Przejdź do treści

Zmuszam się lub rezygnuję. O seksualnej niesamodzielności

Zmuszam się lub rezygnuję. O seksualnej niesamodzielności Rawpixel.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W zdrowym związku jest seks. A przynajmniej być powinien. A skoro chcemy czuć się zdrowi, do tego seksu powinniśmy się zmusić. Nie mamy siły? Porzucamy sprawę. Ciśnienie na seks i zero seksu to tylko dwie skrajne realizacje tego samego zjawiska – niesamodzielności.

Kobieta, lat trzydzieści sześć. Siedzi na przeciwko mnie i widzę, że jest naprawdę zmęczona. Ciemne kolory ubrania tylko podkreślają sińce pod jej oczami. Wiem, że każda minuta naszej sesji jest cenna, bo w pobliskim parku ojciec dziecka spaceruje z wózkiem. Rozmawiamy o braku seksu. Jej zdaniem, skoro minęło już prawie pięć miesięcy, to zdecydowanie musi wrócić do aktywności seksualnych. Tyle że nie chce.

Nie ma ochoty. Jest zmęczona i z wysiłkiem przyzwyczaja się do nowej sytuacji. Ta para ma jeszcze jedno dziecko – trzy lata starsze. Kobieta przyznaje, że codzienność w domu z dwójką dzieci, jest daleka od erotycznych porywów. Jej partner też to rozumie i nie nalega. Mimo to kobieta mówi mi o presji wewnętrznej, jaką czuje. Presji, która każe jej myśleć, że coś jest z nią nie w porządku. Przecież normalni ludzie muszą uprawiać seks.

Kobieta i mężczyzna śpią w łóżku

Seks jest potrzebny. Bywają wyjątki

Generalnie to prawda, że lepiej jest mieć seks w związku, niż go nie mieć. Jednak gdy zagłębimy się w detal, możemy dostrzec wiele odstępstw od tej złotej zasady. Generalnie seks zasila, spaja związki. Pomaga partnerom wyrażać namiętność, pielęgnować bliskość, intymność. Ale jeżeli zastanowimy się nad takimi sytuacjami jak: czas po narodzinach dziecka, choroba, trudności emocjonalne, nawet zwolnienie z pracy, to możemy dostrzec, że złote zasady nie zawsze działają. W takich momentach dla bardzo wielu osób uprawianie seksu będzie zbyt trudne.

Niestety, bardzo wiele osób nie daje sobie prawa do czucia się tak, jak aktualnie się czują. Zamiast tego trwają pod ciśnieniem wewnętrznych oczekiwań i przekonań. Takich jak to, że ludzie muszą uprawiać seks, jeśli są zdrowi. Albo to, że istnieje właściwa liczba stosunków, które należy odbyć, żeby zmieścić się w „normie”. Albo to, że brak seksu spowoduje natychmiastowy rozpad związku. W takich sytuacjach ludzie nie znajdują w sobie siły, aby zawalczyć o siebie. Czasem do seksu są nakłaniani przez drugą osobę, nie dostrzegającą faktu, że w naszym życiu dzieje się coś poważnego. Jednak nie ma co stawiać dymnych zasłoń – bardzo często presję fundujemy sobie sami.

Kiedy człowiek ma złamaną nogę, z pewnością nie pobiegnie w maratonie. Prawdopodobnie nie będzie też uczęszczać na fitness/siłownię, nawet jeżeli wcześniej bardzo to lubił. Pierwsza potrzeba w tej sytuacji to zajęcie się nogą na tyle, aby wróciła do pełnej sprawności. Dopiero potem można powoli obciążać ją tak, jak robiliśmy to przed urazem. Jeśli ktoś próbuje biegać ze złamaną nogą, jego znajomi, rodzina z pewnością będą interweniować. Ale dlaczego ktoś może chcieć to robić? Żeby sobie udowodnić, że da radę. Że z nim wszystko w porządku. Że nic się nie zmieniło i nie jest we władzy kondycji, która nakazałaby mu/jej zmianę stylu życia. Nie lubimy zauważać upływu czasu, zmiennych kolei naszego życia, pojedynczych, dramatycznych wydarzeń. Traktujemy seks jak film wyświetlany w prywatnym kinie – niezmienny przez czterdzieści, może pięćdziesiąt lat.

Objawem tego samego zjawiska jest zupełne porzucenie tematu seksu. Zdarza się często, gdy nie możemy sobie poradzić z problemami. Jakby myśl, że przerasta nas własny problem wystarczała za całą odpowiedź. Wracając na chwilę do sytuacji ze złamaną nogą – to tak, jakbyśmy po złamaniu nogi odrzucili jakąkolwiek aktywność, mówiąc sobie „Skoro mam złamaną nogę, to jestem popsuty. Pewnych rzeczy się nie da naprawić, więc nie będę nic robić”. Pozornie są to stany przeciwstawne. Naprawdę, tylko pozornie – ciśnienie na seks i zero seksu to tylko dwie skrajne realizacje tego samego zjawiska. Jest nim niesamodzielność.

Samodzielność vs. niesamodzielność

Bywamy w temacie seksu dość niesamodzielni. I, co grosze, lubimy tacy pozostawać. W naszym sposobie myślenia, reagowania, decydowania – pokutują cudze opinie, pielęgnowana bezradność, chodzenie po linii najmniejszego oporu. Także dlatego najczęstszą odpowiedzią na wieści, że można coś zmienić w życiu bywa – mniej lub bardziej – atak.

„Wiadomo, że nic na to nie poradzę! To niezależne ode mnie!”; „To jego/jej wina, gdyby traktował/traktowała mnie inaczej, nie byłoby tych wszystkich sytuacji”.

Takie i podobne odpowiedzi dźwięczą nam w głowach nieustannie. Przecież to nie my decydujemy, nie do nas należy władza nad procesem emocjonalnym, wydarzeniami. Władzę mają przekonania, nawyki, niejednokrotnie – inni ludzie. A my? My się złościmy, usprawiedliwiamy, delegujemy odpowiedzialność, byle nie sprawdzić, co sami możemy zrobić.

Seks traktowany skrajnie – jako jedyna ucieczka lub coś, od czego uciekamy – pokazuje nam, jak bardzo nie potrafimy zająć się sobą. Bo zajmowanie się sobą jest przywilejem dorosłych – decydują o własnym życiu, zbierają wiedzę, doświadczenia, uczą się na błędach. Dlatego dorastanie do seksu to nie tylko szansa na legalne robienie „tych rzeczy”, to wprowadzane w czyn prawo do świadomego decydowania o sobie.

Stajemy się samodzielni od momentu, w którym postanawiamy – sami dla siebie, nie na przekór światu – że naprawdę chcemy decydować o sobie. To coś jak ten moment, w którym postanowiliśmy, że już nie będziemy brać do szkoły kanapek, które mama robiła nam na drugie śniadanie. Bo zechcieliśmy robić coś po swojemu. Potrzebujemy takiego przełomu, który uniezależni nas od opinii rodziców, księdza, sąsiadów i wszystkich osób, które dotąd bezpośrednio wpływały na to, co myśleliśmy o seksie i jak go robiliśmy.

Dopiero wtedy możemy sami zacząć zbierać informacje, uczyć się w obiektywny sposób tego, co powinniśmy wiedzieć o seksie. Przydadzą się także chwile spędzone samemu ze sobą – wcale nie na samomiłości, raczej na wsłuchaniu się w nasz wewnętrzny głos, który często od lat próbuje wypowiedzieć, co jest nam potrzebne, czego zaś powinnyśmy unikać.

Przydatne może być proste ćwiczenie polegające na wyobrażeniu sobie siebie, który/która już jest samodzielny i podejmuje dorosłe decyzje w zakresie seksu. Jak będziemy wtedy wyglądać? Jak się czuć? Co się zmieni w naszym życiu na lepsze? Co bezpowrotnie odejdzie? Takie proste pytania pomogą nam wczuć się w nasze nowe położenie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: