowiada za to, że sobie z nim nie potrafimy poradzić.

Co najważniejsze: depresję można wyleczyć! Leki przeciwdepresyjne, o wyborze których decyduje psychiatra, przywracają właściwe stężenia neuroprzekaźników w mózgu. Podając je przewlekle, zwiększamy neurogenezę, czyli powstawanie nowych komórek nerwowych, w hipokampie (udowodniono to eksperymentalnie u szczurów).

Na zdolność mózgu do naprawy uszkodzeń wpływa także aktywność fizyczna i wysiłek intelektualny pobudzający rozwój nowych połączeń między neuronami. Dopiero takie połączenie może skutecznie wyleczyć z depresji. Lecząc ciało, a właściwie mózg, oddalamy czarne myśli, zakłócenie zegara biologicznego, przywracamy radość życia.

Depresji nie trzeba się bać. Trzeba ją leczyć i zaufać psychiatrom. Naprawdę potrafią pomóc!

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: